limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2017

Dystans całkowity:910.00 km (w terenie 105.00 km; 11.54%)
Czas w ruchu:49:47
Średnia prędkość:18.28 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:41.36 km i 2h 15m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 33.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 21.06km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 października 2017 | dodano: 16.10.2017

Start taki sobie i w związku z tym na kołach jestem o 6:16. ICM wieszczy, że na powrocie będę miał +20 albo i lepiej. Ranek jednak jest chłodny. Nie patrzyłem na termometr ale racze więcej jak +8 nie bym nie dał. Do tego w powietrzu jest trochę wilgoci pod postacią mgieł, co nieco pogarsza komfort termiczny. Nie wieje. Jezdnie suche. Na niebie jeszcze widać Wenus i cienki łuk Księżyca. Kręcę standardową drogę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Nie cisnę ale też i nie zamulam. Po drodze raczej spokojnie. Szlaban na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie zamyka się chwilę po tym, jak przejeżdżam. Ostatecznie na mecie jestem równo o 7:00. Przyjemny dojazd do pracy.

Powrót z pracy w bardzo przyjemnych warunkach. Wdzianko całkowicie na krótko. Ładne słoneczko, niezbyt mocny wiaterek o temperaturze do przyjęcia. Wracam przez centrum Zagórza i Makro. Po drodze do Mydlic w lesie napotykam sporo powalonych drzew, dwa w poprzek ścieżki. Skracam sobie przez cmentarz na Warpiu w stronę placu zabaw i kościoła na Koszelewie. Przelot wybrany celowo bo mam w pobliżu do odwiedzenia miejsce, gdzie planuję przepuścić trochę gotówki na AGD. Zamiar udaje się zrealizować. Zaskakuje mnie tylko nieco czas dostawy bo proponują już na dziś. Skoro tak, to kręcę prosto do domu nie oszczędzając się za bardzo. Krótko przez nerkę, Zamkowe, lasek grodziecki i przez światła na "913", którą prosto do domu. Przyjemne jeżdżenie i gdyby nie to, że ma być dostawa to bym pewnie o jakiś las zahaczył jeszcze.


Kategoria Praca

Wokół TTC

  • DST 108.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:18
  • VAVG 14.79km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 października 2017 | dodano: 14.10.2017
Uczestnicy

Dziś klubowe jeżdżenie w ramach wycieczek dla ludności.
Zamykamy cykl "Spotkanie rzek - spotkanie kultur". Dziś wycieczka terenowa wokół Trójkąta Trzech Cesarzy.

Ruszam z domu nieco obsunięty w czasie - 7:16. Chwila na wjazd do piekarni po zaopatrzenie i w drogę. O 8:00 jestem na Mecu. Dopiero. Zgłaszam Prezesowi, że się spóźnię i kręcę dalej na Niwkę. Zastaję tam już spory tłumek. Jest silna ekipa z Jaworzna. Równie silna z Cyklozy i sporo "bezbarwnych" :-)

Marcin robi wprowadzenie, potem szybkie foto klubowe i ruszamy w drogę. Część dzisiejszych ścieżek była mi znana z różnych innych wyjazdów w okolice Jaworzna i Mysłowic ale było też całkiem sporo nowych. W sumie nie przejmowałem się gdzie jestem bo zawsze było jakieś koło przede mną, za którym dało się podążać, a gdzieś daleko w przodzie był prowadzący, który wiedział jak pojechać. Przez kolejne miasta prowadzili nas przewodnicy z poszczególnych czyli po Sosnowcu nasz Prezes, z Jaworzna osoba stamtąd (imienia nie pomnę), po Mysłowicach prowadził Paweł.

Po drodze trafiło się kilka drobnych problemów technicznych pod postacią kapci i zaklinowanych łańcuchów oraz niegroźne gleby.

Pogoda była całkiem niezła. Poranek nieco pochmurny ale umiarkowanie ciepły. Im dnia bardziej ubywało tym więcej było słońca. Tempo raczej spokojne, z licznymi postojami i czasem na pogaduchy.

Ostatecznie kończymy przy Trójkącie Trzech Cesarzy, gdzie czekają na nas Swietłana i Grzesiek. Tam ostatnie foto i zaczyna się opalanie mięsiwka nad ogniskiem. Nie zostaję tam jednak na dłużej. Chcę do domu ściągnąć jeszcze za dnia. Powrót rozpoczynam o 16:00. Wracam przez Sosnowiec i Będzin nie omijając i na tej trasie terenu jeśli tylko był mi po drodze. Ostatecznie jazdę udaje mi się zakończyć jeszcze za dnia. Ale niewiele go zostało. Kilka chwil później jest już zachód słońca.


Link do pełnej galerii























Kategoria Jednodniowe

DPDZD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 19.27km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 października 2017 | dodano: 13.10.2017

Start umiarkowanie udany o 6:12. Jezdnie suche. Jest w miarę ciepło. Wieje dość konkretny wiatr z zachodu czyli do pracy będzie wspomaganie. Czuję to już po 300m kiedy obieram właściwy kierunek. Kręci mi się zadziwiająco dobrze. Trasa oklepana do znudzenia czyli przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Rzutem na taśmę załapuję się na stanie na szlabanie przed pociągiem KŚ do Częstochowy. Po drodze coś tam było o za bliskim dojeżdżaniu przez konserwy ale nic drastycznego więc w sumie uznaję dojazd za spokojny i bardzo przyjemny. Na finiszu widzę, że wspomaganie było konkretne. 43 minuty dojazdu. O 6 lepiej niż wczoraj a trasa i pojazd te same. Mała różnica tylko w zawartości plecaka - wczoraj balast był cięższy.

W ciągu dnia było trochę słońca, trochę chmur, sporo wiatru ale nie padało. Na wylocie mam wiatr w twarz i to dość konkretny. Do tego dopadło mnie jakieś znużenie i osłabienie. Zupełnie zero chęci na objazdy. Nóżka za nóżką wlokę się przez Mec i Środulę do Będzina a potem w stronę Łagiszy skręcając przed nią prosto do skrzyżowania na "86" i dalej do Górdkowa. Stamtąd zjazd do domu. Robię sobie chwilę przerwy i potem zarzucam sakwy na Strzałę. Kręcę standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 42.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 18.26km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 października 2017 | dodano: 12.10.2017

Start 6:17. Sucho. Umiarkowanie ciepło jak na tą porę dnia i roku. Jakiś wiaterek słaby chyba jest. Trochę niegroźnych chmurek na niebie. Do świateł na "86" dość konkretny ruch. Dalej już spokojnie. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. W sumie spokojna. Na miejscu jestem 2 min. po czasie. Mniej niż zakładałem, że będzie.

Powrót zaczynam odrobinę później. Ładny, słoneczny dzień gdzieś się stracił. Niebo pokrywa dywan chmur i wieje dość konkretnie. Dość szybko też zaczyna nieco kapać. Nic poważnego ale w połączeniu z wiatrem mało przyjemne. Przez centrum Zagórza i Mortimer jadę na Reden. Tu mała przerwa na wjazd do Tesco. Na wyjściu już warunki znacznie lepsze. Nawet pojawia się słoneczko. Kręcę dalej w stronę Łęknic i Piekła. Stamtąd do Preczowa i przez Sarnów do Domu. Tempo powrotne niezbyt spieszne ze względu na ekstra balast i ogólną niechęć do pośpiechu. Po drodze znikoma liczba rowerzystów czy biegaczy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 października 2017 | dodano: 11.10.2017

Mantra chyba jednak nie jest dobrym rozwiązaniem w kwestii wczesnego wyjazdu :-/ Również nie jest to kwestia budzika. Dziś chyba zwalić mogę na blog Putina. Dobrze mi się czytało przy szamaniu śniadanka i jakoś tak czas poleciał, że potem nawet mimo pośpiechu nijak nie dało się wyjechać zauważalnie wcześniej. Do tego jeszcze na wyjściu objawiają się kropelki, których ani śladu nie było na wstawaniu. Zmusza mnie to na chwilę zwłoki związaną z zakładaniem pokrowca na plecak. Tym sposobem na kołach jestem dopiero o 6:15. Jednak, jako że dziś na full-u, to specjalnie mnie to nie martwi bo powinienem dać radę dojechać o czasie jeśli tylko nie wyskoczy coś nieoczekiwanego. Warunki, mimo tego, że kapie, nie są złe. Powiedziałbym nawet, że jest znacząco cieplej niż wczoraj. Przekonuję się o tym ostatecznie na finiszu stwierdzając, że się lekko podgotowałem. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Po drodze ze 2-3 narwańców wyprzedzających mnie z jazdą na czołowe z pojazdami z przeciwka. Udało im się tym razem ale zawsze się zastanawiam co ci ludzie mają pod beretami, że nie mogą poczekać z 10-15 sekund aż będą mieli cały wolny pas aż po horyzont. Adrenaliny szukają? Poza tym przejazd raczej spokojny i całkiem przyjemny.

Jednak mnie na powrocie trochę okapało. I nie było to tylko kidanie. Wracam przez centrum Zagórza, Mortimer, Aleję Róż, Fabrykę Pełną Życia, Zieloną, Preczów i Sarnów. Większość drogi było całkiem znośnie. Dopiero na mojej wiosce przez jakieś 2km popadało tak konkretnie, choć na szczęście nie na tyle, by w butach zrobiło się mokro. Po drodze też jeden "wsiok" wyprzedzający na gazetę przy samochodzie jadącym z przeciwka (to w Sarnowie), i jedna "księżniczka" niezatrzymująca się na STOP-ie zajeżdża mi drogę (to w Preczowie). Nie było jakoś szczególnie groźnie ale lekko serducho z wrażenia mocniej zapompowało. A! I jeszcze w Sosnowcu na "ścieżce" przy Braci Mieroszewskich też jeden z reflektował się w ostatniej chwili, że jednak powinien mnie przepuścić. Co prawda, ja też hamowałem, ale to dlatego, że obserwowałem jego dziarskie zbliżanie się do skrzyżowania. Jakby nie zamierzał się zatrzymać. W sumie przyjemny powrót do domu. Trochę jakby cieplej.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 53.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 17.87km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 października 2017 | dodano: 10.10.2017

Mantrowanie pomogło. Dziś na kołach jestem o 6:03. Jezdnie suche, na niebie trochę chmur, ciemno, wiatr nieco słabszy niż wczoraj ale dalej zimny, jakby ciut cieplej. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dawno niejeżdżony Srebrny stawia trochę opór przerzutkami. Nie wskakuje 1 z tyłu i nie schodzi z 3 na 2 na przodzie. Z tyłem w czasie jazdy nie mam co zrobić. Przód zalicza co jakiś czas kopa i spada na 2. Na miejscu kapię nieco smaru na przednią przerzutkę a z tyłu poprawiam pancerz. Chyba będzie dobrze. Dojazd spokojny, niezbyt spieszny i całkiem przyjemny.

Powrót z pracy z objazdami. Przez Kombajnistów i Ludwik jadę w stronę Stawików i dalej do Szopienic. Stamtąd do Bogucic i centrum Katowic. Tu odbieram przesyłkę i ruszam w drogę powrotną. Przez Pętlę Słoneczną ciągnę do Placu Alfreda i dalej do Siemianowic Śląskich. Tym razem odpuszczam sobie teren w Czeladzi i obieram kierunek na Przełajkę. Tamże pojawia się króliczek. Początkowo miałem mu odpuścić ale jakoś tak sama noga podała i na podjeździe pod Biedronkę ustawiłem się 3m za nim. Tempo miał takie, że szału nie było. Kiedy wytoczyliśmy się na płaskie przed kościołem wrzuciłem młynek, powiedziałem "Cześć" i swoim tempem popedaliłem pod górkę. Nie wiem czy walczył, czy nie bo się nie oglądałem. Na młynkach, trzymając się granicy urwania tlenu, poleciałem swoje. Na górce przed Brynicą już go w każdym razie nie było. Obok Orlenu w Wojkowicach wbijam w teren na prostą do domu. Tu już tempo spokojniejsze do samego końca. Jechało się całkiem fajnie mimo tego, że trochę ćmił mnie baniak i aura się nie popisała. Jezdnie mokre, umiarkowanie ciepło, podmuchy prawie żadne, tylko czasami przez chwilę mocniej pokapało. Tak poza tym to cały czas tylko "kidało". Lepszego określenia dla tego opadu nie znajduję, a takie stosował Paweł na ten rodzaj kropelek, więc niech tak zostanie. Generalnie na mecie ani nie jestem jakoś przemoczony, w butach sucho czyli było dobrze.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 39.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 17.33km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 października 2017 | dodano: 09.10.2017

I znów czas na mantrę: muszę zacząć wcześniej wyjeżdżać. Rozruch mam dobry ale start już nie bardzo. Na kołach jestem o 6:13. Jezdnie mokre. Chłodno. Na niebie szybko przesuwające się chmury. Wiatr zdecydowanie w plecy ale i tak mam wrażenie, że jedzie mi się opornie. Nawet nie próbuję pociskać. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Momentami wydaje mi się, że jest duży ruch. Przed "dworcem kolejowym" w D. G. słyszę jakieś dziwne ni to piszczenie, ni to rzężenie. Przejeżdżam tory żeby nie utknąć na szlabanach i przystaję. Podejrzenie pada na kółeczka przerzutki. Wyciągam smar, kapię na oba po solidnej kropli. Zakręcam korbą. Jest ok. Toczę się dalej zwykła trasą. Światła, o dziwo, dziś udaje się przelecieć bez stania ale i tak to nie chroni mnie przed lekką obsuwą. Na miejscu jestem 4 minuty po czasie. Dobrze było znów zakręcić po dwóch dniach przerwy.

Na powrocie całkiem ładna pogoda, słonecznie, trochę malowniczych chmurek. Niestety jest też wiatr, dla mnie z kierunku przeciwnego czyli mniej więcej z zachodu. I nie jest ciepły. Z tego też względu jadę sobie spokojnie, momentami wręcz spacerowo. Przeciętnie jakieś 7-10km/h wolniej niż zwykle. Do tego robię lekkie wygięcia. Początek standardem przez centrum Zagórza i Mortimer na Reden. Tam z Al. Majakowskiego przebijam się obok Urzędu Miasta w stronę Łęknic na bieżnię. Wyginam jeszcze przez teren przy Pogorii 2 i dalej na Piekło. Tu chwila stania aż przejedzie lokomotywa i wbijam na bieżnię przy Pogorii 4. Po drodze coś mnie naszło na zjechanie w piaski między P3 i P4. Dzięki temu wynajduję sobie 4 dorodne maślaczki (1 okazał się potem robaczywy, niestety). Trochę spacerkiem i zakosami szukam jeszcze ich kolegów ale więcej się nie trafia nic więcej. Czasu za dużo nie mam więc wracam na utartą ścieżkę czyli dalej bieżnia i potem Preczów, Sarnów i dom. Gdyby nie zaplanowana wizyta u stomatologa to bym pewnie jeszcze gdzieś w las zajechał ale niestety czas gonił i na dziś było trzeba skończyć. A szkoda, bo jutro ma być słabo.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 19.07km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 października 2017 | dodano: 06.10.2017

Noc hałaśliwa. Wiatr huczał chyba gdzieś do 4 nad ranem kilka razy mnie budząc i na rozruchu było niemrawo. Ostatecznie wytaczam się o 6:13. Wieje z zachodu choć całą drogę mam wrażenie, że właściwe z każdego kierunku. Jezdnie schnące. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Nie widzę większych zniszczeń po drodze. Głównie trochę połamanych gałęzi i sporo opadłych liści. Jedynie u mnie obok kościoła zniszczona tablica reklamowa i potem dopiero w centrum Zagórza złamane drzewo (obok bloku rodziców Prezesa). Na miejsce zataczam się z lekką rezerwą czasu. W sumie spokojny i przyjemny dojazd do pracy.

Powrót to pokaz możliwości jesiennej pogody w Polsce. Deszcz z wiatrem na przemian z ładnym słoneczkiem. Do tego zauważalny spadek temperatury łatwo dostrzegalny dzięki parującemu oddechowi. Zaczynam jazdę w znośnych warunkach przy mikroskopijnych kropelkach z powietrza. Profilaktycznie założyłem pokrowiec na plecak i okazało się, że to był bardzo dobry ruch. Przez centrum Zagórza i Mortimer przejeżdżam w przyjemnych warunkach trzymając się chodników. Na jezdniach jest dużo wody. W Parku Hallera trochę kapie ale nie ma tragedii. Za "dworcem kolejowym" zaczyna kapać konkretniej i na odcinku od parku Zielona, przez czarny szlak do Łagiszy nieźle mnie zlało. Tak mi się przynajmniej wydawało. Na światłach w Sarnowie mam znów ładną, słoneczną pogodę ale widzę na zachodzie, ołowianą w kolorze, chmurę. Akurat tam, gdzie mam jechać. Kontynuuję chodnikami bo na jezdni jest wyjątkowo dużo wody. Musiało tu przed chwilą dosłownie lać. Zbliżając się do domu widzę, że nie uniknę deszczu ale to, co mnie spotkało na kilometr przed celem to jakiś ponury żart. Lunęło tak, że od razu poczułem wodę w butach. Oczywiście przestało jak tylko otwarłem drzwi do domu. Rozbierałem się prosto do pralki bo nic nie nadawało się już do suszenia. Szczerze wątpię czy zmobilizuję się do jakiejkolwiek aktywności rowerowej w weekend. Po takich dojazdach i powrotach w tygodniu weekend mam ochotę przesiedzieć w ciepełku, w domu.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 38.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 21.11km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 października 2017 | dodano: 05.10.2017

Grzebanie przedstartowe zacząłem wcześniej ale ostatecznie jestem na kołach o 6:12. Jest wietrznie, sucho, pochmurno i w miarę niezimno. Kręcę standardową trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przykładam się do kręcenia na tyle, że mało mi przeszkadzają samochody. Małe spowolnienie na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej - czekam aż przejedzie pociąg do Częstochowy. Na ul. Szymanowskiego położyli jedną stronę dywanu. Prawie im się udało ze studzienkami. Tylko niektóre są nieco zapadnięte ale i tak jest lepiej niż było. Na miejscu jestem z zapasem 6 min. Przyjemny dojazd do pracy. Nawet lekko się podgotowałem.

Przed wyjściem sprawdzam radar i pojawia się nadzieja, że wrócę do domu na sucho. Bez większego gięcia kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Zielonej i na czarny szlak do Łagiszy. Potem standard przez Sarnów do domu. Niestety na wylocie z czarnego szlaku pojawiają się kropelki i towarzyszą mi do domu. Na szczęście raczej nużące jak przemaczające. W domu zostawiam Rzeźnika, wytaczam Srebrnego i zapinam do niego sakwy. Robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Wiaterek jest coraz mocniejszy. Wychodząc ze sklepu znów nadziewam się na kropelki. I to nawet dość konkretne. Na szczęście do domu tylko kilometr, więc do domu zataczam się jednak nieprzemoczony. Mimo wszystko fajnie się jeździło.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 42.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 21.91km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 października 2017 | dodano: 04.10.2017

Rozruch sprawny ale na kołach jestem dopiero o 6:19 bo jeszcze trzeba było nieco Rzeźnika ogarnąć przed wyjazdem. Drogi schnące u mnie, a dalej jeszcze mokre. Dziś bez opadów. Jakby nieco cieplej. Powiedziałbym, że +10. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Staram się spieszyć by nie mieć spóźnienia ale niestety zamiar umiera w Dąbrowie Górniczej. Najpierw stoję na szlabanie przy "dworcu kolejowym". Potem chwila na rondzie w centrum. Potem światła na Alei Róż. Kolejne na Mortimerze. Ostatecznie na finiszu mam 3 minuty obsuwy. Akurat tyle, ile stałem na szlabanie. Spieszny ale przyjemny dojazd do pracy.

Powrót z niewielkim zagięciem. Przez park środulski i Ludwik kręcę w stronę centrum spotkać się pod siedzibą PTTK z Prezesem. Jedzie się, mam wrażenie, opornie. Wszystko za sprawą dość silnego wiatru. Momentami muszę ostro z nim walczyć młynkami. Zostawiam Prezesowi gifta, chwilę gadamy. Powrót kontynuuję na kierunku do Milowic. W tym celu kręcę do parku na Stawikach i dalej czerwonym szlakiem. Jest spokojniej niż asfaltem w godzinach szczytu. Z Milowic standard do Czeladzi i dalej przez Wojkowice do domu. Od centrum Sosnowca wiatr przeszkadzał jakby nieco mniej. W sumie przyjemny i prawie spokojny powrót do domu. Jedynie na Środuli jeden "zombie" i na granicy Czeladzi i Sosnowca jeden klient na czołowe. Ostatecznie jednak skończyło się bezkrwawo.


Kategoria Praca