limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1588.00 km (w terenie 192.00 km; 12.09%)
Czas w ruchu:84:54
Średnia prędkość:18.70 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:63.52 km i 3h 23m
Więcej statystyk

Roztocze - Zwierzyniec i pogodowa katastrofa

  • DST 57.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 13.68km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016
Uczestnicy

Rano mało optymistycznie: pochmurno, chłodno, lekkie pokapywanie przed startem. Ruszamy na dłuższą trasę przez Zwierzyniec i Szczebrzeszyn. Od razu w teren. Niestety bardzo szybko zaczyna padać. Ubieramy się szybko i jedziemy dalej ale wygląda na to, że raczej nie przestanie a wręcz przeciwnie, rozpędzi się. Cyklozą toczymy się generalnie w przodzie by nie marnować energii poświęconej na wjazd na pagórki i skorzystać z dynamicznych zjazdów, choć te robią się niebezpieczne, śliskie. Jednak do asfaltu docieramy bez problemów. Tu czekamy aż grupa się zjedzie, co trwa dość długo. Klubem odrywamy się i jedziemy swoim tempem i nieco inną trasą. Ostatecznie znów wbijamy w teren dzieląc się między sobą. Na końcu jadę tylko z Darkiem. GPS wyrzuca nas na niebieski szlak przez Park Narodowy. Początek nie jest jeszcze tragiczny ale potem widzę znajome drzewko na polanie a potem zaczyna się żywy piach. Sporo dało się pojechać ale były też i miejsca, gdzie trzeba było się przepchnąć. Kiedy po ciężkiej walce wybywamy na asfalt między Obroczą a Zwierzyńcem stwierdzam, że znów mam kapcia. Darek jedzie do chłopaków a ja się łatam. Poklejoną dętkę wywalam do kosza, drugą, niepewną zakładam i pompuję. Trzyma. Jadę do Zwierzyńca. W mieście znów czuję, że gdzieś na krawężniku dobiło. Puszcza. Dotaczam się do chłopaków, którzy zasiedli w "Młynie" i zjadamy obiad. Na wyjściu kapcia mam już konkretnego. Paweł jedzie do sklepu załatwić mi nowe dętki a ja w międzyczasie rozbieram kółko. Nowa kiszka ląduje w kole, zapas pod siodełkiem. Można jechać. Na chwilę przestało padać jak się serwisowałem ale potem znów zaczęło. Dopóki nie minęliśmy Obroczy jeszcze kapało ale potem pojawiło się słoneczko i zrobiło się nawet całkiem ładnie. My byliśmy już jednak mocno przemoczeni i zmarznięci i ochota do jeżdżenia przeszła zupełnie. Wracamy do Krasnobrodu. Szybkie zakupy (w tym papieru do suszenia butów) i zjazd na kwaterę. Plan na dziś poległ całkowicie przez pogodę. Na dodatek wieczorem coś mnie jeszcze do kompletu struło i skończyło się tym, że najpierw sobie długo posiedziałem w łazience a potem cały następny dzień przespałem.




Link do pełnej galerii








Kategoria Kilkudniowe

Roztocze - Szumy na Tanwi i Puszcza Solska

  • DST 100.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:23
  • VAVG 15.67km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016
Uczestnicy

Dziś również bierzemy udział w wycieczce zlotowej. Poranek jeszcze niezbyt ciepły. Startuję w bluzie ale szybko trzeba ją zdjąć bo teren wymagający i jest okazja się rozgrzać. Dziś niemało piasku po drodze jednak dopóki ktoś drogi nie zablokuje to da się jechać. Po poprzednich wycieczkach kilka osób chyba zrezygnowało z jeżdżenia w grupie bo mimo trudniejszych warunków terenowych jedziemy sprawnie. Choć i tak z Pawłem i Darkiem wypuszczaliśmy się czasem na nieco szybsze kręcenie przodem. Przerwę dłuższą robimy w Narolu. Tu też całkiem smaczny obiadek w "Narolskich Smakach". Potem kręcimy w stronę Szumów na Tanwi. Po drodze nieco zostaję w tyle by pomóc szukać zagubionych okularów (niestety bez efektu) i potem gonię grupę. Na asfalcie orientuję się, że mam kapcia. Znów przód. Znów puściła łatka. Klejony zapas też nie trzyma. Ewidentnie klej zwietrzał. Coraz bardziej potrzebuję nowych dętek bo tym co mam nie mogę ufać. Udaje mi się jednak jakoś połatać i gonię asfaltem w stronę Szumów. Zjeżdżam się z grupą przy parkingu i dalej kręcimy razem. Wpadamy na długą prostą w Puszczy Solskiej. Zostaję nieco w tyle by potem móc się rozpędzić. Sukcesywnie mijam kolejne osoby aż docieram do czoła z przewodnikiem. Pytam Pawła czy jeszcze ktoś z naszych jest na przodzie. Są. Paweł i Darek. I kilka innych osób również. Podkręcam tempo i zaczynam gonić. Zabawa w króliczka. Jak się okazało, dziś za niego robił Paweł i szło mu tak dobrze, że nie dał się dogonić. Ale sama pogoń przez las była piękna. Spotykamy się przy kamieniu upamiętniającym wspólne polowanie Króla Stefana Batorego, Hetmana Jana Zamojskiego i Jana Kochanowskiego a potem robimy postój na polanie za rzeką gdzie też ma obóz grupa ze spływu kajakowego. Po przerwie i pogaduchach ruszamy dalej Puszczą w stronę Oseredka, Ciotuszy Starej i dalej do Krasnobrodu. Kręcę spokojnie na końcu nieco zmachany zabawą w króliczka. Zagaduję do zamykającego grupę i okazuje się, że to również użytkownik BS - Kierowca Roweru. Kręcimy razem na końcu zamykając stawkę i, jakże by inaczej, rozmawiamy na tematy okołorowerowe. Tomek opuszcza nas już na samym końcu spiesząc się na pociąg do domu. Z kolei mnie na finiszu znów puszcza łatka i zmuszony jestem do klejenia. Mocno mnie już wkurza ta seria a nowych dętek wciąż nie mam za to łatek już zero. Koniecznie muszę pokleić zapas. Na kwaterę docieram ostatni. Przyjechał też z Radomia Marcin. Kilka dni z nami pobryka po okolicy choć na rajdzie się nie rejestruje.




Link do pełnej galerii








Kategoria Kilkudniowe

Roztocze - Komarów-Krynice

  • DST 100.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:36
  • VAVG 15.15km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016
Uczestnicy

Dzień na starcie średnio optymistyczny. Dywan chmur. Niezbyt ciepło. Mimo tego startuję "na krótko". W miarę kręcenia robi się cieplej a pogoda poprawia się. Początek jedziemy zwartą grupą. W którymś momencie nieco przelatujemy planowany skręt i zaczyna się improwizacja. Przed Komarowem jesteśmy już rozsypani na wiele grup, które usiłują dotrzeć na własną rękę pod kościół. My robimy w swoim gronie walkę z lasem, łąkami, pokrzywami itp.czyli norma. Dowiaduję się też, że mamy ze sobą jednego nadprogramowego towarzysza, który urwał się przez przypadek swoim rodzicom z grupy. Jednak daje spokojnie radę i bezpiecznie dociera z nami do Komarowa, gdzie dołącza do swoich. Tam znów peleton zbieram się do kupy. Rusza jednak wcześniej niż my a z nim Paweł, którego widzimy potem dopiero na kwaterze. Grupa skraca przejazd odpuszczając kopiec upamiętniający bitwę pod Komarowem a my jednak będziemy próbowali tam dotrzeć. Udaje się choć robimy to nieco zakosami. Potem kontynuujemy punkt po punkcie realizację trasy. Miejscami jest dość wymagająca a to z powodu podjazdów, a to z powodu terenu. Ogólnie okolice nie są wysokie biorąc wartość nad poziomem morza (między 200 a 350-370 metrów) ale są okolice gdzie trzeba te 150m podjechać na dość krótki odcinku. Z kolei jak się trafi na trasę wzdłuż garbu lub doliny to kilometrami jedzie się po niemal płaskim terenie. Po drodze dołącza do nas dwóch sąsiadów z gliwickiego klubu Huzy, którzy również padli ofiarą małego zamieszania przy rozpadzie grupy. Dołączają do nas i razem jedziemy trasę aż do Krynic. Po drodze przetaczając się śladami grupy głównej. W Krynicach mieliśmy coś zjeść ale do dyspozycji była tylko pizza więc rezygnujemy i wbijamy na czerwony szlak, który był w planie wycieczki. Oj! Wytrzęsło nas dziś nieźle! Po drodze natykamy się na innych uczestników zlotu, którzy trasę robili samodzielnie. Ostatecznie spotykamy naszych przewodników w Krasnobrodzie. Grupa rozjechała im się już jakiś czas temu. My w pięciu jedziemy nad zalew zjeść spóźniony obiad i potem na odprawę. W końcu udaje mi się zarejestrować. Nogi nieco się zregenerowały po dojeździe czyli jest szansa na to, że będę miał siły na powrót do domu o własnych kołach.



Link do pełnej galerii



Pomnik przy kościele.





Kategoria Kilkudniowe

Roztocze - do Zamościa

  • DST 75.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 16.25km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016
Uczestnicy

Starty zlotowych wycieczek zaplanowane były na 8:30. Ruszamy z Krzyśkiem do biura zlotu żebym się jeszcze zarejestrował. Niestety już pozamykane bo Komandor Zlotu dziś prowadzi przejazd. Kręcę na start. Całkiem spora grupa się zebrała. Dobrze się jedzie za kimś, bo nie trzeba kontrolować drogi i można się oddać podziwianiu widoków i pogaduchom ze znajomymi :-) Liczebność grupy sprawia, że toczymy się raczej powoli. Sprzyja temu trasa, która biegnie w dużej części drogami leśnymi i polnymi. Większość łatwo przejezdna. Trafił się tylko jeden odcinek z piaskiem, który częściowo musiałem przejść bo po prostu w takiej gromadzie co rusz komuś przydarzyło się utknąć zmuszając tym samym resztę do zsiadania. Część osób nie bardzo chyba wiedziała na jaki teren się wybiera bo mieli zdecydowanie zbyt szosowe ogumienie. Zresztą po kilku dniach jazdy po Roztoczu doszedłem do wniosku, że to jest idealny teren pod FatBike-a. Jak się takiego rowerka dopracuję to Roztocze będzie pierwszym kierunkiem, który obiorę by go przetestować :-] Po drodze mamy dłuższy postój przy kaplicy św. Romana. Potem zgrabnie wtaczamy się do Zamościa i zostawiwszy rowerki pod nadzorem ruszamy na piesze zwiedzanie miasta. Nasza przewodniczka bardzo ciekawie opowiada zarówno o samym mieście jak i historii regionu i Polski, które złożyły się na kształt Zamościa. Odwiedzamy wszystkie rynki w mieście, synagogę, fragmenty fortyfikacji, katedrę a nawet zaułki. Blisko 2 godziny mijają błyskawicznie a mimo tego udaje nam się zobaczyć całkiem sporo atrakcji. Dodatkowo dziś na rynku odbywają się pokazy skoków na motorach i zlot starych pojazdów. Zmęczeni spacerem szukamy okazji do zjedzenia obiadu. Ostatecznie zasiadamy w jednym z lokali przy rynku kątem oka przypatrując się fruwającym w powietrzu motorom. Podczas obiadu dogania nas już drugi przelotny deszczyk (pierwszy zagonił nas do synagogi). Ze względu na długoweekendowy najazd gości przeciąga się obsługa klientów i nie udaje nam się zdążyć na wspólny odjazd grupy. Wracamy we własnym gronie starając trzymać się zaplanowanej trasy. Nieco zmachani lądujemy na kwaterze przed 19:00. Od razu zaczynamy uzupełniać izotonikami braki i znów nie udaje mi się zarejestrować. Może jutro...




Link do pełnej galerii



Zbieramy się przed startem do Zamościa.


Nad źródełkiem.


Zamość.



Kategoria Kilkudniowe

Na Roztocze dzień 2

Sobota, 13 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016

Ruszam trochę później niż planowałem ale dobrze się spało i tak jakoś nie paliłem się do startu. Ostatecznie ruszam grubo po 8:00. Po niecałych 4km zatrzymuję się na zakupy (bułki, batony, woda). Ruszam dalej i za skrzyżowaniem zastanawiam się jak chłopakom idzie jazda autostradami. Zadzwonię. I tu niespodzianka. Nie mam telefonu. Przekopuję bagaż, plecak. Musiał zostać w zajeździe. Wracam. Jest. Leży na półce, tam gdzie go zostawiłem. Z punktu wyjścia ruszam ponownie o 9:00. Pierwsze 8km to pusty przebieg. Jedzie mi się dziś opornie. Temperatura również niespecjalna choć jakby nieco cieplej niż wczoraj. Jednak mimo tego jadę dziś ubrany na długo bo odczuwam przechłodzenie mięśni nóg. Możliwe, że to jest powodem zamulania. Do Stalowej Woli dotaczam się w tragicznym czasie. Przebijam się przez miasto ścieżką rowerową. Gdzieś na wylocie orientuję się, że mam kapcia na przodzie. Łatanie zajmuje mi sporo czasu. Założony zapas puszczał powietrze. Samoprzylepne łatki nie przetrwały próby czasu i muszę kleić podstawową dętkę. To kolejna rzecz, którą zawaliłem przed wyjazdem. Po drodze dziś kilka rzek do przekroczenia. Z większych to Wisła i San ale były też liczne mniejsze. Po przekroczeniu Sanu pojawił się gruby, niezbyt gęsty ale denerwujący deszcz. Nie ubieram się przeciwdeszczowo bo nie ma takiej potrzeby ale jedzie się średnio przyjemnie. Po drodze regularne sesje łącznościowe z Krzyśkiem, który przewodzi naszej grupie na zlocie. Oni już są na miejscu. Szacuję, że 18:00 to będzie bardzo dobry czas jak dojadę. Kręcę mozolnie dalej. Tereny robią się spokojniejsze, bardziej odludne. Jest więcej lasów a same miejscowości są niewielkie i często bez żadnego sklepu więc muszę uważać na zaopatrzenie. Dziś drugi dzień bez obiadu. Planowałem przystanąć w tym celu w Zwierzyńcu kojarząc tam dobrą metę do tego celu ale Krzysiek mówi, żebym jechał od razu do celu bo jest grill. Odcinek ze Zwierzyńca do Krasnobrodu jechał mi się już bardzo opornie. Na dokładkę wjeżdżam do miasta naokoło nieświadom skrótu, który oszczędziłby mi ze 2-3 km. Ekipa jest już na miejscu. Rozwieszony baner jasno wskazuje gdzie stacjonujemy. Zostawiam bagaże i robię jeszcze małe kółeczko po zakupy. Potem można się już spokojnie rozpakować, umyć i uzupełnić braki izotonikami. Jutro jeżdżenie w ramach zlotu.



Link do pełnej galerii



Stalowa Wola.


Kurzyna Średnia.


Biłgoraj.



Kategoria Kilkudniowe

Na Roztocze dzień 1

  • DST 216.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 11:13
  • VAVG 19.26km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 sierpnia 2016 | dodano: 22.08.2016

Dziś ruszam rowerkiem na zlot PTTK na Roztoczu. Planowałem jechać wcześnie (5:00-6:00) ale poranek był mglisty i chłodny i ostatecznie ruszam 7:01. Słonecznie ale chłodno. Jadę na krótko. Początek oporny. Po 3km postój na zakupy w piekarni. Potem na Pogorii 4 przerwa na wszamanie części zakupów. Jedzie się całkiem nieźle. Na Antoniowie trafia się króliczek więc jest okazja nieco podgonić. Po 21km słyszę niezbyt głośny trzask i od razu zaczynam podejrzewać, że pękła szprycha. Staję. Sprawdzam. Niestety tak. Foto dokumentalne i kręcę dalej. Jakoś to będzie. Nie rzuca za bardzo zadkiem więc powinienem dojechać. Dłuższą przerwę na odpoczynek i karmienie robię na rynku w Wolbromiu. Aż szkoda, że ruch w takich miasteczkach przepuszczany jest przez takie miejsca. Odechciewa się tam siedzieć w tym hałasie. Kręcę mozolnie dalej. Widoki bajkowe. Obiad zamierzam zjeść w Pińczowie i kiedy tam docieram robię rekonesans co do możliwości. Tracę ponad 20 min. by się przekonać, że restauracja w hotelu nie ma wejścia z zewnątrz więc pewnie dla gości tylko. Jadłodajnia na rynku nie ma za bardzo warunków by usiąść na zewnątrz i mieć oko na rower. Poza tym jest przy bardzo ruchliwej drodze. Z kolei gastronomia przy jeziorze to pizzeria. Potem jeszcze na wylocie przyuważam kolejną jadłodajnię ale też przy głównej drodze. Rezygnuję z obiadu i jadę dalej. Kiedy osiągam spokojniejszą drogę i kawałek lasu zjeżdżam na bok i wciągam resztę kanapek, którą przygotowałem sobie przed startem. Po drodze dwa "resety". Droga momentami była bardzo nużąca i mózg wyłączał się z pracy. Wtedy zjeżdżałem na bok, rozciągałem się na trawce bądź ściernisku i na chwilę przymykałem oczy. 3-5 min. takiej przerwy i od razu jechało się lepiej. Dziś wypadły one po około 60 i 120 kilometrze. W okolicach Osieku zaczynam rozglądać się za noclegiem bo już powoli robi się wieczór. Gotów jestem trochę dojechać do spania ale okazuje się, że w okolicy albo wszystko zajęte albo nie chcą przed długim weekendem brać jednej osoby na jeden nocleg. Skoro tak to ubieram się na ciepło i ruszam dalej z zamiarem dokręcenia po nocy do Krasnobrodu. Dojadę skonany ale przynajmniej nie będę marnował czasu. Jest już ciemno i zrobiło się mocno chłodniej. W czasie jazdy jest wręcz zimno. Ubieram nawet jeszcze przeciwdeszczówkę by się ochronić przed wiatrem ale mój entuzjazm dla jazdy nocnej gwałtownie spada. Kiedy przy "79" dostrzegam szyld zajazdu "Pod Dębami" i info o noclegach nie waham się ani chwili i skręcam na podjazd. Jest nocleg więc płacę, pakuję się do pokoju i wbijam pod ciepły prysznic. Ostatecznie nawet nienajgorzej dziś poszło. Jednak jak sobie przypominam, że chciałem do Krasnobrodu jednym pociągnięciem z sakwami dojechać to dochodzę do wniosku, że przeceniłem nieco swoje siły. Może na full-u i gdybym wystartował o północy... Ale to byłaby mordercza jazda.


Link do pełnej galerii



Wolbrom.


Książ Wielki.


Szydłów.



Kategoria Kilkudniowe, Szprycha

DPOD

Czwartek, 11 sierpnia 2016 | dodano: 11.08.2016

Wstaję prawie po ciemku mimo, że godzina niemal taka sama jak wczoraj. Wszystko przez dywan chmur. Sprawdzam jak za oknem: jezdnie schną. Trochę wieje. Nie jest źle. Jedynie temperatura słaba. Zaczynam przygotowania przedstartowe, które nieco się przeciągają. Kiedy wytaczam w końcu rower przed garaż czeka mnie niemiła niespodzianka: deszczyk. Niezbyt gruby i niezbyt gęsty ale jednak. Smaruję łańcuch i amortyzator i twardo ruszam bez przebieranek w gumowy zestaw. Mam obsuwę, jest 378. Po rozpędzeniu się do prędkości podróżnej deszczyk przestaje być zauważalny i słyszalny. Jedzie się nawet całkiem dobrze. Dziś światła mi nie współpracowały zupełnie. Punkty kontrolne pozaliczane po czasie. Na Robotniczej znów manewr wyprzedzania przed skrzyżowaniem (SBE 65194). Tym razem jełop. Dziś odpuszczam ścieżkę na Braci Mieroszewskich by nieco nadrobić czasu choć spodziewam się, że i tak będę na styk. Ostatecznie ląduję 2 min. po czasie. Trochę wychłodzone nogi ale w sumie przyjemnie się jechało. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć bym widział choć jednego rowerzystę dzisiaj.

Po pracy całkiem ładny dzionek się zrobił. Co prawda nie ma upałów ale za to jest przyjemne słoneczko i trochę wiatru. Jezdnie suche. Powrót najeżony haczeniem o serwisy rowerowe w poszukiwaniu kółeczek do przerzutki. Pierwszy najeżdżam w centrum Zagórza. Nie ma. Drugi w Dąbrowie Górniczej. Nie ma takich jak potrzebuję. Potem mój serwis w Będzinie. Nie ma takich jak potrzebuję. Konkurencja za rogiem. To samo. Na końcu zajeżdżam do Olimpijczyka. Są. 26 zetów komplet. No nie tanio ale biorę dwa bo jeden od razu idzie do pracy i żeby drugi był w rezerwie. Wracam przez Łagiszę i Sarnów. W domu wymieniam kółeczka i nieco poprawiam hamowanie tylnego hamulca. Potem już tylko przygotowania do jutrzejszego wyjazdu.


Kategoria Praca, Serwis

DPD

Środa, 10 sierpnia 2016 | dodano: 10.08.2016

Już przed 4:00 rano słyszałem za oknem regularny szum deszczu. Prognoza z ICM nie pozostawiała złudzeń. Będzie równo padało większość dnia. Temperatura miała być nieco powyżej +10. Oczywiście pytanie brzmiało nie "czy jechać rowerem?" tylko "jak się ubrać?". Ostatecznie zdecydowałem się na zestaw gumowy. Chciałem wyjechać trochę wcześniej niż ostatnio i udało się choć nie tak bardzo jak by należało. Ruszam o 92o 15'. Pada równy deszczyk. W koleinach woda. Chyba zawiewa z zachodu bo deszcz nie zacina mi w twarz. Jedzie się całkiem przyjemnie choć nieco wolniej. Pierwsze światła są bardzo współpracujące. Na Zielonej już tworzy się rozlewisko, które objeżdżam bokiem mimo zestawu gumowego. Światła na Alei Róż pokonuję na późnym zielonym. Te na Mortimerze już stałem. Po drodze napotykam tylko jednego rowerzystę. Zauważalnie więcej samochodów. Przy Firmie dwa radiowozy i jakiś cywilny pojazd. Ma obtarty przedni zderzak z lewej strony. Jestem równo o 7:00. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Koledzy chyba zaczną przy takiej pogodzie przyjmować zakłady jak się do pracy wybiorę: zbiorkomem czy rowerem :-)

Powrót z pracy też w zestawie gumowym. Jak ruszałem kapało nieznacznie ale 2x potem deszczyk zauważalnie przyspieszył. Padało niemal całą drogę. Tempo powrotne jeszcze bardziej niespieszne niż dojazdowe. Kręciłem przez Mortimer, Reden, Zieloną, Preczów i Sarnów. W sumie nawet przyjemnie mimo panującego bagna. Nie mam jednak nic przeciwko temu, by przestało padać. Liczę, że prognoza na jutro się sprawdzi i opadów już nie będzie.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 40.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 21.82km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 sierpnia 2016 | dodano: 09.08.2016

Dziś jakby cieplej niż wczoraj. Warunki podobne czyli nierejestrowalny podmuch, słonecznie, szczątkowe chmurki. Udaje się ruszyć nieco wcześniej. Himalaia:Tebe. Mimo tego kręcę początek raczej bez oszczędzania się. Punkt kontrolny na Zielonej osiągam w górnych granicach bezpiecznego czasu przelotu. Na Robotniczej jakaś księżniczka wyprzedza mnie tuż przed skrzyżowaniem (SK 323FT) mimo iż widać już skręcający w naszą stronę samochód. Czasami się zastanawiam czego na kursach uczą bo niektóre zachowania kierowców każą wyciągać wniosek, że tego jak skutecznie zabić siebie i wszystkich w zasięgu wzroku. Chyba, że akurat te egzemplarze kierowców, mimo nauki, nie uczą się niczego. Potem już spokojnie. Od świateł na Mortimerze odpuszczam nieco z tempa bo i tak już zajadę na miejsce z lekkim zapasem czasu. Ostatecznie ląduję z 2 minutami rezerwy. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.

Ruszając z pracy miałem jeszcze całkiem ładny dzień choć chmurek było zauważalnie więcej. Również wiatr podkręcił tempo i wiał z z kierunku mniej więcej zachodniego. Trochę zmęczyły mnie monotonią powroty na kierunku Będzina i Dąbrowy Górniczej więc dziś postanowiłem wygiąć powrót przez Czeladź i Wojkowice. Na początek kręcę w stronę Mecu i przerzucam się na ścieżkę na obrzeżu parku na Środuli. Potem kieruję się przez 3 rondka na Pogoń i stamtąd do Czeladzi. Tu też widzę, że chmury gęstnieją i zrobiło się nieco mroczniej. Słońca nie widać już wcale. Kręcę z uczuciem do Wojkowic i stamtąd standardową prostą do domu. Przy skrzyżowaniu mojej ulicy z "913" stwierdzam, że niewiele mi brakuje do 40km więc robię jeszcze małe zagięcie w okolicach kościoła. Tu kierowcy znów pokazują co potrafią. Mimo sygnalizowania skrętu w lewo i zjeżdżania do osi jezdni jednak jeden wyprzedza. Drugi też chciał ale ostatecznie zrezygnował. Skrótem wracam na ul. Szkolną i potem już prosto do domu nieznacznie przebijając 40km.

Od razu też zabieram się za serwis w postaci wymiany kasety, łańcucha i tarczy hamulcowej na przednim kole. Miałem to jutro zrobić ale stwierdziłem, że lepiej wcześniej i ze dwa dni pojeździć z nowymi podzespołami żeby popracowały i ewentualnie ujawniły jakieś grubsze problemy przed większą trasą. Wymiana poszła sprawnie choć z przerwą. Zabrałem się za zabawę na dworze ale zgonił mnie rzęsisty deszczyk. Dokończyłem w domu i akurat jak wszystko było poskładane to opad ustał. W sumie wiele go nie było. Dzięki temu nie było problemu z testowaniem napędu i hamulca w terenie. Wszystko pracuje jak trzeba choć jak to nowe musi się dotrzeć. Kółeczka na przerzutce są już nieco wyjechane i muszą ułożyć się do łańcucha na nowo. Również tarcza lekko trze ale kilka ostrzejszych hamowań i powinno być dobrze.


Kategoria Praca, Kaseta, Łańcuch, Serwis, Tarcza

DPD

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 | dodano: 08.08.2016

Pomimo weekendowego wybyczenia i wczesnej pobudki startuję mocno obsunięty w czasie - 60 zdrowasiek po 6. Niebo prawie czyściutkie. Temperatura zrobiła się akceptowalna po jakichś 2 km rozgrzewki. Raczej bez wiatru albo na tyle słaby, że zupełnie nieistotny dla przebiegu akcji. W związku z obsuwą kręcę dość intensywnie i na początku nie zwracam uwagi na zegarek. Dopiero na Zielonej sprawdzam czas - 6:40. Na "dworcu kolejowym" 6:45. Jest szansa zdążyć na czas. Cisnę na blacie przez Park Hallera i udaje mi się na światłach na Alei Róż stanąć o 6:48 zaraz ruszając dalej, bo szczęśliwie przełączyły się na zielone. Potem chwila zmarnowana na światłach na Mortimerze. Dziś nie wbijam na ścieżkę tylko ciągnę do ronda na Zagórzu asfaltem i za nim zjeżdżam w ul. Szymanowskiego. Zawsze to minuta lub dwie szybciej. Zerkam na zegarek. 6:54. Teraz już wiem, że zdążę ale jeszcze kawałek cisnę by nieco podkręcić czas. Ostatecznie przejazd zajął mi 38 min. Na Błękitnym dawno już tyle nie wykręciłem. Metę osiągam z minutą zapasu. Po Amigowych modyfikacjach roweru tak dziś spojrzałem na Meridę i zastanowiłem się jakby się sprawowała ze sztywnym widelcem zamiast amora? Może zamiast rozważać wstawienie lepszego amortyzatora dać jednak widelec? Hmm...

Po pracy kręcę prosto do domu. Oszczędzam się i nie robię zagięć by mieć siły na jazdę do Krasnobrodu w piątek. Trochę korci mnie by podskoczyć do Pyrzowic zobaczyć Mirję ale ostatecznie rezygnuję. Może jeszcze będzie okazja w bardziej sprzyjającym terminie. Poza tym już stoi na lotnisku więc nie ma szans na foto w locie. Planowo lądowała w południe a start ma mieć o 3 w nocy. Tak więc przez Mec, Środulę i Stary Będzin kręcę do serwisu. Hamulec dotarł do serwisu ale raczej marne szanse by wrócił do środy więc full jest wyłączony z eksploatacji i tym samym jadę na Roztocze Błękitnym. Z serwisu przez Zamkowe kręcę do Grodźca i dalej do Gródkowa. Przy szkole wbijam na "913". Jadę nią do DINO i odbijam do wsiowego Lewiatana na małe zakupy. Potem już zjazd do domu.

Jeszcze w pracy zadałem sobie pytanie ile czasu upłynęło od ostatniego serwisu napędu? W końcu zlot na Roztoczu to będzie jakieś 1000 km albo i lepiej. Tak szacowałem na oko, że jeszcze 1,5k km napęd powinien dać radę. Zacząłem szukać w zapiskach na BS i znalazłem. Ostatni serwis napędu Meridy był 4 maja poprzedniego roku. Od tego czasu, wg BS, rowerek przejechał ponad 5600km. Nie chciało mi się w to wierzyć bo powinien już przeskakiwać łańcuch a nic takiego nie ma miejsca. Fakt, że jeżdżę teraz trochę bardziej miękko, nie siłowo ale i tak już coś powinno się dać zauważyć. Poszedłem obejrzeć kasetę. I faktycznie, napęd ma się ku końcowi. "Piątka", najbardziej eksploatowany bieg kasety, jest już mocno wypiłowana. Nie ma szans na zrobienie 1000km tym napędem. Na szczęście mam w zapasie kasetę i łańcuch. Na tym co jest pokręcę jeszcze do środy i przełożę zestaw. Zamienię też tarczę na przodzie, która od nowości nie była wymieniana czyli ma już grubo ponad 30 tys. km. Co prawda hamuje nieźle ale pod dotykiem czuć, że już jest nieco zdarta.


Kategoria Praca