DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:33
-
VAVG
22.58km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomimo weekendowego wybyczenia i wczesnej pobudki startuję mocno obsunięty w czasie - 60 zdrowasiek po 6. Niebo prawie czyściutkie. Temperatura zrobiła się akceptowalna po jakichś 2 km rozgrzewki. Raczej bez wiatru albo na tyle słaby, że zupełnie nieistotny dla przebiegu akcji. W związku z obsuwą kręcę dość intensywnie i na początku nie zwracam uwagi na zegarek. Dopiero na Zielonej sprawdzam czas - 6:40. Na "dworcu kolejowym" 6:45. Jest szansa zdążyć na czas. Cisnę na blacie przez Park Hallera i udaje mi się na światłach na Alei Róż stanąć o 6:48 zaraz ruszając dalej, bo szczęśliwie przełączyły się na zielone. Potem chwila zmarnowana na światłach na Mortimerze. Dziś nie wbijam na ścieżkę tylko ciągnę do ronda na Zagórzu asfaltem i za nim zjeżdżam w ul. Szymanowskiego. Zawsze to minuta lub dwie szybciej. Zerkam na zegarek. 6:54. Teraz już wiem, że zdążę ale jeszcze kawałek cisnę by nieco podkręcić czas. Ostatecznie przejazd zajął mi 38 min. Na Błękitnym dawno już tyle nie wykręciłem. Metę osiągam z minutą zapasu. Po Amigowych modyfikacjach roweru tak dziś spojrzałem na Meridę i zastanowiłem się jakby się sprawowała ze sztywnym widelcem zamiast amora? Może zamiast rozważać wstawienie lepszego amortyzatora dać jednak widelec? Hmm...
Po pracy kręcę prosto do domu. Oszczędzam się i nie robię zagięć by mieć siły na jazdę do Krasnobrodu w piątek. Trochę korci mnie by podskoczyć do Pyrzowic zobaczyć Mirję ale ostatecznie rezygnuję. Może jeszcze będzie okazja w bardziej sprzyjającym terminie. Poza tym już stoi na lotnisku więc nie ma szans na foto w locie. Planowo lądowała w południe a start ma mieć o 3 w nocy. Tak więc przez Mec, Środulę i Stary Będzin kręcę do serwisu. Hamulec dotarł do serwisu ale raczej marne szanse by wrócił do środy więc full jest wyłączony z eksploatacji i tym samym jadę na Roztocze Błękitnym. Z serwisu przez Zamkowe kręcę do Grodźca i dalej do Gródkowa. Przy szkole wbijam na "913". Jadę nią do DINO i odbijam do wsiowego Lewiatana na małe zakupy. Potem już zjazd do domu.
Jeszcze w pracy zadałem sobie pytanie ile czasu upłynęło od ostatniego serwisu napędu? W końcu zlot na Roztoczu to będzie jakieś 1000 km albo i lepiej. Tak szacowałem na oko, że jeszcze 1,5k km napęd powinien dać radę. Zacząłem szukać w zapiskach na BS i znalazłem. Ostatni serwis napędu Meridy był 4 maja poprzedniego roku. Od tego czasu, wg BS, rowerek przejechał ponad 5600km. Nie chciało mi się w to wierzyć bo powinien już przeskakiwać łańcuch a nic takiego nie ma miejsca. Fakt, że jeżdżę teraz trochę bardziej miękko, nie siłowo ale i tak już coś powinno się dać zauważyć. Poszedłem obejrzeć kasetę. I faktycznie, napęd ma się ku końcowi. "Piątka", najbardziej eksploatowany bieg kasety, jest już mocno wypiłowana. Nie ma szans na zrobienie 1000km tym napędem. Na szczęście mam w zapasie kasetę i łańcuch. Na tym co jest pokręcę jeszcze do środy i przełożę zestaw. Zamienię też tarczę na przodzie, która od nowości nie była wymieniana czyli ma już grubo ponad 30 tys. km. Co prawda hamuje nieźle ale pod dotykiem czuć, że już jest nieco zdarta.
Kategoria Praca
komentarze
Masz Srebrną strzałę, masz Gianta i Meridę. 2 Górale i rower na wyjazdy... czy ja wiem czy potrzebujesz kolejnego górala? W Polsce tak się utarło, że góral jest najlepszy... bo to było modne... bo miał amora... czasy się zmieniają i zaczynamy normalnieć. W Warszawie za każdym razem zaskakuje mnie ilość rowerów miejskich, stworzonych z myślą o mieście... a my... dalej jeździmy na góralach... Nie mówię, że to złe...pewnie sam kupię kolejnego z czasem... a Merida na sztywniaku.... hmmmm... ciekawe...
Przy okazji... u nas w firmie są 2 frakcje... jedna nie uznaje nic poza góralami, druga nic poza rowerami szosowymi... a ja jestem ten inny... FatBike też mnie kręci ale nie do miasta... na drodze do pracy chyba wyzionąłbym ducha gdybym chciał zbliżyć się do średniej 24...
Ale już na Jurę.... mogło by być ciekawie, tym bardziej że to rower stworzony do jazdy po piasku... Może udało by się pojeździć po pustyni Błędowkskiej zamiast prowadzić rower jazda.... marzenie :)
Sztywny widelec to stosunkowo niski koszt... rower za to traci na wadze i to sporo, jeżeli się nie mylę to ważyłby prawie 2 kg mniej... Zastanawiałem się przed kupnem nad jeszcze jednym wynalazkiem... Suntour Swing tyle, że nie wiem czy istnieje wersja 26", i oczywiście waży prawie 1.5KG jest też nieco droższa wersja 1.3 kg.. ale za niewiele więcej można już dorwać nieco ciekawszy amor...
Niemniej Giant mnie zaskoczył... po zmianie, różnica jest spora i to na plus jeżeli chodzi i "szybkość" roweru... tyle, że ja muszę się przyzwyczaić do zupełnego sztywniaka... Ty masz z tym większe doświadczenie... Z drugiej strony na góralu szerokie opony też nieźle amortyzują... Będziesz miał FatBike Lite-a ;)
Swoja drogą rok temu zaskoczyło mnie kilka osób które na śnieżkę wjeżdżały na sztywniakach tyle że karbonowych...