limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Bobolice

  • DST 108.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 20.25km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2016 | dodano: 26.06.2016

Dwa dni przerwy i w niedzielę ruszam z Przemkiem i Michałem do Bobolic. Umówiliśmy się mniej więcej o 7:40 "Pod Dębami" przy Pogorii 4. Na miejscu jestem spóźniony tylko 2 min. ale chłopaków jeszcze nie ma. Kilku rowerzystów przemknęło obok mnie nim ich ujrzałem. Szybkie powitanie, wrzucam Garminowi na tapetę cel i ruszamy. Trasa mało finezyjna. Głównie asfalty. Jedziemy przez Chruszczobród i Zawiercie. Jest dość gorąco i wilgotno ale utrzymując prędkość powyżej 20km/h chłodzenie działa całkiem nieźle. Jedynie na kilku podjazdach lekko się podgotowujemy. Postoje krótkie na tankowanie i kręcimy dalej. Miejscami dość intensywnie. Za Górą Włodowską przejeżdżamy nad torami i skręcamy na cmentarz wojsk austriackich z czasów Pierwszej Wojny Światowej. Kilka foto i by nie wracać na asfalty kręcimy wzdłuż torów terenem. Ciężka, kamienisto-piaszczysta droga po skręcie do lasu staje się nieco lepsza ale i tak na pewnym odcinku trzeba się przedzierać przez dość wysokie trawy. Wybywamy jednak z niej prawie pod zamkiem w Bobolicach. Podjeżdżamy pod obiekt, zasiadamy na zewnątrz restauracji i zamawiamy nieco dopingu. Jurajskie Pszeniczne całkiem całkiem. Tylko ceny tu trochę ambitne. Potem Michał zostaje z rowerami a my z Przemkiem idziemy na zamek. Wiele może do zwiedzania nie ma ale warto wyjść na taras widokowy. Morze drzew i czubek zamku w Mirowie. Robimy trochę foto i wracamy do Michała. Pogoda zmienia się mniej więcej tak, jak ICM zapowiadam. Jedziemy do Żarek z zamiarem zjedzenia tam obiadu i przeczekania burzy ale lokal był zamknięty (chyba jakaś uroczystość rodzinna). Szukamy wg wskazówek Garmina innej opcji ale okazuje się, że pod wskazanym adresem jest coś zupełnie innego niż jadełko. Odpuszczamy poszukiwania i już pod zaciągniętym niebem kręcimy do Myszkowa i dalej na Siewierz. Daleko nie udało nam się ujechać. Dorwał nas najpierw deszcz a potem chyba nawet deszcz z gradem lub marznącym śniegiem. W każdym bądź razie zmoczyło nas nieźle a schować nie było się za bardzo gdzie. Kawałek jechaliśmy w takich warunkach by ostatecznie spróbować schronić się za drzewami by nas osłoniły przed zacinającym opadem. Okazało się, że przystanęliśmy przy sklepie. Szybko chowamy się do środka. Leje konkretnie. Korzystając z okazji zakupuję 2 słodkie bułki i puszkę Coli i zabieram się za podreperowywanie budżetu energetycznego. Przed opadnięciem z sił uratował mnie chyba wczorajszy makaron zjedzony w ilości ogromnej. Bułki i Cola nieco przedłużyły jego działanie. W międzyczasie opad ustaje. Żegnamy się z panią w sklepie i jedynym, poza nami, klientem i ruszamy. Drogi mokre ale specjalnie na to nie zwracamy uwagi bo w butach już i tak jest nieciekawie. Myszków szybko zostaje w tyle. W Siewierzu dalej rozgrzebane ulice ale dla rowerków MTB to nie problem i nie musimy robić objazdów. Omijamy rynek kierując się od razu pod zamek. Tu rozłożona scena, jakieś kramy ale ludzi jak na lekarstwo. Pewnie przepłoszyła ich ulewa. Mijamy to wszystko w drodze na szlak rowerowy do Podwarpia i dalej kręcimy w stronę Wojkowic Kościelnych i Pogorii 4. Wspólnie jedziemy jeszcze do miejsca, gdzie się spotkaliśmy. Żegnamy się szybko, bo na horyzoncie wisi kolejna ulewa. Michał z Przemkiem jadą na Sosnowiec a ja przez Preczów i Sarnów do domu. Nie udaje mi się uniknąć deszczu. Zaczyna się na podjeździe do Sarnowa. Prę twardo do przodu by choć górkę i światła przeskoczyć, a może i dociągnąć rzutem na taśmę do domu ale odpuszczam zaraz za światłami i zjeżdżam na przystanek autobusowy. Leje mocno i równo. Czekam. Czekam. Czekam. Nie chce się uspokoić. Wyciągam w końcu kurtkę, zarzucam plecak, zarzucam kurtę na siebie i plecak i ruszam do boju. Od razu dostaję zacinającym deszczem w twarz ale już teraz się nie zatrzymuję aż do domu. Oczywiście deszcz ustaje. Jednak mimo tego, że mnie zlało 2x (chłopaków pewnie też) to jednak wyszło fajne niedzielne kręcenie.

Link do pełnej galerii



Jadą.


Od ostatniego razu pojawił się tu murek. Jeszcze w budowie.


Samostrzał na zamku.


Sala "garniturowa" ;-p


Czyżby Mirów też miał być odtworzony?


Po burzy.



Kategoria Jednodniowe


komentarze
zapala
| 19:43 poniedziałek, 27 czerwca 2016 | linkuj Ja też wczoraj walczyłem w deszczu. Jednak po tych kilku upalnych dniach jechało się bardzo przyjemnie ;)
limit
| 05:22 poniedziałek, 27 czerwca 2016 | linkuj Dojechaliśmy "spragnieni" więc nie czekaliśmy na inną okazję ;-) Ale to info przyda się na przyszłość.
noibasta
| 19:31 niedziela, 26 czerwca 2016 | linkuj jazda na krawędzi deszczu, ale i tak zaczęło się chyba później niż mnie prognoza straszyła ;) a ta restauracja rzeczywiście ceny ma zamkowe ;) niżej pod zamkiem w Mirowie jest jeszcze jedna, całkiem przyzwoita :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!