Standardowa Rzeźnia Mariusza
-
DST
133.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:33
-
VAVG
17.62km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plany na długi weekend były. Jeden nawet ambitny. Niestety jak to bywa z planami montowanymi na ostatnią chwilę ten ambitny się rozsypał i zamiast czterodniowego wyjazdu skończyło się trzydniowym byczeniem i szybką akcją na zaproszenie Mariusza.
Założenia niedzieli były takie, że Mariusz odsypia nocny rajd na orientację i około 11:00 ruszamy pozbierać punkty po tymże rajdzie. Trochę źle zrozumiałem nasze dogadywanie się i skończyło się na tym, że osobno jedziemy do Chechła. Drogę komendami głosowymi podawał mi Mariusz i docieram na miejsce tylko po kilku drobnych zagięciach jakieś 10 min. po nim. Szybko wciągam 2 batony, trochę wody i ruszamy. Od tego momentu zupełnie nie przejmuję się tym gdzie jestem. Prowadzi Mariusz. Ja robię za statystę. Trasa fajna. Sporo lasami. Spokojnymi drogami. Trochę w terenie. Pogoda od samego rana dość przyjemna. Słoneczko, wiaterek ze wschodu (chyba) i lekkie oznaki zmiany pogody w stronę burzowej. Do 16:00 nawet udaje nam się unikać deszczu choć na horyzoncie obserwujemy niepokojące zaciemnienie i potem front burzowej chmury. Do punktów trafiamy w sumie bez problemów. Czasem tylko chwilkę trzeba poświęcić na odkrycie lampionu. W Domaniewicach pojawiają się pierwsze krople. Ubieramy się. Potem jednak zrzucam kurtkę bo bardziej się w niej pocę niż daje się we znaki deszcz. Stopniowo jednak opad przyspiesza. Po drodze do jednego z punktów w terenie trafiamy na rozlewisko. Pierwszy raz nabieram wody w buty. Od tego miejsca jest już z górki (dosłownie i w przenośni) więc dalej już nie przejmuję się specjalnie tym co na drodze nawet jak trzeba przejechać przez większą wodę. Ubieram suchą bluzę i kurtkę i da się jechać. W sumie jest przyjemnie. Od czasu do czasu przelatujemy przez kałuże by nabrać wody w buty. Woda w nich jest cieplejsza niż deszcz. Pozwala to utrzymać stopy w cieple. Przez około 2 godziny jedziemy w deszczu zbierając jeszcze 2 punkty po drodze. Potem już bez gięcia do Kosmicznej Bazy zostawić lampiony i odblaski. Stąd już bez objazdów prosto do Antoniowa i dalej na Piekło. Z Pogorii 4 asfaltem na Zieloną i ul. Krętą do Będzina. Stajemy na kilka minut na parkingu przy będzińskiej nerce by jeszcze chwilę pogadać. Potem pożegnanie i jedziemy każdy w swoją stronę. Przez Zamkowe jadę w stronę ścieżki rowerowej do Grodźca ale porzucam pomysł wspinania się na zbocza Dorotki. Przez lasek grodziecki kieruję się na światła na "86" i "913" ciągnę do domu. Dziś ruch tu mniejszy więc da się jechać tym bardziej, że nogi mimo wymagających warunków jednak podają dalej nieźle. W domu jestem trochę po 20:00. Mycie rzeźnika, prysznic, pranie i spać. Choć niedzielę udało się z tego weekendu uratować ;-) Wagon rzeźni z łyżką miodzia :-]
Podobno Polska w ruinie a tu ciągle coś się buduje. Moje niezamierzone gięcie.
Dzionek nawet ładny.
Tereny fajne.
Niestety na horyzoncie robi się mroczno.
Neohorror ;-) Dalej zbieramy punkty. Pogoda na razie wytrzymuje.
Z daleka podziwiamy front burzy. Najgorsze jest to, że w końcu będzie nam trzeba pod to wjechać :-/
Przy tym punkcie tylko trochę postraszyło.
Tu już padało równo i miałem za sobą pierwsze branie wody w buty.
Im dalej i bardziej mokro, tym weselej. Jest rzeźnia, jest zabawa :-)
Podjazd do tego punktu to najgorszy terenowy odcinek na naszej trasie. Ślisko tak, że zero jazdy i trudno iść.
Na finiszu piękny zachód słońca.
Odczyty pod domem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
komentarze
Ale żeby resztę zebrać to od poniedziałku 300 km ustukałem a dziś koło 100 też pęknie ;)