limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:898.00 km (w terenie 52.00 km; 5.79%)
Czas w ruchu:49:22
Średnia prędkość:18.19 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:42.76 km i 2h 21m
Więcej statystyk

DPDZD

Czwartek, 13 października 2016 | dodano: 13.10.2016

Grzebanie przedstartowe dziś mi się trochę na finiszu rozsypało i ostatecznie ruszam o 6:10. Jest wietrznie i w miarę ciepło. Poza tym pochmurno. Jezdnie schnące. Na bagażniku przypięte od wtorku kółko, którego nie udało mi się w serwisie zostawić do zrobienia. Może dziś się uda. Kręcę niespecjalnie intensywnie. Punkty pośrednie zaliczam w takim sobie czasie. Na moście nad Czarną Przemszą wyprzedza mnie jakiś narwaniec mimo tego, że z przeciwka jedzie samochód. Już przekleństw dostatecznie mocnych zaczyna brakować. Poza tym przejazd spokojny. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej trafiam na stojący pociąg KŚ do Zawiercia i opuszczony szlaban więc tak z minuta przymusowego postoju. Za to światła na Alei Róż i na Mortimerze dziś bardzo dobrze współpracowały. Na Zagórzu polowanie na mamuty trwa w najlepsze. Finiszuję z zapasem 1 minuty. W sumie przyjemny dojazd do pracy.

Powrót  przy zauważalnie niższej temperaturze niż dojazd. Ale to akurat nie jest problemem bo z temperaturą można sobie poradzić. Troszkę wieje, jest sucho i pochmurno. Kręcę bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina, do serwisu. Upewniłem się wcześniej telefonicznie, że nie pocałuję klamki. Zostawiam oryginalne, tylne kółeczko od Rzeźnika do zaplecenia od nowa. Powrót kontynuuję przez Łagiszę i Sarnów. Po drodze widzę 2 szosy z przeciwka i dwie mnie wyprzedzają. Nie są to jednak warunki, w których bym miał chęci i możliwości choćby popróbować się za nimi powozić. W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i kręcę standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Potem szybki zjazd do domu. Jutro na dojeździe będzie chyba konkretnie chłodno.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 50.00km
  • Czas 03:04
  • VAVG 16.30km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 października 2016 | dodano: 12.10.2016

Pobudka przy solidnym bębnieniu deszczu o parapety. Zerkam do prognozy i stoi wg ICM-u, że po 6:00 powinno się dać jechać więc zbieram się jak na rower. Przygotowania idą sprawnie i ruszam o 6:01. Jezdnie mokre, ciemno, wiatr niepomagający, względnie ciepło. Kręcę niespiesznie by się za bardzo nie zagotować i nie uflejać tym co koła poderwą z jezdni. Mimo tego punkty kontrolne pozaliczane w bardzo dobrym czasie.  Na wjeździe do Dąbrowy Górniczej zaczyna nieznacznie padać. W Zagórzu chyba otwarli sezon polowań na mamuty bo pojawiły się kolejne doły i odcinki zagrodzone dla ruchu pieszego. Trochę mnie to spowalnia bo wymyśliłem sobie, że jednak pojadę ścieżką. Okoliczności terenowe udaremniły ten zamiar. Na miejscu jestem z zapasem 8 min. Całkiem przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

W ciągu dnia nieco pokapywało i nie inaczej było na wyjściu z pracy. Korciło wracać prosto do domu ale byłem umówiony z Grześkiem i Maćkiem na Pogoni na objazd trasy przed sobotnim kręceniem w ramach cyklu wycieczek "Poznaj Swoje Miasto". Ruszam więc bez ciśnienia ale też i bez ociągania na miejsce zbiórki kręcąc przez park na Środuli. Nim docieram do celu trochę nasiąkam wodą. Pod kościołem jestem pierwszy. Chwilę potem zjawia się Maciek i kilka minut później Grzesiek. Pod przewodnictwem tego ostatniego robimy rundkę po Pogoni zjeżdżając zaułki, jakich bym nie podejrzewał w tym mieście. Z Pogoni kierujemy się do Milowic gdzie również odkrywam na swój użytek spokojniejszy kawałek trasy pod Halę. Tam też kończymy objazd. Bez pogaduszek, by nie zmarznąć, żegnamy się i solo kręcę przez Czeladź do Wojkowic pod Orlen. Odpuszczam kawałek terenowy i wspinam się pod kościół i tu dopiero obieram kierunek na Strzyżowice. Trzymam się go aż do "913", którą przecinam i lekko doginając, ale za to omijając ruchliwą drogę, docieram do domu bardziej zmarznięty jak przemoknięty. W butach jednak sucho więc nie było tragicznie. W ogóle przyjemnie się kręciło mimo zmiennych opadów.


Kategoria Praca

DPD

Wtorek, 11 października 2016 | dodano: 11.10.2016

Przedstartowe przygotowania szły dziś bardzo dobrze jednak wyruszam jak wczoraj o 6:11. Do rozruchu dodałem dziś rozbrajanie koła z ogumienia i troczenie go do bagażnika, co zjadło mi całą wypracowaną rezerwę. Warunki całkiem przyjemne. Suche jezdnie, bez większych podmuchów, dywan chmur sprawiających, że ciemności są dosyć konkretne. Kręcę bez większego ciśnienia zaliczając punkty kontrolne w takim sobie czasie. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej chwilę czekam aż przejedzie KŚ do Zawiercia. W centrum Dąbrowy, przed wlotem na rondo od strony Będzina 2 wozy straży i chyba policja. Czyżby wypadek? Nie mam jednak czasu by się bardziej tym zdarzeniem interesować. Kręcę standardowo przez Park Hallera, Aleję Róż i Mortimer do centrum Zagórza i potem za rondem w Szymanowskiego. Całość z pominięciem ścieżki, która dalej jest przekopana na całej szerokości. Na miejscu jestem równo o 7:00. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

W ciągu dnia chwilę lekko kapało ale na wylocie mam już sucho choć dalej pochmurno i lekko wieje. Kręcę bez zaginania przez Mec i Środulę do Będzina by oddać do zaplecenia oryginalne tylne kółeczko z Rzeźnika. Niestety całuję klamkę. Trudno. Może w czwartek będzie okazja. Przebijam się wokół nerki na Zamkowe i dalej standardem ścieżką do Grodźca i najkrótszą drogą do domu (przez Gródków). Na ostatnich metrach jakaś mżawka się objawiła na chwilę. Przyjemnie się jechało. I spokojnie. Ale na objazdy jakoś nie mam ochoty. Za zimno, za ponuro.


Kategoria Praca

DPD

Poniedziałek, 10 października 2016 | dodano: 10.10.2016

Dwa dni bez rowerka niby trochę zregenerowały ale jeden by wystarczył bo drugiego już zaczynały się objawy odstawienia. Tym bardziej dziś do pracy kręciło się przyjemnie mimo ciemności i chłodu. Ruszam o 6:11. Jezdnie schną przy minimalnym podmuchu. W okolicach "86" przez trochę towarzyszy mi jakaś wilgoć w powietrzu, której oznaki widzę na okularach. Punkty kontrolne zaliczam początkowo w dobrym czasie ale im dalej tym gorzej. Nie pomaga stanie na światłach obok Holiday Inn i przy Shell-u. Ostatecznie na mecie jestem minutę po czasie. Odważyłem się na jazdę w krótkich rękawiczkach i bandance ale odcinkami było mi zimno i po palcach i po uszach. Z kolei pełne rękawiczki i czapka doprowadziłyby do przegrzania. Taka temperatura ni w pi ni w kij.

Po pracy warunki takie, że nie pada, pochmurno, trochę słabego wiatru. Kręcę bez większych zagięć przez Mortimer i Reden w stronę Pogorii 3. Po drodze spod mola na Zieloną odbijam w teren kierując się do Preczowa. Potem już standard przez Sarnów do domu. Tempo niespieszne. Na powrocie jednak wdziałem czapkę i długie rękawiczki.


Kategoria Praca

DPD

Piątek, 7 października 2016 | dodano: 07.10.2016

ZIMNO! Miejscami na trawach widzę nawet szron. Na plus mogę zapisać to, że jest bezwietrznie i sucho. Ruszam o 6:08. Do ronda na Zielonej w czasie przelotu. Tam przerwa na przedmuchanie napowietrzania. Na mecie równo o 7:00.

Po pracy wietrznie, chłodno, słoneczko między chmurami. Na spokojny, spacerowy powrót warunki całkiem sympatyczne. Kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic i dalej na Piekło. Ścieżką wokół Pogorii 4 do Preczowa i standardowo przez Sarnów do domu.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 42.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 19.69km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 października 2016 | dodano: 06.10.2016

Przedstartowe przepakowanie z sakw do plecaka i odstawienie zestawu gumowego sprawiły, że mi się start obsunął na 6:14. Jezdnie mokre, wieje chyba z północnego wschodu, pochmurno, nie za ciepło. Ruch też jakby nieco większy. Kręcenie intensywne już nie idzie tak dobrze. Niska temperatura sprawia, że zalewa mi układ napowietrzania. Punkty kontrolne zaliczam w słabym czasie i zaczynam w okolicach "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej podejrzewać, że się lekko spóźnię. Utwierdza mnie w tym przekonaniu przerwa na światła na Alei Róż. Znów dwie zmiany. Dziura na ścieżce rowerowej przez noc rozrosła się i teraz zajmuje już jeden pas jezdni w kierunku na Mec. Zjeżdżając w ul. Szymanowskiego GPS zeznaje, że jest 6:56. Ostatecznie na mecie jestem 7:02. Jechało się przyjemnie ale zupełnie nie miałem ochoty na podkręcanie tempa by nadrobić późny wyjazd.

Po pracy zrobił się całkiem pogodny dzień. Wiatr wysuszył jezdnie i większość drogi powrotnej pomagał. Powrót dziś przez Środulę, Pogoń, Czeladź i Wojkowice. Spokojne, acz nie zawsze spacerowe, kręcenie. W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 5 października 2016 | dodano: 05.10.2016

Sezon na zmarznięte stopy uważam za otwarty. Poza tym poszło całkiem nieźle. Na starcie wietrznie, sucho, prawie chłodno, pochmurno. Ruszam o 6:10. Wiatr na szczęście mimo tego, że zauważalny, jest nieprzeszkadzający. Przynajmniej przez większość drogi. Dzięki temu zaliczam punkty pośrednie w dobrym czasie i nie muszę się spieszyć. Lekka obsuwa robi mi się dopiero na Alei Róż bo muszę odstać dwie zmiany świateł. Na wjeździe do Sosnowca dopada mnie jakiś drobny, przelotny deszczyk. Jadę z pominięciem ścieżki i tak będzie aż nie zobaczę na własne oczy, że zasypali ten dół na ścieżce. Na razie obstawiony barierkami i znakami, że przejścia nie ma. Na metę zataczam się z minutą zapasu. Nawet przyjemny dojazd do pracy. Niestety poza tym, że marzną stopy zaczyna się też sezon na zalewanie układu napowietrzania :-/

Owe poranne krople na dojeździe okazały się wstępem do całodniowego kapania. Zgodnie, zresztą, z prognozą ICM-u. Warunki niezachęcające do wyginania powrotu. Kręcę asfaltami przez Mortimer i Reden na bieżnię wokół Pogorii 3, którą to przemycam się w stronę Świątyni Grillowania i dalej przez tory na Pogorię 4. Tam tylko kawałek ścieżką i odbijam do Preczowa. Potem już prosta przez Sarnów do domu. Tempo spacerowe bo całą drogę wiało i kapało.


Kategoria Praca

DPD

Wtorek, 4 października 2016 | dodano: 04.10.2016

I tyle jeśli chodzi o zbiorkom. Chyba sam do końca nie wierzyłem, że się na niego wybiorę. Nie pasuje mi ten reżim czasowy jaki jest z nim związany. A na rowerku? Mogę się spóźniać ile tylko dusza zapragnie. Dziś zaliczyłem obsuwę o wartości 7 min. ale też i start był dość późny - 6:17. Wszystko przez to, że w ostatniej chwili zmieniły się warunki na dworze. Jeszcze jak się przygotowywałem było tylko mokro i nieznacznie wiało. Przed samym wyjściem zrobił się nagle konkretny deszcz i zmuszony zostałem do przepakowania się do sakw i uruchomienia zestawu gumowego. Ale potem już jazda szła całkiem sprawnie bo nie musiałem się przejmować tym, że na jezdni gdzieś jest woda. Jak tylko nie była po kolana to była przejezdna. W sumie nie było źle bo nawet na Zielonej, gdzie zwykle są rozlewiska, kałuże dopiero się formowały. Padało też tak zmiennie ale całą drogę. Spóźnienie było dziś murowane mimo tego sprawdzałem czasy na punktach kontrolnych by choć trochę obsuwę mieć w ryzach. Odpuszczam dziś ścieżkę przy Braci Mieroszewskich zarówno ze względu na czas jaki fakt, że wczoraj przekopali ją na całej szerokości razem z chodnikiem od jezdni do skarpy. Ciekawe kiedy to zasypią i jak będzie wyglądało miejsce po zakończeniu prac. Obstawiam wielkie zapadlisko wkrótce potem. Na miejscu jestem na chwilę przed autobusem, którym bym dotarł w przypadku wybrania zbiorkomu trochę tylko wyziębiony i prawie suchy.

W ciągu dnia głównie wiało i efekt był taki, że nieźle wszystko podsuszyło i przewiało chmury. Ruszam w drogę powrotną przy ładnym słoneczku. Trochę mnie ono zmyliło bo jadę bez kurtki jednak po kilkudziesięciu metrach dochodzę do wniosku, że wieje zbyt mocno i może mnie to załatwić. Wdziewam kurtkę. Na szczęście gumiaki i spodnie przeciwdeszczowe nie są konieczne. Niespiesznie, by się nie szarpać z wiatrem, który jest poza tym, że silny, to jeszcze z kierunku zdecydowanie niepomagającego i wg ICM-u uderza z północy, kręcę przez Mec i Środulę do Będzina. Tym razem nie jadę na ścieżkę. Z sakwami jedzie się po niej tragicznie. Kieruję się na Łagiszę z zamiarem powrotu przez Sarnów ale przy dawnej fabryce domów, czyli przed Łagiszą jeszcze, skręcam w stronę świateł do Gródkowa. Skłania mnie do tego wiatr. Na obranym kierunku mam go z prawej strony i jestem trochę osłonięty domami i drzewami. Za światłami jednak uderza mnie z boku tak silnie, że rower miota mocno na boki. Na "913" duży ruch i boję się trochę, że mnie wyrzuci komuś pod koła więc zjeżdżam w stronę lasu gródkowskiego przez chwilę walcząc czołowo z wiatrem. Potem jednak pod osłoną drzew udaje mi się spokojnie dojechać do szkoły w Gródkowie i znów pod osłoną lasu dotrzeć do przejazdu kolejowego. Końcówka już na spokojnie. Jedynie ostatnie 300m od skrzyżowania to znów walka z wiatrem na twarzy. Ogólnie powrót przyjemny choć niespieszny. Miło było zobaczyć słoneczko. Po walce z porannym deszczem zero chęci na popołudniowe objazdy.


Kategoria Praca

DPO PTTK D

Poniedziałek, 3 października 2016 | dodano: 03.10.2016

Prognoza ICM-u na dziś niezbyt pozytywna. Do 4mm na metr kwadratowy. Opady ciągłe. Jednak rano na wstawaniu wychylam się na dwór i jest ok. Mokro ale nie pada. Zbieram się jak na rower ostatecznie porzucając pomysł wykorzystania zbiorkomu. Wyprowadzam rowerek, odpalam lampki i GPS-a i idę zamknąć garaż. Wychodzę przed dom... a tu mżawka. Na szybko wciągam przeciwdeszczówkę i pokrowiec na plecak i ruszam. Trochę wodną mgłą zacina ale jak obieram właściwy kierunek wszystko mam w plecy i jedzie się nawet nieźle. Nie spieszę się z wielu powodów: morko, ciemno, mam zapas czasu. Punkty kontrolne na początku pozaliczane w czasie rewelacyjnym ale im bliżej celu tym bliżej krawędzi bezpiecznego czasu przelotu. Ostatecznie na mecie jestem równo o 7:00. Było po drodze kilka odcinków gęsto pokrytych mokrymi liśćmi i wolałem tam pojechać delikatnie by nie fiknąć. Zupełnie nie miałem ochoty na takie wydarzenia. Po drodze spotykam kilku zwykle dojeżdżających rowerzystów więc nie byłem jedyny, który nie dał się spłoszyć pogodzie. Mimo lekkiego opadu w butach nawet nieźle. Poza tym raczej sucho. Trochę chłodno było po nogach od wilgoci ale ogólnie jeszcze ciepło. Jak na tą porę roku, oczywiście.

Cały dzień w pracy kapało mocniej lub słabiej. Na wyjściu nieco się uspokoiło. Niestety niebo dalej było zaciągnięte chmurami, wiało i zauważalnie spadła temperatura. A tu jak na złość musiałem nieco pojeździć. Na początek kręcę przez Mortimer do centrum Dąbrowy Górniczej popłakać pod ścianą i pozbyć się zaraz części tego co wypłakałem. Potem ruszam przez Mydlice i Środulę w stronę centrum Sosnowca na spotkanie w klubie. Mierzymy dziś bluzy. Na schodach spotykam pierwszą grupę, która zdążyła już się określić. Ja otwieram drugą, która zbiera się w kilkanaście minut po moim przybyciu. W międzyczasie nieco suszę się z opadu, który towarzyszył mi przez połowę drogi z Dąbrowy. Wdzianka całkiem wygodne. Aż korciło mnie by zostawić kasę i zawinąć jedną rozmiarówkę. Po 17:00 zbieram się do powrotu. Niestety dalej kapie. Kręcę niezbyt spiesznie by się nie przegrzać, nie zmarznąć, nie uflejać i w ogóle "nie". Celuję by dotrzeć do ścieżki z Pogoni do będzińskiej nerki. Jest na niej nieco bardziej sucho niż na jezdni ale za to ślisko od opadłych liści. Powrót dalej też bez finezji. Przez z Zamkowe na ścieżkę do Grodźca i potem zjazd do Gródkowa. Na "913" ruch jak zwykle koszmarny i po przejechaniu kawałka zjeżdżam jednak na bok robiąc przy okazji dogięcie do 50km. Może jakoś straszliwie nie przemokłem ale nogi wychłodziło mi porządnie. Jeśli jutro rano będzie kapać zdecydowanie wybiorę zbiorkoma.


Kategoria Praca

Powrót na czas

  • DST 101.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 22.28km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2016 | dodano: 02.10.2016

Dziś już bez śmigania w górach tylko powrót do domu. Planowaliśmy ruszyć o 9:00 i prawie się udało. Wyciągamy rowerki do smarowania tego i owego kiedy to odkrywam, że mam miękko w przodzie :-/ Rozbieram kółko i okazuje się, że w oponie utkwiła drobna drzazga. W sumie grzebanie serwisowe obsunęło nam start o jakieś 40 min.

Janusz żegna się z nami jeszcze przy kwaterze i realizuje swój plan. My we czterech staczamy się do ścieżki wzdłuż Wisły i kręcimy nią do Skoczowa. Reszta powrotu nudna jak flaki z olejem bo jedziemy poboczem (gdzie było) "81". Początek nawet spokojny ale im bliżej 14:00 tym więcej samochodów jechało w tą samą stronę co my.

Za Żorami robimy mały postój karmieniowy by podładować nieco akumulatory. Nawet sprawnie nam jazda szła ale też i o to się staraliśmy świadomi tego, że w prognozach są jakoweś deszcz w okolicach godziny 17:00. Bez przygód docieramy do Katowic. Jedziemy na Trzy Stawy gdzie do siebie odbija Michał.

We trzech kręcimy na Roździeń i na sosnowieckie Stawiki. Tam przy stadionie żegnam się z Przemkiem i Krzyśkiem i solo kręcę czerwonym szlakiem do Milowic i dalej standardowo przez Czeladź i Wojkowice do domu. Udaje się bez gięcia przekroczyć "stówkę". Na finiszu dogoniło mnie kilka niegroźnych kropelek. Potem troszkę kropiło ale jakichś wielkich ulew nie było. Niestety prognoza zapowiada mokrą nocy i możliwe, że mokry poniedziałek. Nieco liczę się z tym, że jutro może wejść w użycie zbiorkom :-(


Z powrotu dziś tylko 2 zdjęcia bo cała droga wyglądała jak ta na pierwszym.


Drugie to podsumowanie dnia.


Kategoria Kilkudniowe