limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDZD

Czwartek, 13 października 2016 | dodano: 13.10.2016

Grzebanie przedstartowe dziś mi się trochę na finiszu rozsypało i ostatecznie ruszam o 6:10. Jest wietrznie i w miarę ciepło. Poza tym pochmurno. Jezdnie schnące. Na bagażniku przypięte od wtorku kółko, którego nie udało mi się w serwisie zostawić do zrobienia. Może dziś się uda. Kręcę niespecjalnie intensywnie. Punkty pośrednie zaliczam w takim sobie czasie. Na moście nad Czarną Przemszą wyprzedza mnie jakiś narwaniec mimo tego, że z przeciwka jedzie samochód. Już przekleństw dostatecznie mocnych zaczyna brakować. Poza tym przejazd spokojny. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej trafiam na stojący pociąg KŚ do Zawiercia i opuszczony szlaban więc tak z minuta przymusowego postoju. Za to światła na Alei Róż i na Mortimerze dziś bardzo dobrze współpracowały. Na Zagórzu polowanie na mamuty trwa w najlepsze. Finiszuję z zapasem 1 minuty. W sumie przyjemny dojazd do pracy.

Powrót  przy zauważalnie niższej temperaturze niż dojazd. Ale to akurat nie jest problemem bo z temperaturą można sobie poradzić. Troszkę wieje, jest sucho i pochmurno. Kręcę bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina, do serwisu. Upewniłem się wcześniej telefonicznie, że nie pocałuję klamki. Zostawiam oryginalne, tylne kółeczko od Rzeźnika do zaplecenia od nowa. Powrót kontynuuję przez Łagiszę i Sarnów. Po drodze widzę 2 szosy z przeciwka i dwie mnie wyprzedzają. Nie są to jednak warunki, w których bym miał chęci i możliwości choćby popróbować się za nimi powozić. W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i kręcę standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Potem szybki zjazd do domu. Jutro na dojeździe będzie chyba konkretnie chłodno.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!