limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPNDZ

  • DST 38.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 17.01km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 listopada 2015 | dodano: 18.11.2015

Na starcie +10. Jezdnie mokre. Zauważalny wiatr. Bez opadów. Startuję 6:10 i od razu wiem, że będą odcinki, na których przyjdzie mi siłować się z wiatrem. Po koło 3 km pojawiają się pierwsze, jeszcze niegroźne, opady. Przelotne w większości. Punkt kontrolny na Zielonej zaliczam minutę przed czasem więc jest dobrze. Na "dworcu" trafiam na szlaban ale pociąg już przejeżdża więc stania nie było chyba więcej jak minuta. Zaczyna konkretniej padać i tak już zostaje do mety. Z tego też powodu dziś nie focę hotelu. Na finiszu jestem równo o 7:00. Mam wrażenie, że mnie mocno zlało ale w trakcie przebieranek odkrywam, że to odczucie było fałszywe. Nasiąknięte nogawki spodni wychładzały uda. Poza tym reszta ciuchów względnie sucha. W butach też sucho. Przyjemny dojazd do pracy.

W ciągu dnia, jak to ostatnio często, popadało. Na wylocie jednak bez opadów, które pojawiały się potem na chwilę w formie niegroźnej. Ruszam bez gięcia do domu w niezbyt spiesznym tempie. Inaczej się nie da. Żeby zrobić tempo spieszne musiałbym się mocno nawalczyć z wiatrem. A tak można było sobie kręcić spokojnie i bez nerwów. Wracam przez Mec, Środulę, Stary Będzin. Na ścieżce niedaleko stadionu z przeciwka nadjeżdża Mariusz. Wymieniony napęd, naprawiona przerzutka, w końcu znów może jeździć. Dłuższą chwilę zajmuje nam rozmowa. Ujawnia nieco detali z wyrypy na Skrzyczne. Bez wątpienia było ciekawie. Zapadające ciemności kończą nasz zjazd. Żegnamy się i ruszamy każdy w swoją stronę. Przez przejścia podziemne przy nerce przebijam się na kierunek Łagiszy i dalej do Sarnowa. Stąd już prosta droga do domu. W momencie zwrotu na zachód poczułem w pełni siłę wiatru. Tempo iście spacerowe. W domu jestem już o pełnych ciemnościach. Chwila dłuższa na złapanie oddechu. Potem zakładam na Strzałę sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Niby pogoda słaba bo ciągle mokro i ostatnio zaczęło wiać ale jednak jeździ się całkiem nieźle i udaje mi się nie zmoknąć jakoś tragicznie. Albo też już się przyzwyczaiłem, że sucho nie musi być. Generalnie jak na listopad to warunki całkiem niezłe.


Kategoria Praca


komentarze
limit
| 06:23 czwartek, 19 listopada 2015 | linkuj Przeczytałem :-) Skomentowałem :-)
Mariotruck
| 20:43 środa, 18 listopada 2015 | linkuj No....udało mi się coś naskrobać o Skrzycznem...Ś się doczekał ;P
amiga
| 10:54 środa, 18 listopada 2015 | linkuj A ja dzisiaj znów siłowałem się z debilami na drogach... tyle, że w końcu widziałem słońce, nawet ciut dłużej... ale też mi popadało...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!