Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 1944.00 km (w terenie 120.00 km; 6.17%) |
Czas w ruchu: | 91:26 |
Średnia prędkość: | 21.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.00 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 72.00 km i 3h 23m |
Więcej statystyk |
Koledze Nie Pomożesz?
-
DST
137.00km
-
Teren
70.00km
-
Czas
07:27
-
VAVG
18.39km/h
-
VMAX
53.20km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Karma nad tym wyjazdem miała swą błogosławioną pieczę :-)
Dowiedziałem się, że coś będzie się działo od Maćka. Powiedział mi, że Domino sprzedał mu info o wypadzie w sobotę. Z detali wynikało, że zbiórka o 10:00 na molo przy Pogorii 3. Więcej wiedzieć nie musiałem. I w sumie dobrze, że nie wiedziałem bo pewnie bym nie pojechał. Rano wstałem dość wcześnie ale znów grzebanie przedstartowe spowodowało, że wyjechałem 9:45. Zero szans na dotarcie na start na 10:00. Dzwonię do Domina stojąc na światłach z Gródkowa do Łagiszy, że jestem jeszcze daleko i jak będę dojeżdżał to drynkę żeby mi podał kierunek, w którym mam ich ścigać. Spotykam ich na Zielonej. Rozpoznaję, że to ta grupa tylko dzięki temu, że jechał w niej Domino. Przyklejam się na końcu i jedziemy sobie całkiem żwawo w stronę Pogorii 4. Okazuje się, że impreza jest pod szyldem Rowerowej Dąbrowy (albo Dąbrowy Rowerowej - ciągle nie potrafię ich rozróżnić, w każdym bądź razie ta, w której dowodzi Pan Brzost). Nieco entuzjazm opadł ale co? Wracać? Bez sensu. Poza tym w razie czego z Dominem się oderwiemy i wykręcimy coś ciekawego. Początek mało ciekawy bo przejazd wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. Miejsca, gdzie dawniej była kopalnia piasku, obstawione przez tłumy ludzi. Jedziemy dalej do Podwarpia i tu zaczyna się robić ciekawie bo wpadamy w teren. Generalnie celem wypadu jest źródło Centurii. Mało mi to mówi ale trasa okazała się bardzo fajna. Dużo terenu, boczne drogi. Do tego kameralne, ośmioosobowe grono i wszyscy dość wyjeżdżeni więc też i tempo całkiem nienajgorsze biorąc pod uwagę, żeśmy dziś niezły kawał piachu zryli. Przypomniał mi się wyjazd pod dowództwem Oli i Edyty na Roztocze. Nim osiągamy samo źródło jest przeprawa przez rzeczkę. Bardzo przyjemna, chłodna woda. Chwilę w niej brodzimy by dać stopom ciut ochłody. Do samego źródła trzeba zejść po stromej skarpie piaskowej ale na dole całkiem urokliwy zakątek. Jadący z nami botanik objaśnia, że w tym miejscu występuje pewna roślinka (niestety nie pamiętam nazwy choć ją wymieniał), której nie ma nigdzie w Polsce (mądrze to się mówi endemiczna). Woda ze źródła musi być bardzo czysta, bo taplają się w niej drobne żyjątka (znów nie zapamiętałem ich nazwy), które są czymś w rodzaju papierka lakmusowego czystości wody. Ktoś tam nawet mówił, że woda smaczna więc chyba próbował.
Ze źródeł jedziemy do Grabowej, gdzie przy sklepie robimy dłuższy postój pojeniowy. Upał konkretny i skrzętnie korzystaliśmy z okazji do uzupełnienia płynów i prowiantu (choć bardziej tego pierwszego) bo sporo trasy przebiegało terenem. Z Grabowej rozpoczynamy powrót. Jest jeszcze trochę terenu na którym najpierw Domino popełnia glebę (tej nie widziałem) a potem powtarza wyczyn Radek (to obfocone i wyszydzone profesjonalnie). Na szczęście obydwie w piasku więc lądowania miękkie i bezstratne.
Na powrocie odłączamy się we trzech: Domino, Radek i ja bo ekipa ciśnie asfaltem do Ząbkowic i dalej w stronę Antoniowa i Pogorii 4 a my wolimy wertepki i wbijamy na czarny szlak. Kilometrowo jest tak sobie bo niecałe 80 więc kombinujemy jakby tu pozaginać. Domino proponuje skoczyć na lody do Siewierza. Ale na razie jedziemy do Chruszczobrodu. Tu Radek już decyduje odbić na Pogorię 4 choć pokazujemy mu, żeby ciął w teren i z nami do Siewierza. Polną drogą ładnie ścinamy do asfaltu na Siewierz i wkrótce potem lądujemy na rynku wciągając duże lody włoskie. Potem przenosimy się pod żabkę by uzupełnić płyny. Przelawszy wodę do bidonów szukamy na rynku ławki w cieniu ale wszystkie zajęte więc z zimnymi radlerkami jedziemy pod zamek i siadamy w cieniu. Nim jeszcze otwarliśmy puszki w naszą stronę skręca rowerzysta. Jakoś tak dziwnie znajomy się wydaje. Robredo. No to już wiadomo, że będzie ciekawie.
Dzielimy się z nim zimnymi radlerkami i rozpoczyna się dwustronny quiz. Skąd? Dokąd? Ile km-ów? Okazuje się, że Robert robi dziś dwusetkę. Jak nas spotkał, to miał coś koło 140. Od słowa do słowa i decydujemy się mu pomóc zagiąć do tych 200 by nie musiał na siłę kombinować. Różne propozycje padają, wśród nich Świerklaniec. W końcu staje na tym, że jedziemy przez las do Zendka i objeżdżamy lotnisko a potem do Nowej Wsi i Twardowic. A potem się zobaczy. Jedzie się w lesie bardzo fajnie bo słońce tak nie daje popalić i droga w miarę dobra. Przy lotnisku dla mnie niespodzianka. Ogrodzony nowy kawałek terenu w miejscu, gdzie budują nowy pas startowy. Objeżdżamy go wzdłuż ogrodzenia, potem stary pas i przez tereny dawnej jednostki lotniczej w Mierzęcicach dojeżdżamy do Nowej Wsi. Podjazd zaczynamy równo ale po drodze odcina mi totalnie zasilanie. Chłopaki czekają na mnie na górce na przystanku. Wciągam gdzieś 0,25l coli i ruszamy dalej. Miałem zamiar dojechać do Góry Siewierskiej i prosto do domu ale co? Koledze nie pomogę? Tak to by się musiał męczyć z wykręcaniem gdzieś na siłę kilometrów. Tak więc zaczynamy zjazd do Siemoni i dalej do Sączowa. Wertepkami przeskakujemy do Niezdary i dalej asfaltem do Świerklańca. Bokiem parku dojeżdżamy do wału Kozłowej Góry i ciągniemy nim do tamy. Tu znów lekko siada mi zasilanie ale sklep niedaleko więc ciągnę ile daję radę. Przy sklepie dłuższa przerwa pojeniowo-karmieniowa (radlerki, małosolne, Jeżyki). Nieco sił odzyskuję ale chłopaki coś tam mówią, że może by to tempo nieco zredukować z 28 na jakieś stateczne 25. Podejrzewam, że nie chodziło o to, że nie wyrabiają tylko bardziej mieli na myśli to bym sam się oszczędzał bo kilka razy wspomniałem, że coś mi się kolano odzywa. Jednak bez większych oporów przystaję na to, by nie wrzucać blatu. Tym sposobem przekroczenie 30km/h następuje tylko w bardziej sprzyjających warunkach drogowych (kilka razy). Jedziemy skrótem do Rogoźnika i dalej przez Strzyżowice do mojej wioski. Tu się żegnam z chłopakami bo jestem już prawie w domu. Oni mają do Dąbrowy Górniczej centrum jeszcze jakieś 13 km najkrótszą drogą. Robredowi brakuje do 200 niecałe 10. Będzie miał na bank. A w ogóle to bym się nie zdziwił jakby to znacznie przekroczył. Nie wyglądał na zmordowanego pomimo tego, że pozamiatał na Pogorii 4 jakiegoś szosowca :-)
Umawiamy się jeszcze na jutro na wyjazd Ghostbikers spod Zamku i oni ruszają na Gródków a ja już ostatnie 400 m do siebie.
Bardzo udany dzień. Dużo miodzia z bardzo ładną rzeźnią w super towarzystwie. Nie spodziewałem się, że ta sobota tak ładnie się przekręci.
Link do pełnej galerii
Na początek standardzik.
A potem jest już teren, widoczki i rozpoczyna się miodzio.
Jest brodzenie.
Ja tam się nie szczypałem.
Takiego terenu było sporo dlatego zdjęć z jazdy nie za wiele bo obie ręce były potrzebne do tego by się nie wyglebić. Większość dało się spokojnie przejechać. Zwłaszcza po treningu u Oli na Roztoczu :-)
Niepozorne źródełko Centurii.
Wspomniana wyżej roślinka. Podobno kwitnie cały rok i w tym miejscu ma się wyjątkowo dobrze zarówno pod względem wody jak i temperatury.
A to wspomniane również wyżej zwierzaczki, które świadczą o jakości wody. Niestety aparat nie chciał się wyostrzyć na tym co ja uznawałem za ważne i niewiele widać. Nie było za wiele czasu na zabawy fotograficzne.
Wracamy znad źródełka.
Potem wspinaczka na Rezerwat Góra Chełm (czy coś podobnego w brzmieniu).
Sfocona i profesjonalnie wyszydzona gleba Radka.
Potem się odrywamy od reszty, zostawia nas Radek i w końcu Domino wchodzi w szkodę objadając się młodą kukurydzą.
W Siewierzu, siedząc pod zamkiem, spotykamy Robreda.
Potem jest sporo szybkiego jeżdżenia i w związku z tym mało czasu na focenie aż do tego miejsca czyli mostu nad autostradą w drodze z Wymysłowa do Rogoźnika.
Mnie dzień kończy się z takim wynikiem. Chłopaki będą mieli sporo więcej.
Kategoria Jednodniowe, GPS-
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:26
-
VAVG
23.72km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17 i wysokie chmurki ograniczające działanie słońca ale ogólnie pogoda bardzo przyjemna do jazdy. Dziś start 6:13 więc jak najbardziej w oknie i z zapasem minutek więc jazda spokojniejsza. Punkt pomiarowy - most na Czarnej Przemszy przed wjazdem na Zieloną (jadąc od Łagiszy) - osiągam o 6:34 czyli jestem w oknie przelotowym. Światła w Dąbrowie Górniczej udaje się w większości dojechać na przełączeniu więc stania niewiele. Na miejscu ze sporym zapasem.
Dziś w pracy dłużej przyszło posiedzieć i wychodzę przed 21:00. Powrót bez zaginania by wrócić jak najszybciej i jak najmniej jechać w ciemnościach bo nie mam ze sobą czołówki. Jadę więc przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Grodziec i Gródków. Przyjemna temperatura, nieprzeszkadzające podmuchy wiatru i dość puste drogi sprawiają, że przejazd przebiega sprawnie.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:25
-
VAVG
25.41km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17. Bajkowe warunki do jazdy, które też i wykorzystuję na maximum ze względu na wyjazd poza krawędzią okna startowego czyli o 6:20. Na początku mam długie proste więc jest gdzie nadrobić spóźniony start. W Dąbrowie Górniczej koło "dworca kolejowego" jestem tylko 4 minutki po czasie więc przy płynnych światłach dojadę z zapasem. Jednak światła nie były płynne. Jeszcze te na Kościuszki przy zjeździe do Nemo udało mi się tak dojechać, że się zmieniały jak je osiągnąłem. Na Górniczej stanie. Na Alei Róż przez chwilę też. Na Shellu stanie. Udaje się jednak dojechać punktualnie i urwać z czasu przejazdu jeszcze minutkę. I to wszystko przy obydwóch sakwach :-) Chyba jest coś magicznego w takim komplecie bagażu bo leci się z nim niczym śnieżna kula.
Powrót dziś bez zaginania. Mortimer -> molo przy Pogorii 3 -> dziki przejazd na Pogorię 4 -> Preczów -> Sarnów -> Dom. Po drodze był króliczek. Nawet ładnie ciągnął ale mi potem odbił w wertepy a ja na sztywniaku i z sakwami więc poleciałem asfaltem. Potem go jeszcze widziałem przy molo. Generalnie fajnie się jechało choć miałem wrażenie, że pogoda taka jakby zaraz miała być burza.
Kategoria Praca
DPODZ
-
DST
51.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
23.91km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17 na starcie. Miodzio. Całkiem bez rzeźni :-) Start 6:10 więc spory zapas minutek. Mimo tego przejazd dość dynamiczny bo po prostu były do tego bardzo dobre warunki. Na Alei Róż nieczynne światła więc udaje się sprytnie wbić w potok pojazdów. Niestety następne przy Shellu już mnie zatrzymały. Wcześniej stałem jeszcze na Górniczej i u siebie na "86". Na Zielonej patrol Policji i pewnie dmuchanie. Akurat trzepali tych co jechali z kierunku od Preczowa.
Powrót dziś znów nieco pogięty. Na początek ruszam w stronę Kazimierza Górniczego. Tu już koniec wykopków. Ładny, równy asfalt, którym jadę w stronę Gołonoga. Odruchowo skręcam w gruntówkę wzdłuż torów przy Pogorii 1 ale potem się reflektuję, że przecież nie muszę ciągle rzeźbić tych samych tras i wracam na asfalt i ciągnę do Ząbkowic. Dalej w kolejności jest Antoniów i Piekło, gdzie wbijam na asfalcik wokół Porgorii 4. Przez kawałek do Preczowa plączą mi się jakieś 4 szosy. Jadę sobie swoje 30 km/ h a tamci wloką się spacerkiem sporo wolniej to ich wyprzedzam. Nie wiem, na honor im najechałem czy coś bo zaraz mnie dogonili i wyprzedzili i znowu zaczynają się wlec ze 20 na godzinę. Nosz kurde. Człowiek chce dojechać równym tempem do domu a tu mu jakieś pajace zajeżdżają. Zdecydowaliby się na jedno tempo a nie takie szarpanie. Na szczęście oni chyba w stronę Wojkowic Kościelnych jechali bo jak skręciłem na Preczów to już mi nie przeszkadzali. Wcale nie musieli się popisywać że są mnie w stanie wyprzedzić. To oczywiste. Do domu prosto przez Preczów i Sarnów. Tu zmieniam konfigurację sakw i jeszcze zataczam małe kółeczko do wsiowego Lewiatana.
GPS dziś -3 :-/
Kategoria Praca, GPS-
DPOD
-
DST
41.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:47
-
VAVG
22.99km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na starcie. Ładne słoneczko i szczątkowe chmury a jeszcze wczoraj, nim poszedłem spać, prognoza wieszczyła, że będę miał bardzo mokro w drodze do pracy więc tym bardziej miłe zaskoczenie z rana. Niewiele brakło by udało się wyjechać dziś o czasie. Niestety przypomniałem sobie, że trzeba by kapnąć coś na łańcuch. Przy tej czynności tenże raczył spaść między największe kółko z tyłu a szprychy koła i musiałem się chwilę szarpać nim go uwolniłem. Potem smarowanie, mycie upapranych łap i tak minutki poleciały. Ostatecznie ruszam 6:20. Ostatnie przeloty to 41 min. więc jestem minimum 1 minutę do tyłu. Biorąc pod uwagę, że po drodze są światła to na pewno więcej. Pierwsze w Gródkowie - stoję. Drugie w D. G. na Kościuszki - stoję. Trzecie D. G. Górnicza - stoję. Czwarte D. G. Aleja Róż - stoję. Piąte Sosnowiec Shell - stoję. Kolejne na Braci Mieroszewskich udaje się dojechać tak, że tylko zwalniam. Na szczęście po drodze sporo prostych, na których można pocisnąć albo skorzystać ze zjazdu więc mimo wszystko udaje się nadrobić straty i na miejscu tylko minutę po czasie. Po drodze też gdzieś mi się GPS wyłączył na jakimś wyboju więc zdecydowałem się dodać kategorię "GPS-" żeby potem móc pozliczać ileż to razy się urządzenie rozkraczyło. A miało już ostatnio ze 2-3 wyłączenia. Poza tym spokojny dojazd do pracy.
Nim mi się dzień w pracy skończył spadła krótka ulewa. Na wyjściu było już jednak ładne słoneczko i wszystko szybko schło. Ruszam na początek wertepkami w stronę Placu Papieskiego i dalej obok Plejady na Pogoń skąd przebijam się do Czeladzi. Przeskakuję na światłach przez "94" i lecę obok szpitala do Wojkowic. Od świateł ktoś mi się do koła próbował przyczepić ale dogonił dopiero przy przystanku. Potem jednak gdzieś odpadł. Albo człowiekowi było nie po drodze albo nie dawał rady utrzymać mojej, nie tak znów wyśrubowanej, prędkości ;-) W Wojkowicach skręcam przy kościele na Strzyżowice i ciągnę do skrzyżowania za szkołą. Tu stwierdzam, że braknie ciut jak pojadę najkrótszą drogą do 40km więc zawijam przez Belną. Zbliżając się do domu znów stwierdzam, że niewiele braknie do 41 więc jeszcze dociągam do sklepu po litrowe lody, na które to naszła mnie niespodziewanie ochota :-) Korciło mnie większe zaginanie - przez Bytom - ale spadły deszcz i niepewne chmurki ostudziły nieco moje zapędy. Cóż, skoro nie pojeździłem daleko to chociaż w miarę dynamicznie.
GPS znów się wyłączył na Okrzei jak po torach przelatywałem :-(
Kategoria Praca, GPS-
DPOD
-
DST
70.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
03:12
-
VAVG
21.88km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15. Trochę chmurek. Start 6:10. Przejazd byłby spokojny gdyby nie jeden spaliniarz, który prawie mnie dojechał jak objeżdżałem zapadniętą kratkę ściekową przy stacji benzynowej naprzeciw Expo Silesia. Podejrzewałem, że może spróbować. Następnym razem jak tylko będę miał choćby cień podejrzenia, że coś takiego może mieć miejsce od razu wyjeżdżam na środek swojego pasa.
Po pracy zaskakująco przyjemna pogoda. W sam raz by nieco wygiąć powrót do domu. Na początek standardem pod molo na Pogorii 3. Rzut oka czy nie ma kogoś znajomego i po negatywnej weryfikacji ruszam w stronę Pogorii 4 przy użyciu dzikiego przejazdu przez tory. Skręcając przy "Dębach" na P4 przelatują przez strefę rozbitej butelki prawdopodobnie po piwie. Wydawało mi się, że tym razem się udało. Żwawą "okołotrzydziestką" sprawnie przemieszczam się do Wojkowic Kościelnych. Że mi się dobrze kręciło to zamiast zbić od razu na Marcinków skręcam na Podwarpie. Wciąż dobrze się kręci więc wpadam na szlak w stronę Siewierza i nimże docieram do tegoż miasta. Bez zatrzymywania wbijam w las i ciągnę nim do Zadzienia. Nim jednak z lasu wyjechałem moją uwagę przykuła jakaś dziwna miękkość w tylnym kole. Zatrzymałem się, obmacałem i doszedłem do wniosku, że jest kapeć. W oponie znajduję kawałek szkła dzięki dziurze wypatrzonej w dętce. Czyli jednak nie udało się bezstratnie butelki przejechać. Łatam na poczekaniu (jakoś nie mogę się zabrać do poklejenia zapasu choć powtarzam sobie ciągle, że trzeba by) samoprzylepką i jadę dalej do Mierzęcic. Tam skręcam do Nowej Wsi i podjazdem ciągnę do Twardowic. Stamtąd do Góry Siewierskiej i doginam przez Strzyżowice do 70 km.
Kategoria Praca
Serwis - Inwentaryzacja - Eksploracje
-
DST
50.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
20.13km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś udało mi się nadrobić zaległości w spaniu. Bite 13 godzin snu. Tego mi było trzeba. Potem trochę różnych czynności domowych i około 12:30 startuję Srebrną Strzałą do serwisu po nowe pedałki. Leci się całkiem sprawnie pomimo tego, że kręci się średnio bez porządnego wsparcia pod prawą stopą. Na miejsce docieram z zapasem czasu i ordynuję zabieg. Ten przebiega sprawnie i już chwilę później rowerek gotowy do startu. Wstępnie się zapowiadam, że gdzieś za miesiąc z którymś rowerkiem znów się w serwisie pojawię bo prawdopodobnie skończy się napęd. Może nawet w obydwu. Biorę jeszcze 2 spinki do łańcucha bo rezerwę wykorzystałem w poprzednim miesiącu. Potem objazd testowy, żeby nowe elementy w rowerku wiedziały co je czeka nim ducha wyzioną ;-)
Jadę na początek na Syberkę i objeżdżam M1 kierując się do Czeladzi. Na rynku wciągam 2 batony i trochę coli bo zaczęła migać rezerwa. Załatwiwszy tankowanie jadę przez miasto do czerwonego szlaku i przekraczam nim Brynicę. Przez Przełakę, i polami za nią, docieram do Michałkowic gdzie skręcam na Wojkowice. Po drodze ciekawi mnie gdzie prowadzi pewna gruntówka. Od razu w nią skręcam i wypadam w Piekarach Śląskich Kamieniu. Brynicę przekraczam jeszcze kilka razy ponieważ w jej okolicach postanowiłem poszukać różnych przejazdów by opanować nowe skróty. Udało się ale trzeba jeszcze kilka razy te okolice przejechać by sprawdzić różne odnogi ścieżek. Przy okazji trafiam na kolejny bunkier odrestaurowany przez "Pro Fortalicium". W drodze do tamy na Kozłowej Górze trafiam po drodze na rowerzystę z defektem. Zatrzymuję się i pytam w czym problem. Okazuje się, że urwała się śruba mocująca siodełko :-/ Nieciekawie. Otwieram moje zapasy śrub ale niestety nie ma wśród nich dostatecznie długiej i grubej by była w stanie problem rozwiązać. Pozostaje pechowcowi powrót do domu. Na szczęście ma niezbyt daleko więc jakoś tam dociągnie. Dalej jadę tamą na zbiorniku do Wymysłowa gdzie odbijam w stronę Rogoźnika. Przekraczam autostradę i potem tamę na zbiorniku Rogoźnik i jadę wzdłuż niego asfaltem do Siemoni i przy "913" skręcam na Górę Siewierską. Tąże przejeżdżam prawie całą kierując się na Dąbie by odbić do Strzyżowic. Lekko zaginam końcówkę by licznik wskazał piątkę na początku. W sumie niezły dzień do kręcenia.
Kategoria Inne, Pedały, Serwis
DPD z awarią
-
DST
34.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
19.81km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15. Niebo niewyraźne. U mnie sucho ale im bliżej Sosnowca tym jezdnie bardziej mokre. Coś tam dmuchało ale niezbyt przeszkadzająco. Wyjechałem ciut poza krawędzią okna startowego ale udało się po drodze wykorzystać długie proste i nadrobić zaległości. Przejazd spokojny.
Dziś Srebrna Strzała miała zdecydowanie gorszy dzień. Na wyjściu z pracy orientuję się, że na tyle ma kapcia. Nie pozostało nic innego jak tylko się z tym rozprawić. Podejrzewałem, że znów szkło ale jednak nie. Puściła samoprzylepna łatka. Dość zniszczona znaczy się musiała pracować od dawna. Zdarza się. Naklejam nową i ruszam do domu. Gdzieś koło 14:00 tak solidnie lało ale śladów po tym już niewiele. Jedynie chmury jakieś takie ołowiane. Wolałem nie ryzykować, że mnie zleje i do domu ruszam standardem na Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżkę przy Małobądzkiej i Zamkowe. Tu jednak nie przez lasek grodziecki tylko sam Grodziec. Zjeżdżam na dół i wbijam na klinkierek w stronę stadionu. Za stadionem coś strzela w prawym pedale i nagle zaczyna się zsuwać z ośki. Zarżnąłem młynkami kolejny :-( Plus jest taki, że robi się ciszej. Wychodzi na to, że to nie sztyca tak trzeszczała tylko konające łożysko. Demontuję uszkodzony pedał, wycieram ośkę ze smaru i kręcę najkrótszą drogą do domu (obok cmentarza w Psarach). Jazda kiepska bo stopa przesuwa się w trakcie kręcenia i trzeba podeszwę oderwać i przesunąć żeby nie walnąć ścięgnem Achillesa w twardy metal. Ostatnie 5km więc nieco uciążliwe. Kolejny plus jest taki, że już nie muszę planować nic na sobotę. Plan się wyklarował sam czyli wyjazd po nową parę do serwisu i potem objeżdżenie nowych pedałków.
Kategoria Praca, Pedały
DPDZ
-
DST
39.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
19.50km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na starcie. Mokro i pochmurno. Wyjeżdżam dość spóźniony ze względu na poranny serwis kapcia w Srebrnej Strzale, którego to nie uskuteczniłem ani wczoraj, ani dzień wcześniej. Wiem, że na miejsce dojadę spóźniony. Dodatkowo na pierwszych 4 km pada. Drobny deszczyk ale udaje mu się zrobić mi w butach bagienko. Dziś definitywnie jadę do Decathlonu zaopatrzyć się w kapcie dla nurków. Zobaczymy czy ten patent na deszcz się sprawdzi.
Po pracy powrót raczej spacerowym tempem. Na początek pod molo na Pogorii 3. Potem Zielona i Preczów. Na koniec Sarnów i do domu. Tu zmiana konfiguracji sakw i jeszcze małe kółeczko do wsiowego Lewiatana. Generalnie jakieś zmęczenie mnie dręczy. Może uda mi się zmobilizować na coś dłuższego w sobotę. Dziś kilka rozmów telefonicznych z rowerowymi znajomymi. Jadwiga dała mi posłuchać szumu morza jak niedawno ja jej, kiedy jechaliśmy szlakiem latarni morskich. Rozmarzyłem się :-) Potem konferencja z Prezesem i okazuje się, że inspirowany naszą ostatnią trzysetką do Dęblina zamiaruje coś podobnego tylko w inną stronę. Zresztą Jadwiga też rzuciła ciekawy pomysł na sierpień. Jeszcze chwilkę porozmawiałem z Mariuszem, który opowiedział mi jak to im szła jazda powrotna z Dęblina i zastrzelił mnie info, że Robredo, po tym jak odstawił Mariusza do domu, pojechał dokręcić do 400. Szok! Ale jakoś zawsze wiedziałem, że ma coś z robota. Nie bez powodu straszy się Robertem kozaków :-) Przy nim kozaczenie to nie taka prosta sprawa. W sumie ciekaw jestem czego byłby w stanie dokonać gdyby jeździł w zawodach. Może czas zrobić zrzutkę na szoskę dla Roberta i zobaczyć jak gnębi zawodników :-) Generalnie sierpień zapowiada się mocno ciekawie. Parafrazując pewne powiedzenie "Jak tu nie jeździć, Panie Premierze?" ;-)
Kategoria Praca
DPD
-
DST
33.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:35
-
VAVG
20.84km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+18 na starcie. Trochę chmurek na niebie i jakieś pojedyncze, zabłąkane i niegroźne podmuchy. Dziś wyjeżdżam bez zapasu minutek i zupełnie bez chęci do kręcenia. W Łagiszy i na Zielonej męczy mnie znużenie i senność. Nie pomaga w mobilizacji świadomość, że nie mieszczę się w oknie przelotowym. Dopiero od ronda w centrum Dąbrowy Górniczej włącza mi się ścigacz jak widzę przed oczami podjazd i światła na Kościuszki. Potem jeszcze pojawia się "182", za którym podciągam się na kolejnych światłach. W okolicach Orlenu na Zagórzu jestem już o zwykłej porze a do miejsca docelowego dojeżdżam równo o 7:00.
W ciągu dnia rozpędziły się deszcze do postaci solidnych ulew. Pogodziłem się z myślą, że na sucho powrót mi nie ujdzie. Moje zdziwienie było wielkie, kiedy ciut przed 15:00 niemal przeschło. Jednak by nie kusić losu wracam do domu najkrótszą drogą przez Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżka przy Małobądzkiej, Zamkowe, lasek grodziecki i Gródków do domu. Niestety w Będzinie deszcz zaczął znów padać i do końca jazdy już nie odpuszczał. Nie jakaś koszmarna ulewa ale regularne kapanie, które zlało mnie prawie do gołej skóry. Gdyby pogoda wytrzymała, to bym jeszcze coś tam ukręcił a tak, to zupełnie nie miałem ochoty.
Kategoria Praca