Biznesowo do Maćka
-
DST
31.00km
-
Czas
01:27
-
VAVG
21.38km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Błękitny czeka na przypływ gotówki by powędrować do serwisu na oporządzenie kółek. Tymczasem w użycie wchodzi Srebrna Strzała. Na początek wyciągnąłem zakupiony jeszcze przed wyjazdem stojaczek serwisowy z Lidla i zrobiłem mu pierwszy test przy użyciu Strzały, w której to poczyściłem nieco przerzutki i przedni hamulec oraz nasmarowałem te pierwsze. Bardzo wygodne narzędzie ten stojaczek. Potem było trochę marudzenia, jakiś przelotny deszczyk i w końcu dzwonię do Maćka, czy go zastanę w domu. Mówi, że będzie więc wrzucam do sakwy fragment jego bagażu, który znad morza przywiózł mój brat i do tego zdjęcia z wyjazdu, i ruszam w stronę Sosnowca. Bez kombinowania do Będzina i dalej przez Pogoń do centrum. Kawałek ścieżki, o którym pisał Noibasta faktycznie ma minusy, ale ma też i plusy. I to nawet dodatnie. Tym razem twórcy stanęli na wysokości zadania i obok przejść dla pieszych są też na tej ścieżce przejazdy dla rowerów czyli nie trzeba zsiadać. Wystarczy uważać, by nie zostać trafionym ale można na legalu przejechać. Jedyne co mnie zastanawia w tych przejazdach, to jak to będzie kiedy spadnie deszcz i te ładne, granitowe krawężniki zrobią się śliskie. Albo zimą, kiedy jeszcze do kompletu zamarzną. Miałem jakiś czas temu okazję przekonać się, że nawet całkiem suchy taki krawężnik może być niezłą pułapką. Wystarczy wjechać na niego pod zbyt ostrym kątem i przednie koło nagle pracuje jakby było na lodzie. Zero kontroli. Ścieżka jednak ma swój koniec (mniej więcej na wysokości klubu im. Jana Kiepury) i dale już pędzę jezdnią. Pod balkon Maćka przejazd zajął mi jakieś 35 min. czyli raczej w normie. Telefon zgłoszeniowy i okazuje się, że Maciek jednak nie wytrzymał i wsiadł na rower :-) Chwilę czekam aż ściągnie z niedalekich okolic. Oddaję bagaż, zdjęcia i w zamian dostaję zdjęcia zrobione przez Maćka (czyli takie, na których jest mnie trochę więcej). Przy okazji trochę pogaduch. Potem jedziemy przez Stawiki na czerwony szlak pod Halę Sportową w Milowicach. Tam znów chwila rozmowy i w końcu się żegnamy. Maciek zagina do domu a ja już bez kręcenia przez Czeladź i Wojkowice do siebie. Jakoś tak łyso z prawie pustą sakwą. Jednak prędkość powrotna raczej słaba. Jakowyś podmuch z kierunku mniej więcej zachodniego nieco spowalnia. W domu jeszcze za jasności.
Kategoria Inne