DPSD
-
DST
35.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:06
-
VAVG
16.67km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na starcie. Jak wstawałem o 4:30 to było mokro ale nie padało. Na wyjściu (6:05) już lekko kropiło ale uznałem, że dojadę niezbyt mokry. Po 4 km wiedziałem już, że nie ma takiej opcji. Próbowałem jeszcze rzeźbienia szuterkiem bo spod kół by tak nie chlapało ale szuterek był w lesie i leciało z drzew więc wyszło na zero. Potem próbowałem jeszcze trzymać się chodników bo niby kostka bardziej sucha ale po tym, jak mnie mało co jakaś księżniczka w czerwonej pandzie nie zgarnęła to sobie dałem spokój i wyjechałem na asfalty. A tam jak w Amazonii... Rozlewiska, rzeki i strumienie, bajorka. Po jakichś 8 km w butach miałem już bardzo nieciekawie w związku z czym zupełnie przestałem się przejmować tym, że pada. Do pracy dojeżdżam 3 minutki po czasie.
Dzisiejsza pogoda przypomniała mi, że kiedyś w Decathlonie przyglądałem się butom dla nurków z myślą o zastosowaniu ich do jazdy w deszczu. Właśnie temat powraca.
Powrót też nie uszedł mi na sucho ale i tak było o niebo lepiej niż rano. Deszcz z tych, co je Paweł nazywa, że "kida". Z ciuchów jedynie kurtka nie wyschła ale to akurat nie problem bo polarowa i nawet mokra daje ciepło w ruchu. Powrót bez większego gięcia. Przez Środulę do Będzina pod ścianę płaczu przy Kauflandzie i potem do serwisu, po zwijkę. Naczytałem się u Amigi co to się może z oponą powyrabiać, sam też miałem w tym miesiącu podobne przejścia i zdecydowałem, że jednak na wyjazd z Mariuszem zabiorę zapas. Za daleko jedziemy żeby ryzykować, że w sobotę czy niedzielę coś nas uziemi. Jednak w "moim" serwisie mają taką, co to trochę za droga jak na zapas więc za doradztwem właściciela jadę do konkurencji czyli do Olimpijczyka. I tam trafiam nieco tańszą Kendę. Dokonawszy zakupu ruszam do domu. Przez Zamkowe wybijam się na ścieżkę do Grodźca i tu czuję, że mi siada zasilanie. Coś dziś cały dzień głodny byłem ale udawało się uratować z tego stanu. Jednak w końcu mnie dopadło. Noga za nogą wlokłem się pod górkę przedzierając się na dodatek przez rozlewiska na ścieżce. Wczołguję się na kolejne górki, mijam Gródków i zawijam jeszcze na chwilę do sklepu bo kilka drobiazgów. Potem już do domu wyskoczyć z mokrych ciuchów. O tym, że powrót nie był taki zły świadczy fakt, że w butach jednak wody nie było. Nieco tylko skarpetki zawilgły. Do jeżdżenia ta pogoda nie nastraja. Niewielu rowerzystów dziś po drodze spotkałem.
Kategoria Praca
komentarze