limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Bieszczady 2017 - kółeczko na Lutowiska

  • DST 83.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 06:31
  • VAVG 12.74km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017
Uczestnicy

Dnia dzisiejszego znów zmienia się nieco skład. Dociera do nas Grzesiek. Z kolei Marcin jedzie z Moniką i Dominikiem w nieco inną trasę z noclegiem i zobaczymy się z nim dopiero jutro. Monika i Dominik opuszczają nas na dobre realizując własny plan.

Dziś w planie trasa długa ale niezbyt trudna. Jedziemy do Lutowisk. Początek asfaltami do przekroczenia Sanu i potem wbijamy w szlak rowerowy prowadzony szerokim, wygodnym duktem szutrowym z miejscami postojowymi i widokowymi. Biegnie północnymi zboczami grzbietu, który leży na północ od biegu Sanu.

Na wjeździe na sam szlak robimy chwilę przerwy konsumując nieco kalorii i podziwiając widoki. Na wjeździe na szuter wita nas znak "Uwaga! Niedźwiedzie" :-) Nie zrażeni tym poczynamy jazdę. Trasa jest bardzo dobrze przygotowana i jest się gdzie rozpędzić jak i gdzie powspinać. Wszystko to jednak bez zsiadania.

Do Lutowisk zataczamy się w porze zdatnej do konsumpcji obiadu. Tak też i czynimy. Obiadek smaczny, obfity daje sił na drogę powrotną. Tąże czynimy trasą wzdłuż rzeki San. Tu droga jest początkowo asfaltowa, by przejść bardzo kiepski asfalt i na koniec w szuter. Też zjazdy i podjazdy. Punkty widokowe i postojowe. Leci się wspaniale.

Przebiwszy się na nasz stronę Sanu usiłujemy się dostać do wsi Terka. Niestety trafiamy na szlak konny kończący się na łące. GPS, który nas wpuścił w ten kanał pozwala teraz z niego wybrnąć. Kierujemy się na szagę w stronę gdzie ma być jakaś droga. Na początek widzimy zaorane pole. Jak pole to i musi być dojazd. Z dojazdu też gdzieś dotrzemy. I tak bujając się po bezdrożach, łąkach i lasach podziwiamy widoki.

Ostatecznie udaje nam się dotrzeć do Terki po zaliczeniu kilku gleb, kozackiego zjazdu łąką i ufajdania błotem. Wracamy na asfalt i grzecznie staczamy się do bazy na kolejną, wieczorną integrację.




Link do pełnej galerii















Kategoria Kilkudniowe

Bieszczady 2017 - kółeczko na Łopienkę

  • DST 69.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:12
  • VAVG 13.27km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017
Uczestnicy

Plan na dziś był nieco spokojniejszy.

Robimy kółeczko w stronę Łopienki, dawnej wsi, po której została tylko tablica informacyjna i świątynia.

Początek jest asfaltowy ale szybko przechodzi w teren. Miejscami są nawet nuty wypychu. Do samej Łopienki mega zjazd. Marcin i Paweł polecieli na nim dość agresywnie. Spod cerkwi wracamy wygodną drogą szutrową do asfaltu ale korzystamy z niego tylko przez moment wbijając na równie wygodną szutrówkę wzdłuż Wetliny.

Piękna ścieżka, z miejscami widokowymi i postojowymi prowadzi nas zjazdami i podjazdami w stronę Kalnicy gdzie wracamy na asfalt. Przez Przysłup jedziemy do Cisnej na obiadek w Siekierezadzie.

Nafutrowani zaczynamy wjazd do Jabłonek i zjazd do Baligrodu. Do bazy wracamy tym razem asfaltem zaliczając po drodze niezły wjazd. Na jego szczycie widzimy z naszej prawej strony ciemne chmury. Kiedy zaczynamy się staczać do bazy pojawiają się pierwsze krople. Zjazd jest jednak tak stromy i długi, że jesteśmy przed deszczem na kwaterze. Tego dnia udaje mi się poprawić rekord prędkości bez dokręcania.




Link do pełnej galerii
















Kategoria Kilkudniowe

Bieszczady 2017 - Kółeczko na Baligród

  • DST 54.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:04
  • VAVG 8.90km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017
Uczestnicy

Dojazd dał nam popalić więc dziś dłużej odpoczywamy. To jeden z powodów późnego startu. Drugi to taki, że ma jeszcze dojechać uzupełnienie ekipy. Rano wyruszyli samochodem Marcin, Paweł i Janusz. Dotarli bez przygód i szybko uruchomili się do startu z nami.

Ruszamy na początek szlakami rowerowymi w stronę Baligrodu. Najpierw wspinaczka na rozgrzewkę a potem miodzio zjazd. Jest gdzie sprawdzić hamulce :-)

W Baligrodzie próbujemy zjeść obiad ale jeden lokal zamknięty a w drugim przygotowania do imprezy. Polecono nam jednak miejsce, gdzie możemy zjeść rybkę więc toczymy się asfaltem w stronę Hoczwi po drodze zajeżdżając do wskazanego miejsca.

Posileni kręcimy do Średniej Wsi, gdzie zaczyna się ta cięższa część dnia :-)

Pierwsza próba wjazdu w teren kończy się niepowodzeniem. Lokalsi podpowiadają drugie miejsce. Tomek w którymś momencie stwierdził, że chyba złośliwe nas tam skierowali. Fakt, że droga lekka nie była. Dużo wypychu. Sporo miejsc zrytych przez maszyny zwożące ścięte drewno. Ostatecznie droga nam się gdzieś gubi. Przedzieramy się przez las śladem dawno nieużywanego duktu kierując się wskazaniami GPS-a. Po ciężkiej walce, pięknych widokach i mega zjeździe po trawiastej łące staczamy się do Żernicy Wyżnej.

Tu objawia się kapeć u Witka. Serwis zajął nam godzinę i 4 dętki. Ale było wesoło. Ruszamy już przy zachodzącym słońcu dalej na GPS-a. Robimy kilka zakosów znów z wypychem i dużą ilością błota by już w ciemnościach wybyć na drogę do Bereźnicy Wyżnej. Wtaczamy się na znajomy punkt i robimy zjazd do bazy. Stopień wykończenia - poważny. Ratuje sprawę zapas zimnych izotoników i wody rozmownej w lodówce :-)



Link do pełnej galerii








Kategoria Kilkudniowe

Bieszczady 2017 - dojazdu dzień drugi

  • DST 169.00km
  • Czas 10:08
  • VAVG 16.68km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017

Drugi dzień dojazdu rozpoczynamy nieco później niż pierwszy. Zmęczenie materiału. Jeden z Tomków oznajmia nam, że jednak zrezygnuje z jazdy w Bieszczady. Nie czuje się na siłach. Ma opcję dotarcia do rodziny kilkadziesiąt kilometrów od naszego noclegu. Przykro nam ale za trzeźwe ocenienie własnych sił należy się szacunek. Lepiej odpuścić za wcześnie niż za późno. Kawałek jedziemy jeszcze razem. Żegnamy się dopiero w Gromniku. Dalej kręcimy w szóstkę.

Trasa jest mało finezyjna. Wybieramy asfalt i główne drogi by szybko dotrzeć do celu. Łatwo nie jest. Po drodze jest całkiem sporo podjazdów i ciągle wzrasta wysokość.

Za Krosnem robi się zator ale poboczem można rowerkami śmignąć. Na zjeździe jakaś ślepawa "kierowniczka" bezrefleksyjnie skręca w prawo potrącając Witka. Dojeżdżam na miejsce jak już się pozbierał. Na szczęście bez złamań i otarć ale przednie koło ma zdeformowane. Ludzie okazali się nie na poziomie i nawet nie zaoferowali jakiejś rekompensaty, nie mówiąc już o pomocy. Zmyli się tak szybko jak tylko mogli. Gdybyśmy wezwali Policję to by się nam plan podróży posypał kompletnie. Zabieram się za centrowanie koła za pomocą ołówka. Idzie mozolnie ale udaje się doprowadzić koło do stanu używalności i jedziemy dalej.

Jedziemy w parach. Tomek poleciał przodem bo nas nieco wyprzedzał i nie wiedział o kolizji. Podczas serwisu goni go Maciek. Kilka minut później ruszają za nimi Monika i Dominik. Nie ma sensu by stali bezproduktywnie. My ruszamy zaraz po tym, jak udało się okiełznać problem.

Górki, pagórki, ścianki i spory ruch. Dzień ucieka. Gdzieś między Zagórzem i Leskiem zachodzi słońce. W Hoczwi jest już całkiem ciemno a my mamy przed sobą najgorsze podjazdy w liczbie bardzo mnogiej. Zmęczenie sprawia, że wleczemy się niemiłosiernie. Po zachodzie słońca jest dość zimno.

Meldujemy się na noclegu nieco przed północą. Reszta dojechała niewiele wcześniej od nas czyli można powiedzieć, że podgoniliśmy nieco. Właściwie, to nawet udało nam się jakoś Monikę i Dominika wyprzedzić w którymś momencie ale odeszli mnie i Witkowi jak bawiłem się z wymianą baterii w latarce.




Link do pełnej galerii








Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem

Bieszczady 2017 - dojazdu dzień pierwszy

  • DST 186.00km
  • Czas 10:40
  • VAVG 17.44km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017
Uczestnicy

Powrót w Bieszczady. Kolejny. Tym razem w dużo liczniejszym gronie. Na starcie poza Maćkiem i mną stają też: Monika, Dominik, Witek, dwóch Tomków i odprowadzający Marcin.

Planowany na 7:00 start obsunął się na nieco przed 8:00. Robimy przedstartowe foto z klubową flagą i ruszamy. Prowadzi Marcin w stronę Mysłowic i Imielina. W Imielinie korkowato. Mieliśmy jechać przez Oświęcim ale ruch na drodze sprawił, że ścinamy wcześniej w stronę Krakowa ostatecznie wbijając na wały Wisły. Sam Kraków jednak omijamy by nie tracić czasu na przebijanie się przez korki, światła i inne cudowne ułatwienia miejskie.

Gdzieś po drodze, ale jeszcze przed Skawiną, do szału zaczyna mnie doprowadzać kwadratura obu kół full-a. Wczoraj odebranego rowerka nie miałem okazji dobrze objeździć na asfalcie i dopiero dziś poczułem, że coś z oponami jest nie tak. Jakbym jechał na kanciastych kołach. Zatrzymuję się by spróbować poprawić ułożenie tylnej. Spuszczam nieco powietrza ale nie udaje się tego wyprostować. Przy pompowaniu wyrywam wentyl z dętki. Zaczyna się nieszczególnie. Zakładam zapas i jedziemy dalej. W Skawinie szybki wjazd do sklepu rowerowego. Kupuję dwie Kendy 2,10 i dwie zapasowe dętki. Przy pomocy Dominika i Tomka szybko przekładamy oponki. Zdjęte zwijam i przyczepiam do przyczepki.

W Skawinie żegna się z nami Marcin. Objazdami wraca do domu. My dalej za Garminem robimy objazd Krakowa. Kierujemy się na Świątniki Górne gdzie docieramy o takiej porze, że akurat można zjeść obiad. Robi się leniwie ale walczymy z tym dzielnie ruszając w dalszą drogę.

Optymistyczny plan zakładał dotarcie do Jasła jednak teren, bagaż i ciepły dzień sprawiają, że na taki wynik nie ma szans. Szacuję, że Zakliczyn będzie tym punktem, na którym zakończymy jazdę. Nocleg rezerwujemy ostatecznie w Zawadzie Lanckorońskiej, jakieś 2-3km od Zakliczyna.

Docieramy do mety dnia dzisiejszego już w ciemnościach zwalczając ostatni, dość stromy wjazd.


Link do pełnej galerii







Kategoria Kilkudniowe, Opona, Z trzecim kołem

Testowo poserwisowo

  • DST 21.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 20.32km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 maja 2017 | dodano: 31.05.2017

Dopiero na dziś miałem do odbioru Rzeźnika z serwisu (wymiana kasety, łańcucha, tarcz od korby, obu opon) i to dość późno bo przed 18:00. Do Będzina zbiorkomem, powrót na własnych kołach. Lekko zagiąłem o ścianę płaczu w centrum Dąbrowy Górniczej. Potem przez Zieloną i czarny szlak kręcę do Łagiszy i stamtąd przez Sarnów do domu. Tu przekładam szybkozamykacz na ten z kompletu od przyczepki, ładuję w sakwy obciążenie testowe i ruszam z trzecim kołem na malutkie okrążenie w celu przyzwyczajenia się do innego rozkładu obciążenia.


Kategoria Inne, Kaseta, Łańcuch, Opona, Serwis, Tarcza, Z trzecim kołem

Na spotkanie Cyklozy

  • DST 35.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 19.81km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 maja 2017 | dodano: 29.05.2017

Pierwszy dzień urlopu. Dziś w planach z rowerowania tylko wizyta w siedzibie PTTK w związku z comiesięcznym spotkaniem klubu.

Startuję jakoś tak koło 16:20. Kręcę przez Wojkowice, Czeladź i Milowice niezbyt intensywnie zakładając lekkie spóźnienie. Jedzie się przyjemnie. Jest ciepło, trochę podwiewa chyba mniej więcej z południa, słoneczko nie pali zbyt mocno. Bajka. W Czeladzi wymijam się z Tomkiem wracającym z pracy. Rzucamy sobie szybkie "Cześć". Do celu dotaczam się bez problemów i sensacji z obsuwą kilku minut.

Nie jestem ostatni, jak się chwilę później okazuje. Dziś jest nas całkiem sporo. Załatwiamy najpilniejsze sprawy czyli z zainteresowanymi omawiamy nieco detali zbliżającego się wyjazdu w Bieszczady. Dla mnie Prezes przywiózł potwierdzone książeczki i dużą srebrną odznakę KOT. Jeszcze 3 lata jeżdżenia i będzie duża złota ;-p Potem ruszamy się z siedziby PTTK-u na Stawiki zasiąść w lokalu i jeszcze poobradować niezobowiązująco z okazji 6 urodzin klubu. Mnie niestety goni czas i zwijam się nim wszyscy na miejsce dotarli.

Kręcę szybko w stronę Pogoni i dalej do Będzina a stamtąd najkrótszą asfaltową trasą (przez "913") do domu. Jeszcze muszę wyrobić się do weterynarza ze zwierzaczkiem, czego nie udało się zrobić wcześniej i przez co mi się trochę plan dnia rozjechał nie pozwalając wziąć udziału w nasiadówie. Udaje mi się do domu dotrzeć w przyzwoitym czasie i załatwić resztę spraw zaplanowanych na dzień dzisiejszy.

Jutro w planach odbiór Rzeźnika i jazda testowa po przeszczepie napędu i kapci oraz przeglądzie ogólnym.



Spacerowo do Niegowonic

  • DST 117.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 13.90km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 maja 2017 | dodano: 28.05.2017

Coś koło czwartku dostałem info od Ani, że planuje spokojnym tempem 70km do Niegowonic na sobotę. Po ostatnich klubowych grubych setkach to było coś, co mi bardzo pasowało. Namiary startowe: Sosnowiec, Żyleta, 9:00.

Z domu wytaczam się tak na styk o 8:30. Kręcę krótko przez Gródków i Będzin. Trochę spowalnia mnie cosobotni kociokwik przy targu ale potem już jazda znów robi się płynna. Zataczam się na zbiórkę z dwoma minutami zapasu jako przedostatni. Czekamy jeszcze na przewodnika i potem do wypełnienia kwadransa akademickiego na ewentualnych innych spóźnionych. Więcej się nikt nie zjawia. Nas jest szóstka: nasz rodzynek-organizator Ania, skołowany przez nią przewodnik Marcin i Cyklozowa ekipa w reprezentacji Pawła, Tomka, Romana i mnie.

Trasa generalnie po znanych nam terenach. Większość tego już kiedyś z kimś jechałem więc widoczki znajome tyle, że solo bym musiał się posiłkować albo mapą albo GPS-em. A tak mogłem sobie spokojnie kręcić za czyimś kołem zupełnie nie przejmując się tym, czy jestem we właściwym miejscu. Sprawę załatwiał przewodnik :-) Choć czasem mu tam trochę mieszaliśmy w planach to jednak skutecznie wyprowadzał nas potem na swój planowany szlak.

Docelowo kręciliśmy do kamieniołomu w Niegowonicach. Trasa przez Zieloną, Antoniów, Ząbkowice. Nic finezyjnego ale skutecznie do celu i dość spokojną drogą. W Niegowonicach dołącza do nas na chwilę Łukasz, z którym jedziemy do kamieniołomu. Tu robimy sobie dłuższą przerwę na wciągnięcie izotonika, innych form paliwa, pogadać, pośmiać się, pofocić. Ogólnie odpocząć chwilę.

Potem jedziemy szukać jaskini zawaliskowej przy niegowonickich skałkach. Ania znalazła ale nawet ona, mimo tego, że była z nas najszczuplejsza, nie dała rady wejść do środka zbyt daleko. To miejsce to raczej taki symbol jaskini niż nasze wyobrażenie o niej. Szukaliśmy wielkiej dziury do której wleziemy wszyscy razem z rowerami i jeszcze zostanie sporo miejsca :-)

Ze skałek, by nie jechać tą samą drogą namawiamy przewodnika na zjazd w drugą i pętelkę w terenie, która by nas znów do Niegowonic zawiodła. Był po drodze kozacki zjazd polną drogą, długi, trawiasty podjazd i potem znów kozacki zjazd po betonowych płytach :-)

Wracamy na spokojniejsze i bardziej płaskie drogi boczne i gruntowe na kierunku do Sławkowa. Gdzieś po drodze wjeżdżam na potłuczone chyba słoiki. Słyszę nagle "psss... psss... psss..." i na tyle mam zero luftu. Kolejny tradycyjny element ustawki - kapeć. Tradycyjnie ekipa ostrzy paluchy do szydzenia a ja robię wymianę. Na szczęście obyło się bez komplikacji i kilkanaście minut później jedziemy dalej.

Powoli zaczyna wszystkim świecić rezerwa. Jest już coś koło 16:00 i bardzo pożądane staje się skonsumowanie solidnego obiadu. Planujemy zjeść coś w Austerii w Sławkowie. Nim tam jednak docieramy zostajemy zmuszeni do objeżdżania miasta prawie dookoła. Akurat ma miejsce bieg i marszobieg więc musimy stosować się do wskazówek Policji i Straży Pożarnej i rzeźbić bokami do celu.

Obiadek to około godzinna przerwa. Wesoła, oczywiście. Ciepełko dało nam już nieźle popalić. Rano wydawało się, że nie jest jakoś bardzo ciepło ale jednak słoneczko operowało. Czuję, jak nieco mi łapki upaliło.

Posileni zaczynamy już powrót ogólnie w kierunku na Kazimierz sosnowiecki. Znów trochę znanych i nieznanych ścieżek i dróżek by ostatecznie dociągnąć do celu. Na razie jeszcze wszystkim jest po drodze więc jedziemy w stronę Zagórza omijając wjazd pod Mec i wykorzystując do tego celu niebieski szlak przez lasek zagórski. Wybywszy z lasu żegnamy Romana, który jest już rzut beretem od domu.

W piątkę kręcimy na Środulę i zjeżdżamy w stronę przejazdu kolejowego na Chemiczną. Zamknięty. Nawrotka i jedziemy obskoczyć to bokiem. Po drodze odłącza Paweł. W czwórkę kręcimy jeszcze po dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Tu chwila rozmowy i znów się dzielimy. Marcin z Tomkiem odbijają w stronę kościoła na Pogoni, a ja z Anią jedziemy w stronę Żylety. Tam ostatecznie żegnam organizatorkę dnia dzisiejszego i solo kręcę, trzeci już dzisiaj raz, ścieżką małobądzką do nerki w Będzinie i dalej przez Łagiszę i Sarnów do domu.

Tu mi się przypomina, że jeszcze o sklep muszę zahaczyć. Mój najbliższy już zamykają więc robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana załatwiając co trzeba. Potem już szybki zjazd do domu.

Bardzo fajnie spędzona sobota. Wesoło, pogoda dopisała, tempo takie, że nie trzeba było się nigdzie specjalnie napinać. Dużo fajnych widoczków. Umiarkowanie zmachany. To lubię.


Link do pełnej galerii



Organizatorka soboty i przewodnik.


Szczytowa liczebność grupy.


Po horyzont wszystko moje. Dużo tego. Kurka, będzie roboty z zarządzaniem ;-p


Niegowonicki smok.




Sprzedać to do Windowsa XP... Wystarczyłby cent od instalacji żeby spać spokojnie do końca życia ;-)




Panoramicznie.


Kategoria Jednodniowe

DPODZD

  • DST 67.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 18.44km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 maja 2017 | dodano: 26.05.2017

Ku mojej radości dziś spokojnie można kręcić na własnych kołach do pracy. Zbieram się średnio sprawnie i rozpoczynam jazdę o 6:11. Jest całkiem przyjemnie. Dużo słońca, lekki wiaterek, prawie ciepło, suche jezdnie. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Po drodze drobne spowalniacze w postaci świateł i szlabanu ale nie ważą jakoś specjalnie na czasie przelotu. Bez sensacji i podnoszenia ciśnienia docieram na miejsce z zapasem 5 min.

Po pracy umówiony jestem z Krzyśkiem i Tomkiem na pokręcenie po okolicy. Warunki niezłe do jazdy ale jak słoneczko przesłonią chmury to ciepła jakoś nie czuć. Trochę wiaterku. Ogólnie ujdzie choć brak upałów, które rzekomo miały być. Kręcę na Zieloną standardową drogą przez Mec, Reden i Most Ucieczki. Docieram do celu z 10 minutami spóźnienia. Chłopaki czekają. Powitanie, małe zakupy i ruszamy w drogę. Na początek asfaltem na Marianki i wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. A potem zaczyna się gięcie. Jedziemy na szlak rowerowy do Siewierza korzystając jednak tylko z jego początku. Potem wspinamy się pod wiatrak i terenem zjeżdżamy do świateł w Podwarpiu. Przebijamy się na zachodnią stronę "86" i kręcimy na Hektary i do brzegu zbiornika przeczyckiego. Stamtąd na podjeździk do Toporowic i na małą ściankę pod cmentarz w kierunku na Goląszę Górną. Przy tablicy odbijamy w teren i bujamy się nim aż do szkoły w Dąbiu. Potem asfalt do Chrobakowego i mały objazd przez las w stronę "86" i nawrót przy szlabanie na betony do Malinowic. Asfaltem dotaczamy się pod stadion Iskry Psary gdzie po chwili rozmowy żegnam się z chłopakami. Oni kręcę w stronę Sarnowa a ja wracam prosto do domu. Tu zarzucam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Fajnie się jechało, fajnie gadało ale trochę mnie to kręcenie wymęczyło.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 24 maja 2017 | dodano: 24.05.2017

Rozruch odbył się dziś sprawniej i w drogę wytaczam się o 6:10. Pochmurno. Trochę wieje. Jezdnie miejscami mokrawe. Z nieba padają kropelki niezbyt istotne dla przebiegu akcji. Kręcę standard jak wczoraj. Czasy pośrednie dobre ale tracę trochę na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej bo szlabany opuszczone przed pociągiem KŚ. Po wjechaniu do centrum D. G. kropelki przyspieszają zauważalnie. W centrum Zagórza nieco opad słabnie. Na miejsce zataczam się z rezerwą około 5 min. W butach, o dziwo, dość sucho więc wygląda na to, że ten deszcz bardziej straszył jak moczył. W sumie, przyjemny dojazd do pracy. Mam nadzieję, że prognoza ICM-u się sprawdzi i do domu uda się wrócić na sucho.

W ciągu dnia trochę popadało. Potem zaczęło wiać. Na wyjściu warunki są takie, że czuć spadek temperatury i zauważalny wiatr zdecydowanie niepomagający. Wszystko to nie zachęca do objazdów. Wracam bez większego ciśnienia najkrótszą drogą przez Mec, Środulę, Będzin i Grodziec. Po drodze bez sensacji.


Kategoria Praca