limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Do Istebnej

  • DST 139.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 08:19
  • VAVG 16.71km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 sierpnia 2017 | dodano: 28.08.2017

Michał namówił mnie (choć w sumie specjalnie nie musiał się wysilać) na wyjazd do Istebnej. Krótki, ale jak się później okazało, intensywny.

Rano wstawać się nie chce i na myśli o kilometrach do przekręcenia jakoś ciężko się zebrać. Ostatecznie wyruszam tak, że na miejscu spotkania z "siostrami z Fiata", czyli pod BP, jestem obsunięty ponad kwadrans. Prowadzeniem obejmuje Michał i tak toczymy się bokami i terenem w stronę Tychów i Pszczyny.

Jadę przeważnie z tyłu, bo trzecie koło nieco jednak spowalnia. Na zjazdach też muszę się nieco hamować. Ale przetaczamy się dość sprawnie aż do Skoczowa, gdzie na rynku zasiadamy do szybkiego obiadku. Posileni wbijamy na rowerowy szlak wzdłuż rzeki Wisły i toczymy się nim aż do Wisły. Droga raczej nudna. Trochę też daje się we znaki zmęczenie. Tymczasem przed nami jeszcze gwóźdź dzisiejszego dnia - Kubalonka.

Do przełęczy zaczynamy wspinaczkę asfaltem ale dość szybko extra balast mocno mnie spowalnia. Chłopaki mi odchodzą i znikają za zakrętem. Po drodze przyuważam, że jest alternatywa dla ruchliwej krajówki i odbijam w prawo na zielony szlak. Wjeżdżam tylko niewielki kawałek za asfalt. Gdybym był wypoczęty to może nawet i z przyczepą bym się wdrapał. Zamiast tego zrobiłem sobie nieduży wypych. Ma to ten plus, że nogi popracowały w innym rytmie i innymi mięśniami. Dzięki temu na przełęczy jestem nawet dość wypoczęty, jak na ten etap podróży. Zaskakuję też chłopaków zachodząc ich z boku :-)

Potem już w kupie toczymy się dalej aż do kwatery. Trochę naokoło, bo GPS Przemka mówił, że trzeba nam gdzieś w bok odbić ale wybraliśmy jednak wygodny asfalt. Zostawiamy bagaże i na pusto ruszamy do sklepu na zakupy. Tym razem Michał nadaje kierunek. Ruszamy na asfalt, ale urządzonko mówi, że my mamy w drugą stronę. Skrótem.

Kozacki ten skrót. 1,5km po betonowych płytach, non-stop na klamkach, przejazd przez jakiś strumyczek i kilkaset metrów znów po betonowych płytach ale tym razem w górę. To chyba tu nas ten Przemkowy GPS chciał zesłać. Ładnie byśmy się urządzili. Wracamy z zakupami znów naokoło asfaltem.

Potem jeszcze tylko prysznic i dzień kończymy na posiedzeniu w pobliskiej pizzerii na zimnym browarku i pysznej specjalności zakładu.



Link do pełnej galerii



Jeszcze nie jest za ciepło.


Pszczyna.


Skoczów.


Kubalonka.


Tymi płytami po prawej do sklepu, gdzie tam na lewo od tych domków za drzewami :-)



Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem


komentarze
amiga
| 07:48 czwartek, 31 sierpnia 2017 | linkuj Sam staram się sprowadzać ładunek do minimum, ale wieczorem muszę mieć noś normalnego do ubrania... Niestety wszystko to waży i wpływa na prędkość jazdy, w górach jest to od razu odczuwalne.
limit
| 11:37 środa, 30 sierpnia 2017 | linkuj U "sióstr z Fiata", tak. U mnie pełna przyczepa :-) Namordowałem się ale za to miałem wygodne wdzianko do siedzenia przy browarku zamiast rowerowych obcisków.
amiga
| 07:02 środa, 30 sierpnia 2017 | linkuj Widzę, że bagaż sprowadzony do minimum :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!