limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Powrót z Lubomierza

  • DST 162.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 08:55
  • VAVG 18.17km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2017 | dodano: 16.08.2017

Czas w górach jakoś inaczej płynie i powrót nadszedł zdecydowanie za szybko. Zbieramy się trochę niemrawo i zejście z Jasienia zaczynamy nieco po 8:30. Właściwie to całkiem sporo udaje mi się zjechać. Bez przyczepki może nawet całą drogę by się udało. Tyle, że dziś było sucho. Poprzednim razem, jak popadało, to nawet schodzenie było bardzo trudne.

Na dole Michał zostawia część rzeczy w samochodzie i przebiera się w rowerowe obciski. Ruszamy na asfalt nieco gdzieś około 9:30. Po drodze postój po napoje a potem jednym skokiem dotaczamy się do Mszany Dolnej i dalej aż do Lubienia. To chwila na łyk wody i wjeżdżamy na dawną Zakopiankę. Droga właściwie pusta. Czasem tylko jakiś samochód i całkiem sporo rowerzystów. Tu przez kawałek jedzie z nami szosowiec z Mszany. Trochę rozmawiamy. Rozjeżdżamy się przed Myślenicami.

Spora część drogi powrotnej przebiegała tak jak dojazd. Za Myślenicami dalej jedziemy znaną trasą. Dzień jest znacznie cieplejszy od niedzieli. Mimo tego jadę całą drogę w długich spodniach, które na starcie były wręcz konieczne. Chłodek był zauważalny. Później można było już kręcić całkiem na krótko ale jednak się na to nie zdecydowałem. Dzięki temu miałem nogi cały czas nieźle ogrzane i kręciło mi się dość dobrze. Choć nie za szybko. Pewnie jakiś udział w tym miała przyczepa. Na zjazdach dawała mi sporo rozpędu. Na płaskim, jak się już rozbujałem, to też leciało mi się trzema kołami nieźle, ale podjazdy bywały ciężkie.

W Wadowicach mieliśmy zamiar się obiadować ale lokale przy rynku nie dość, że w ruchliwym miejscu to jeszcze dość pełne. Żeby nie tracić czasu ruszamy w kierunku na Zator. Jechaliśmy w tą stronę "28" i było trochę ruchu. Teraz spodziewamy się większego więc wybieramy sugestię Garmina na boczne drogi. Potem odpuszczamy jazdę do Zatoru ścinając w kierunku na Oświęcim.

Na wjeździe do miasta robimy chwilę przerwy przy Orlenie. Wciągamy co tam mieli odgrzewanego i dalej przebijamy się w stronę Mysłowic. Dystans wskazywany przez nawigację jest już taki, że czujemy się prawie jak w domu. Zaczynam powoli zamulać. Do Mysłowic docieramy około 19:00. Żegnam się z Michałem, który kręci jeszcze zrobić rzut na taśmę przy grillu a ja solo przetaczam się do Sosnowca.

Jadę na Stawiki i dalej na czerwony szlak do Milowic. Stamtąd już standardem przez Czeladź do Wojkowic i do domu. Docieram do domu nieco po zachodzie słońca ale jeszcze za jasności. Znów zimny browar smakuje jak ambrozja :-)

Trochę szkoda, że sobota się spaskudziła bo brakło choć jednego dnia by pośmigać po górach na rowerku. Ale w przyszły tygodniu jest już plan wyjazdowy więc będzie okazja odrobić. Ten weekend i tak był udany bo jestem kompletnie wypompowany :-)




Link do pełnej galerii



Ostatnie rzuty okiem przy zejściu z Jasienia.


Potem już głównie jazda.


I czasem tylko chwila przerwy na foto jakiejś osobliwości.


Wadowice pełne ludzi.




Podsumowanie powrotu.


Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!