DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
20.69km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trudno się nie rozpływać nad wspaniałością pogody. Jak na styczeń to jest zadziwiająco przyjemnie. Suche jezdnie, zdecydowanie na plusie (wg ICM +5), wiatr z południowego zachodu czyli dla mnie do pracy pomagający. Na kołach jestem o 6:03. Mam dużo czasu i będzie się dało jechać szybciej więc z tej okazji postanawiam dziś zrobić kapinkę dłuższy dojazd. Kręcę przez Sarnów i Preczów na Zieloną, gdzie wracam na zwykłą trasę przez centrum Dąbrowy Górniczej, Aleję Kościuszki, Braci Mieroszewskich i Szymanowskiego. Jedzie się rewelacyjnie. 2/3 drogi niemal pusto. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Na miejscu jestem z zapasem 5 min. Po drodze tylko jedna rowerzystka w Preczowie. Kojarzę ją jak kiedyś jeździła kompletnie na batmana. Teraz przynajmniej ma kamizelkę odblaskową i widać ją było nawet z dość dużej odległości.
W ciągu dnia coś pokapało i na wyjściu jezdnie były lekko mokre a z nieba kapały ostatnie, drobne kropelki. Trochę jednak to zmieniło moje plany objazdowe i skróciłem nieco zagięcie powrotne. Kręcę przez Mec i Środulę do Będzina. Stamtąd przez Zamkowe do Grodźca. Tu warunki są nienajgorsze więc zamiast skracać do Gródkowa przetaczam się przez Wojkowice i Strzyżowice pagórkując odrobinę. Powoli zapadają ciemności. Finisz mam już na moment przed pełnymi ciemnościami. Całkiem przyjemny powrót do domu.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
20.36km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś na dojeździe zupełnie inna bajka. Przede wszystkim jest znacznie cieplej niż wczoraj. W nocy padało i jezdnie są mokre ale nie na tyle by się uflejać. Dość zauważalny wiatr, wg ICM-u z południa, szybko suszy jezdnie. Startuję o 6:05. Próba hamowania, zgodnie z oczekiwaniami, wypada bardzo pozytywnie więc będę sobie mógł jechać ile nogi podają a wiatr i płuca pozwalają. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przeleciała zadziwiająco szybko, spokojnie i przyjemnie. Na miejscu jestem z zapasem 10 min. Taki styczeń to ja rozumiem :-)
Na powrocie jezdnie właściwie suche. Za to odczuwalnie jakby chłodniej niż rano. Pewnie to wina wiatru, który był nieco przeciwny mojemu powrotowi i nie za ciepły. Kręcę przez Mortimer i Reden. Tu zahaczam o ścianę płaczu. Potem w stronę Łęknic i na bieżnię przy P3 aż do przystani. Tam porzucam bieżnię by dostać się do Piekła i wbijam na bieżnię przy P4. Kręcę nią do zjazdu na Preczów skąd dalej przez Sarnów do domu. Przyjemnie się jechało mimo opornego powietrza. Na P3 przez chwilę myślałem, że mnie jednak Mariusz znów na trasie przydybał. Widzę z przeciwka migające światełko, zieloną kurtkę. Tylko trochę mi nie pasowały białe golenie amortyzatora bo w jego Krosiwie są czarne ale pewności nabrałem dopiero jak się wymijałem z rowerzystą. To nie był Mariusz. Generalnie jakby ciut więcej rowerzystów. Ale tylko niewielkie ciut.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
18.31km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:05. Pierwsze co widzę, to oszronione trawy na placu. :-/ Czyli może być nieciekawie bo wczoraj było dużo wilgoci w powietrzu i na jezdniach. Pierwszy rzut oka na asfalt nie nastraja optymistycznie. Próba hamowania upewnia mnie, że jest kicha na drodze. W świetle latarń przez większość drogi trudno ocenić czy jezdnia jest tylko mokra czy już śliska jadę więc bardzo delikatnie i zachowawczo. Na łukach powoli, na skrzyżowaniach wręcz ślimaczo. Na szczęście kierowcy w większości mocno zredukowali prędkość i zwiększyli odstępy. Wyprzedzają z dużym zapasem. Toczę się standardową trasą przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przejazd bez ekscesów ale do spokojnych bym go nie zaliczył. Całą drogę spodziewałem się, że może mi uciec niespodziewanie koło i zaliczę glebkę. Może dzięki temu obyło się nawet bez uślizgów. Na miejscu równo o czasie. Jeszcze jeden przeżyty dojazd do pracy :-)
Powrót w znacznie lepszych warunkach choć przez kawałek dnia trudno było w to uwierzyć. Gdzieś między 13:00 a 15:00, zgodnie z prognozami ICM-u, całkiem konkretnie padało - śnieg z deszczem. Nastawiłem się nawet na to, że chwilę posiedzę dłużej w pracy by to przeczekać ale prognoza sprawdziła się idealnie. Przestało padać przed samą 15:00. Zbieram się do powrotu około 15:20. Dziś na kierunku do Będzina bo po drodze mam do załatwienia małą sprawę. Potem przez Mec i Środulę kręcę w stronę dworca kolejowego Będzin Stary i tam odbijam na ścieżkę rowerową wzdłuż ul. Małobądzkiej. Ledwo na nią wjechałem widzę z przeciwka migające światełko. Nie wiem, szósty zmysł? Od razu pomyślałem, że to będzie Mariusz. Tak też i jest w istocie. Witamy się, i jakże by inaczej, poświęcamy chwilkę na pogaduchy. Nie jest specjalnie zimno, nie kapie, nie wieje więc rozmawia się dobrze. Rozganiają nas dopiero zapadające ciemności. Mariusz w swoją stronę, ja w swoją czyli dalej ścieżką aż do nerki, przejściami podziemnymi wybijam się na kierunek do Łagiszy i asfaltami ciągnę tamże. Potem Sarnów i do domu. Jechało się nawet całkiem przyjemnie. Jezdnie, co prawda, mokre po opadzie ale nie na tyle by się uflejać. Poza tym temperatura dodatnia więc nie było też ślisko. Trochę na finiszu mi podwiewało z zachodu ale niezbyt przeszkadzająco. Przyjemny i spokojny powrót z pracy. Żeby jeszcze było jasno to właściwie, jak na styczeń, byłaby pełnia szczęścia.
Kategoria Praca
DPZNOD
-
DST
41.00km
-
Czas
02:10
-
VAVG
18.92km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Walka z dojazdami do pracy - rok kolejny. Przewidywania ICM-u się sprawdzają. Jest na minusie. Wiaterek niezbyt odczuwalny. Jezdnie po wczorajszym dniu nie zdążyły do końca wyschnąć i dziś miejscami szklą się szronem. Odcinkami słyszę chrzęszczącą pod kołami świeżo sypniętą sól. Na starcie odczuwalnie jest całkiem przyjemnie. Powiedziałbym nawet, że zaskakująco ciepło jak na przygruntowy przymrozek. Ale tylko do czasu. Kiedy przekraczam "86" nagle wpadam w ścianę chłodu i tak już mam do końca jazdy. Cały czas ostrożnie więc też i nie za szybko. Boję się, że mi mogą nagle uciec koła. Może dzięki temu udaje się dojechać do mety bez jednego nawet uślizgu. W sumie to sytuacja na jezdni była całkiem dobra. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Ruch na niej niezbyt duży. Na mecie jestem minutę po czasie. Trochę spowolniły mnie światła. Niektóre z nich nie reagują na rower i musiałem czekać aż przytoczy się jakaś konserwa. Był też szlaban na "dworcu kolejowym" w D. G. Ogólnie przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Po drodze tylko dwóch rowerzystów.
W ciągu dnia temperatura skoczyła zauważalnie w górę więc powrót był o wiele przyjemniejszy niż dojazd. Wracam przez Mortimer i Reden do Łęknic. Tam kawałek wzdłuż Pogorii 3 w drodze do Piekła i potem wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa. Potem już prosta przez Sarnów do domu z szybkim wjazdem do wsiowego Lewiatana. W domu zostawiam sakwy z zaopatrzeniem i toczę się do pobliskich stomatologów umówić się na wizytę. Załatwiwszy sprawę ruszam do domu, że jednak warunki wciąż przyjazne to odrobinę wyginam w pobliżu DINO i odwiedzonego już dziś wsiowego Lewiatana. Na jezdniach jakaś wilgoć się zbiera choć nie zauważyłem by padało. Mam nadzieję, że sprawdzą się prognozy ICM-u i temperatura nie spadnie poniżej zera. Inaczej będzie paskudna szklanka. Na chwilę obecną jutro jadę rowerkiem mimo prognozowanego na popołudnie deszczu ze śniegiem.
Kategoria Praca
Napoczęcie 2018 i podsumowanie 2017
-
DST
53.00km
-
Czas
02:40
-
VAVG
19.88km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj nie wyszło mi jeżdżenie finalizujące 2017 r. bo zniechęcił mnie najpierw deszcz, a potem mżawka z mgłą. Dziś, na szczęście, takich atrakcji nie było. Zresztą nawet jakby były, to i tak bym pojechał. W końcu wypada nowy rok rowerowo napocząć.
Startuję 13:02. Jezdnie mokre, temperatura dodatnia, zgodnie z wróżbami ICM-u wiatr z południowego zachodu ale niezbyt mocny. Ogólnie jak na styczeń to całkiem dobre warunki do jazdy. Jakieś tam pojedyncze kropelki czasem się pojawiały ale nieistotne dla akcji.
Ruszam i od początku czuję, że jest słabo po przeziębieniu, które męczyło mnie ze 3-4 dni. Rozpoczynam od rozgrzewającego wjazdu do Góry Siewierskiej i potem jest już ok. Kręcę jednak delikatnie. Podjazdy z rozpędu, a gdzie go nie wystarczyło, to spokojnie młynkuję. Może ze 2-3 wjechałem częściowo na stojąco. Zjazdy przy lekkim dokręcaniu tak, żeby tyko nogi pracowały pod niewielkim obciążeniem.
Trasa z Góry Siewierskiej kolejno: Tawrdowice, Nowa Wieś, Zawada, Sadowie, Przeczyce, Tuliszów, Hektary, Podwarpie, bieżnia wzdłuż Pogorii 4, bieżnia wzdłuż Pogorii 3 na odcinku od Świątyni Grillowania do mostku drewnianego w Łęknicach, centrum Dąbrowy Górniczej, Mydlice, Warpie, centrum Będzina, Gzichów, Nowe Zamkowe, Grodziec, Wojkowice, Strzyżowice i do domu.
Im dalej, tym lepiej mi się jechało. Po drodze spotkałem kilku rowerzystów. Pierwszego już w Górze Siewierskiej. Potem kilku głównie w okolicach Pogorii i kilku "lokalsów" na dojazdach. P4 raczej pustawa. Na P3 sporo spacerowiczów. Miasta jak wymarłe.
Co do 2017 roku... Nieco pozwoliłem leniowi się panoszyć bo przez niego odpuściłem trochę wyjazdów jednodniowych. Stracony, na szczęście, jednak nie był. Kilka niezłych wyjazdów udało się zrealizować gdzie mogłem sobie pośmigać Rzeźnikiem. Błękitny przeszedł modernizację i teraz śmiga zauważalnie lepiej. Obyło się bez poważnych kontuzji i gleb. Wniosek jednak jest taki, że ten rok chcę mieć lepszy i jeśli plany uda się zrealizować, to będzie :-) Może też uda mi się Dużego Złotego KOT-a wywalczyć choć łatwo nie będzie.
Kategoria Inne
DPND
-
DST
38.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.73km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nic na tym świecie nie jest pewne. Wczoraj po powrocie bym sobie łeb dał urwać, że dziś jadę zbiorkomem. Rano wyglądam jednak za okno, jak zwykle, i niemal natychmiast decyduję się na rower. Śniegu w zasięgu wzroku zero. Dopiero potem po drodze spotkałem niewytopione resztki tam, gdzie komuś chciało się odśnieżać i zrobił przy tej okazji zaspę. Organoleptyczne badanie temperatury wykazuje, że jest znacznie cieplej niż wczoraj. Coś tam lekko mżyło też ale uznałem, że w gorszych warunkach jeździłem i mnie to nie zatrzyma. Smaruję amorka i łańcuch i wytaczam rower. Kapie :-( Trochę grzebania przy owijaniu pokrowcem plecaka i kiedy wychodzę już nie kapie. Potem po drodze kilka razy coś przez chwilę leciało ale niegroźnie. Jezdnie mokre. Ruszam o 6:13 na standardową trasę dojazdową znacznie żwawiej niż wczoraj. Na drogach pustawo. Spokojnie przetaczam się do celu zupełnie bez ekscesów. Na miejscu mam minutę zapasu. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.
Na powrocie, zgodnie z wróżbami ICM-u, mokro. Kapało ale nie cały czas. Przebiłem się w sumie przez cztery lub pięć stref deszczu, który na szczęście nie dał rady mnie przemoczyć. Ale trochę przyjemności z przejazdu powrotnego zabrał. Wracam dziś z nieco większym wygięciem. Początek przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki. Pod niego jednak nie wjeżdżam tylko odbijam w stronę Łęknic i objeżdżam Pogorię 3 w stronę Piekła, gdzie wbijam na Pogorię 4 i jadę do Preczowa. Potem już standard przez Sarnów. Mimo wody z nieba i wiatru w gębę jechało się całkiem dobrze. Dziś ostatni dojazd do pracy w tym roku. Czy w tym roku ostatni wyjazd w ogóle, to nie wiem. Mam nadzieję, że nie ale wszystko będzie zależało od Niechcemisia.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
35.00km
-
Teren
19.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
14.38km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i tak. Wracam wczoraj z pracy zrąbany jak koń po westernie. Mówię sobie, że jutro to już na pewno jadę zbiorkomem zwłaszcza, że ma, wg ICM-u, powrót być w nędznych warunkach. Ale. Rano wyglądam za okno a tam asfalt suchy, nic z nieba nie leci, wiatru nie widać. No grzech zmarnować takie warunki. Zbieram się więc na koła o 6:00 i ruszam do pracy. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przez pierwsze 2-3 km z nieba pada coś jak zmrożona mżawka zupełnie jednak nie przeszkadzając w podróży. Jedzie się całkiem przyjemnie i spokojnie. Na miejscu mam rezerwę 7 min. Po drodze wymijam się z dwoma rowerzystami czyli nie tylko ja walczę w okolicy. Zresztą na drodze rowerowej na Zagórzu widziałem ślady chyba nawet dwóch rowerów więc i tu ktoś się nie poddaje.
Powrót zapisuję sobie cały jako terenowy bo tak też się jechało. Jak ICM wieszczył, w ciągu dnia spadł śnieg. Niezbyt gruba warstwa Miało w sumie sypać gdzieś do 16:00 ale przestało około godziny wcześniej i zaczęła się delikatna mżawka. Na jezdniach bagno pośniegowego błota więc cały powrót rzeźbię chodnikami, ścieżkami rowerowymi i wertepkami jak najdalej od samochodów. Trasa przez Mortimer, centrum Dąbrowy Górniczej, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i Sarnów. Tempo mocno spacerowe. Wolałem mieć niedużą prędkość gdyby się okazało, że kontakt podłoże-koło zostanie gwałtownie zerwany i zostanę zmuszony do przyziemienia. Na szczęście udało się tego uniknąć choć w kilku miejscach koło uciekło na niespodziankach ukrytych pod śniegiem (zamarznięta koleina, kamień, gałąź, kałuża itp.). Do domu zataczam się po ponad 1,5h kręcenia. Ostatnie 4km z mżawką zacinającą w twarz. Mimo tego jechało się nieźle. Przyjemność byłaby o wiele większa, gdyby to było za jasności, gdzie widać po czym się jedzie. Światło czołówki nie zastąpi dziennego, nieco zniekształca widok. Jutro już definitywnie zbiorkom. Mam mżyć całą noc i temperatura ma rosnąć ale bagno chyba tak szybko nie spłynie. Poza tym dziś w pracy miałem wrażenie, że balansuję na krawędzi przeziębienia. Nieco mi przeszło ale powrót mógł znów sprawę postawić na ostrzu noża więc zrobię sobie przerwę aż na jezdniach znów nie będzie sucho, bezpiecznie.
Kategoria Praca
DPNZD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
18.31km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Badanie warunków przedstartowych wykazało coś lecącego z nieba. W sumie nie bardzo znam termin na określenie tego opadu bo przypominało to zamarzniętą, niezbyt gęstą mżawkę. Obawiałem się, że może toto uczynić warstwę poślizgową na jezdniach, ale jak wybyłem na koła i zrobiłem próbę hamowania, to okazało się, że przyczepność jest bardzo dobra. Ruszam o 5:56. Wiatru nie rejestruję więc albo brak, albo pomagający. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Na Zielonej zaciemnienie i bez czołówki byłaby bieda. Na rondzie w centrum D. G. tym razem bez nerwówki. Na miejscu jestem ze sporym zapasem czasu - 12 min. Przyjemny dojazd do pracy. Dzisiejszym dojazdem przekraczam 11k km w tym roku. Wiele więcej już nie będzie m. in. dlatego, że jutro ma się zmienić pogoda i na razie trudno ocenić jak bardzo i w którą stronę.
Wracam znów tą samą trasą czyli Mortimer, Reden, Most Ucieczki, bieżnia przy P3 od mola do Świątyni Grillowania, P4, Preczów i Sarnów. Mała różnica taka, że rano zabrałem sakwy i dziś po drodze wstępuję do wsiowego Lewiatana na zakupy. W ciągu dnia było chyba powyżej zera bo wytopiło nędzne ślady po śniegu. Odczuwalnie było mniej przyjemnie niż rano. Minimalny podmuch mniej więcej z zachodu i chyba wilgoć w powietrzu wywoływały odczuwanie niższej temperatury niż była faktycznie. Przez to jazda nie dawała takiej frajdy. Teraz patrzę na prognozę na jutro i mam dylemat: jechać rano rowerkiem i walczyć na powrocie z zapowiadanym śniegiem i deszczem czy też postawić na zbiorkom. Po dzisiejszym powrocie druga opcja jakoś bardziej zdaje się być atrakcyjna.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jednak zawalczyłem. Nastawiony przez ICM na niższą temperaturę rozpoczynam wcześniej rozruch. Pierwsza rzecz to sprawdzenie sytuacji za oknem. Jezdnia wygląda na suchą więc zbieram się jak na koła. 5:53. Zauważalnie zimniej i czuć lekki podmuch, wg ICM-u z północnego zachodu. Dla mnie pomagająco. Na standardowej trasie przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą ruch raczej niewielki. Możliwe, że to z powodu wczesnej pory. Na rondzie w centrum D. G. znów "ółan" w białym dostawczaku chamsko zajeżdża mi drogę. Gdyby nie to, że go uważnie obserwowałem, to by mnie zgarnął. Zwolnił tylko na tyle by przed nim zmieścił się dostawczak, który jechał pasem po mojej lewej. Rzuciłem mu przedświąteczną "urwę". Reszta drogi spokojna. O ile na asfaltach było całkiem czysto, to na "drodze rowerowej" w Zagórzu trafiłem na kilka łat zlodzonego śniegu. Na szczęście cała droga bez gleb, uślizgów. Warto było potoczyć się na kołach. Na miejscu jestem z zapasem 12 min. Przyjemny dojazd do pracy.
Powrót taką samą trasą jak wczoraj z tą różnicą, że dziś więcej jezdniami jak chodnikami. Jest zdecydowanie chłodniej tzn. poniżej zera. Nie ma słońca więc jest szaro i ponuro. Kręcę tym razem pod wiatr. Nie jest nawet średni ale wraz z niską temperaturą sprawiają, że odczuwalnie jest mało sympatycznie. Z tego też powodu tempo spacerowe. Po drodze widzę kilku rowerzystów. Dołączają do skromnej liczby widzianych rano. W sumie nie ma ich nawet dziesięciu. Za to przechodząc przez tory przy Świątyni Grillowania napotykam cztery sarenki. Chwilę dłuższą stoimy, ja i one, i przyglądamy się sobie. Potem one dostojnie w swoją stronę, a ja w swoją. Niezbyt dostojnie. Jezdnie na powrocie miałem nawet w niezłym stanie ale ciągle gdzieś w głowie siedzi lęk, że to ciemne przede mną to lód i od razu zaczynam zwalniać. Bardzo niefajnie się jedzie przy ciemnościach i niepewności tego co pod kołami. Znów chodzi mi pogłowie rozpoczęcie dojazdów zbiorkomem. Ale zobaczę ostatecznie jutro, którą nogą wstanę i co za oknem zobaczę.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch dziś całkiem niezły i na kołach jestem już o 6:06. Przy gruncie zdecydowanie poniżej zera bo oprócz oszronionej trawy leżą też nieliczne płatki śniegu, który miał, wg ICM-u, objawiać się w nocy opadem napadowym. Jezdnie, na szczęście, są jednak w bardzo dobrym stanie, a pierwsza próba hamowania przed domem wypada bardzo pozytywnie. Całą drogę jednak pilnuję się by w razie wjazdu na lodowisko nie zrobić czegoś głupiego. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Bardzo spokojnie. Jedynie w centrum Dąbrowy Górniczej na rondzie znów jakiś "ółan" szarżował od strony Będzina sprawiając wrażenie jakby zamierzał wbić się na rondo niezależnie od tego, czy ktoś na nim jest, czy nie. Bardzo tego nie lubię bo zamiast płynnie przejechać rondo muszę przyhamować by się upewnić czy mnie nie zgarnie. Reszta drogi spokojna. W Sosnowcu drogowcy pilnują żeby się nie popieprzyło i już zdrowo solą. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut ani nie zagotowany, ani nie przemarznięty. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.
W ciągu dnia kilka razy lekko poprószyło ale spora część opadu stopniała. Niestety zaczęła spadać temperatura i trochę obawiałem się szklanki na jezdni. Z tego też powodu wracam częściowo posiłkując się chodnikami i ograniczam prędkość. Trasa przez Mortimer i Reden w stronę Pogorii 3. Spod mola bieżnią w stronę Świątyni Grillowania i dalej przez P4 do Preczowa i Sarnowa. W sumie jechało się przyjemnie. Na jutro zakładam możliwość skorzystania ze zbiorkomu. Jak zamarznie to, co dziś stopniało to będzie niezła ślizgawica. Warunki raczej słabe dla dwóch kół :-/
Kategoria Praca





















