limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:18056.00 km (w terenie 3205.00 km; 17.75%)
Czas w ruchu:1011:28
Średnia prędkość:17.85 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Liczba aktywności:569
Średnio na aktywność:31.73 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Do bankomatu i po bułki

  • DST 50.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 18.07km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 grudnia 2012 | dodano: 23.12.2012

Sobotę się wygrzewałem. Tego mi po prostu trzeba było. Ale dziś już nie było mowy o tym, by nie pojeździć. Zwłaszcza że była przy okazji i potrzeba załatwienia kilku drobiazgów.
Na początek do bankomatu. Oczywiście nie tego najbliższego bo jak tak można. Pojechałem do Dąbrowy Górniczej nieco wyginając trasę. Na początek do Góry Siewierskiej, dalej przez Twardowice do Nowej Wsi gdzie skręciłem na Zawadę nadziewając się przy okazji na lekki wmordewind, który towarzyszył mi dalej przez Sadowie, Targoszyce, Przeczyce (w hodowli ryb ruch - pewnie taśmowo mordują karpie), Marcinków i do Wojkowic Kościelnych do Pogorii 4. Tam wbijam na asfalcik i wiaterek przestaje być tak uciążliwy. Na ścieżce ślady innych bikerów choć po drodze udało mi się spotkać tylko Olę :-) Jadę, patrzę a tam ktoś się zatrzymuje. Że ja trochę ślepawy a w okolicznościach zimowych wszyscy poowijani jak terroryści to z daleka nie poznałem. Ale im bliżej tym bardziej nabieram podejrzeń, że to ktoś znajomy może być a kiedy wyciągnięta ręka sygnalizuje stop, sprawa jest już jasna. Chwilę porozmawialiśmy na przekór niesprzyjającym warunkom. Oj! Się będzie działo, jak tylko wypali coś z tego, czym Ola zagroziła :-] No nic, zobaczymy. Żegnamy się i Ola jedzie zaginać kółeczko w stronę Wojkowic Kościelnych a ja dalej przez Marianki, przeskakuję na Pogorię 3 i obok mola śmigam do centrum Dąbrowy Górniczej. Jeden bankomat opróżniony (poddałem się po trzech info, że "Transakcja nie może być zrealizowana"). Jadę pod drugi i tam biorę com miał wziąć i jadę w kierunku domu. Pod dworzec kolejowy w Dąbrowie i dalej w stronę oczyszczalni ścieków. Wzdłuż torów na Ksawerę i potem w stronę Czarnej Przemszy gdzie ścieżką jadę do Będzina pod nerkę. Tam przeskakuję przez Zamkowe w do lasu grodzieckiego. Na światłach przez "86" i przy "Pod Lwem" w teren w stronę lasu w Gródkowie. Wyjeżdżam koło podstawówki i skręcam w prawo. Jeszcze jeden mały odcinek wertepowy i już potem prosto do Lewiatana na mojej wiosce. Zebrawszy trochę balastu do domu.
Fajny dzień do jeżdżenia. Temperatura na wyjeździe u mnie była w okolicach -3. Wiaterek był ale do przyjęcia. Drogi miejscami czarne i mokre, miejscami przysypane lekko śniegiem ale nigdzie nie było jakoś tragicznie ślisko czy chlapowato.


Kategoria Inne

(nie)Wielka Włóczęga

  • DST 54.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 grudnia 2012 | dodano: 16.12.2012

Wczorajszy dzień, ze względu na inne nałogi, nierowerowy. Dziś już jednak cykloza zaatakowała pełną mocą i wygnała mnie na małe objazdy okolicy.
Na początek jeden z ostatnio uczęszczanych kierunków czyli Góra Siewierska i dalej Twardowice w drodze do Nowej Wsi. Tam koło OSP odbijam w lewo z zamiarem ostatecznym wyjechania w Sączowie ale mi się coś merda i zjeżdżam do trasy Siewierz-Tarnowskie Góry. W sumie tu mi też pasuje. Skręcam w kierunków Tarnowskich Gór. Po drodze podjeżdżam pod bunkier zrobić kilka fot. Potem dalej przez Celiny jadę do Tąpkowic gdzie skręcam na Ossy. I tu pierwszy kawałek terenowy w drodze do Wymysłowa. Ciekawie. Tamą na zbiorniku Kozłowa Góra jadę w stronę Świerklańca. Skręcam na wał (gdzie takiemu jednemu z Piekar Śląskich należałby się KK za parkowanie) z zamiarem przejechania całego ale po drodze zmieniam zdanie bo rozmoknięty i jedzie się mocno nieciekawie. Wbijam do parku świerklanieckiego i jego ścieżkami wracam do Kozłowej Góry skąd dalej ścieżką rowerową do Piekar Śląskich. Na światłach robię fotę (bo mi się czerwone zaświeciło to czemu by z okazji nie skorzystać?) i skręcam na Brzozowice. Przejeżdżam asfaltem za kościół i do końca osiedla i wbijam znowu w teren. Znów ciekawie. Jeden podjazd fajny. Koło się ślizgało ale łapało przyczepność w końcu i udało się jednak wjechać. Wyjeżdżam w Wojkowicach na drodze z Michałkowic. Przez Wojkowice jadę do Grodźca. Skręcam za stacją benzynową by zrobić mały objazd i nieco klinkierkami pojeździć. Docieram w końcu pod kościół ten przy zakręcie (nie ten na samej górze) i jadę w stronę Będzina. Za mostem wbijam do lasku grodzieckiego i jadę nim w stronę skrzyżowania drogi 913 i 86 czyli kierunek na Gródków. Zaczyna pokapywać. W Gródkowie za torami zawijam w stronę OSP w Psarach i potem już kierunek do domu z małym wjazdem do sklepu. Deszczyk rozpędza się.
Docieram do domu nieco okapany ale generalnie nieprzemoknięty trekkingi i stuptuty się sprawdziły przy tej pogodzie i opadach. W ogóle do bardzo fajnie się jechało. Tam, gdzie normalnie się leci 50km/h dało się tyle lecieć. Drogi czarne choć mokre ale nie śliskie. Jedynie wertepki, pola i lasy mlaskate, zalane i miejscami oblodzone. Czasem koła miały tendencję do jechania każde w swoją stronę ale obyło się bez gleby i tylko jedno podparte ujechanie.
Pomimo tej odmiany moja sympatia dla zimy nie wzrosła ani o milimetr.

Dzisiejszcza galeryja w ilości 31 szt.


Ony bunkierek com to do niego podjechał.


Tak było na kawałku Ossy-Wymysłów.


Zbiornik Kozłowa Góra od strony Wymysłowa.


Kandydat do KK. Trzeba być albo bardzo złośliwym albo bardzo bez mózgu żeby tak zaparkować. Nie wiem co gorsze.


Świerklaniec. Mniejsze kawałki wody już solidnie pozamarzane.


Szybka fota "na czerwonym" w Piekarach Śląskich.


Kościół w Brzozowicach.


Kawałek terenowy między Brzozowicami a Wojkowicami.


Urząd Miejski w Wojkowicach a przed nim to, co pozostało po kopalni.


A na koniec mój domowy tygrys. Przyszła się pochwalić złapaną myszą. Trochę nie bardzo rozumiała, że nie chcę żeby ją do domu wnosiła :-p


Kategoria Inne

Ustawka Mariotruck-a

  • DST 47.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 15.67km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 grudnia 2012 | dodano: 09.12.2012

Dziś opowiastka z obrazkami.

Na dziś Mariotruck z Ghostów zwołał ustawkę w ceulu tytłania się w śniegu po drodze z Będzina do Pyrzowic i nazad. Plan miałem taki, że rano skoczyć ze zwierzaczkiem do weterynarza i ustawić się na starcie. Nieco nie wyszło. Szybki tel w celu ustalenia kto gdzie jest i gdzie z kim można się spotkać. Po rozmowie z Mario tak mi się coś ubzdurało, że oni na 12:15 chcą zajechać pod zachodni koniec pasa startowego. Rzut oka na czasomierz i wychodzi mi na to, że nie ma szans ich przed tym dogonić. Zbieram się i ruszam pod wschodni kraniec, gdzie się potem z nimi zdzwonię i jakoś się zjedziemy.
Na początek do Góry Siewierskiej i Dalej do Nowej Wsi.



W trakcie focenia i odzyskiwania widoczności (okulary pokryły się warstwą lodu) śmiga obok mnie zawodnik chyba na szosie. Był na tyle szybki, a ja bez okularów na nosie na tyle ślepy, że taki mi się zdawało ale głowy nie dam.
Pogoda jak na obrazku widać: mglisto. Na starcie miałem -8. Na szczęście bez wiatru. Tyle, że wiatru nie trzeba nawet żeby solidnie przemarznąć. Nowa Wieś, w stronę, w którą ją przejeżdżałem to cały czas zjazd aż do trasy Tarnowskie Góry - Siewierz. Latem to się tam leci 40 km/h i lepiej teraz z racji warunków drogowych trochę się klamek trzymałem ale gdzieś po drodze i tak chyba mi z 35 km/h zmierzyło. Kiedy dojeżdżam do skrzyżowania na dole ryj mam zamarznięty, widoczność znowu szczątkowa. Przejeżdżam skrzyżowania i moment na odzyskanie widoczności. Dziś wziąłem do jazdy rękawice narciarskie i tym razem łapy nieco mniej marzły. Jednak i one nie dawały rady momentami utrzymać temperatury.
Dojeżdżam do Siedlisk i kolejna sesja łączności z Mario. Tym razem sytuacja się wyjaśnia. Oni dojeżdżają do Siewierza i stamtąd będą jechać lasem pod lotnisko. Ja dokładnie w odwrotną stronę. Umawiamy się, że zjedziemy się po drodze w lesie i ruszam jechać swoje.



Zahaczam o teren, który kiedyś należał do wojska a konkretnie do jednostki lotniczej w Mierzęcicach. Mieli wspólny pas startowy z lotniskiem cywilnym. Potem ich zlikwidowali i zostały tylko straszące w lesie ruiny wytargane z wszystkiego, co się dało sprzedać lub spalić.



Docieram na miejscówkę, z której dobrze się ogląda siadające samoloty i jadę dalej w stronę Zendka.



Gdzie wbijam do lasu na drogę do Siewierza. Tak sobie nią niespiesznie popylam.



Robiąc czasem focię tu i tam sobie...



... i rowerkowi.



Aż w końcu nadziewam się przed Siewierzem (z mojego punktu widzenia, z ich za Siewierzem) Zimową Grupę Uderzeniową Ghostbikers.
Z kilku zamienionych słów widać, że zabawę mieli przednią. Między innymi solidna gleba Robredo zakończona centrowaniem przedniego koła. Jednym słowem: grubo. Poza tym też widać, że dzioby im pozamarzały bo bełkoczą tak samo jak ja :-]
Żegnamy się i jadę odkręcać kółeczko, które oni zaczęli.



Podjazd na rynek w Siewierzu w celu zbadania sytuacji. Pusto, mglisto. Jadę dalej.



Fota kościoła w Siewierzu.



Fota zamku w Siewierzu. Tym razem przysypany śniegiem więc trzeba uwiecznić.
Jadę dalej i wbijam na ścieżkę rowerową do Podwarpia. Po drodze kilka fotek bo zima wyglądała tam bardzo ładnie.



Rowerek ufocony w zimowych okolicznościach przyrody - ponownie.



Ony krzaczek bardzo mi w oko wpadł tym jak go zima potraktowała. Dziełu sztuki.



Fields. Endless fields...



"Nasi tu byli" czyli ślady Ghostów czterech.



Gdzie oni wbili na ścieżkę, tam ja wypadłem. Co na obrazku widać.



Nawet słoneczko na moment się objawiło nad Podwarpiem.



Potem "pognałem" prosto na Pogorię IV gdziem ufocił to, co było widać z tego zbiornika. Przy okazji chyba mnie zazdrość zbierała gdzieś od środka, że ja gleby nie mam, tom i sobie jedną też zafundował.



Gleba przez brak pomyślunku. Bo tak sobie pomyślałem, że piasek będzie teraz ładnie utwardzony przez mrozik, to sobie podjadę bliżej zamiast deptać nad skarpę. No tom podjechał. Piasek faktycznie był utwardzony. Tylko, że koleiny po quadach w nim też. Wpadłem przednim kołem w jedną z nich i nagle kółko zaczęło jechać w prawo kiedy kierunek miałem prosto i żem rymsnął jak długi. Usiłując uratować się zgrabnie z upadku do kompletu pizgnąłem prawą piszczelą w jakiś twardy kawałek rowerka. Przez dłuższą chwilę bolało jak diabli. W domu okazało się, żem deczko oskurowany w miejscu pizgnięcia i jucha leci. Ale cóż, takie życie rowerzysty - bez obrażeń to nie jest impreza.



Na Pogorii albo Straż Pożarna miała jakieś szkolenia lub ćwiczenia albo też ktoś się utopił. Lepiej, żeby to pierwsze.



Bez większego kombinowania, zrobiwszy jeszcze tylko kilka foto jadę prosto do domu przez Marianki, Preczów i Sarnów. Przed Mariankami wdziewam jeszcze przeciwwiatrówkę bo się jakoś tak bardzo niesympatycznie zrobiło. Do domu dojeżdżam zmarznięty ale w sumie zadowolony z objazdu.
Przy czym dalej zimy nie lubię.

Link do galerii tego, co dziś upstrykałem - 83 szt.

I jeszcze jedno foto :-) Tego jak wyglądało kółeczko Robredo zanim się z nimi spotkałem. Musiała być efektowna gleba.


Kategoria Inne

Cytując i parafrazując...

  • DST 14.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 16.47km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 grudnia 2012 | dodano: 08.12.2012

... BS-owiczów czyli kosmę100 - do wsiowego sklepu i noibastę - nie tylko po bułki.
Do sklepu najbliższego mam jakieś 300m. Do tego, co się wybrałem jest jakiś kilometr ale wyciąganie rowerka dla tak nędznego przebiegu wydało mi się jakieś takie niewłaściwe. Tak więc go wyciągnąłem ale drogę do sklepu nieco zagiąłem. Poturlałem się na początek pod górkę do Góry Siewierskiej. Stamtąd do Brzękowic i zjechałem w stronę Goląszy Dolnej i Malinowic skąd już prosto do umyślonego sklepu i potem z balastem prosto do domu. W dzień, przy ładnym słoneczku to ta zima wygląda całkiem ładnie. Zwłaszcza, że dziś drzewka ośnieżone i oszronione. I wiatru nie było. Mrozik też nie jakiś przeraźliwy. Na wyjeździe -4.
Nie zmienia to jednak faktu, że zimy nie lubię. Końcówki górne marzną przy zjazdach. Dziób marznie cały czas. Nogi podają na tyle, że jedynie tempo emeryta wchodzi w grę. I do tego jezdnie niepewne. Miejscami czyste, miejscami ośnieżone. Na szczęście nie miałem po drodze oblodzonych. Ale i tak to nie ta jazda co latem.


Kategoria Inne

Dreamliner

  • DST 51.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 15.94km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 grudnia 2012 | dodano: 03.12.2012

Dziś wziąłem dzień urlopu w celu przyglądnięcia się Dreamliner-owi. Że niby taki ładny, pojemy i ekonomiczny, i w ogóle, i w szczególe.
Wyruszam 8:20 od siebie bo przez noc sypnęło śniegiem i nie chcę się spóźnić. Planowane lądowanie w Pyrzowicach o 9:40. Jest więc niby czas ale sytuacja na drogach hm... U mnie lekko zmrożony śnieg. Potem chlapa, potem śnieg, i tak na zmianę. Jadę przez Górę Siewierską, Twardowice, Nową Wieś. Miejsca, gdzie normalnie puszczam klamki i lecę 50+ tym razem na hamulcach i przy 25 km/h stres, że zaraz pizgnę. Na szczęście chyba strach ma tylko wielkie oczy. Dojeżdżam do pasa lotniska a tam ruch jak w Rzymie. Okazuje się, że "oglądaczy" jest całkiem sporo. A uzbrojeni! Takie teleskopy niektórzy dźwigali, że strach. Przy takim sprzęcie moja "pstrykawka" wygląda mizernie.
Czekamy na przylot. Niektórzy są już tak przygotowani do focenia, że mają różne skanery i inne cuda i szybko się wydaje, że samolocik ma obsuwę w czasie. Będzie czekanie :-( Po godzinie się łaskawie zjawia (po drodze ląduję i przelatuje kilka innych maszyn). Szybki szpil i czas się zwijać. Objeżdżam pas od wschodu i przez Zendek jadę na zachodni kraniec. Tam znowu czekanie. W międzyczasie startuje "wizir". Jakiś czas po nim "Dream". Focenie i ruszam do domu przez Ożarowice, Sączów, Rogoźnik i Strzyżowice.
Wymarzłem jak diabli. Niby koło zera było ale stanie przy minimalnym ruchu i lekkim wiaterku wykańcza. Dobrze, że miałem termos z herbatką i ciuchy przeciwwiatrowe. Inaczej mogiła.

Dzień rowerowo jeszcze niezakończony. Mykam do serwisu po odbiór Srebrnej Strzały. Tak więc jeszcze kilka km dopnę dziś i przekroczę pewnie 13k km...

Zbiorkomem przerzucam się do Będzina gdzie z serwisu odbieram Strzałę na nowym napędzie. Zupełnie inna jazda. Może tym razem trochę wytrzyma. Nie udaje mi się dotrzeć przed zamknięciem do centrum ubezpieczeniowego więc polisa na Meridę będzie musiała nieco poczekać. Wracam do Lidla po zaopatrzenie i statecznie, z pełnymi sakwami, turlam się przez Łagiszę i Sarnów do domu.
Warunki do jazdy pogorszyły się dość znacznie. Jutro będzie szklaneczka. Łamię się czy nie przerzucić się na zbiorkom do czasu aż się nieco ociepli. Zobaczymy jak mi poranek podejdzie.

Pełna galeria tego, co mi się dziś ufociło (73 sztuki)


A lądowanie "Dream-a" wyglądało tak. Myk i po sprawie.


Okoliczności przyrody prezentowały się w ten sposób. I 2 na minusie.


Nie ja jeden czatowałem. I nie była to jedyna grupa.


Przed gwoździem programu była okazja potrenować składanie się do foto.


Przyszło znowu zdrowo wymarznąć na drugim końcu pasa nim główna atrakcja raczyła się ruszyć.


Poszło szybko i sprawnie.


Atrakcja zniknęła w sinej dali a mnie pozostało wrzucić młynki by się rozgrzać choć trochę w drodze do domu.


Kategoria Inne, Serwis

DOND - Tym razem rundka na zachód

  • DST 32.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 19.20km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 grudnia 2012 | dodano: 02.12.2012

Start po opóźnionym rozruchu czyli 15:20. Na początek wspinam się dla rozgrzewki na górkę paralotniarzy w Górze siewierskiej. Stamtąd terenem pod Ligęzę i asfaltem zjazd do Rogoźnika. Obok cmentarza w Dobieszowicach przeskakuję na drugą stronę autostrady i wyjeżdżam w Wymysłowie. Robi się już powoli ciemno. Wzdłuż tamy na zbiorniku Kozłowa Góra jadę do drogi Tarnowskie Góry - Piekary Śląskie i tam skręcam na Piekary. Kawałek ścieżką, resztę asfaltem jadę do świateł przed szpitalem i skręcam na Wojkowice. Prawie całą długością Wojkowic dojeżdżam do kościoła (tego od strony Grodźca) i skręcam na Strzyżowice i potem już prosto do siebie.
Chłodno. Nogi nie podają za dobrze przy tej temperaturze i napowietrzanie też się buntuje przy próbie pociśnięcia. Na płaskim tak 22-24 km/h. Jednak byle górka i prędkość spada do 15-19 km/h :-/
Aktywność społeczeństwa znikoma. Rowerzystów śladowo. Trochę więcej biegaczy.


Kategoria Inne

DOND - last man standing?

  • DST 61.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 18.21km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 grudnia 2012 | dodano: 01.12.2012

Na starcie, czyli około 14:25, +3. Ruszam wymyślonym najprostszym kursem w stronę wschodniego krańca lotniska w Pyrzowicach. Stamtąd lasem do Siewierza. Po drodze przychodzi wdziać extra warstwę izolacyjną bo chłodek daje się we znaki. W Siewierzu mykam obok zamku i przez remontowany most w stronę Wojkowic Kościelnych. Po drodze uskuteczniam miniexplorację w nadziei znalezienia skrótu do ścieżki rowerowej ale okazuje się, że trafiam w ślepy zaułek. Wracam na znaną drogę i wbijam na ścieżkę rowerową kończącą się na Podwarpiu. Po drodze ścigam się przez chwilę z parą sarenek. W międzyczasie zdążyło zajść słońce i nad Pogorię 4 docieram kiedy zaczynają zapadać ciemności. Asfalcikiem jadę do Marianek spotykając po drodze tylko jednego rowerzystą. Oświetlonego, o dziwo. Dalej jadę na Zieloną i tam przerzucam się na ścieżkę rowerową wzdłuż wałów Czarnej Przemszy, którą dojeżdżam do Będzina. Odbijam na Teatr Dzieci Zagłębia i dalej w stronę dworca kolejowego. Zakotwiczam na trochę u qmpla. Wciągamy pizzę + 3 izobronki na głowę. Zbieram się od niego jakoś po 21:00. W związku z tym, że pewnie mam przekroczone 0,2 mykam bocznymi dróżkami i robię nocny terenowy powrót. Na początek przez Zamkowe do lasu grodzieckiego. Stamtąd przeskakuję do Grodźca i wertepkami jadę do Gródkowa pod restaurację "Pod Lwem". Przeskakuję asfalt na drugą stronę i wzdłuż lasu jadę do Gródkowa. Tam przerzucam się polami do Psar i bocznymi drogami docieram do domu mniej więcej o 22:00.
Zadziwiająco mało ludzi o tej porze a przecież nie było znowu aż tak zimno ani wietrznie. Przez chwilę miałem wrażenie, żem jedyny żywy na Pogorii 4.
I jeszcze wniosek z wieczornego powrotu: kto chce jutro jechać rano blaszakiem musi liczyć się ze skrobaniem. Spotkanie po drodze zaparkowane samochody ładnie oblodzone. Na polach roślinki pięknie pokryte szadzią. Jutrzejsze poranne zdjęcia powinny być super :-)


Kategoria Inne

Na wschodni kraniec lotniska w Pyrzowicach (DOND)

  • DST 52.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 23.11km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 listopada 2012 | dodano: 25.11.2012

Sobotę całą przebimbałem choć do rowerowania pogoda była całkiem całkiem. W niedzielę parcie na jeżdżenie było nie do opanowania. Pogoda dalej dopisywała więc po 14:00 zebrałem się w drogę. Plan: dotrzeć do wschodniego krańca pasa startowego lotniska w Pyrzowicach by mieć pojęcie jak tam dojechać gdybym się przypadkiem wybrał na okazję lądowania Dreamliner-a.
Na początek do Góry Siewierskiej. Stamtąd wertepkami do Siemoni i dalej przez Sączów i Ożarowice do Zendka. Przed Zadzieniem wjeżdżam w las obok terenu lotniska i wzdłuż ogrodzenia objeżdżam do Mierzęcic. Wracam na asfalt i przez Targoszyce i Przecycze jadę do Wojkowic Kościelnych. Zachodnim brzegiem Pogorii 4 do Preczowa i przez Sarnów do domu. Na Pogorii trochę batmanów i tylko jeden oświetlony jak prawo i Pan Bóg (o ile istnieje) nakazuje.
Nie wiem czy to dzień taki dobry, czy wczorajsze byczenie ale jechało się dziś rewelacyjnie. Może bym jeszcze dystans naciągnął ale śmietnik nie pozostawił żadnych niejasności. Nie będzie wsadu będą problemy. Tak więc dystans skromny.


Kategoria Inne

Nocna Rundka

Niedziela, 28 października 2012 | dodano: 28.10.2012

Sobota była całkiem nie do użytku. Cały dzień padało. Aż się wierzyć nie chciało, że tak można.
W niedzielę rano za oknem jak w środku zimy. Wszystko przykryte śniegiem. Cały dzień mi się nie chciało ruszyć 4 liter z domu. Na przemian jedzenie, czytanie, spanie i tak gdzieś do 19:00. A potem już łamanie w plecach od niejeżdżenia tak dawało się we znaki, że się zebrałem i pojechałem.
Na początek przez Dąbie do Wojkowic Kościelnych i na Pogorię IV. Tam stroną zachodnią dojechałem do Marianek skąd dalej asfaltem na Zieloną. Stamtąd na molo na P3 i do centrum Dąbrowy Górniczej. Przez Koszelew do Będzina pod zamek i dalej przez Grodziec i Gródków do siebie.
Po drodze trochę focenia na szybko. Drogi całkiem przyzwoite do jazdy. W sporej części suche. Kiedy jechałem, to było miejscami sporo mgieł. Rano pewnie znikną bo będzie chyba chłodniej. Jak zjeżdżałem o 22:00 do domu, to było zero na termometrze.


Niedzielny poranek.


Wojkowice Kościelne.


Na Pogorii 4.


I jeszcze raz Pogoria 4.


Zielona. Po zdjęciu tego nie widać.


Pogoria 3.


W centrum Dąbrowy tak pusto jakby jakiś horror na żywo leciał.


Grodziec.


Gródków.

Jechało się bardzo fajnie. Praktycznie puste drogi. Czasem tylko jakiś zabłąkany samochód przemknął chyłkiem. Czasem też jakiś pies gdzieś za płotem zaszalał. Poza tym ludzi prawie zero. Pogoria 4 całkiem pusta. Na molo przy P3 też jakieś niedobitki. Nikogo na rowerku. Żadnego biegacza czy "kijkowca". Nawet spacerowiczów. Normalnie latem o tej porze w tych miejscach tłumy były.


Kategoria Inne

Zakończenie w Chudowie

  • DST 142.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:55
  • VAVG 17.94km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 października 2012 | dodano: 21.10.2012

Dzisiejszy dzień rowerowy rozpoczęty stosunkowo wcześnie bo mniej więcej około 7:15. Wyruszam do Sosnowca pod fontannę przy PTTK na spotkanie z grupą wyjeżdżającą do Chudowa na zakończenie sezonu kolarskiego PTTK. Za oknem mleko i jakieś +5 stopni więc wdzianko raczej konkretne potrzebne.
Dojeżdżam na miejsce niemal równo o 8:00 razem z bratem Marcina. Tu jeszcze kwadrans akademicki. Robimy foto i ruszamy. Potem foto robiłem jeszcze po drodze w różnych miejscach zupełnie losowych.
Jedziemy na początek na Trzy Stawy i Muchowiec, gdzie miał czekać Rysiek. On też nas prowadzi do Panewnik a dalej potem trochę ja trasą, jaką jechaliśmy do Rybnika (Chudów był wtedy po drodze). Temperatura powoli rośnie, mgły stopniowo opadają, słoneczko ładnie świeci. Trasa trochę asfaltami, trochę lasami. Po drodze spotykamy innych rowerzystów. Niektórzy chyba na ten sam zlot. Inni niestowarzyszeni.
U celu jesteśmy trochę przed 11:00 czyli przed czasem. Marcin ogarnia sytuację i staje na tym, że kto chce pojeździć po okolicy ma czas do 13:30. Reszta obstawi zlotowe atrakcje. Formuje się sześcioosobowa Grupa Do Badań Parametrów Okolicznych Błot, która po gorącej herbacie niezwłocznie wyrusza wypełnić swoją misję. Jedynie Robredo trzeba odrywać od kuszy żeby się nie postrzelił przypadkiem. I zapuszczamy się w las gdzie rozpoczynamy badania. Udało nam się zjechać trochę terenu i wnioski są takie na temat parametrów okolicznych błot. Są stosunkowo rozległe aczkolwiek areał jest nieco ruchomy. Co do głębokości, to jest dostateczna by się koncertowo upaprać. Takoż odpowiednia jest gęstość i czepliwość owych błot. Przy okazji błot występują obiekty w postaci widoków wartych zobaczenia oraz akweny wodne wielkości wszelakiej.
Ze względu na ograniczony czas przeznaczony na działanie GDBPOB formacja rozpoczyna powrót do grupy głównej nie omieszkując jednakże wykorzystać okazji i rozszerzyć zakres badań. Wypadają one pomyślnie. Ostatecznie GDBPOB powraca do formacji startowej i razem ruszamy dalej sfociwszy się uprzednio w towarzystwie kamienia i zamku.
Kolejny punkt to ogród botaniczny. Nie focę tam jednak tylko usiłuję wytropić co mi tak irytująco w tylnym kole hałasuje. Nie udaje się to jednak.
Dzisiejsza grupa była rewelacyjna pod kątem nastrojów i zamiłowań. Wszyscy przychylnym okiem patrzyli na improwizacje i exploracje. Takież mieli i nastroje. Nie raz i nie dwa zdarzyło się dziś wjeżdżać "na czuja" i "na pałę" w jakieś boczne polne drogi co skutkowało mnóstwem żartów i wybuchami dobrego humoru. Czasem też skróceniem drogi.
Wdzieramy się po drodze na Srocze Górę. Stamtąd (po foceniu i podziwianiu) rozpoczynamy powrót. Był onyż powrót również bogaty w improwizacje autorstwa Avacsa. Przy czym i one nie były w stanie zepsuć humoru ekipy. Jedynie wyostrzał się cięty dowcip serwowany każdemu, kto miał odwagę spróbować coś namieszać, zwłaszcza skutecznie.
Powracamy obok pracy t0mas82-a ale jak uprzednio telesympatycznie wykrywamy, że nie ma szans by był dziś w pracy więc nie próbujemy go turbować.
Jankego (omijając kilku kandydatów do KK) jedziemy na Janinę (gdzie żegnamy się z Ryśkiem) i dalej do Sosnowca.
Jest wesoło. Także coraz chłodniej i ciemniej. Przy szlaku rowerowym na Trójkąt Trzech Cesarzy robimy postój chwilowy, gdzie Marcin opowiada o szlaku. Potem podziękowania za uczestnictwo i rozjeżdżamy się. Z Edytą i Maciejem eskortuję Joannę niemal pod drzwi. Potem z Maciejem eskortujemy Edytę pod drzwi. Potem Maciej jedzie do siebie bo też już jest prawie pod drzwiami. A potem ja sam odstawiam siebie do domu przez Czeladź (tu postój na wdzianie kurtki i pełnych rękawiczek), Wojkowice (tu postój na karmienie Garimna) i Psary (tu wjazd do sklepu po małe co-nieco). Powrót już mocno po ciemku i we wstających mgłach.
Dzionek rowerowo równie udany jak wczorajszy.

















Link do pełnej galerii (171 zdjęć).


Kategoria Inne