Inne
Dystans całkowity: | 17547.00 km (w terenie 3161.00 km; 18.01%) |
Czas w ruchu: | 980:14 |
Średnia prędkość: | 17.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.00 km/h |
Liczba aktywności: | 515 |
Średnio na aktywność: | 34.07 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Ogrodzieniec-Morsko-Pilica
-
DST
132.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:00
-
VAVG
18.86km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wyjazd pod przewodnictwem Jacka. Umówiliśmy się na Pogorii 3 przy molo. Przyjechałem jakieś 5 min. przed czasem i zastałem na miejscu Sławka (razem w zeszłym roku byliśmy w Wilśle). Jacek zadzwonił, że będzie z lekką obsuwą ale to nie był żaden problem. Pogadaliśmy sobie ze Sławkiem czekając na prowadzącego.
Trasy nie będę całej opisywał bo na śladzie ją widać. Większość asfaltami choć i terenu trochę było. Sławek musiał się tam nieźle namęczyć bo był na kolarzówce. W kilku naprawdę piaszczystych miejscach przyszło mu niestety prowadzić. Ale ogólnie większość terenu udało mu się przejechać. Górki, pagórki, zjazdy, podjazdy. Lampiące słońce. Po południu trochę wiatru. Przypaliło mi ździebko łapki.
W Ogrodzieńcu wszamaliśmy ogromne lody włoskie (zastrzeżeniem, że za wierność marce musimy mieć rabat). Potem pojechaliśmy do Morska, gdzie był żurek z grzybkami i kiełbaską - spora porcja i smaczny (co prawda Jacek mówił, że grzybki halucynogenne, żeby nam się wydawało, że w zupie jest kiełbasa ale i tak było dobre). Stamtąd głównie wertepkami pojechaliśmy do Pilicy pod ruiny zamku.
Na moje stwierdzenie "że też im się chciało takie coś stawiać" Jacek rzekł, że chciało, nie chciało. Dawniej było takie narzędzie o nazwie bat i było używane do budowy. Cóż. Chyba trafniej ducha tamtych czasów nie da się ująć w kilku słowach.
Z Pilicy jedziemy znowu do Ogrodzieńca tym razem w większości szlakami i terenem.
Na miejscu mięsko z grilla z dodatkami. A potem rozpoczął się powrót. Po drodze kilka niezłych podjazdów (i zjazdów).
Jacek miał ambitniejszy plan, m. in. chciał jeszcze do Pieskowej Skały jechać, aleśmy ze Sławkiem nie bardzo chcieli współpracować w jego realizacji. Mnie trochę przeraziła ilość kilometrów jakie byśmy wyjechali wtedy. Wychodziło coś chyba ze 160. Jak nie lepiej. I pewnie by się skończyło powrotem po ciemku co jakoś nieszczególnie mnie cieszyło. Ale Jacek za mocno nie bronił pomysłu i pojechaliśmy, jak pojechaliśmy.
A i tak było zajefajnie. Sprzyjające okoliczności przyrody. Zgrana ekipa i fajna atmosfera.
Powrót zakończyliśmy generalnie w Dąbrowie. Ze Sławkiem pożegnaliśmy się w Gołonogu. Mnie Jacek odprowadził pod molo na P3. Rano było tam niemal pusto. Po 18:00 ćma ludzi. Zupełnie nie miałem ochoty tam siedzieć i się im przyglądać.
Pożegnaliśmy się pojechaliśmy w swoje strony.
Dzięki Jacku za wspólny wypad. Jak dla mnie rewelacyjny.
Link do pełnej galerii.
Po tym obrazku jedynie stwierdzenie jakie mi przychodzi do głowy to takie, że my, Polacy, jesteśmy wieśniakami. Było sobie ładne molo. Jakiś napierdolony wsiok nie mógł się z tym pogodzić i zdewastował. Smutne.
W drodze. Wolbrom o ile mnie pamięć nie zawodzi. O co się nie założę ;-)
W Ogrodzieńcu dziś po raz pierwszy :-)
Okiennik.
Nie raz i nie dwa trzeba było rzeźbić podjazdy.
Ruiny zamku w Pilicy.
Niegowonice. Podjazd był niezły. Zjazd jeszcze lepszy :-)
Kategoria Inne
V Zlot Turystów Oddziałów PTTK woj. śląskiego w Sosnowcu
-
DST
57.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:12
-
VAVG
17.81km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 7:15. Nieco spóźniony. Musiałem się zmieścić do 8:00 z dojazdem do centrum Zagórza. Przez Sarnów, Preczów, Zieloną i centrum Dąbrowy Górniczej wyszło równo 15 km. Dojechałem na czas.
Z Zagórza w czterech jedziemy na Niwkę. Droga prosta jak drut i pomimo kilku wzniesień oraz zaoranego asfaltu uwijamy się w jakieś 25 min. Do startu grupy rowerowej jeszcze ponad 1,5h.
Po drodze dojeżdżają rowerzyści z innych oddziałów. Jedni na własnych kołach (ci z bliższych okolic), inni ze sprzętem w przyczepkach lub na samochodach. Na początku wydaje się, że nie będzie nas dużo ale w miarę zbliżania się godziny 10:00 już wiemy, że peleton będzie dość liczny.
Kierujemy się najpierw na Trójkąt Trzech Cesarzy. Tam niespodzianka. Trzech wojaków w mundurach z epoki wraz z uzbrojeniem. Dłuższa chwila na sesję foto.
Z trójkąta ruszamy dalej pod cmentarz żydowski. Chwila postoju, dwa słowa od Marcina na temat miejsca i jedziemy dalej. Trochę asfaltami, trochę terenem dojeżdżamy w końcu do Katedry w Sosnowcu. Tu znów dłuższy postój. Grupa z przewodnikiem zwiedza kościół.
Dalej przez miasto jedziemy pod pomnik Jana Kiepury. Kolejna sesja foto. Przejściem podziemny wydostajemy się niedaleko cerkwi prawosławnej. Kolejny postój połączony ze zwiedzaniem.
Dalej było jeszcze kilka innych punktów, których nazwy wyleciały mi już z pamięci choć przed oczami mam ich obrazy i w końcu najkrótszą drogą pojechaliśmy na górkę środulską. Na miejscu grochówka i inne atrakcje, w których już osobiście nie brałem udziału. Jako grupa rowerowa dotarliśmy pierwsi ale wkrótce po nas zjawiła się pierwsza grupa piesza. Kiedy piszę te słowa pewnie jeszcze na Środuli trwa zlot.
Na trasie przejazdu wielkiej pomocy udzielili klubowi, jako organizatorowi przejazdu grupy rowerowej PTTK, członkowie Będzińskiego Klubu Rowerowego GHOSTBIKERS. Pomagali obstawiać skrzyżowania, ronda i przejazdy tak, aby dość liczna grupa gości była w stanie płynnie i w zwartym peletonie przemieszczać się pomiędzy kolejnymi punktami. Dzięki, chłopaki, za pomoc. Bez Was by tak łatwo nie poszło.
Dodatkowo mnie udało się zaliczyć klasyczną glebę :-) Sam sobie jestem winien bo próbowałem wyprzedzać z prawej strony w dość wąskim miejscu. Zahaczyłem na pewno rogiem i chyba kołem o krzaki. Kierownica skręciła w prawo i gleba na miejscu. Na szczęście prędkość nie za duża i przy końcu grupy więc karambolu nie było. Sam też zauważalnych strat nie odnotowałem.
Powrót ze Środuli do Będzina z trójką "Ghostów", z którymi pożegnałem się przy dworcu kolejowym na Starym Będzinie. Dalej przez nerkę, obok Pałacu Gzichowskiego, dalej przez Zamkowe, w las Grodziecki. Wąską ścieżyną do końca jakiegoś cieku wodnego, drapanie się na nasyp kolejowy, kawałek nasypem, zjazd na drugą stronę i ścieżynką do drogi z Będzia na Łagiszę. Potem już prosto do siebie. No, prawie prosto. Na wyjeździe z Będzina zaczęło trochę kropić i tak już do samego domu.
Mój dzisiejszy dzień rowerowy:
Na Niwce przed startem.
Trójkąt Trzech Cesarzy.
Warta przy Trójkącie.
Centrum Sosnowca - Pomnik Jana Kiepury.
Cerkiew w Sosnowcu.
Kościół protestancki.
Finałowy podjazd na Środulę.
Lekko nie było :-)
Kategoria Inne
II Wiosenny Zlot Rowerowy na Dorotkę
-
DST
36.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
16.88km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś delikatnie tylko tyle km ile trzeba było aby dokonać przejazdu z II Wiosennym Zlotem Rowerowym na Dorotkę.
Wyjechałem dziesięć minut później niż planowałem (9:10) i przyszło mi trochę naginać tempo, żeby zjawić się w Sosnowcu pod siedzibą PTTK na Dęblińskiej o czasie. O dziwo, pomimo wczorajszego dnia, jechało się nadzwyczajnie dobrze. Dystans 15 km pokonałem ze średnią 27km/h. Sprawę trochę ułatwiało ukształtowanie terenu :-)
Spod PTTK ruszamy zgodnie z planem o 10:00 całą grupą przybyłych rowerzystów. Są ludzie, z Ghostbikers, uczestnicy ostatniej Zagłębiowskiej Masy Krytycznej w kamizelkach oraz inni. W sumie, tak "na oko" 50 osób.
Trasa wiedzie na Stawiki, dalej obok Reala i lasem aż do hali sportowej na Milowicach. Potem w stronę Zakładu Gospodarki Komunalnej i trochę terenem aż do parku w Czeladzi. Z parku wyjeżdżamy pod Pałac Saturna. Chwila postoju i dalej na Rynek. Tam dołączają do nas kolejni Gostbikersi. Razem jedziemy obok targu w stronę Grodźca. Klinkierek a potem podjazd do skrzyżowania i dalej na sam szczyt.
Na miejscu już czeka kilka innych grup przybyłych na zlot oraz organizatorzy zlotu.
Sesja foto, poświęcenie rowerów, chwila zabawy. Wszystko jednak nie trwa zbyt długo bo pogoda nieco się zaostrzyła. Poranne słońce skryło się za chmurami i chłodny wiatr zaczął dawać się we znaki.
Na Dorotce spotykam Jacka. Chwilę później przyuważam też kolegę Rafała z poprzedniej pracy. Zdjęcia, zdjęcia, pogaduchy. W końcu pożegnania i wracam do domu. Zjazd najkrótszą drogą do skrzyżowania i dalej do Gródkowa. Na przejeździe kolejowym odbijam w klinkierek i potem jeszcze na moment do sklepu ale potem już prosto do domu.
Foto grupy startującej spod PTTK w Sosnowcu
Wbijamy w teren.
Była odrobinka błotka i podjazdu.
Pod pałacem w Czeladzi.
Na rynku w Czeladzi.
Podjazd pod skrzyżowanie w Grodźcu.
Finałowy wjazd na szczyt Dorotki.
A na szczycie było tak...
... tak...
... i tak.
Kategoria Inne
Na zdychającym zasilaniu
-
DST
96.00km
-
Czas
05:03
-
VAVG
19.01km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Stawiłem się na spotkanie z Andrzejem na Placu Papieskim o 8:30. Byli jeszcze Damian, Paweł i spóźniony :-p Tomek.
Do Placu dojechałem swoim tempem i jeszcze było ok. Potem prowadzenie wziął w swoje ręce Andi i się zaczęło. Średnio gdzieś tak 30km/h. Tak czułem, że tak będzie i się nie pomyliłem. Kawałek dawałem radę ale przed Bukownem stwierdziłem, że nie ma sensu się szarpać i zdecydowałem, że nie będę chłopakom tempa obcinał. Pożegnaliśmy się i w kilka minut zniknęli na horyzoncie.
Z Damianem dużo wolniej (o jakieś 6-7 km/h przynajmniej) pojechaliśmy do Bukowna gdzie się pożegnaliśmy. Potem rzeźbiłem sobie na Bolesław, Klucze, Chechło i stamtąd powrót na Dąbrowę Górniczą przez Łazy Błędowski, Ząbkowice i dalej Pogorię IV i przez Sarnów do domu.
Po drodze trochę pokopałem sobie w piasku, trochę potaplałem się w błocie.
Kilka razy czułem jak mi wysiada zasilanie. Nie za wiele pomagało futrowanie się czekoladami, batonami i inkszymi formami kalorii. Tak podejrzewam, że to jednak wczorajszy dzień też trochę o sobie dawał znać. Poza tym Andrzej z Tomkiem mimo wszystko mają lepsze osiągi niż ja. Średnia jednak nie kłamie.
Pogoda równie przyjemna jak wczoraj. Słoneczko. Niewielki wiaterek. Na starcie było około +5 st. C. Przy powrocie znacznie cieplej. Na Pogorii IV ćma ludzi.
Kategoria Inne
Pierwsza setka w tym roku czyli na obiad do Lublińca :-p
-
DST
117.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:30
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak mi już jakiś czas chodził ten Lubliniec po głowie i w końcu się dziś zebrałem i pojechałem.
Start przed 12:00. W tamtą stronę sporo lasami i trochę polami. Powrót głównie asfaltami. Na śladzie będzie wszystko widać.
Tytułowy obiadek wszamałem w Chacie Wuja Toma. Dosłownie w ostatniej chwili. Jeszcze z kwadrans i deficyt energetyczny by mnie wykończył. Podane w pierwszej kolejności: browarek, herbatka i cola zatrzymały katastrofę a zaserwowana w chwilę później rolada z kluskami i kapustą dały siły na powrót.
Gdzieś w lublinieckich lasach.
Na szczęście przez to nie musiałem się przedzierać ;-)
Urząd Miasta w Lublińcu.
Kościół tylko nie wiem czy już w granicach Tarnowskich Gór czy jeszcze nie. Ale nawet jak nie to bardzo blisko.
A to nie jest "prześwietlona" klatka. W pełnym powiększeniu będzie widać kropeczki układające się w gwiazdozbiór Oriona a u dołu z lewej lekka łuna i zarys drzew. Zdjęcie zrobione na wale między parkiem w Świerklańcu i zbiornikiem Kozłowa Góra. Jest tam mało sztucznego oświetlenia w pobliżu i stosując cytat z "Odysei kosmicznej 2001": "The sky is full of stars" :-) Tak to chyba leciało.
Tak wyglądała trasa.
Kategoria Inne
Mam nadzieję, że nie przegiąłem
-
DST
60.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:32
-
VAVG
16.98km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Właściwie to nie wiem czy już się wykurowałem z przeziębienia, czy nie ale pogoda i ostre ataki cyklozy mogły skończyć się tylko jednym.
Wybyłem nieco po 13:00. Początek tragiczny. Jednak coś tam na płucach pozostało i oddychanie przez pierwsze 5-6km nie było łatwe. Potem, jak już na obroty wszedłem, było lepiej ale po drodze kilka razy napowietrzanie ulegało zalaniu.
Najpierw pokulałem się do Góry Siewierskiej. Dalej do Twardowic i Nowej Wsi. Stamtąd do Sączowa. Polami do Niezdary. Lasem do Miasteczka Śląskiego. Asfaltem do Tarnowskich Gór. Asfaltem do Świerklańca. Postój w parku, kilka łyków gorącej herbatki i coś na ząb. Potem wzdłuż wału na Kozłowej Górze, przez Wymysłów, lasem do Rogoźnika i potem już asfaltem przez Strzyżowice do domu.
Miałem po wertepach nie jeździć ale jakoś "mi się tak raz skręciło" na pole, potem do lasu i już później przestałem się pilnować. W lasach jeszcze miejscami lód a głównie to mlaskające błotko. Pogoda całkiem niezła choć generalnie bez słońca. Momentami zawiewało tu i ówdzie ale niegroźnie.
Po drodze spotkałem tylko dwóch rasowych rowerkowców: jednego w Tarnowskich Górach, drugiego w Świerklańcu. Z oboma wymieniliśmy machnięcia końcówkami górnymi.
Sączów. Budowa autostrady. Tu była pierwsza solidna porcja błotka.
Ja tam za Kościołem nie jestem ale trzeba przyznać, że kiedyś ładnie je stawiali.
Zamarznięty jeszcze staw w Świerklańcu. Kozłowa Góra i Rogoźnik też lodem przykryte.
"Rybacy" na Rogoźniku. Na Kozłowej Górze też kilku było.
Kategoria Inne
Białe szaleństwo
-
DST
18.00km
-
Teren
18.00km
-
Czas
01:23
-
VAVG
13.01km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak wszyscy pisali, że po śniegu fajnie, że cool, że idą pojeździć, że byli pojeździć... To i ja nie strzymałem i pojechałem.
Na starcie ujeżdżony spadły śnieg, potem chlapowaty spadły śnieg, potem dziewiczy uleżały śnieg. Pod maskowaniem ukryte niezamarznięte jeszcze błota i zamarznięte kałuże. Tempo raczej spacerowe ale w czasie jazdy wydawało się, że jest o wiele szybciej.
Trasa: Psary, Strzyżowcie, Goląsza, Brzękowice, Dąbie, Chrobakowe, Malinowice, Psary, Gródków, Psary.
Wpisałem wszystko jako teren bo praktycznie cały czas jechało się jak w terenie.
Po jeździe z rowerka tylko z grubsza dało się zeskrobać śnieg. Reszta to skorupa lodu.
Bory Malinowskie - szklarnie od których nocą na kilka kilometrów bije łuna.
W drodze z Borów Malinowskich do Psar. Umówmy się, że "w drodze".
Srebrna Strzała po 10km jazdy.
Wiało, sypało... "W drodze" z Psar do Gródkowa.
Widok na Dorotkę spod lasu w Gródkowie.
I rowerek na finiszu.
Kategoria Inne
Śląska Świąteczna Masa Krytyczna
-
DST
85.00km
-
Czas
05:30
-
VAVG
15.45km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oj! Się działo!
Zaczęło się o 7:15 startem do Sosnowca na pociąg do Gliwic. Bez problemów, bez pośpiechu. Na miejscu miało być ludzi a ludzi. Nie było nikogo a Marcin zadzwonił, że ma poślizg. Kupiłem bilety i poczekałem na Marcina przy wejściu na peron.
Droga do Gliwic zleciała szybko. Po drodze wsiadali inni masowicze, z którymi potem wspólnie pojechaliśmy z dworca do miejsca startu Masy.
Byliśmy sporo przed czasem ale było co robić. Oczywiście napychanie skarbonki, wdziewanie masowych kamizelek, pierwsze foto.
Start o zaplanowanym czasie. Tradycyjnie nie przejmowałem się gdzie jadę, skoro ktoś prowadził. Na śladzie (choć niekompletnym bo Garmin raczył był się obwiesić w parku chorzowskim) widać jak i którędy Masa wędrowała.
W Katowicach byliśmy już po zachodzie Słońca. Tam zrobiłem reset GPS-a. Chwilę posłuchaliśmy produkującej się pod Spodkiem kapeli.
Początek powrotu zrobiliśmy wspólnie z Marcinem. Dojechaliśmy razem do Bańgowa. Ja odbiłem na Przełajkę i dalej przez Wojkowice do siebie. Marcin pojechał na Czeladź.
Po drodze nie obyło się bez przygód. Przed Chorzowem Marcinowi rozleciała się tylna przerzutka. Do parku dojechał w wozie serwisowym. Tam ekipa techniczna szybką akcją uzdatniła rower do jazdy (demontaż przerzutki i skrócenie łańcucha). Resztę jazdy pozostało Marcinowi przemęczyć na 2 z przodu i 4 z tyłu ale za to na własnych kołach.
Pogoda była... interesująca. Kilka razy popadało. Na szczęście wiaterek w wersji szczątkowej.
Całą drogę Masa eskortowana była przez Policjantów z miast, przez które przejeżdżaliśmy. Dzięki nim przejazd odbył się sprawnie, zwartą grupą i równym tempem. Pod tym względem jak i pod każdym innnym impreza zorganizowana była wzorowo.
W Bytomiu, po 20km jazdy, czekała na nas gorąca grochówka. Przy tej pogodzie i porze roku bardzo dobry pomysł.
Dzień rowerowo w pełni wykorzystany. I nic to, że od Chorzowa, gdzie opady nieco częściej nas nękały, w butach extrema pomimo ochraniaczy. Fajna atmosfera, dobra zabawa w grupie ludzi o tym samym nałogu przy okazji większej sprawy. Czego można chcieć więcej. Mam nadzieję, że nie będę musiał tego odchorować ;-) Na wszelki wypadek kilka piguł profilaktycznie wszamanych.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Na rozruch śmigła
-
DST
32.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
13.24km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś runda diagnostyczna. Noworoczny weekend miałem nieprzyjemność przechorować a kolejne 5 dni dałem sobie luzu, by dojść do sił. Dziś wypadało sprawdzić czy nadaję się do jazdy i czy jest sens wybierać się jutro do Gliwic.
Zrobiłem sobie powolną rundę głównie terenową. Pokręciłem się po okolicznych polach, pagórkach i błotkach. Zakosami przez Strzyżowice, Wojkowice, Rogoźnik, Siemonię, Twardowice, Dąbie, Malinowice.
Pogoda taka sobie. Nie padało ale miejscami zimny wiatr dawał się we znaki. Pod koniec jazdy (po zachodzie Słońca), wdziałem nawet szczelniejsze wdzianko coby ciepła nie tracić.
Wnioski są generalnie takie, że para w nogach jest ale system napowietrzania co jakiś czas się zalewa wymagając niehigienicznego przeczyszczania :-/ Trochę to utrudnia jazdę. Mimo wszystko jadę do Gliwic. Zawsze mogę wcześniej odpuścić jak dojdę do wniosku, że nie wyrabiam. Mam nadzieję, że Masa nie poleci ze średnią na poziomie 25km/h :-p
I ślad z dzisiejszego mykania. Dla własnej ciekawości :-)
Kategoria Inne
Słowo na niedzielę
-
DST
41.00km
-
Teren
22.00km
-
Czas
02:59
-
VAVG
13.74km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drogie dzieci. Jeśli kiedykolwiek Limit zaproponuje Wam rundkę po terenie i przy tym wspomni, że dawno tamtędy nie jechał to zastanwócie się z dziesięć razy i:
a) dyplomatycznie powiedzcie np. "innym razem", "mam inne plany" czy coś w tym stylu;
b) prosto z mostu: "spierdalaj" :-p
A dlaczego, zapytacie? Bo ponieważ:
1. droga, którą Limit "dawno" nie jechał może:
1a. być obecnie ładnie ubitym szuterkiem;
1b. może to być ślad po ścieżce, który tylko aktem wielkiej wiary może być nawzwany ścieżką;
1c. będzie to skakanie przez drzewa i rowy;
1d. skończy się na przebywaniu niezidentyfikowanych cieków wodnych po kolana głębokich (albo może i bardziej - patrz Limit w drodze z Sandomierza);
2. Limitowi się droga całkiem popier...a;
3. Limit jedzie na pałę zupełnie nieznanym sobie terenem.
Efekt jest taki, że w końcu i tak uda się dojechać do celu przy czym może to zająć np. podwójny przewidywany kilometrarz (co komuś może nie pasować), albo zupełnie nieokreślone ramy czasowe (co również komuś może nie pasować) a najczęściej jedno i drugie.
I to tyle ze słowa na niedzielę.
A dziś podobnie jak wczoraj postanowiłem pomykać po wertepach. Okolice podobne jak wczoraj tylko niektóre fragmenty pojechane w odwrotnym kierunku, niektóre całkiem nowe. Po drodze błoto, śnieg, kałuże czyli jak to w terenie bywa. Zjazdy, podjazdy, lasy, pola. Rogoźnik zamarza.
Po drodze trochę wiało miejscami ale za to zupełnie bez opadów. Spotkałem kilku innych braci w nałogu głównie w okolicach Wojkowic. Z jednym, który mnie wyprzedzał, wymieniliśmy szybkie "cześć" z pozostałymi tylko machnięcia końcówkami górnymi.
Całkiem fajny dzień do jeżdżenia.
Kategoria Inne