limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:17547.00 km (w terenie 3161.00 km; 18.01%)
Czas w ruchu:980:14
Średnia prędkość:17.90 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Liczba aktywności:515
Średnio na aktywność:34.07 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Odprowadzanie i powrotne zaginanie

Niedziela, 25 sierpnia 2019 | dodano: 25.08.2019

Zajechał dziś brat na nowym rowerku pochwalić się. Przykręcił ze starszym synem. Chwilę bawili a ja miałem czas założyć Mamutowi ożywioną przerzutkę przednią. Postanowiłem ich odprowadzić kawałek drogi i przy okazji zrobić test.
Ruszamy jakoś po 16:00. Terenem w stronę Parku Żurawiniec i dalej do szklarni. Potem na Dąbier-Chrobakowe i przez Warężyn na szlak niebieski do Wojkowic Kościelnych. Żegnamy się przed zjazdem na P4. Odbijam na bieżnię i kręcę nią aż do przejazdu na P3. Potem bieżnią od strony Łęknic dojeżdżam do mola i skręcam na Zieloną. Dalej czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej terenem do lasu gródkowskiego. Objeżdżam go od strony Lidla do szkoły i przeskakuję na drugą stronę. Tyłami tartaku przedzieram się w stronę przejazdu kolejowego ale w ostatniej chwili jeszcze robię ucho wypadając ostatecznie przy cmentarzu w Psarach. Stamtąd ciągnę do domu znów w ostatniej chwili decydując się na małe wygięcie. Tym sposobem wyszło, ile wyszło.
Warunki przyjemne. Cieplutko, nieznaczny wiaterek, sporo słońca. I nawet mnie ludzie na bieżniach P3 i P4 jakoś nie drażnili.
Przerzutka działa bez zarzutu.


Kategoria Inne, Serwis

DODZD

Sobota, 3 sierpnia 2019 | dodano: 03.08.2019

Trochę załatwiania drobiazgów. Na początek przez Wojkowice do czeladzkiego M1. Sprawa niezałatwiona. Potem przez Syberkę na targ. Sprawa załatwiona w 1/3. Powrót do domu przez Łagiszę i Sarnów. W mojej wiosce stwierdzam, że dystans poniżej 30km to trochę mało i jeszcze zahaczam przez Malinowice o Dąbie i Goląszę Górną. W domu zostawiam plecak, zabieram sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu.
Pogoda przyzwoita. Wiaterek dość zauważalny momentami i nie za ciepły. Słoneczko często za chmurami. Dłuższa trasa kosztowałaby chyba dziś trochę sił.


Kategoria Inne

Spacerowo do Lędzin

Niedziela, 21 lipca 2019 | dodano: 21.07.2019

Poprzednio jak mnie Michał zapraszał na spokojne kręcenie to wygrał u mnie leń. Dziś jednak mu nie pozwoliłem odnieść zwycięstwa i zmobilizowany w siłach zbieram się na spokojne kręcenie w towarzystwie Agaty i Michała.

Nim wyruszyłem wymieniłem jeszcze klocki w tylnym hamulcu Mamuta. Poprzednie już straciły sporo na sile hamowania i dawały dźwięk dartego metalu. O ile dźwięk mi nie przeszkadzał to już brak sprawności bardzo. Stąd też i szybki serwis.

Ruszam na moment przed 9:00 i zahaczam jeszcze o piekarnię by zrobić zapas drożdży na drogę. Potem zwykła droga przez Będzin i Sosnowiec na BP w Mysłowicach. Chwilę potem zjawiają się Agata i Michał i ruszamy w drogę.

Na początek jedziemy w stronę Muchowca. Tam trasa gięta, że wiedziałem dopiero gdzie jestem jak dojechaliśmy do Szybu Wilsona. Od tej strony jeszcze tego miejsca nie podjeżdżałem. Niestety trasy nie zapamiętałem ale jest w GPS-ie jakby co.
Potem jeszcze dość sporo bujamy się po lasach. Krótka przerwa na rynku w Murckach i dalej w las.

Punkt zwrotny, kościół św. Klemensa w Lędzinach, podjeżdżamy jeszcze przy ładnej pogodzie. Na górze widać już jednak na horyzoncie ciemniejące chmury. Chwila oddechu i zaczynamy odwrót. Już bez kombinowania asfaltami w stronę Kosztowów i dalej do centrum Mysłowic unikając jednak głównej drogi.

Agata i Michał zdążyli przed deszczem. Żegnam się szybko i na odjezdnym jeszcze wymieniam szybie "cześć" ze Szczepanem.

Kręcę może nie na max możliwości ale też i bez ociągania. Wracam nieco po swoich śladach i potem odbijam na czerwony szlak. Cały czas mam wrażenie, że pojedyncze krople mnie trafiają. Podkręcam tempo i na Stawikach nie mam już wątpliwości. Opad zaczyna przyspieszać. Rzutem na taśmę ląduję pod zadaszeniem wejścia na Halę Sportową w Milowicach i przychodzi mi tu spędzić ponad godzinę.

Deszcz przyspieszył znacznie i to bardzo szybko. Chwilę później przeszedł w ulewę i burzę. Internety, drzemka, wciąganie drożdży. Jakoś ten czas przeleciał. Zakładam pokrowiec na plecak i ruszam przy lekkim kapaniu. Potem jeszcze wdziewam kurtkę bo lekko chłodno się zrobiło.

Całą rasę staram się jechać chodnikami i innymi mniej zalanymi niż jezdnia drogami. Tempo spokojne ale za to jedzie się przyjemnie.

Na granicy Czeladzi i Przełajki zdejmuję kurtkę bo wpadam w strefę cieplejszego powietrza. Do tego znikają opady. Finisz przez Wojkowice prostą spod Orlenu.

Miło, w sympatycznym towarzystwie, spędzona niedziela. Trochę pogoda się rozkraczyła na powrocie ale jak wylądowałem w domu to znów słoneczko wróciło.


Kategoria Inne, KlockiT, Serwis

Wybiórczo i Pogapić Się

Niedziela, 26 maja 2019 | dodano: 26.05.2019

Dziś do załatwienia wybory więc zbieram się raczej wcześnie, jak na niedzielę. Sprawę głosowania mam załatwioną przed 9:00. Teraz czas na przyjemności.

Kręcę w stronę stadionu "Iskra" Psary, gdzie znajduje się punkt zapisów do Bike Atelier Road Race. Sam nie zamierzam startować, to nie moja bajka, ale jest okazja pokręcić się po okolicy pod pretekstem strzelania foto zawodnikom. Zjawiam się jednak na tyle wcześnie, że jeszcze niewiele się dzieje. Starty dopiero o 11:00. Trzeba czas zabić.

Chwilę kręcę się po Parku Żurawiniec po trasie KIDO. Czasu jednak wciąż dużo więc decyduję się na wyskok na Dorotkę i strzelenie kilku foto okolicy (elektrowni w Łagiszy, magazynów w Psarach i innych). Wracam akurat przed startem jednej z grup. Focę. Mają przed sobą jedno kółeczko liczące 19km. Nie powinno im to długo zająć. Stoję przy mecie i czekam aż zjadą. Foto. Starty PRO zaczynają się o 12:00 więc znów jest czas na marudzenie.

Jadę do pobliskiej piekarni, zakupuję nieco kalorii i udaję się w ustronne miejsce na konsumpcję. Przy okazji cieszę uszy śpiewem skowronków.

Przed 12:00 podjeżdżam pod metę i strzelam kilka foto startujących grup. Potem kręcę w stronę Malinowic i dalej do Dąbia złapać kolarzy na granicy Dąbia i Toporowic. Pierwszej grupy mi się nie udaje dorwać ale drugą już tak. Kilka foto i kręcę w inne miejsce.

Wertepkami przenoszę się na drogę ze Strzyżowic do Góry Siewierskiej. Kilka foto i kręcę do Góry Siewierskiej, na zjazd do Twardowic. Znów kilka foto i transfer do kolejnego miejsca. Wybieram skrzyżowanie z Dąbia na Dąbie-Chrobakowe. Kilka foto i jeszcze jedna zmiana lokalizacji. Ustawiam się kawałek przed metą. Robię kilka zdjęć grupce kolarzy i przez park wtaczam się na stadion. Zwycięzcy chyba już są znani. Nie czekam jednak na dekorację. Głód i pragnienie namawiają mnie na powrót.

Wertepkami kręcę w stronę Strzyżowic w ostatniej chwili odbijając na ul. Kasztanową. Na jej wylocie przy ul. Szkolnej zatrzymuję się na chwilę pogadać ze strażakami zabezpieczającymi wyścig. Kiedy ostatni zawodnicy nas mijają oni mogą już zejść z posterunku a ja kręcę do domu na zimne piwo.

Przyjemnie spędzone pół niedzieli. Ostatni dzień wolny. Jutro do pracy.



Link do pełnej galerii



Stadion "Iskra" Psary. Początek zapisów na miejscu.


Widok z Dorotki. Browar w Grodźcu.


Start pierwszej grupy.


I ostra walka na finiszu.


Start jednej z grup PRO.


Jedna z grup złapana na granicy Dąbia i Toporowic.


Widok na Dąbie i Łagiszę.


Na drodze ze Strzyżowic do Góry Siewierskiej.


Na zjeździe z Góry Siewierskiej w stronę Twardowic.


Na zjeździe do Dąbia-Chrobakowego.


Przed metą na granicy Psar i Malinowic.


Trochę się tych kaemów nazbierało.


Kategoria Inne

Z

Sobota, 25 maja 2019 | dodano: 25.05.2019

Miało być dziś więcej ale skończyło się tylko na standardowym zagięciu do wsiowego Lewiatana. Na powrocie dorwał mnie deszcz. Zmoknąć mocno nie zmokłem, ale zmarzłem i przeszła mi ochota na kręcenie choć po deszczu znów wyszło słońce.


Kategoria Inne

Pojeździć z Przemkiem

Niedziela, 19 maja 2019 | dodano: 19.05.2019

Wczoraj Michał mi powiedział, że umówił się z Przemkiem na małe pokręcenie w okolicach do południa. Tak nie do końca byłem pewien, że się pozbieram więc na 100% się nie obiecywałem ale Przemka dawno nie widziałem i był to dobry powód by się zmobilizować jednak do ruszenia 4 liter.

O dziwo, rozruch poszedł sprawnie. Smarowanie łańcucha Mamutowi przed startem, choć przemyśliwałem wcześniej jechać na Rzeźniku. Jednak wczorajsza burza z pewnością dołożyła nieco błota w terenie i zdecydowałem nie flejać kolejnego rowerka. Mamut nieczyszczony po Jaworznie doskonale nadawał się w teren.

Kręcę najkrótszą trasą przez Będzin na miejsce spotkania na Grota-Roweckiego. W oczekiwaniu na kompanów przez dłuższą chwilę towarzystwa dotrzymuje mi Filip, który tędy pomykał zrobić swój przelot. Wspomniał coś o dystansie pod 200. Ciekaw jestem, czy mu się uda i czy go nie zleje pod koniec dnia. Niestety na to ma spore szanse przy tym dystansie.

W końcu zjawiają się zdrowo spóźnieni Przemek i Michał. Chwila gadki i ruszamy. Kierunek wytycza Przemek. Rogoźnik. Lecimy na Czeladź. Od świateł na "94" prowadzę ja. I tak stopniowo dokładam po drodze terenu. Przez Przełajkę wjeżdżamy do Wojkowic od strony dawnej kopalni "Jowisz". Bocznymi drogami i terenowo przedostajemy się w pobliże Netto i dalej kręcimy do Rogoźnika.

Nad zbiornikiem chwila oddechu i dalej terenowo kręcimy w stronę Góry Siewierskiej i na górkę paralotniarską. Znów się trochę pozmieniało. Jedną z dróg dojazdowych na szczyt zaorali. Druga po deszczach nieźle śliska. Nie przeszkadza nam to jednak wedrzeć się na szczyt. Tu już kilku paralotniarzy przymierza się do startu. Ostatecznie nie doczekaliśmy się tego momentu nim ruszyliśmy dalej.

Zjeżdżamy do ul. Belnej i jedziemy terenem w stronę Parku Żurawiniec a z niego obok magazynów do Chaty z Zalipia. Tam na drugą stronę "86" i przez Sarnów do Preczowa. Zajeżdżamy do "Pod Dębami". Niestety mało miejsca więc odbijamy na Ratanice. Tu nie ma problemu i parkujemy każdy z jednym ciemnym, zimny Litovel-em. Chwilka schodzi na pogadankach.

W powrót ruszamy około 13:00. Przez Marianki w stronę tamy i przed nią zjeżdżamy na asfalt. Jezdnią do Parku Zielona. Przy mostku na Czarnej Przemszy żegnam się z Michałem i Przemkiem. Oni kręcą wałami w stronę Będzina. Ja czarnym szlakiem do Łagiszy. Potem wretepami do Stachowego i dalej przez pola do żółtego szlaku. Na asfalt wybywam niedaleko podstawówki w Psarach. Stąd już bez gięcia prosto do domu.

Bardzo przyjemnie spędzona połowa niedzieli. Dobrze było zobaczyć znów Przemka na kołach. Michał obiecał przypilnować go by był na nich częściej. Jak okoliczności pozwolą to może jutro znów coś razem zakręcimy.


Kategoria Inne

Wokół Jaworzna za Mariotruckiem

Sobota, 18 maja 2019 | dodano: 18.05.2019
Uczestnicy




Jakoś w tygodniu Mariusz dał mi info, że jedzie z Oskarem w sobotę na rundkę wokół Jaworzna. Parametry startu: Lidloza koło domu, 8:00. Powiedziałem, że jak będę, to jadę.

Zbieram się dziś sprawnie. Trochę wahania przy doborze ubioru bo na dworze mgły, które wieszczą ładną pogodę na później ale na razie od wilgoci chłodnawo. Ostatecznie wdziewam zestaw klubowy na krótkich spodenkach i bluzie z rękawem. Termicznie było ok ale po jaworznickich szlakach wszystko nadawało się tylko do prania tak upaćkane bryzgami spod koła Mamuta.

Traska na mapie.

Towarzystwo sprawdzone i kameralne. Oprócz Mariusza, Oskara i mnie zjawił się jeszcze Wojtek i Mariusz. Obaj z Będzina. Mariusza nie pamiętałem ale okazało się, że razem jechaliśmy na Turbacz w mojej i jego życiówce.

Tempo zmienne, w zależności od podłoża i tego ile było gadane po drodze, ale bez szaleństw. Spora część trasy to odcinki, które już przy różnych okazjach jechałem ale tym razem połączone w ładną pętelkę. Dopiero jak wgrałem ślad do GPS-ies.com to zobaczyłem jak to się ze sobą łączy. Ogólnie dobrze, że ktoś prowadził.

Foto z trasy nie za wiele, tak tylko kilka żeby mieć wyjazd w pamięci.

Na końcówce trasy, od Będzina do mojej wioski troszkę sobie poszarżowałem Mamutem podnosząc średnią powyżej 17km/h. Miało to nieco zgubne skutki, jak w domu wprowadziłem sobie zimnego Kasztelana. Poskładało mnie do drzemki błyskawicznie :-)


Link do pełnej galerii











Kategoria Inne

Do Tychów +Z

Piątek, 17 maja 2019 | dodano: 17.05.2019

Mieliśmy z Michałem plany wyjazdowe na weekend ale nam je pogoda rozłożyła choć urlop wzięty. Skoro nie da się pojechać tego, co miało być, to choć pokręcimy się po okolicy.

Miało być dziś nie za daleko więc rzuciłem propozycję Paprocan. Przyjęła się. Umawiamy się na 8:00 na BP. Niestety startuję z poślizgiem około 15 min. i mniej więcej z takim jestem na miejscu przedzierając się przez Będzin i Sosnowiec. Jest nas trzech. Nowa dla mnie twarz, to też Michał.

Pogoda jak ruszałem była zupełnie niezachęcająca. Pochmurno, widać było w powietrzu wodę, jezdnie powoli schły. Naubierałem się dość konkretnie ale już w drodze doszedłem do wniosku, że jest nawet całkiem przyjemnie i w Mysłowicach chowam kurtkę i zakładam koszulkę. Od razu lepiej.

Przewodzenie obejmuje Michał i ruszamy, podobno, niespiesznie w stronę lasów murckowskich. Trasa na mapce więc nie będę opisywał. Jak można było się spodziewać, w lasach bagienko. Miejscami spore bo tu i tam jeździ ciężki sprzęt (wycinki, budowy). Wybór na dziś Mamuta okazał się bardzo trafny. Nie miałem najmniejszych problemów z przedarciem się po różnych przeszkodach. Chłopaki też dawali radę ale czasem trochę im się odrywałem przy tych okazjach. Generalnie jednak jechaliśmy równo i bez ciśnienia.

Dotaczamy się do Paprocan nieco później niż plan zakładał. Mamy też lekkie ssanie. Zamiast robić objazd, jedziemy coś zjeść. Trochę schodzi z czekaniem na posiłek. W międzyczasie konferujemy z tyskimi rowerzystami. W efekcie kończy się czas i nie robimy objazdu zbiornika.

Jedziemy w stronę fabryki Fiata gdzie z Michałem, z którym miałem jechać w góry, żegnamy się. On ma jeszcze do załatwienia coś w Tychach. Z drugim Michałem kręcę powrót do Mysłowic. Na 14:00 raczej się nie wyrobimy ale wiele spóźnieni nie będziemy. Droga przelatuje szybko i bez problemów. Żegnamy się kawałek przed dworcem i solo kręcę powrót do domu wybierając nieco inny wariant powrotny.

W międzyczasie zrobiła się nawet przyjemna pogoda. Pojawiło się słoneczko. Na niebie zawisły ładne chmurki-baranki. Delikatnie dmuchało. Przyjemnie się kręciło.

Do domu docieram z lekkim napierniczaniem lewej nogi. Zaczęła po 80km i tak mnie resztę trasy męczyła. Robię więc chwilę przerwy by się porozciągać w pozycji poziomej i kiedy nieco ból łagodnieje zabieram sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Na powrocie za plecami miałem ołowianą chmurkę. Ostatecznie jednak nie spadł z niej żaden istotny opad. Potem rozmawiałem jeszcze z Michałem, który miał to szczęście, że przeczekał w Tychach opad pod dachem.



Link do pełnej galerii









Kategoria Inne

DODZD

  • DST 44.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 20.47km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 maja 2019 | dodano: 13.05.2019

Obowiązkowy urlop dwutygodniowy zaczął się słabą pogodą. Budząc się w zwykłych, dla wstawania do pracy, ramach czasowych słyszę za oknem szum deszczu. Czyli można spać dalej. Niestety wyspać zdążyłem się nim przestało padać. Potem jeszcze dłuższe zamulanie w oczekiwaniu na przeschnięcie dróg i dopiero wtedy zbieram się do startu. Jest prawie południe.

Wyprowadziłem Błękitnego i od razu zauważyłem, że zdecydowanie za lekko się ubrałem. Zmieniam bluzę klubową na cieplejszą kurtkę. Potem jeszcze bandankę na czapkę. I w takim zestawie przekręciłem całą trasę. Przez odcinki pod wiatr wcale mi nie było ciepło.

Generalnie plan miałem pojechać do sosnowieckiego Decathlonu ale prostą drogą byłoby za krótko więc sobie trochę dołożyłem. Przez Dąbie i Toporowice do Przeczyc i dalej do Wojkowic Kościelnych. Potem wzdłuż Pogorii 4 na dziki przejazd na Pogorię 3 i bieżnią do Parku Zielona. Stamtąd przez centrum Dąbrowy Górniczej w stronę Makro i zjazd do celu.

Realizuję zaplanowane zakupy i ruszam w drogę powrotną przez Będzin. Zaczynają się popołudniowe powroty z pracy i na drogach robi się gęściej. Udaje mi się wydostać żywym z miasta ale dalej ryzykuję życiem kierując się na światła na "86" i dalej na "913", którą to ciągnę do domu.

Tu chwila przerwy. Zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.


Kategoria Inne

Żabie Stawy. Na zimno.

Sobota, 4 maja 2019 | dodano: 04.05.2019

Wczoraj była masa bo pogoda nie dopisała i wypadły z planu góry. Była opcja, że może dziś te góry ale ostatecznie okazało się, że jednak nie. Mieliśmy jednak z Michałem ciśnienie coś pojechać a przy okazji szukania drogi do Żabich Dołów Michałowi wpadły na listę też Żabie Stawy w Tarnowskich Górach. Pojechaliśmy sprawdzić co to za pozycja.

Umawiamy się w Czeladzi na rynku mniej więcej w południe. Ruszam z domu i tak podejrzewam, ze krótkie spodenki to może być dziś błąd jednak już nie wracam. Docieram do Czeladzi na chwilę przed południem. Zakładam rękawiczki. Niby jest trochę słońca ale ciepło nie jest. Jeszcze jak się jedzie to nawet, nawet ale stać dłużej raczej żadna przyjemność. Michał zjawia się chwilę później i bez marudzenia ruszamy.

Prowadzę przez Czeladź Wojkowice, Rogoźnik i Dobieszowice w stronę Radzionkowa. Stąd terenem (gdzie po drodze trzeba powiedzieć "Proszę otworzyć") docieramy do Tarnowskich Gór. Chwila motania się i jesteśmy przy Żabich Stawach. Ogrodzone betonowym ogrodzeniem. Właściwie to staw hodowlany dla wędkarzy. Są też chyba jakieś noclegi dostępne. Generalnie jednak dla rowerzystów żaden cel wart kręcenia. No chyba, że ktoś jest też wędkarzem. Chwilę kręcimy się wokół i ruszamy na rynek zaparkować w sprawdzonej knajpce na obiad. Solidny talerz rosołu, placki z gulaszem, herbatka i browarek doskonale zapełniają magazynek na paliwo. Aż się chce gdzieś zalegnąć na zawiązanie sadełka.

Nie ma jednak tego dobrego. Zaczynamy powrót bo w prognozie było, że po 17:00 mogą pojawić się kropelki. Niezbyt spiesznie przetaczamy się nad Chechło i stamtąd szlakiem LR do Świerklańca. Wałem Kozłowej Góry i tamą do Wymysłowa a potem lasem do Rogoźnika. Stamtąd do Wojkowic i dalej do Czeladzi. Kawałek za szpitalem żegnam się z Michałem. Jednak krótkie spodnie nie były dobrym pomysłem. Chęć by odprowadzić jeszcze kawałek kompana były ale nogi mówiły, żebym nie przeginał. Zwłaszcza lewe kolano. Więc nie przeginałem.

Solo kręcę w stronę drogi do Grodźca po drodze odbijając w teren na singielek, z którego mogłem wydostać się na granicy Wojkowic i Grodźca. Tam przeskok asfaltu na drugą stronę i jeszcze kawałek wertepkami by w końcu wybyć na asfalt prowadzący prosto do domu. Metę osiągam kiedy pojawiają się pierwsze drobne kropelki. Nim zacząłem załączać zdjęcia rozpadało się na dobre czyli wszyła jazda tak w sam raz :-)


Link do pełnej galerii



W drodze do Tarnowski Gór.


Żabie Stawy zza płotu.


Gdyby ktoś namiarów potrzebował.


Kontrolne na rynku w Tarnowskich Górach. Przed konsumpcją.


Na powrocie przy Rogoźniku.


Wynik za dzień.


Kategoria Inne