Inne
Dystans całkowity: | 17547.00 km (w terenie 3161.00 km; 18.01%) |
Czas w ruchu: | 980:14 |
Średnia prędkość: | 17.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.00 km/h |
Liczba aktywności: | 515 |
Średnio na aktywność: | 34.07 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
ZMK nr 12
-
DST
43.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:31
-
VAVG
17.09km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Za oknem było na tyle niewyraźnie, że jakoś nie miałem pomysłu na wytoczenie się na rower. ICM mówił o możliwości nieznacznych kropelek, co dodatkowo zniechęcało. Dwunasta Zagłębiowska Masa Krytyczna wydała się w związku z tym opcją, którą można załatać dziurę w pomysłach na kręcenie.
Zbieram się lekko po 14:00. Od razu pojawiają się drobne kropelki. Niegroźne ale niezbyt zachęcające. Temperatura też nie powala na kolana. Ubrałem się, wydawało mi się, że za ciepło ale po 2km stwierdziłem, że wcale tak nie jest. Mało tego, bandankę zastępuję czapką bo uszy po prostu zaczęły mi zamarzać.
Do Sosnowca toczę się przez Wojkowice i Czeladź ale innym wariantem niż zwykle. Dziś przed cmentarzem w Czeladzi odbijam na szlak w prawo i kieruję się w stronę "94". Potem za cmentarzem w centrum odbijam na Piaski i przez Grota-Roweckiego dotaczam się do ślimaka.
Masa już jedzie. Wypatruję klubowiczów, co nie jest proste bo kolory giną w odblaskowej barwie kamizelek masowych. Udaje mi się jednak wypatrzeć Maćka. Wokół niego jedzie też kilka innych osób z klubu. Jest Marcin, Ania, Paweł, Grzesiek, Ela, Jarek, Marek. Gdzieś mi też mignął chyba Tomek. Są Rowerowe Mysłowice.
Trasa Masy w tym roku wiedzie przez Zagórze i Mortimer do centrum Dąbrowy Górniczej i potem przez Koszelew do będzińskiej Nerki z metą na Syberce. Tu spotykam kolegę z pracy. Chwilę dłuższą rozmawiamy nim się rozjeżdżamy. Przez czas losowania wesoło konferujemy w Cyklozowym gronie. Kiedy jednak jest po losowaniu szybko się rozjeżdżamy. Jest po prostu nieprzyjemnie zimno. Wątpię żeby było więcej jak +10. Czasem też podwiewa zimnym powietrzem.
Solo kręcę przez Zamkowe do lasu grodzieckiego i dalej przez światła na "86" do lasu gródkowskiego. Żółtym szlakiem toczę się pod podstawówkę w Psarach. Asfaltem lecę w stronę domu pozwalając sobie jeszcze na małe ucho ul. Kasztanową.
W czasie jazdy było nawet przyjemnie ale stanie w bezruchu było dziś mocno niewskazane. Dobrze było się ruszyć choćby tylko po to, żeby się zobaczyć ze znajomymi.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Piknik Europejski
-
DST
63.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:24
-
VAVG
14.32km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś jeżdżenie klubowe. Obstawiamy rowerowy rajd na Piknik Europejski w Sosnowcu.
Zbieram się na koła bez większych problemów i ruszam o 11:04. Zahaczam o otwartą, ku mojemu zdziwieniu i niewielkiej wcześniejszej nadziei, piekarnię. Potem sprawnie przetaczam się przez Będzin do Sosnowca pod Urząd Miejski. Tam już spory tłumek i wciąż przybywają kolejne osoby. Są również dwa oddziały żołnierzy w polskich mundurach z okresu obronnego II Wojny Światowej, samochód terenowy z armatą, orkiestra. Kolejno odśpiewane zostają hymny Polski i UE. Potem przemarsz pod dworzec PKP i tu następuje podział na grupy. Pieszą prowadzi Grzegorz Onyszko. Naszą Prowadzi Prezes a my pomagamy przy obstawie. Ktoś liczył uczestników i wyszło, że było nas rowerzystów w szczycie 69 osób.
Sprawnie i bez problemów przemieszczamy się bocznymi dróżkami w stronę czeladzkich Piasków skąd płynnie przenosimy się pod Halę Sportową na Milowicach gdzie wkraczamy na czerwony szlak pogranicza. Nim mamy dotrzeć do Trójkąta Trzech Cesarzy. Po drodze mały postój na zbiorowe foto pod stadionem Zagłębia na Stawikach.
Pogoda dopisała. Jest słonecznie, niegroźnie wieje, temperatura w okolicach +20. Jedzie się przyjemnie. Momentami nawet jest jakby upalnie. Osiągamy cel w przewidywanym czasie. Na miejscu jest już orkiestra, grupy rekonstrukcyjne prezentują swoje wyposażenie, serwowane są gorące posiłki. Miło i przyjemnie. Czas szybko leci. Po 16:00 powoli piknik się kończy. Odjeżdżają zarówno kolejni rowerzyści jak i inni przybyli. W końcu ruszam i ja. Razem z Krzysiem kręcimy razem do Dańdówki. Tam mój kompan odbija do centrum Sosnowca ja w stronę wertepkowego szlaku w stronę PKM-u i dalej do lasu zagórskiego.
Trasa spokojna, przyjemna. Dotaczam się ostatecznie przez Reden na bieżnię przy Pogorii 3 ale korzystam z niej tylko na krótkim odcinku. Szybko uciekam do Parku Zielona i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Za dużo było ludzi wokół P3 by tam jechać. Jakie jest moje zaskoczenie, kiedy na wylocie szlaku w Łagiszy wyjeżdżam wprost na Anię i Marcina. Dłuższą chwilę rozmawiamy. Oboje wracają z małego objazdu, przy okazji którego odkryli ciekawą miejscówkę zdatną przyjąć nasz wyjazd integracyjny. Z ich opowieści wynika, że nawet lepsza dla naszych potrzeb niż Fort Olszanica. Mam nadzieję, że pozostali klubowicze również będą jej tak ciekawi jak ja i zapadnie decyzja o jej najechaniu. Ania robi przy okazji małe kółeczko na Mamucie i wydaje dyspozycję Marcinowi, że takiego ma jej kupić. Nie ona jedna dziś próbowała kręcenia na Mamucie i zawsze było zaskoczenie, że tak dobrze się nim jedzie. Przez grube koła sprawia wrażenie ciężkiego i trudnego w jeździe. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. W końcu żegnam Anię i Marcina. Oni dalej lecą na Będzin a ja kontynuuję terenem w stronę Stachowego i dalej polami do żółtego szlaku. Porzucam ostatecznie wertepki niedaleko podstawówki w Psarach i finisz robię po asfaltach.
Przyjemnie spędzony dzionek w towarzystwie klubowiczów na spokojnym kręceniu.
Link do pełnej galerii
Się znalazłem na kilku foto w galerii sosnowiec.naszemiasto.pl.
Kategoria Inne
Żabie Doły. Lekko namaczane.
-
DST
74.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
17.14km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś tak na początku tygodnia umówiliśmy się z Michałem na wspólne zakręcenie na Żabie Doły. Miejsce zbiórki: Pomnik Powstańców Śląskich w Katowicach. Godzina: 11:30.
Kiedy odemknąłem oka zaatakowany zostałem faktem, że kapie. Ale ICM uprzedzał i obiecywał, że później będzie lepiej. Nie zrażony tym jeszcze chwilę przysypiam. Potem śniadanko, pakowanie i inne formy marnotrawienia czasu nim nastaje godzina startu. Wcześniej jeszcze kontaktujemy się czy jedziemy, czy odpuszczamy. U mnie znośnie, u Michała też. Jedziemy.
Startuję 11:34. Kręcę trasę przez Wojkowice, Przełajkę, Bańgów do Siemianowic Śląskich. Tu widzę całkiem sporo Policji, Straży Miejskiej, Strażaków, gdzieniegdzie pogotowie. Tak wykombinowałem, że jakieś zawody. Im bliżej jestem Placu Alfreda tym wszystko w większym pogotowiu bojowym. Ruch już wstrzymany. Do Katowic pozwalają mi jechać tylko chodnikiem. Mnie pasuje.
Gdzieś na Wełnowcu jest pierwszy biegacz. Sporo odsadził stawkę. Na kilkaset metrów przynajmniej. Potem biegną pojedyncze osoby. Potem coraz więcej. Kiedy zjeżdżam w stronę Spodka drogą wali już cały tłum. Kiedy dotaczam się do pomnika i parkuję pod jego skrzydłami widzę jeszcze koniec peletonu. Zaczyna mżyć.
Myślałem, że to Michał będzie na mnie czekał. Tymczasem to ja czekam na niego. Ale niezbyt długo. Teraz prowadzi Michał. Przetaczamy się ścieżką do Parku w Chorzowie i jego alejkami, miejscami też odgrodzonymi dla kijkarzy, przebijamy się w stronę Starego Chorzowa i ostatecznie do Żabich Dołów.
Jeszcze mnie tu nie było. Niestety pogoda nam spłatała psikusa i z pewnością nie robi to miejsce takiego wrażenia jak przy słoneczku ale i tak postanawiamy coś niecoś pokręcić wokół zbiorników. Alejkami robimy objazd wykonując przy okazji nieco szagi. Zatoczywszy koło jedziemy dalej w stronę Bytomia. Cały ten czas mży prawie nieprzerwanie. Nieustannie muszę ścierać wodę z okularów.
W Bytomiu Michał stwierdza, że kończy mu się już czas i chce uderzać na Katowice. Mnie bardziej pasowało na Piekary Śląskie. Szkoda było się jednak już rozjeżdżać więc zaciągnąłem Michała na mój wariant dojazdowy do Bytomia i trochę piracąc po drodze wydostajemy się na czerwony szlak przez Brzeziny Śląskie do Dąbrówki Wielkiej i dalej terenem do Przełajki. Stamtąd przez Brynicę do Czeladzi i dalej do Sosnowca. Rozjeżdżamy się na Grota-Roweckiego chwilę wcześniej jeszcze pogadawszy.
Solo kręcę w stronę ścieżki rowerowej startującej przy Klubie Kiepury i przetaczam się nią aż do ul. Słowańskiej. Potem testuję drugą stronę do świateł na Stadionie. Reszta drogi już raczej opornie szła. Zaczęło mi się we znaki dawać lewe kolano więc nieustannie zmieniałem rytm kręcenia żeby znaleźć ten najmniej dokuczliwy. Przetaczam się niespiesznie przez Łagiszę do Sarnowa i dalej prosto do domu. Choć chodziły mi po głowie wygięcia to jednak szarpanie w nodze zniechęciło mnie skutecznie. Poza tym trochę też mi nasiąknęły wodą ciuchy i już miałem bardzo dużą ochotę zdjąć je z siebie. W domu od razu wszystko do prania a ja pod prysznic.
W sumie dobrze, że się umówiliśmy na kręcenie bo solo chyba bym sobie odpuści. A tak to była motywacja żeby nie być tym co się łamie :-) W efekcie wyszło całkiem fajne kręcenie mimo opornej pogody. Traska na Mamucie z dobitymi do dwóch atmosfer balonami. Trochę jak jazda na piłce plażowej ale za to miejscami całkiem dynamicznie. Dziś wykręciłem mój rekord prędkości na FatBike-u - 52km/h. I był jeszcze potencjał do podniesienia wartości.
Foty były ale nie za wiele, nie za efektowne więc odpuszczam wrzucanie.
EDIT (2019.05.01): Przy okazji wrzucania fot z Pikniku Europejskiego w Sosnowcu zmobilizowałem się i wrzuciłem też te kilka fot z Żabich Dołów.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
SOD
-
DST
20.00km
-
Czas
01:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z pracy do serwisu zbiorkomem. Odbieram Błękitnego po przeszczepie napędu. Lekka zmiana. Na tył poleciała kaseta dziewiątka zamiast do tej pory stosowanej ósemki. Korba z octalinka awansowała do hollowtecha. Co prawda raczej niższa półka ale widzę różnicę w tym jak pracuje podczas jazdy. No chyba, że to jeszcze nowość takie wrażenie daje.
Od razu objazd testowy. Na razie asfalty. Kręcę z Będzina do Łagiszy i dalej do Sarnowa. W Psarach odbijam do Malinowic i ciągnę do Dąbia. Potem odbijam na Brzękowice-Wał i przetaczam się grzbietem wzgórza do Góry Siewierskiej. Zjeżdżam stamtąd do "913" i skręcam już w stronę domu. Robię jeszcze małe ucho w Strzyżowicach by mieć pewność, że jest 20km i potem już prosto do domu.
Jechało się bardzo przyjemnie zarówno ze względu na warunki (słonecznie, trochę wiało, nie za ciepło ale ogólnie przyjemnie) i na nowy napęd. Jest małe ale. Zostawiłem manetki ósemki ale generalnie działają z kasetą dziewiątką. Jedynie przy biegach w zakresie 2/4-2/2 i 1/4-1/3 czasem łańcuch skacze. Pojeżdżę trochę i zobaczę jak bardzo mnie to wkurza. Jak za bardzo, to jeszcze będą manetki do wymiany. Chyba, że uda mi się to podregulować. Ale na razie jest super. Rowerek idzie gładko, cichutko. Przełożenia zrobiły się bardziej miękkie. Prawie jak w Rzeźniku.
Kategoria Inne, Kaseta, Korba, Łańcuch, Serwis
Pokopać trochę w piasku
-
DST
42.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:22
-
VAVG
17.75km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sprawdziły się prognozy ICM-u i sobota okazała się całkiem całkiem. Na koła zbieram się jednak dość późno ze względu na czynności inne. W planie mam dziś pojeżdżenie Mamutem po piasku w okolicach Pogorii 4 i pojeździć w terenie w ogóle.
Wytaczam się po 15:00 i kręcę na terenowy skrót w stronę Urzędu Gminy i dalej do świateł na "86". Asfaltem przetaczam się do Pogorii 4 i jadę w stronę Piekła. Jak tylko się da zjeżdżam na quadowe ślady od wschodniej strony zbiornika i zaczynam kopanie w piasku. Jedzie się wolniej ale za to nie mam żadnej konkurencji i przeszkód. Tabuny rowerzystów, rolkarzy, kijanek i innych przeszkadzaczy trzymają się od mojego toru jazdy z daleka.
Od piekła robię terenowy objazd w stronę Podlesia. Szlakiem dojeżdżam do Wojkowic Kościelnych i zjeżdżam na piaszczysty, wschodni brzeg Pogorii 4. Robię coś jak powrót do Podlesia tylko tym razem piaskami. Jedzie się wolniej ale przyjemnie. Zastanawia mnie tylko czemu stary Garmin pokazuje, że jadę środkiem zbiornika. Czyżby mapa aż tak nieaktualna?
Wracam na szlak w Podlesiu i jeszcze raz zrobię terenowy kawałek do Wojkowic Kościelnych. Potem wpadam na asfaltową część i z animuszem kręcę w stronę Marianek. Całkiem fajnie i sprawnie się jechało. Oponki Mamuta śpiewały głośno ale jak już się rozpędził, to nawet ładnie szedł.
Sprawnie docieram do Marianek ale nie odbijam do siebie. Jeszcze raz jadę na tamę na Pogorii 4 i odbijam w stronę Pogorii 3. Tu jeszcze więcej piechoty, rowerzystów, rolkarzy i przeszkód ogólnie. Trochę mi sytuację ratuje wydeptana ścieżka obok bieżni bo dzięki niej mogę sprawniej wyprzedzać maruderów.
Przy molo skręcam na Zieloną i jadę na czarny szlak do Łagiszy. Potem terenem do Stachowego i dalej do żółtego szlaku, który porzucam niedaleko podstawówki w Psarach. Stamtąd już grzecznie, prosto do domu.
Odważyłem się pojechać we wdzianku "na krótko". Na początku wydawało mi się, że jednak za odważnie ale jak już się rozgrzałem to było ok. Dopiero nieco przed zachodem słońca, kiedy zaczęła spadać temperatura znów poczułem chłód. Ogólnie przyjemny dzionek do kręcenia.
Kategoria Inne
Na pohybel pogodzie vol. 2
-
DST
18.00km
-
Teren
14.00km
-
Czas
01:38
-
VAVG
11.02km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Okno czasowe wąskie zarówno z powodu obowiązków jak i prognozy pogody. Traska na mapce poniżej, więc nie będę opisywał w detalach.
Pogoda na starcie omalże słoneczna. Potem już przeważnie chmury. Wiało. Z tego też powodu sporo terenu w nadziei ukrycia się w lesie bądź za wzniesieniami. Wyszło tak pół na pół. Czasem wiatr pchał, czasem hamował. Kręciło się jednak przyjemnie i spokojnie. Tempo spacerowe. Jedynie jak teren pozwalał, to było "puść te klamki".
Dziś znów Mamutem i powiem, że w terenie ładnie idzie. Jak będę miał więcej czasu to sobie zrobię tą samą trasę, tego samego dnia 2x. Raz Mamutem, raz Rzeźnikiem i porównam wrażenia.
Do domu ściągam przy pierwszych kropelkach. Zgodnie z prognozą ICM, zresztą. Dystansowo wiele nie pojeździłem ale trochę się zmachałem. Pewnie swoje też dołożyła kiepsko przespana nocka. Wiatr tak hałasował, że co chwilę się budziłem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Na pohybel pogodzie
-
DST
35.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
16.80km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od wczoraj wiało. Dziś chyba nawet bardziej niż wczoraj. Wydumałem, że za szybko się nie uda pojeździć więc równie dobrze można wytoczyć się Mamutem. Bo wytoczyć się chciałem. Choć na trochę.
Na początek zajeżdżam sprawdzić czy pobliscy stomatolodzy dziś pracują. Nie pracują. Trudno. Robię więc zakładany plan. Zaginając przez Strzyżowice kręcę w stronę terenu wiodącego w stronę ośrodka zdrowia w Psarach i dalej przez las ku światłom na "86". Asfaltem przetaczam się przez Sarnów i Preczów na bieżnię Pogorii 4 i potem przeskakuję na bieżnię Pogorii 3. Robię jakieś 5/4 - 7/5 okrążenia i kieruję się do parku Zielona.
Po drodze dwie irytacje. Na biegacza zasuwającego po części dla rowerów i na piechura, który nagle zdecydował się przeciąć drogę dla rowerów nawet nie racząc sprawdzić, czy coś nie nadjeżdża. Pierwszy uciekł na trawę, drugi podskoczył jak oparzony, kiedy mu prawie za uchem wrzasnąłem "Ej!".
W parku pokręciłem się trochę po ścieżkach. Strzeliłem kilka fot kaczkom i zabrałem się do powrotu, kiedy usłyszałem trzask. Na moich oczach zwaliło się jedno z drzew miotanych silnym wiatrem. Podjechałem je sfocić. Obok leżało inne, możliwe że również niedawno padłe. W ogóle po drodze w lasach widziałem całkiem sporo połamanych bądź powalonych drzew.
Wracam czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej terenem w stronę Stachowego. Widzę, że kolejna hala już prawie gotowa. Potem objeżdżam od wschodu i południa las gródkowski i wbijam na pobocze "913". A tu korek. Podjeżdżam dalej i widzę przyczynę. Przewrócone na jezdnię drzewo. Właśnie je uprzątali. Chwilę potem przejechała Straż na sygnale. Cały poranek było słychać syreny gdzieś w okolicy. A zaczęli już wczoraj. Jakiś idiota podpalił trawy przy ul. Kasztanowej w Psarach. Przy tym wietrze ogień błyskawicznie się rozkręcił. Na szczęście reakcja Strażaków była szybka i spacyfikowali zagrożenie.
Już bez przeszkód, choć nieco okapany deszczem, który zaczął się jeszcze na Zielonej, dociągam do domu. Tu pół godzinki przerwy na podeschnięcie i kawę a potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Zjazd niemal bez gięcia.
Link do pełnej galerii
Takie akcje pewnie dziś w całej Polsce.
Niedawno odmalowany przejazd kolejowy pod "86" długo nie pozostał czysty.
Wyciachane z drzew pobocza torowiska w Łagiszy.
Padłe drzewo na Zielonej.
Alternatywa? Kacki...
Kategoria Inne
Sztygarka i okrężny powrót
-
DST
54.00km
-
Czas
02:55
-
VAVG
18.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Większość dnia pod znakiem PTTK. Zbieram się rano na zjazd organizowany przez Oddział PTTK w Dąbrowie Górniczej połączony ze zwiedzaniem Muzeum i Kopalni Ćwiczebnej "Sztygarka". Rozkręcam się nieco później niż planowałem i startuję o 8:22. Powinienem bez ciśnienia zdążyć na czas. Przez Łagiszę kręcę do Dąbrowy Górniczej, do muzeum. Jestem tak na styk. Witam się z Marcinem, przypinam rower i idziemy się podpisać. Potem czekamy jeszcze na Krzysia i jak jesteśmy w komplecie podążamy za Panią Przewodnik po muzeum. Trochę pośpiesznie bo trzeba było się potem na czas wyrobić do kopalni ale udaje się obejść wszystkie sale. Jestem tu pierwszy raz i jest pewne zaskoczenie oraz wniosek, że trzeba było się tu zjawić już dawno temu.
Potem deptamy kawałek do kopalni i troszkę nam tam schodzi. Kopalnia też jest zaskoczeniem. Przejeżdżałem obok jej wejścia wiele razy i zawsze mi się wydawało, że to tylko kawałek poziomego tunelu. Nic bardziej mylnego. Jest tam trochę zakamarków. Choć raz warto tam wstąpić.
Potem wracamy do Muzeum gdzie na sali odbywa się kilka krótkich oficjalnych przemów, mała prezentacja na temat muzeum i dawnej szkoły górniczej. Potem wręczanie odznak, ogłoszenia organizacyjne i klubowe, pytania, wnioski. I tak czas leci. Wszystko kończy się około 13:00. Krzysiu idzie na autobus a my z Prezesem, którzy to jesteśmy zroweryzowani, jedziemy w stronę Zagórza. W centrum żegnam się z Marcinem i dalej kręcę solo.
Przez Środulę, Ludwik, Stawiki i Zawodzie wtaczam się do centrum Katowic załatwić jeden biznes. Poszło szybko i robię zwykły odwrót przez Pętlę Słoneczną, Plac Alfreda, Siemianowice Śląskie, Bańgów, Przełajkę i Wojkowice. Tym razem odpuszczam sobie teren od wojkowickiego Orlenu. Kilka kawałków gruntu, które miałem wcześniej do pokonania, było bardzo miękkich wręcz grząskich. Wolałem nie ryzykować taplania się w wodzie, błocie i resztkach zlodzonego śniegu. Przynajmniej nie na wąskich oponkach.
Robię lekki objazd. Wtaczam się pod kościół i skręcam w stronę Strzyżowic ciągnąc aż do "913". Potem przekraczam ją przy straży i jeszcze ciut wyginam dobijając do dzisiejszego przebiegu. Mimo lekkiego przeziębienia jechało się całkiem nieźle. Jedynie kilka irytacji zdarzyło się po drodze zarówno ze strony piechoty jak i zmechanizowanych. Na szczęście było bezpiecznie. Przyjemny dzionek.
Link do pełnej galerii
W muzeum.
W kopalni.
Przebieg za dzień.
Kategoria Inne
O
-
DST
37.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.18km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sumie, to nie planowałem jeżdżenia w sobotę ale warunki jednak mnie do tego zachęciły. Termorurka zeznała, że +11. Troszkę wiało ale jak na halny, to jakby wcale. Jezdnie przeważnie mokre z licznymi potokami. Głównie płynęły wzdłuż.
Pretekst znalazłem sobie do wyjazdu taki, że trzeba mi było kabelka HDMI-DisplayPort. W warzywniaku przy domu nie kupię, więc trzeba się ruszyć gdzieś dalej. Wybór pada na MediaMarkt w czeladzkim M1. Leciutko wyginam drogę do celu przez Strzyżowice i Wojkowice oraz centrum Czeladzi. Tym sposobem nawijam 14km.
Kabelka nie dostałem ale za to były przejściówki więc chyba temat załatwiony. Wracam do domu ale z zagięciami. Kręcę zobaczyć rondko na Syberce, o którym mi jakiś czas temu mówili. Podobno w godzinach szczytu bywa kłopotliwe. Dla mnie i o tej porze bez sensacji. Przez rondo Unii Europejskiej kręcę w stronę Alei Kołłątaja i nią przez Koszelew do centrum Dąbrowy Górniczej i dalej przez rondo na Alei Róż na Reden. Tu odbijam w boczne uliczki i przeciskam się do przejazdu kolejowego. Chwila stania aż przeleci cargo i dalej asfaltami na Zieloną.
Przelatując przez park zapuszczam żurawia czy by nie wjechać na czarny szlak ale oblodzenia zniechęcają mnie. Na wąskich oponkach nie będę ryzykował. Ze 2x mi już dziś koło na zlodzonym śniegu chciało uciekać. Jadę dalej asfaltem do Marianek i skręcam na Preczów. Stąd już standardowa droga przez Sarnów do domu.
Przyjemnie się kręciło. Miło było znowu zobaczyć na liczniku prędkości powyżej 30km/h i dobić do średniej rzędu 20km/h. Mimo niezłej pogody nie spotkałem zbyt wielu rowerzystów.
Kategoria Inne
Styczniowe Harce
-
DST
53.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
04:28
-
VAVG
11.87km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj kontrolny sms do Mariusza w treści "Plany na jutro?". No i się urodziły. Poszło jeszcze info do Cyklozy jakby ktoś reflektował.
Dziś zbieram się na koła o 8:15 i kręcę prawie jak do pracy przez "913" do świateł, potem do Łagiszy w stronę Kreisela i za mostem na Czarnej Przemszy do parku na Zielonej i dalej pod Molo przy Pogorii 3. Tu spotykam się z Mariuszem. Umówiliśmy się na 9:00 ale jesteśmy obaj wcześniej. Czekamy jeszcze do 9:10 jakby jednak ktoś się miał przyłączyć choć odzewu nie było. Potem ruszamy.
Trasa jak na mapce:
Większość po śniegu bo w końcu taki był cel. Króciutki wypych był tylko w jednym miejscu gdzie były zawiane koleiny i nijak nie dało się wyczuć co jest pod śniegiem. Ciągle wybijało z rytmu jazdy i sprowadzało koła na manowce. Było tego może 500m. Może nawet nie. Tzn. jazda szarpana. Kilkadziesiąt metrów kręcenie kilkadziesiąt z buta. Przebrnąwszy jednak ten kawałek resztę dało się jechać.
Miałem na śniegu ewidentnie łatwiej niż Mariusz. Duży balon pozwalał zaoszczędzić sporo sił. Mariusz z kolei nadrabiał techniką i może jechał wolniej, ale jechał. Generalnie śladów innych rowerzystów nie za wiele. Więcej wydeptanego.
Pogoda całkiem przyjemna większość naszego objazdu. Dopiero w okolicach finiszu na Pogorii 3 zaczął padać drobny deszczyk ze śniegiem, który ustał jak się już pożegnaliśmy czyli towarzyszył nam jakieś 2-3 km.
Miałem końcówkę zrobić asfaltową ale jak wybyłem w Łagiszy z czarnego szlaku i zobaczyłem chlapę, to jednak zawalczyłem w terenie i dopiero na czarne wyjechałem z żółtego szlaku w okolicach podstawówki w Psarach.
Bardzo przyjemnie spędzony dzień. Tempo może niespieszne ale nie chodziło o wyścig tylko by się nacieszyć jazdą. Sporo też było gadania.
Kilka foto:
Przy pomoście na Pogorii 2.
Objazd Pogorii 4 od wschodniej strony.
Pogoria 4 od strony Wojkowic Kościelnych.
Nowa hala magazynowa w Psarach (trzecia).
Wynik za dzień.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne