limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Kilkudniowe

Dystans całkowity:19089.00 km (w terenie 2528.00 km; 13.24%)
Czas w ruchu:1177:00
Średnia prędkość:16.22 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Liczba aktywności:184
Średnio na aktywność:103.74 km i 6h 23m
Więcej statystyk

Strzelce Opolskie - Psary

  • DST 66.00km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:05
  • VAVG 16.16km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016

Powrót zrobiliśmy w dwóch grupach Maciek i Paweł polecieli razem w stronę Gliwic i dalej na Chorzów bo im bardziej pasował tamten kierunek. Pożegnaliśmy się jeszcze w Strzelcach Opolskich. Z Dominikiem kręciliśmy w kierunku na Tarnowskie Góry. Dałem Garminowi opcję kolarstwo górskie i pociągnął nas dość sporo po terenie. Tempo nie było za szybkie ale też i nie było ciśnienia na prędkość. Poza tym od samego rana była niezła lampa co nieco studziło zapędy do naginania. Trasa była spokojniejsza niż wczoraj i poza Tarnowskimi Górami to obyło się bez jeżdżenia w ruchu miejskim. Garmin wyprowadził nas polami do Kozłowej Góry skąd już bez nawigacji, znaną drogą pojechaliśmy wzdłuż zbiornika Kozłowa Góra do Wymysłowa i stamtąd przez Rogoźnik i Strzyżowice do mojej wioski. Tu łapię kontakt z Maćkiem, który mówi, że mają jeszcze jakieś 16km do Chorzowa i szacuje czas powrotu na mniej więcej 15:00. Ja w domu byłem nieco po 13:00. Żegnam się z Dominikiem i on tnie na Dąbrowę Górniczą a ja skręcam do siebie. W domu od razu dekontaminacja sakw, plecaka, siebie i tak się jakoś do końca dzień potoczył. Niby tylko 11 dni ale mam wrażenie, że mnie ze 3 tygodnie nie było. Tyle wrażeń...




Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Strzelce Opolskie

  • DST 191.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 09:25
  • VAVG 20.28km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Piątek zrobiliśmy bezrowerowy planowo a dodatkowo sprzyjała temu pogoda tzn. lało większość dnia. W sobotę start miał być o 7:00 ale trochę się poobsuwało i ostatecznie ruszyliśmy przed 8:00. W planach był tylko asfalt by szybko i jak najdalej zajechać tak więc też i sporo ruchliwszych dróg po drodze. Na początek jedziemy na Kłodzko. Dalej kolejno Ziębice i Grodków, gdzie zjadamy obiad. Niezły ale prawdę mówiąc rozbestwiliśmy się na wikcie w restauracji w Międzygórzu i jednak to nie było to. Ale siło dodało. Dalej kierowaliśmy się na Niemodlin i z musu do Opola. Niestety znów była do pokonania Odra i wybór był taki, że albo kręcić do Krapkowic albo do Opola. W Krapkowicach już byliśmy na tym wyjeździe więc pozostało Opole. Źle nam się jechało przez miasto bo po pustawych górskich drogach trzeba było się ponownie przyzwyczaić do nerwowego, miejskiego ruchu ale jakoś się udało zostawić miasto za sobą. Będąc jeszcze w Opolu zarezerwowaliśmy sobie nocleg w Strzelcach Opolskich więc wiadomo było gdzie nam trzeba dociągnąć. Przez kawałek jechaliśmy terenem ale szło to opornie i jak dobiliśmy do "94" to bez większych dyskusji pociągnęliśmy poboczem do celu. Końcówkę jechało się już ciężko. Nogi dawały znać o sobie. Udało się jednak osiągnąć nocleg jeszcze za dnia. Potem z Dominem tylko zrobiliśmy jeszcze szybki kurs do Biedronki po znieczulenie i wikt i na dziś było koniec jeżdżenia. Trochę się zastanawialiśmy czy nie iść na zniszczenie i nie jechać do bólu aż do domu ale o ile ja miałem około 60km, to chłopaki mieli więcej i mogła to być już mordęga. Tak to zostało na drugi dzień tyle, że na finiszu jeszcze dnia powinno zostać.


Link do pełnej galerii


Powrót zaczął się zjazdem ale potem już tak różowo nie było.




Kłodzko w oddali.


Chwila oddechu na Przełęczy Łaszczowej. Podjazd był dość długi.


Pogoda dopisywała cały dzień. Nawet nas trochę upaliło.


Grodków.






Trochę korciło by dobić do 200 ;-)


Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Goworów - Trójmorski Wierch - Igliczna - Międzygórze

  • DST 48.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:53
  • VAVG 8.16km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Plan na ten dzień to w całości pomysł Domina. Na mapie wyglądało to fajnie i kawałek za Goworowem jeszcze też pomimo, że był już nielichy podjazd do zrobienia. Z asfaltu kierujemy się w stronę zielonego szlaku granicznego. Wybywamy w znajomym miejscu czyli tam, gdzie już raz z wiatrołomów wyleźliśmy. Powinna była lampka zaświecić ale nie zaświeciła. A potem to było tak, że te wiatrołomy wspominałem z lekkim sentymentem. Tu nie dość, że były wiatrołomy, to jeszcze było pieruńsko pod górę po kamulcach jak pralki wielkie. Nawet kilka ścianek po drodze było do wejścia i zejścia. Ludzie na szlaku trochę dziwnie się na nas czasem patrzyli gdzie my z tymi rowerami tam się targamy. Po drodze było kilka szczytów ale najbardziej widowiskowy był Trójmorski Wierch. Na nim stała wieża widokowa. Nie tak spektakularna jak ta czeska ale za to darmowa i z jeszcze lepszym widokiem. Czeska wieża była na zboczu góry a ta na Trójmorskim na samym szczycie i widok był w pełni panoramiczny. Długo jednak tam nie zabawiliśmy. Tyle co zrobić trochę foto. Zielonym szlakiem dociągamy do schroniska na Śnieżniku i robimy sobie mały postój karmieniowy (żurek + browar). Zielony szlak dał nam trochę popalić. Za to dalej zapowiadało się super bo w planach był czerwony przez Żmijowiec (czyli prawie sam zjazd) i dalej na zielony na Igliczną. W sumie prawie wszystko przejechane. Jedynie na zielonym mała ścianka, na której było trzeba znosić rowery. Przy sanktuarium na Iglicznej wciągamy całkiem niezłe lody włoskie a potem już tylko zjazd i podjazd do bazy. Po drodze przechodzimy przez poniemiecką tamę i serwujemy sobie obiadek w sprawdzonej restauracji przy wodospadzie. Trochę im chyba dnia następnego zepsułem nazwę w menu bo było "Uczta Pierogowa Dla Dwojga" ale dałem radę wciągnąć to sam. Jedzonko mają tam zacne. Jeszcze raz w te strony będę się musiał wybrać by przetestować resztę pozycji z menu.



Link do pełnej galerii





Widok z wieży na Trójmorskim Wierchu na stronę czeską (i ich wieżę).


Wiatrołomy na zielonym szlaku.




Zdjęcie przy "szczycie" Goworka. Gdyby nie tabliczka i mapa to byśmy nawet nie zauważyli, że to szczyt.


Schronisko pod Śnieżnikiem po raz trzeci.


Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Jagodna - Spalona - Bystrzyca Kłodzka - Międzygórze

  • DST 59.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:09
  • VAVG 14.22km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Dziś więcej asfaltów niż w dni poprzednie ale podjazdów równie wiele. Było się gdzie zmachać. Pierwszy przyszło przewalczyć ten do Gniewoszowa. Potem wbijmy w teren i dostajemy w nagrodę piękny zjazd terenowy. Potem znów kawałek asfaltem i wreszcie stały element gry czyli wypych niebieskim. Na szczęście krótki. Potem coś jak leśna autostrada prowadzi nas na szczyt Jagodnej. Jest dość stromo ale da się wjechać. Sama Jagodna nie oferuje za wiele. Szczyt wypada w środku lasu. Focimy się wokół wieżyczki myśliwych i zaczynamy zjazd w stronę Spalonej i tamtejszego schroniska. Zjazd jest, jak wszystkie dotychczasowe, szybki. W schronisku decydujemy się na obiad. Mile zaskakuje szczodra, ładnie skomponowana i bardzo smaczna porcja mięska z ziemniaczkami i dodatkami. Wszystko to podlane zimnym, ciemnym Opatem. Pokrzepieni ubieramy się do zjazdu i robimy "hadźaaaaaaa" (jak to Domin mawiał) na sam dół. Asfalt podły ale full dobrze sobie z nim radzi. Gdzieś po drodze nawet przyszło mi wyprzedzać samochód bo się wlókł jakąś czterdziestką najwyżej. W Bystrzycy Kłodzkiej nie decydujemy się na wjazd na rynek bo zaczyna robić się nieco mroczno. Kierujemy się na Idzików z zamiarem wjechania jeszcze na Igliczną ale po drodze rozkręca się deszcz i rezygnujemy. Do bazy wracamy dość dobrze namoknięci. Pozostał lekki niedosyt z powodu niezrealizowania ostatniego punktu. Ale nie odpuścimy go. Po prostu przejdzie na plan dnia jutrzejszego.



Link do pełnej galerii


Na podjeździe za Gniewoszowem. Piękna pogoda.


Nowe zdjęcie profilowe Dominika ;-p


Odrobina wypychu.


Spalona. Schronisko. Dobrze tu dają jeść :-)


Bystrzyca Kłodzka.


Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Dolni Morava - Międzygórze

  • DST 67.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 06:04
  • VAVG 11.04km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Od klubowego kolegi Darka mieliśmy info, że po czeskiej stronie jest do zdobycia niezła wieża widokowa. Tak zachwalał, że wzięliśmy ją pod uwagę w planach (których głównym autorem był Maciek i Dominik) i dnia dzisiejszego się tam wybraliśmy. Od samego rana piękna pogoda. Droga też zapowiadała się dobrze. Garmin wpuścił nas przed przejściem granicznym w Boboszowie w teren. Fajnie się jechało polami i lasami. Potem zaczęło być stromo. A potem wylądowaliśmy w kanale jakich mało. Nagle przestała mi się zgadzać droga z Garminem. Wszystko przez to, że cięli wiatrołomy, który zasłały całe połacie lasu na przebiegu zielonego szlaku. Mieliśmy do wyboru cofnąć się spory kawałek albo przewalczyć te pnie. Przewalczyliśmy ale bitwa była sroga. Nieco poobdzierani osiągamy piesze przejście graniczne i karkołomnym, krętym zjazdem asfaltowym lądujemy niemal na wprost restauracji i u stóp góry z wieżą widokową. Zapodajemy sobie obiadek i potem wtaczamy się pod stację wyciągu. Z rowerkami wjeżdżamy pod wieżę. Tu spinamy nasze koła i wchodzimy na wieżę. Widok jest obłędny. Można by tam spędzić godziny na podziwianiu. Niestety nas nieco goni czas i po odpowiednim sfoceniu tej atrakcji schodzimy (Domino zjeżdża rurą, która jest dodatkową atrakcją wieży) i potem szlakiem rowerowym biegnącym przeciętnie na wysokości 1100 m n. p. m. kierujemy się w stronę, jakże by inaczej, Śnieżnika. Po drodze jest kozacki zjazd, na którym przegapiamy naszą drogę i zmuszeni jesteśmy do wypychu czerwonym, granicznym szlakiem. Po drodze trochę walczymy z podjazdami ale odcinków zdatnych do tego jest niezbyt wiele, głównie jest wypych. Po drodze wbijamy na zielony szlak i zjeżdżamy nim pod schronisko na Śnieżniku. Tym razem nie robimy tu przerwy tylko kontynuujemy zjazd do Międzygórza. Nieco łagodniejszy ale długi i bardzo przyjemny.


Link do pełnej galerii


Początek przyjemny.


Potem robi się mocno opornie.


Na przejściu widać już wieżę.


Wyciągamy się.


A pod spodem tylko 50m pustki...


Domino strzela nam foto.


Chyba żaden aparat nie odda widoku jaki jest z tego miejsca.


Konstrukcja wieży.


Wracamy.


Wypychamy się czerwonym.


Dystansowo lepiej niż wczoraj. Za to wyrypani jesteśmy o wiele bardziej :-)


Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Czarna Góra - Śnieżnik - Międzygórze

  • DST 46.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:56
  • VAVG 9.32km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Startujemy dziś z zamiarem wdarcia się na Śnieżnik. Żeby jednak za prosto nie było to wdrapujemy się na przełęcz przy Czarnej Górze od przeciwnej strony niż wczoraj i potem kręcimy z zamiarem zdobycia samego szczytu. Domino nam się odrywa a my korzystamy z chwili słoneczka i rozgrzanego asfaltu przed wieżą przekaźnikową i dokonujemy leżakowania. Dopiero kiedy słońce chowa się za chmurami podejmujemy pogoń za Dominem. W trakcie wypychu dopada nas deszcz. Chowamy się pod podestem stacji wyciągu. Pan z obsługi zaprasza nas do siebie na czas ulewy. On czeka na wjazd wycieczki. Okazuje się jednak, że wycieczka rezygnuje i przyjdzie nam opuścić schronienie. Na szczęście deszcz ustaje a mgły szybko ustępują. Powoli staczamy się po śliskim szlaku do Żmijowej Polany i czekamy aż Domino do nas dołączy. On przeczekał ulewę na szczycie. Razem kręcimy czerwonym szlakiem przez Żmijowiec (gdzie ponownie dopada nas deszcz) do schroniska pod Śnieżnikiem. Tu zapodajemy sobie rum z herbatką, grochówkę i pierogi. W międzyczasie ustępują mgły i deszcze. Od schroniska robimy wypych na szczyt Śnieżnika. Trochę widok nam nie dopisuje bo sporo chmur ale i tak wrażenie jest niezłe. Robimy foto na ruinach wieży i dokonujemy odwrotu pod schronisko metodą sprowadzania. Potem karkołomny zjazd do Międzygórza, zakupy, suszenie i integracja. Bardzo pięknie wyrypany dzień :-)


Link do pełnej galerii


Ciśniemy pod Czarną Górę.


Na przełęczy odkrywam urwaną szprychę.


Leżakowanie.


Pierwszy dzisiejszy deszcz.


Drugi dzisiejszy deszcz.


Wypychamy pod Śnieżnik.


Szczyt zdobyty (zdjęcie z flagą zastępczą).


Dystansowo mało ambitnie ale wyrypani jesteśmy uczciwie.


Kategoria Kilkudniowe

Nysa - Międzygórze

  • DST 69.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:33
  • VAVG 12.43km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016

Dziś do celu mamy stosunkowo blisko a jeszcze w planach skrót przez Czechy. Ruszamy nieco później niż wczoraj i za poradą właściciela kwatery kierujemy się na czeski Jabłonków. Część trasy wypada terenem. Na same Czechy przedostajemy się tak jakoś mimochodem i wyjeżdżamy w samym Jabłonkowie. Tu tylko kilka foto i zaczynamy wspinaczkę na przełęcz. Koniec smętnego kręcenia po płaskim. Asfalt fajny więc jedzie się równo. Po polskiej stronie jezdnia nędzna ale i tak nachylenie daje niezłego speeda. Trochę się hamuję bo jeszcze nie mam wyczucia na ile z przyczepką można sobie pozwolić choć jak na razie idzie całkiem dobrze. Zjazd kończymy w Lądku-Zdroju. Tu też, dzięki zagadniętemu po drodze rowerzyście, zahaczamy się w Kaczym Dole na szybki obiadek. Rybka z dodatkami i izotonik. Trochę też rozmawiamy z owym rowerzystą. Jak się okazuje, całkiem nieźle zna swoje okolice i zgadza się z moim Garminem co do trafności wyboru drogi do Międzygórza. Żegnamy się po obiadku i kręcimy dalej. Ostatecznie nieco odpuszczamy trasę zaproponowaną przez Garmina i jedziemy asfaltami ale i tak lekko nie jest. Wdrapujemy się na przełęcz między Pasiecznikiem i Czarną Górą. Tu zjeżdżamy w teren i szlakami zjeżdżamy do Międzygórza. Ogień! Meldujemy się w naszej bazie i robimy jeszcze mały kurs zakupowy. Potem już regeneracja i oczekiwanie aż dojadą samochodem Janusz z Pawłem. A potem integracja. Dystansowo dzień słabszy ale wyrypa niezgorsza :-)


Link do pełnej galerii



W Kałkowie uwagę naszą ściąga tenże oto kościół.


Jesteśmy w Jabłonkowie. Całkiem sporo pojazdów na polskich blachach.


Lądek-Zdrój w dole. Moment i już tam jesteśmy.


Wbijamy na szlaki do ostatniego zjazdu.


Dystansowo tak sobie ale wysiłkowo nieźle.


Kategoria Kilkudniowe

Psary - Nysa

  • DST 177.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 09:37
  • VAVG 18.41km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016

Pierwszy dzień wyjazdu do Kotliny Kłodzkiej. W związku z alergią na wożenie roweru pociągami dojazd tam i powrót od samego początku planowany był na własnych kołach. Żeby mieć trochę czasu umawiamy się na start pod fontanną przy PTTK w Sosnowcu na 6:00 ale trochę opornie szedł mi start i ostatecznie na miejscu zbiórki jestem około 6:20. Witam się z Maćkiem i Dominikiem i ruszamy kilka minut później. Na dzień dobry kilkaset metrów dalej Maciek robi glebę na rozkopanym zjeździe. Jakby był bez sakw pewnie by to opanował ale ciężki zadek w kopnym piachu prowadzi się słabo. Na szczęście lądował "na miętkim" więc zbiera się bez problemów i toczymy się dalej. Początek drogi przez prawie całą śląską konurbację. Po drodze trochę terenów ale ogólnie staramy się trzymać asfaltów by nie tracić niepotrzebnie czasu. Pierwszy postój robimy za Sośnicowicami. Karmienie, chwila oddechu i kręcimy dalej. Teren ponownie wchodzi w użycie w okolicach Kędzierzyna Koźla przez objazdy. Garmin wyrzuca nas bokami poza przeszkodę. Trasę nieco wymusza pobliska Odra, której nie da się przejechać byle gdzie. Kręcimy do Krapkowic by tam dokonać tego dzieła. Przy okazji osiągamy porę, która jest zdatna do spożycia obiadu co też tamże czynimy. Kilometry systematycznie nawijają się na koła i w okolicach 18:00 osiągamy Nysę. Niby jeszcze jest trochę czasu na kręcenie ale w okolicach większego miasta łatwiej o noclegi więc szukamy kwatery i dociągamy w okolicę zbiornika. Potem jeszcze tylko zakupy i regeneracja.


Link do pełnej galerii



Gleba Maćka :-)


Jak skracaliśmy to się trafiły bunkry.


Pierwsze zarysy gór.


Efekt całodniowego kręcenia.


Szybki spacerek nad jezioro nyskie.


Kategoria Kilkudniowe

Kraków-Psary

  • DST 93.00km
  • Czas 05:29
  • VAVG 16.96km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 kwietnia 2016 | dodano: 24.04.2016
Uczestnicy

Pobudka dziś wypadła o 5:20 choć można było (a nawet wskazane było) pospać po integracji nieco dłużej. Ale komuś się zapomniało wyłączyć budzika w komórce. Skoro już przytomność została przywrócona to nie pozostało nic innego jak zabrać się na początek za ładunek paliwa i resztę przygotowań przedstartowych. Pomagam potem jeszcze Krzyśkowi założyć urwaną linkę od przedniej przerzutki. Zbieramy się do startu nieco po 9:00. Jeszcze grupowe zdjęcie w klubowych koszulkach i kręcimy na miejsce startu rajdu. Jesteśmy tam dość wcześnie więc po zarejestrowaniu i pobraniu pakietów startowych kręcimy się tu i tam przy okazji zgarniając tych, którzy dojechali do Krakowa dziś rano. Przed samym startem grupą ustawiamy się w peletonie i z wybiciem godziny 12:00 ruszamy. Jak zwykle początek był oporny bo taka masa rowerzystów (chyba około 3 tys. ludzi) potrzebuje czasu i miejsca żeby nabrać rozpędu. Przez część drogi udaje nam się trzymać w grupie. Na kilku postojach zjeżdżamy się by nas było widać jako klub. Jednak w puszczy zaczyna się to co zawsze czyli ile kto ma sił w nogach tyle kręci. Na 2 km przed metą znów się zbieramy i już spokojnie dotaczamy się do pałacu w Młoszowej. Tam dłuższa przerwa na posiłek i losowanie. Zaczyna się też w tym czasie nieco sypać pogoda. Niebo zaciąga się chmurami. Temperatura jest jak wczoraj ale chyba nieco zelżał wiatr. Nie jest jednak jakoś super komfortowo. Nieco zmęczony wczorajszym dojazdem, integracją i dzisiejszym przejazdem ruszam do domu wcześniej razem z Maćkiem i Dominikiem. Reszta klubu czeka jeszcze na losowanie rowerów i oficjalne zakończenie. My raczej spokojnie kręcimy powrót do Sosnowca nie unikając jednakże w żadnym wypadku korzystania z terenu. Przez Trzebinię wbijamy na niebieski szlak i kręcimy w stronę Jaworzna i "koparek" stamtąd na Maczki i zielony szlak w stronę Klimontowa. Po drodze żegna się z nami Dominik (wudz). Potem już bocznymi asfaltami do centrum Sosnowca kręcimy we dwóch. Pod kwadratem Maćka żegnamy się. Wciągam jeszcze batona by uciszyć ssanie ze śmietnika i kręcę na czerwony szlak by dostać się do Milowic i dalej przez Czeladź i Wojkowice do domu. Wiele mi nie brakło do ukręcenia setki ale już nie miałem ani trochę ochoty na zaginanie. Po drodze kilka razy kapnęły pojedyncze kropelki i całą drogę skądś powiewało. Nie było też wcale ciepło. Niemniej weekend jak najbardziej pozytywny. Przynajmniej wiem od czego byłem padnięty :-)

Link do pełnej galerii



Grupowe foto na forcie.


Drobna część uczestników rajdu ustawiona na starcie.


Grupujemy się w Dolince Mnikowskiej.


Po drodze przed wjazdem do Puszczy Dulowskiej.


W puszczy już ładna zieleń.


Grupujemy się niedaleko przed metą.


Micha na mecie.


Powrotne trio.


Dominik sprzedaje nam kolejny skrót terenowy.


W domu wynik nieco zakłamany bo spod pałacu w Młoszowej ruszyłem bez włączonego GPS-a. Wg pomiaru Dominika, to jeszcze jakieś 4km do tego by trzeba doliczyć. Ale i tak liczy się bardziej jakość a nie ilość. A tak była jak najbardziej ok bo w doborowym towarzystwie.


Kategoria Kilkudniowe

Będzin-Kraków

  • DST 103.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:03
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 kwietnia 2016 | dodano: 24.04.2016
Uczestnicy

Na dziś wziąłem sobie urlop żeby na spokojnie dojechać do Krakowa na jutrzejszy rajd Kraków Trzebinia. Na początek zbiorkomem transportuję się do Będzina i odbieram z serwisu Rzeźnika (nowe: kaseta, łańcuch, duża i średnia tarcza na korbie, tylny błotnik, naprawiona blokada przedniego amorka i ogólny przegląd). Na własnych kołach ruszam trochę przed 11:00. Kręcę w stronę Dąbrowy Górniczej zahaczając tam o ścianę płaczu i dalej w stronę Strzemieszyc. Po drodze przerzucam się na teren dociągając nim do Sławkowa. Tu foto na rynku i przebiwszy się mostem nad Białą Przemszą kręcę do Bukowna. Dalej obieram kierunek na Płoki korzystając ze szlaków niebieskiego i czarnego. Na 14:00 muszę dotrzeć pod pałac w Młoszowej ale czasu mam jeszcze sporo więc kręcę spokojnie. Trochę też przyczynia się do tego pogoda. Jest słonecznie ale niestety niezbyt ciepło i momentami dosyć mocno wieje. Za Płokami obieram kierunek na Myślachowice i Młoszową ostatecznie. Po drodze na pałę korzystam z różnych leśnych przecinek wybierając takie, które mi pasowały z kierunkiem i zawsze jakoś się udawało. Ostatecznie do celu zjeżdżam czerwonym szlakiem pieszym. Parkuję na ławeczce naprzeciw pałacu robię konsumpcję i nawiązuję łączność z Marcinem. Jest w drodze, stoi w zacisku przed Trzebinią. Spotykamy się jakieś pół godziny później niż planowaliśmy. Marcin uzbraja rower, plecak i ruszamy w dalszą drogę. Na przemian asfaltami i leśnymi ścieżkami jedziemy na azymut w stronę Krakowa. Trochę kluczymy co jakiś czas nadziewając się na szlak czerwony pieszy. Zahaczamy o Krzeszowice by potem znów odbić na północ. Ostatecznie na asfalty wybywamy w Aleksandrowicach by za Kryspinowem zrobić jeszcze ostatni kawałek terenem podjeżdżając pod Fort 39 Olszanica. Szybkie zakupy w pobliskim sklepie i dołączamy do już obecnych na forcie. Szybkie przetarcie amorków, odstawiamy rowerki na nocny odpoczynek i zabieramy się za integrację. Ta przebiega sprawnie i wesoło. Film z niej urywa mi się dość wcześnie ale jakoś specjalnie nie poczułem się stratny :-)

Link do pełnej galerii


Sławków.


Na szlaku po drodze do Młoszowej.


Kozacki singielek za wodą.


Był też wypych na czerwonym szlaku.


Wynik na forcie. Dystans mało imponujący ale urobiłem się na nim przez to zimno straszliwie.


Kategoria Kilkudniowe, Serwis