Kraków-Psary
-
DST
93.00km
-
Czas
05:29
-
VAVG
16.96km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pobudka dziś wypadła o 5:20 choć można było (a nawet wskazane było) pospać po integracji nieco dłużej. Ale komuś się zapomniało wyłączyć budzika w komórce. Skoro już przytomność została przywrócona to nie pozostało nic innego jak zabrać się na początek za ładunek paliwa i resztę przygotowań przedstartowych. Pomagam potem jeszcze Krzyśkowi założyć urwaną linkę od przedniej przerzutki. Zbieramy się do startu nieco po 9:00. Jeszcze grupowe zdjęcie w klubowych koszulkach i kręcimy na miejsce startu rajdu. Jesteśmy tam dość wcześnie więc po zarejestrowaniu i pobraniu pakietów startowych kręcimy się tu i tam przy okazji zgarniając tych, którzy dojechali do Krakowa dziś rano. Przed samym startem grupą ustawiamy się w peletonie i z wybiciem godziny 12:00 ruszamy. Jak zwykle początek był oporny bo taka masa rowerzystów (chyba około 3 tys. ludzi) potrzebuje czasu i miejsca żeby nabrać rozpędu. Przez część drogi udaje nam się trzymać w grupie. Na kilku postojach zjeżdżamy się by nas było widać jako klub. Jednak w puszczy zaczyna się to co zawsze czyli ile kto ma sił w nogach tyle kręci. Na 2 km przed metą znów się zbieramy i już spokojnie dotaczamy się do pałacu w Młoszowej. Tam dłuższa przerwa na posiłek i losowanie. Zaczyna się też w tym czasie nieco sypać pogoda. Niebo zaciąga się chmurami. Temperatura jest jak wczoraj ale chyba nieco zelżał wiatr. Nie jest jednak jakoś super komfortowo. Nieco zmęczony wczorajszym dojazdem, integracją i dzisiejszym przejazdem ruszam do domu wcześniej razem z Maćkiem i Dominikiem. Reszta klubu czeka jeszcze na losowanie rowerów i oficjalne zakończenie. My raczej spokojnie kręcimy powrót do Sosnowca nie unikając jednakże w żadnym wypadku korzystania z terenu. Przez Trzebinię wbijamy na niebieski szlak i kręcimy w stronę Jaworzna i "koparek" stamtąd na Maczki i zielony szlak w stronę Klimontowa. Po drodze żegna się z nami Dominik (wudz). Potem już bocznymi asfaltami do centrum Sosnowca kręcimy we dwóch. Pod kwadratem Maćka żegnamy się. Wciągam jeszcze batona by uciszyć ssanie ze śmietnika i kręcę na czerwony szlak by dostać się do Milowic i dalej przez Czeladź i Wojkowice do domu. Wiele mi nie brakło do ukręcenia setki ale już nie miałem ani trochę ochoty na zaginanie. Po drodze kilka razy kapnęły pojedyncze kropelki i całą drogę skądś powiewało. Nie było też wcale ciepło. Niemniej weekend jak najbardziej pozytywny. Przynajmniej wiem od czego byłem padnięty :-)
Link do pełnej galerii
Grupowe foto na forcie.
Drobna część uczestników rajdu ustawiona na starcie.
Grupujemy się w Dolince Mnikowskiej.
Po drodze przed wjazdem do Puszczy Dulowskiej.
W puszczy już ładna zieleń.
Grupujemy się niedaleko przed metą.
Micha na mecie.
Powrotne trio.
Dominik sprzedaje nam kolejny skrót terenowy.
W domu wynik nieco zakłamany bo spod pałacu w Młoszowej ruszyłem bez włączonego GPS-a. Wg pomiaru Dominika, to jeszcze jakieś 4km do tego by trzeba doliczyć. Ale i tak liczy się bardziej jakość a nie ilość. A tak była jak najbardziej ok bo w doborowym towarzystwie.
Kategoria Kilkudniowe
komentarze