limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1439.00 km (w terenie 188.00 km; 13.06%)
Czas w ruchu:79:53
Średnia prędkość:18.01 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:59.96 km i 3h 19m
Więcej statystyk

DPOD

  • DST 50.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 16.67km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 maja 2017 | dodano: 17.05.2017

Start poszedł dziś odrobinę sprawniej i kręcenie rozpoczynam o 6:09. Raczej chłodno. Wiaterek chyba ze wschodu. Słonecznie. Kręcę niezbyt intensywnie bo nogi mówią, że na więcej i tak nie pozwolą. Trasa standardowa. Czas wyjazdu i przejazdu wyszedł na tyle dobrze, że trafiam między pociągi KŚ i nie muszę stać na przejeździe kolejowym. Po drodze zupełnie bez sensacji. Na miejscu jestem z zapasem 3 min.

Po pracy ładny, słoneczny dzień. Ale ciągle jeszcze nie jest ciepło. Przynajmniej nie tak, jakbym sobie życzył. Ale trudno. Jeździ się co jest. Powrót dziś nieco kombinowany z objazdami terenowymi, eksploracjami itp. Zakres badanego terenu to głównie pogranicze Sosnowca, Czeladzi i Siemianowic Śląskich. Sporo terenu. Wszystko to pod kątem małej ustawki sobotniej. Ostatecznie staczam się do domu przed 18:00 z kierunku wojkowickiego. Jadę już noga za nogą bo paliwo się kończy. Przyjemnie było się tak niespiesznie pokręcić trochę po okolicy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 maja 2017 | dodano: 16.05.2017

Wstałem z zapasem czasu ale wyjazd mi się ostatecznie poobsuwał. Przez deszcz. O 5:00 za oknem było nawet całkiem całkiem. Suche jezdnie, raczej bez wiatru, mglisto i tylko jakieś nieciekawe zaciemnienie na południowym zachodzie. O 5:40 z tego zaciemnienia zrobiła się deszczowa chmura i trochę popadało. Wtedy to zacząłem spowalniać rozruch by ocenić jak się potoczy historia z opadem. Ostatecznie przestało gdzieś tak o 5:50. Mogło być gorzej. Ostatecznie na koła wytaczam się o 6:17. Trochę późno ale nie cisnę. W powietrzu jest na tyle dużo wilgoci, że odczuwalnie nie jest zbyt ciepło. Kolana dają sygnały, że szału nie będzie. Kręcę spokojnie ale poza bezpiecznym oknem przelotowym. Trasa jak wczoraj. Przesiadka na hardtail-a od razu uzmysławia jak nierówne są nasze drogi, ścieżki i chodniki. Czuję teraz każdą łatę na asfalcie, każdą nierówno ułożoną kostkę, patyczek czy dziurę. Wszystko to przekłada się nieco na prędkość dokładając się jeszcze do wolniejszego przelotu. W Dąbrowie Górniczej trafiam na opadające szlabany przy "dworcu kolejowym" i czekam aż na peronie zaparkuje KŚ do Gliwic. Ostatecznie na mecie jestem obsunięty o 6 min. Mimo tego przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Mam nadzieję, że prognoza na popołudnie sprawdzi się tak jak wczoraj czyli zdążę przed burzą do domu. Nie chciałbym znaleźć się pod tym, co wczoraj z nieba spadało.

Myślałem, że na dojeździe do pracy jest opornie. Powrót przekonał mnie jak bardzo się myliłem. Na wylocie słoneczko, suche jezdnie ale za fajnie nie jest. Wieje mniej więcej z zachodu zimnym powietrzem. Kręcę spacerowo przez Reden do Mostu Ucieczki i dalej na Zieloną. Potem trochę lasu w drodze do Łagiszy i powrót na asfalt przy wjeździe do Sarnowa. Reszta to asfaltowy standard do domu. Większość w niestandardowym, spacerowym tempie na młynkach. Powrót to potężne niechcenie na jeżdżenie.


Kategoria Praca

DPS

  • DST 24.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 22.15km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 maja 2017 | dodano: 15.05.2017

Oj! Nie chciało mi się dziś wstawać, nie chciało! Tak zamulałem, że na kołach jestem dopiero o 6:20. Jakby wszystko poszło idealnie i bym pocisną to na styk bym był na miejscu. Jednak po drodze jest trochę świateł, skrzyżowań, pagórków i innych atrakcji więc z góry założyłem, że będzie opóźnienie. Mimo tego starałem się cisnąć gdzie się dało choć organizm mówił żebym na zbyt wiele nie liczył. Pogoda nienajgorsza. Wysoko chmurki, wschodzące słońce, lekki wietrzyk chyba ze wschodu. Zdecydowałem się wystąpić dziś w krótkich spodenkach i lekkich butach. Mam nadzieję, że się to nie zemści później. ICM na razie wieszczy burze i deszcze na popołudnie. Tymczasem jednak warunki dobre więc ruszam kręcąc standardowy dojazd przez Łagiszę, Zieloną i centrum Dąbrowy Górniczej. Po drodze drobne irytacje ale ogólnie jedzie się sprawnie i dość przyjemnie. Ostatecznie cel osiągam z trzyminutowym opóźnieniem. Mogło być gorzej.

ICM wieszczył, że na powrocie armagedon. Burze, ulewy, wody wyżej uszu. Martwiło mnie to bo chciałem oddać Rzeźnika nieusyfionego do serwisu. Na szczęście okazało się na wylocie, że się prognoza nie spełniła. Jedynie na Środuli spadło kilka symbolicznych kropel. Sprawnie udało mi się dotoczyć do serwisu i zostawić full-a na przegląd i wymianę kilku zużytych elementów. Powrót z Będzina zbiorkomem.


Kategoria Praca

Okoliczne pagórki

  • DST 41.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 22.16km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 maja 2017 | dodano: 14.05.2017

ICM-u prognoza się sprawdziła. Dziś piękny, letni dzień. Dużo słońca, prawie ciepło, lekki wiaterek, fotograficzne chmurki. Stwierdziłem, że sokoro przy wczorajszych warunkach machnąłem grubo ponad sto, to dziś choć małe kółeczko warto by ukręcić. Tak też i ruszyłem asfaltowy objazd pobliskich pagórków. Całą drogę intensywne młynkowanie by rozruszać i rozgrzać mięśnie i kolana.

Rozpoczynam od rozgrzewkowego wjazdu do Góry Siewierskiej. Potem siodełko i wjazd do Twardowic. Potem wzdłuż grzbietu przez Siemonię do Sączowa. Tu wspinam się pod kościół i grzbietem kręcę do Niezdary. "78" jadę przez Świerklaniec do Kozłowej Góry, gdzie skręcam na kierunek do Dobieszowic. Tu mam pierwszego króliczka. Doganiam go i trzymam jego tempo sprawdzając czy dam mu radę. Gdyby jechał prosto to byśmy powalczyli na podjeździe do skrzyżowania na Wymysłów. Niestety przy bunkrze skręcił w prawo. Cóż. Trudno. Kręcę swoje na podjeździe w Dobieszowicach i potem zjeżdżam w stronę Urzędu Gminy w Bobrownikach. Patrzę na licznik: 27km. Mało. Z tego miejsca jest jeszcze jak pozaginać. Obieram kierunek na Bobrowniki. Mignął mi na skrzyżowaniu kolejny króliczek. Wrzucam młynki i ciągnę pod górkę doganiając go na skrzyżowaniu. Jest dobrze. Skręca tam gdzie ja czyli na Wojkowice. Chyba próbował się oderwać na zjeździe ale mu się nie udało. Ciągnę za nim odpoczywając. Mam nadzieję, że będzie też wtaczał się na podjazd pod więzienie w Wojkowicach. Na skrzyżowaniu okazuje się jednak, że nie. Jedzie na Michałkowice. Trudno. Kręcę swoim tempem wjazd. Bokiem dotaczam się w pobliże Orlenu w Wojkowicach i wbijam w terenowy skrót na prostą do domu. Na skrzyżowaniu z "913" mam 39 km. Zaginam jeszcze obok wsiowego lewiatana przebijając 40km.

Jechało się nawet bardzo przyjemnie. Nogi podawały. Warunki prawie takie jak lubię. Gdyby było jeszcze o +5 stopni więcej, to byłby ideał. Ale i tak po objeździe zimny browarek wszedł jak woda w gąbkę :-) Po drodze napotkałem mnóstwo rowerzystów. Całe rodziny. Widać, że wielu czekało na taką pogodę.


Kategoria Inne

Klubowo do Pieskowej Skały

  • DST 180.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 10:30
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 maja 2017 | dodano: 13.05.2017
Uczestnicy

Dziś tylko podstawowe parametry wyjazdu. Jutro, jak odeśpię będzie reszta (ślad, foto i opis).

Edit dnia następnego:

Trasa w mapce więc nie będę opisywał po kolei. Rozczulę się nad innymi rzeczami.

Na początek pogoda. Tydzień temu na objeździe było słabo i dziś nie było lepiej. Dzień prawie cały pochmurny. Widoczność słaba. Często wpadaliśmy w obszary występowania mżawki. Była nie na tyle intensywna żeby przemoczyć ale nieco nasiąknięte ubrania wychładzały, zwłaszcza na zjazdach. Kosztowało nas to trochę sił i energii. Na szczęście obyło się bez większych opadów. Na wstępie do finiszu, około 19:00, niebo przetarło się i powrót jechaliśmy w stronę zachodzącego słońca. Niestety zaszło szybciej niż byśmy sobie życzyli i fragment powrotu odbył się już w ciemnościach.

Trasa była dość wymagająca i choć do Pieskowej Skały nie było problemów z integralnością grupy, to już na powrocie powoli niektórym zaczęło brakować sił. Ostatecznie przed Tenczynkiem dwie osoby odłączają się by ominąć zamek, a dwie bo chcą szybciej dotrzeć do domu ze względu na późniejsze plany. My wdrapaliśmy się pod sam zamek trafiając akurat na moment jego zamknięcia. Ale pieczątki udało się zdobyć do potwierdzenia trasy. Wcześniej, przy Pieskowej Skale, pożegnaliśmy jeszcze dwie inne osoby, które miały nieco mniejsze zapasy czasu i nie mogły sobie pozwolić na naszą zaplanowaną trasę. Potem jeszcze w Ciężkowicach jedna osoba pożegnała się z nami w mało dyplomatyczny sposób. Podejrzewam, że człowiek przeliczył się z siłami, miał gdzieś po drodze w Puszczy Dulowskiej kryzys i jechał z nami tylko do miejsca gdzie wiedział jak wrócić do domu. Nim odjechał sfrustrowany chciał nam wmówić jakąś winę za jego problemy. Niestety tak bywa, że czasem trafi się ktoś nie nadający się do jazdy w grupie. My nie zostawialiśmy nikogo ale też nikogo na siłę nie trzymaliśmy.

Z rzeczy, które nas zaskoczyły to zlot samochodów tuningowanych w Ojcowskim Parku Narodowym. Ryki podkręconych silników słychać było ładnych kilka godzin kiedy zwiedzaliśmy zamek i potem czekając i jedząc obiad. Mało to przyjemne. Pomysł na zorganizowanie takiej imprezy, w takim miejscu to kompletna porażka. Jedna wąska i kręta droga, mnóstwo samochodów, jeszcze więcej ludzi i ryki dobywane z maszyn. Nie potrafię sobie przypomnieć żebym widział tydzień temu jakieś informacje na temat tej imprezy a z pewnością musiała być planowana dużo wcześniej.

Czasowo przejazd zajął nam mniej więcej tyle ile testowanie trasy choć w kilku miejscach zmieniliśmy drogę. Wyszło lepiej i ciekawiej pod względem trasy - więcej terenu i spokojniejszy przejazd. Dolina Będkowska trochę podeschła i udało się ją przejechać terenem dość spokojnie. Co prawda był jeden upadek ale bez obrażeń. W sumie to drugi na tym wyjeździe. Jeden wydarzył się tuż po starcie w Sosnowcu ale też bez większych strat. Ze strat to jeszcze był kapeć na podjeździe do zamku. Jeden z uczestników wbił w oponę dość solidny kawał żelastwa.

Ogólnie wyjazd raczej udany choć w kość trochę dał. No i znowu muszę czyścić rowerek.



Link do pełnej galerii


Policzeni na starcie.


Bukowno.


Na szlaku w stronę do Pieskowej Skały. Mży. Znowu.


Cel główny dnia dzisiejszego - zamek w Pieskowej Skale.


Kolejny zamek, tym razem w Ojcowie.


Muzeum już nie zwiedzaliśmy. Tylko potwierdzenia i foto. Straciliśmy dużo czasu czekając na obiad i trzeba było ciąć program wycieczki.


Nieco podeschnięta Dolina Będkowska.


Nieco uszczuplona grupa pod zamkiem Tenczyn.


Gdzieś na wylocie z Trzebini.


W liczbach dystans krótszy niż na objeździe testowym, czas podobny, powrót minimalnie wcześniejszy. Dobrze, że to była sobota :-)




Autor filmu: Paweł Szczepaniak


Kategoria Jednodniowe

DPDZD

  • DST 38.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 21.51km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 maja 2017 | dodano: 12.05.2017

Dziś start obsunięty celowo. Około 5:40 wyszedłem na chwilę na dwór by sprawdzić jak jest z temperaturą. Wyszło, że na długie spodnie. O 5:45 lunęło. 5 min. solidnej ulewy i na ulicy przed domem pełno wody. Spowolniłem odrobinę procedurę by dać trochę czasu opadowi na spłynięcie. Wiele to nie dało bo kiedy jestem na kołach o 6:14 jezdnie wciąż mokre :-/ Ale przynajmniej wiaterek minimalny i umiarkowanie ciepło. Kręcę od początku bez ociągania trasę jak przez ostatnie kilka dni. Jakby dziś więcej samochodów ale jedzie się dobrze i spokojnie. Lekka obsuwa sprawia, że jestem po pociągu KŚ więc nie muszę stać w Dąbrowie Górniczej. Ostatecznie na metę zataczam się z rezerwą kilku minut. Okazało się, że ulewa była tylko w mojej okolicy. 2km od domu, w Gródkowie, praktycznie jezdnie już suche i tak do samego końca.

Po pracy warunki się nieco poprawiają. Jezdnie są suche. Delikatnie wieje mniej więcej z północnego wschodu. Jest na tyle ciepło, że mogę wsadzić kurtkę do plecaka. Powrót czynię bez większych zagięć przez Reden, Most Ucieczki, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy, wertepkowe przedłużenie szlaku w stronę źródełka w Psarach i do domu. Bez ociągania, marudzenia ale też i bez większego ciśnienia. W domu odstawiam Rzeźnika, wytaczam Błękitnego i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zakupy uzupełniające. Z balastem zjazd do domu.
Potem jeszcze wieczorem czyszczenie i smarowanie Rzeźnika na jutrzejszą wycieczkę klubową ale już bez jeżdżenia testowego.


Kategoria Praca

DP po przyczepkę D

  • DST 58.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 22.89km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 maja 2017 | dodano: 11.05.2017

Organizm chyba jednak wyczuwa, że to już ta pora roku, że można zacząć zamulać przy wstawaniu bo i tak się nadrobi na dojeździe. Gdyby maj był taki, jak powinien, to by się to sprawdzało. Tymczasem dalej na starcie zimno i potem nadrabianie strat okołostartowych kosztuje nieco wysiłku. Ruszam dojazd o 6:11. Niby cieplej niż wczoraj ale cieńsze warstwy sprawiają, że odczuwalnie jest chłodno. Wolę się jednak trochę pomęczyć z rana i lekko wychłodzić niż potem targać na powrocie plecak pełen ciuchów - ICM twierdzi, że może być nawet ponad +20. Trasa dojazdowa jak wczoraj. Chwilę czekam w D. G. na przejazd KŚ. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut. Przejazd przyjemny i spokojny.


Z pracy wytaczam się dziś o godzinkę później bo umówiłem się z Moniką na odbiór przyczepki, której to właścicielem postanowiłem się stać jakiś czas temu.

Jest o wiele przyjemniej niż rano. Słoneczko, lekki wiaterek, stosunkowo ciepło. Kurtka ląduje w plecaku ale chwilę po starcie czuję lekki chłodek. Dopiero rozkręciwszy się odrobinę robi się prawie przyjemnie. Niestety w zacienionych miejscach już tak ciepło nie jest.

Kręcę dojazd do Kosmicznej Bazy zaczynając od kierunku na Kazimierz. Chwilę stania na przejeździe kolejowym na Strzemieszyckiej aż przejedzie towarowy i kontynuuję Strzemieszycką do skrzyżowania z "790". Tąże dociągam do Łośnia po drodze odbijając w skrót terenowy przez las. Nim docieram do celu wyprzedza mnie Firmowa Fura Rowerowej Norki :-) Chwilę potem jestem pod Bazą.

Trzecie koło już czeka. Takie ładne, nowe, czyste, okrągłe, z żółtymi sakwami i workiem. Miło oko zawiesić. Po szybkim montażu dłuższą chwilę rozmawiamy o sprawach, jakże by inaczej, okołorowerowych. Tym sposobem robi się prawie 18:00. Ja ruszam w powrót pożegnany okazyjnym foto, a Monika zabiera się za ciągnięcie Firmy dalej na przekór ZUS-owi, Skarbówce i innym przeciwnościom losu.

Powrót czynię tym razem na kierunku ząbkowickim. Wg meldunku z Endo Tomek jest już blisko i powinienem go spotkać gdzieś po drodze. Stało się to jednak dalej niż się spodziewałem i gdyby mnie nie zauważył to byśmy się wyminęli bez słowa. On rzeźbił pod górkę wolniej nieco więc miał czas się rozglądać. Ja leciałem dość szybko w stronę tunelu i mało zwracałem uwagę na rzeczy inne niż dziury w jezdni. Zakrzyknęliśmy do siebie "Cześć!" i tyleśmy się widzieli.

W Ząbkowicach trochę mi się droga pomerdała co zaskutkwało kawałkiem terenowym, który wyprowadził mnie ostatecznie na Ujejsce. Stąd już drogi nie dało się pomylić. Szybko dotaczam się do Wojkowic Kościelnych i wbijam na bieżnię wzdłuż Pogorii 4. Trochę króliczków ganiało ale ostatecznie jak wszedłem na obroty to jakoś nie było kogo gonić :-( Chyba mi się ktoś przyczepki trzymał albo dogonił mnie za Ratanicami. Nie jestem pewien bo się za siebie nie oglądałem starając się utrzymać równą kadencję na zwiększonych obrotach. Trochę też zależało mi już na jak najszybszym powrocie do domu.

W Preczowie zrzucam nieco z tempa i spokojnie wjeżdżam sobie pod światła w Sarnowie. Tu jest lekko z górki więc znów mogę nieco rozkręcić tempo. Chwila spowolnienia na podjeździe pod gimnazjum i 1,5km lekko opadającej jezdni prosto do domu.

W domu robię mały ogląd brzęczącej tarczy. W końcu odkręcam tylny hamulec i oglądam klocki. Zdarte. Zakładam jakieś zdemobilizowane ale jeszcze w niezłym stanie i robię kilka prób hamowania. Jest lepiej... i ciszej czyli ok.

W sumie dziś jeździło się całkiem przyjemnie. Nawet rano, mimo chłodu. To jeszcze nie jest to, co już powinno być w maju w pogodzie ale jak na razie najlepszy dzień w tym miesiącu. Oby tylko tak dalej. Niestety ICM znów "proroczy" wodę z nieba :-/


Kategoria Praca, KlockiT, Serwis, Z trzecim kołem

DPOD

  • DST 45.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 21.95km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 maja 2017 | dodano: 10.05.2017

Normalnie zima. Wygrzebywanie się przedstartowe zajęło mi znów nieco więcej niż zakładałem i na kołach jestem o 6:10. Trawy oszronione. Słoneczko, bez wiatru ale zimno. Dobrze, że wczoraj nie padało bo dziś byłaby szklanka. Zdecydowanie poniżej zera. Kręcę trasę jak wczoraj. Czas odrobinę gorszy bo w tej termice nogi nie chcą podawać. Poza tym wczoraj pomagał wiatr. Mimo tego jedzie się całkiem sympatycznie i spokojnie. Te kilka minut różnicy w czasie przelotu sprawiają, że nadziewam się na szlaban przy "dworcu kolejowym" w centrum Dąbrowy Górniczej. Minuta stania aż przejedzie KŚ. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut.

W ciągu dnia padało. Nawet śnieg. Na wyjściu jest nawet znośnie. Trochę wieje (wg ICM-u z południowego zachodu), jest słoneczko, temperatura taka, że połowę ciuchów z porannego dojazdu wiozę w plecaku. Trochę znudziły mnie już powroty na kierunku Będzina i Dąbrowy Górniczej więc dziś zdecydowałem się na zagięcie w inną stronę. Kręcę początek w stronę Kazimierza. Stamtąd do Gołonoga i na Gwardii Ludowej aż do drugich torów, gdzie skręcam w stronę Piekła. Potem objazd P4 od południa na Marianki i standardowe wykończenie przez Preczów i Sarnów. Przyjemny powrót do domu choć czasem przyszło nieco posiłować się z wiatrem. Na P4 wyprzedził mnie rowerzysta na przełajówce. Rzeźbiłem swoje delikatnie na poziomie 22km/h ale jak mi przed oczy króliczek wyskoczył, to trzeba było sprawdzić ile pojedzie. Trzymał równo tak na poziomie 25-26km/h. Nawet nie musiałem biegów zmieniać. Wystarczyło tylko lekko kadencję zwiększyć. Trzymałem się tak ze 2m za jego kołem. Przy "Pod Dębami" króliczek odbił na kierunek Ratanic a ja swoje do domu.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 40.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 19.67km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 maja 2017 | dodano: 09.05.2017

Niby dziś wstałem wcześniej ale jakoś tak przedstart rozwlekł się w czasie i ostatecznie na kołach jestem o 6:11. Zimno. I nic nie pomaga pięknie świecące słoneczko. Do tego wieje. Na szczęście dla mnie, z zachodu mniej więcej, czyli do pracy pomaga. Jadę przez Łagiszę, Zieloną i centrum Dąbrowy Górniczej. Tym razem odpuszczam Aleję Kościuszki i kręcę przez park Józefa Hallera na Aleję Róż. Potem już standard. Jedzie się całkiem dobrze. Gdzieś po drodze czuję, że lekkie buty to był taki sobie pomysł na dziś. Stopy marzną. Jak na maj to termiczna nędza. Do pracy dotaczam się z przyzwoitym czasem.

Powrót z pracy nieco niestandardowy. Trochę pokluczyłem po Zagórzu, potem po Syberce i na koniec po Grodźcu. Ostatecznie do domu dokulałem się z kierunku wojkowickiego. Trasa generalnie spokojna i w takim też tempie. Może tylko poza zjazdami ze wzniesień. W domu robię dłuższą chwilę przerwy by się zagrzać. Potem wytaczam Błękitnego, zarzucam na niego sakwy i rzeźbię standardowe kółeczko do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 20.59km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 maja 2017 | dodano: 08.05.2017

Po wczorajszym wyjeździe położyłem się dopiero dziś. Z tego też powodu walczyłem o każdą minutę snu i w efekcie procedura startowa przesunęła się w czasie dość zauważalnie. Musiałem jeszcze pozbyć się grubszego błota z Rzeźnika i nasmarować łańcuch, który już wczoraj na powrocie domagał się tego zabiegu. Ruszam o 6:14. W związku z tym raz, że muszę nieco przyciskać, dwa, że obieram najkrótszą dystansowo trasę przez Będzin. Jedzie się całkiem dobrze. Nogi podają choć kolana, wychłodzone wczoraj, delikatnie acz nieprzeszkadzająco, przypominają o podłym traktowaniu. Do izby wytrzeźwień udaje mi się wykręcić na tyle dobry czas, że już z wjazdem na Środulę nie muszę się spieszyć. Spokojnie dojadę na czas. Ostatecznie na miejscu jestem z zapasem 7 min. Całkiem przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Pogoda taka sobie. Wiaterek, niezbyt ciepło. Tym razem już w użyciu długie spodnie. I, niestety, wg ICM-u, w takim zestawie będzie trzeba podróżować jeszcze przez kilka dni. Około środy temperatura pikuje nawet do okolic zera stopni :-/

W pracy dopadło mnie w końcu zmęczenie. Wyjeżdżam w powrót na kierunku dąbrowskim. Kręcę niezbyt ambitnie bo wiatr mam przeciwny i zupełnie nie chce mi się z nim szarpać. Ścieżką wzdłuż Braci Mieroszewskich dotaczam się pod DorJan-a i przerzucam się na chodniki po drugiej stronie staczając się do przejazdu pod "94". Potem standardem pod Most Ucieczki i przez Zieloną na czarny szlak do Łagiszy. Potem asfaltami do Sarnowa i do domu. Jechało się nawet spokojnie i przyjemnie ale dziś zupełnie bez chęci na wyginanie. Szybko do domu na regenerację. Do soboty muszę być jak nowo narodzony bóg by dać radę powtórzyć wczorajszą trasę :-)


Kategoria Praca