Wrzesień, 2016
Dystans całkowity: | 1336.00 km (w terenie 319.00 km; 23.88%) |
Czas w ruchu: | 71:13 |
Średnia prędkość: | 18.76 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 49.48 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
DPZD
-
DST
37.00km
-
Czas
01:49
-
VAVG
20.37km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś grzebanie przedstartowe szło mi wyjątkowo tragicznie i sam start wyszedł w tak czarnej czasowej, że było aż 23 po 6. Spóźnienie murowane. Pytanie tylko o ile? Nawet jakoś specjalnie nie próbuję nadrabiać bo też i warunki niezbyt temu sprzyjają. Jest zdecydowanie chłodno. Może trochę ponad +5 stopni. Wieje wiatr. Pochmurno. Tyle dobrze, że sucho. Jadę "na długo". Ruch na drogach też jakiś inny niż jestem przyzwyczajony. Mozolnie posuwam się do przodu na każdym punkcie kontrolnym rejestrując spore opóźnienie. Na zielonej 6:44. Przy DorJan-ie 6:56. Ostatecznie ląduję na mecie ze stratą 6 min. Nie tragicznie ale zdecydowanie sygnał do poprawienia procedury przedstartowej. Poza tym przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Warunki powrotne równie mało sympatyczne jak rano choć w ciągu dnia przez trochę widać było słoneczko. Potem jednak zawiało, chmury zgęstniały i znów zrobiło się ponuro. Kręcę bez większego ciśnienia w stronę Mortimeru i dalej na Mydlice do tamtejszego Kauflanda po małe zaopatrzenie. Sprawunki załatwiam z sukcesem. Kontynuuję jazdę w stronę Koszelewa i na Ksawerę. Dotaczam się do przejazdu kolejowego i czekam aż otworzą. Z przystanku rusza pociąg KŚ. Potem zapowiedź, że pojedzie bez zatrzymywania sama lokomotywa. Po niej jednak szlaban dalej twardo tkwi w poziomie. Rezygnuję z oczekiwania i przez Ksawerę kręcę w stronę Teatru Dzieci Zagłębia. Tam różnymi skrótami i bocznymi drogami wybijam się na wylocie z Będzina do Łagiszy i powolutku, nóżka za nóżką kręcę chodnikiem ku dawnej fabryce domów. Gdzieś w Łagiszy wyprzedza mnie szoszon ale zupełnie nie czuję się na siłach i w chęci do pościgu. Kręcę spokojnie swoje do Sarnowa i dalej do domu. W sumie wracało się przyjemnie. Muszę tylko pamiętać by wziąć jeszcze dodatkową bandankę jako szalik bo strasznie po szyi zawiewało.
Kategoria Praca
DPDZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstaję po 4:00 - środek nocy. Delikatny, spokojny rozruch doprowadza mnie w końcu do 6:00. Wyciągam Srebrną Strzałę ale nim ruszam robi się 6:12 (smarowanie łańcucha, wymiana lampki bo za słabe baterie, zmiana bluzy na kurtkę). Pocieszające jest to, że jezdnie są suche. Chyba delikatnie podwiewa. Dywan chmur na niebie. Chyba też nieco większy ruch niż ostatnimi czasy. Przynajmniej do świateł na "86". Kręcę bez ciśnienia. Zresztą w panującym półmroku jakoś ciężko wykrzesać entuzjazm do jazdy. Powoli jednak godzę się z myślą, że niedługo będzie to norma :-/ Pomiar czasu na Zielonej wykazuje, że jestem w górnej granicy czasu przelotu ale nie zwiększam tempa. Ostatecznie jestem na mecie równo o 7:00. W sumie przyjemnie się jechało.
Po pracy kulam się przez Mec i Środulę do będzińskiego Kauflanda. Tu zaskoczenie. Cały parking zagrodzony, wejście do marketu też. Jakaś grubsza akcja remontowa. No nic, jutro pojadę do dąbrowskiego i tyle. Kręcę dalej do serwisu zorientować się jak jest z Błękitnym. Ma być na czwartek gotowy. Z takim info ruszam przez Łagiszę do Sarnowa i dalej do domu. Niestety gdzieś w okolicach Łagiszy czuję jak mnie odcina. Na horyzoncie pojawia się króliczek ale czuję, że nie ma szans na skuteczną pogoń. Noga, za nogą dotaczam się do świateł w Sarnowie i tam już na lekkim spadku kręcę do piekarni w Psarach. Tam zakupuję i wciągam od razu 2 pączki. Siły wracają. Reszta drogi do domu leci sprawniej. W domu chwila oddechu, kawcia na pobudzenie i z sakwami robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Stamtąd zjazd z balastem prosto do domu. Warunki diametralnie odmienne od piątkowych. Chłodno, pochmurno, wiaterek. Raczej niezachęcające do jazdy okoliczności przyrody. Dało się jechać w krótkich spodenkach ale nogi nie podawały. Jutro raczej na długo :-( Strasznie gwałtowny przeskok w warunkach.
Kategoria Praca
Terenowo po mokrej sobocie
-
DST
77.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
05:14
-
VAVG
14.71km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozsypała się pogoda w sobotę i cały dzień padało. Również kawałek nocy. Zastanawiałem się, czy ktokolwiek będzie chętny na terenową jazdę w niedzielę bo bez słońca, z możliwością opadów, raczej chłodnawo i zdecydowanie bagienko w terenie. Wojtek dał znać jeszcze w sobotę, że odpada. Mariusz napisał w nocy, że dopiero wrócił z Krakowa zlany do gołej skóry i też rezygnuje. Noibasta stwierdził, że dziś asfalt. Rano odezwał się tylko Dominik i Maciek. Co prawda obydwaj pisali tak, jakby nieco liczyli na to, że nie będzie jeżdżenia. W sumie jakby napisali, że nie jadą, to też bym nie pojechał. No ale skoro nie było kategorycznego "nie" to i ja się na takie coś nie zdecydowałem. Ruszam z domu nieco po 9:00 i robię jeszcze szybkie zakupy w pobliskiej piekarni. Potem zwykłą drogą przez Wojkowice i Czeladź docieram pod Halę Sportową na Milowicach. Wciągam 2 pączki i chwilę potem zjawia się Dominik. Nieco po 10:00 dobija Maciek. Czekamy jeszcze dla przyzwoitości kilka minut ale nie ma więcej chętnych więc ruszamy do Netto. Chłopaki robią małe zakupy prowiantowe i ruszamy. Teren jest niemal od razu. Niemal też od razu zaliczam glebę. Sygnalizowałem skręt w lewo kiedy to przednie koło uśliznęło mi się na granicy trawy i gruntu i uciekło w bok. Ląduję jednak miękko w wysokich trawach. Maciek foto nie zdążył zrobić bo zerwałem się szybko by na mokrym nie leżeć. Toczymy się dalej zgodnie z planem do Czeladzi i tam różnymi skrótami mijamy M1 i przerzucamy się na stronę grodziecką "94". Co jakiś czas wpadamy w strefy gdzie drobna mżawka osiada na okularach i pogarsza widoczność. W ogóle cały dzień pod znakiem mgieł. Z Czeladzi przebijamy się do Grodźca i dalej do Wojkowic. W terenie nie jest specjalnie tragicznie. Niestety w butach bardzo szybko mamy nieciekawie za sprawą wysokich traw, które dostarczają regularnie wilgoci. W Rogoźniku, po pokonaniu ładnego podjazdu i zjazdu sprawdzamy czy dało by się zjeść jakąś gorącą zupę ale wszystko pozamykane. Jedziemy dalej. Przerzucamy się na drugą stronę autostrady A1 i tam też pod osłoną lasu robimy postój karmieniowy. Potem wracamy na rogoźnicką stronę A1 i jedziemy w stronę Siemoni by przed cmentarzem znów wbić w teren. Ładny zjazd z postojem przy ambonie myśliwskiej. Kontynuujemy dalej jazdę by przebić się do Twardowic. Po drodze glebę zalicza Maciek. Na szczęście bez strat. Końcówkę robimy podobnie jak ostatnio z drobnymi modyfikacjami. Zamiast jechać z Brzękowic Wału do Góry Siewierskiej zjeżdżamy do Brzękowic Dolnych i dalej terenem w stronę Urzędu Gminy w Psarach skąd szlakiem czarnym docieramy do Zielonej. Tu postój na gorące napoje i coś jeszcze z paliwa. Potem już wzdłuż Czarnej Przemszy jedziemy do Będzina gdzie żegnam się z chłopakami. Solo przez Zamkowe, lasek grodziecki i lasek gródkowski docieram do domu. Fajne kręcenie choć pod koniec dawał się już we znaki chłód. Temperatura zauważalnie spadła. Brakło też widoków zasłoniętych przez mgły. Ale przynajmniej niedziela jakoś aktywnie zużyta.
Link do pełnej galerii
Dwaj co nie odpuścili.
Mokro, pagórkowato, mgliście ale fajnie.
Jest ambona, jest impreza ;-)
Dokładnie nie liczyłem ale spokojnie więcej jak połowa to terenem.
Kategoria Inne
DPOD
-
DST
63.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
03:29
-
VAVG
18.09km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś udaje mi się wytoczyć o całkiem niezłym czasie - 6:11. Na dworze nie za ciepło ale lepiej niż wczoraj. Profilaktycznie zakładam pełne rękawiczki i okazuje się na finiszu, że było to dobre posunięcie bo chłód mi praktycznie nie doskwierał pomimo kilku stref chłodniejszych. Toczę się bez ciśnienia i bez postojów bo jakoś nie trafił się żaden powód ku takowemu. Na Zielonej jestem w przyzwoitym czasie więc leciutko luzuję tempo. Wschód słońca doganiam na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. Potem stanie na dwóch kolejnych światłach i spokojnie "ścieżką" do centrum Zagórza. Na finiszu jestem z zapasem 7 min. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Rano przyglądnąłem się prognozie pogody, która wczoraj wieszczyła w moich okolicach potop na sobotnie popołudnie. Dziś wygląda to trochę lepiej ale jeszcze nie widać niedzieli na wykresach. Jak też będzie takie rozbabrane to może przyjdzie zrezygnować z kręcenia po terenie. A szkoda by było. Pozostaje trzymać kciuki, że jednak się wypogodzi.
Piątunio. Można się pobujać trochę nadprogramowo. Kręcę na początek bez kombinowania do Będzina do serwisu zapytać jaki jest stan Błękitnego. Nieczynne. Cóż, podjadę w poniedziałek. Skoro tak się sprawy mają to kręcę do Grodźca skracając nieco terenem i wbijam na trasę, jaką planuję na niedzielę. Sprawdzanie dawno niejechanych miejsc przebiega sprawnie. W okolicach Rogoźnika i potem w lasach przy zbiorniku Kozłowa Góra oraz w Siemoni trafiam na rozwieszone na drzewach taśmy i namalowane zielone i czerwone strzałki. Czyżby pozostałości po jakichś zawodach? Odpowiedź otrzymuję w drodze od zbiornika Kozłowa Góra do Siemoni. Na długiej prostej najpierw wymijam się z parą rowerzystów a chwilę po nich nadbiegają kolejno trzej organizatorzy biegów w Rogoźniku. Zagaduję jednego z nich i dowiaduję się, że jutro będzie półmaraton w tych okolicach. Ci co zdecydują się wystartować, a na dużej pętli ma być setka zawodników, będą mieli bardzo ambitną trasę do pokonania. Na szczęście w niedzielę będzie można już spokojnie znów w tych okolicach śmigać na rowerkach. Objazd kończę przez Górę Siewierską urządzając sobie szybki zjazd do domu. Po drodze jedna przerwa karmieniowa. Odcięło mnie nieźle w lesie i postój był koniecznością. Kręcenie popracowe raczej niespecjalnie szybkie ale za to bardzo przyjemne. Końcówkę objazdu ozdobiło słońce zbliżające się do zachodu. Trochę fotek z tego zrobiłem ale i tak oczami widać było o wiele lepiej.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
24.13km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przedstartowe grzebanie przeciągnęło mi się straszliwie. Jeszcze po wczorajszym śmiganiu w terenie musiałem kapnąć coś na łańcuch i w efekcie ruszam solidnie obsunięty - 6:19. Na wyjściu czuję, że jest chłodniej niż wczoraj ale jeszcze da się jechać "na krótko". Kręcę intensywnie nastawiając się na to, że po drodze żadnego focenia, ekstra przerw itp. W Łagiszy trafiam na pierwszą strefę chłodniejszego powietrza. Potem jeszcze kilka takich miejsc spotkałem i nogi to poczuły. Dłonie zresztą też. Nie mam jednak czasu na przebieranki bo muszę dogonić harmonogram przejazdu. Na Zielonej jestem 6:37 czyli tak na krawędzi. Przebiwszy się przez światła na Alei Róż i Mortimerze jestem obok DorJan-a o 6:49. To już bezpieczne ramy czasowe i mogę sobie znów pozwolić na męczarnie jazdy "ścieżką". Ostatecznie ląduję na mecie z 3 minutami zapasu. Jechało się całkiem dobrze tylko mogłoby być nieco cieplej.
Po pracy wciąż lato :-) Miały też być objazdy terenowe ale telefon z domu, że jest robota i plany się zmieniają. Bez ociągania kręcę powrót przez Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżkę wzdłuż Małobądzkiej aż do nerki i potem przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Porzucam ją kawałek za wiaduktem nad "86" i skręcam w lewo, w teren dociągając nim aż do cmentarza w Czeladzi. Potem już asfaltem pod Orlen w Wojkowicach i wjazd na prostą do domu. Przyjemne wybujanie powrotne :-)
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
57.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:03
-
VAVG
18.69km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek bardzo przyjemny. Startuję o 6:08. Przed drzwiami miłe ciepełko. Dopiero po drodze trafiam na strefy z chłodniejszym powietrzem. Jest jeszcze przed wschodem słońca ale całkiem już widno bo na niebie tylko jakieś drobne, zanikające strzępy chmurek. Mając rezerwę czasu kręcę niespecjalnie intensywnie. Mimo tego na Zielonej mam bardzo dobry czas więc decyduję się jeszcze w Dąbrowie zahaczyć o ścianę płaczu. Po drodze kilka postojów na focenie wschodzącego słońca. Pierwszy na "dworcu kolejowym", drugi na Henryka Dąbrowskiego i trzeci na Legionów Polskich. Coś tam wyszło ale znów nie tak jak oko widziało. A widoczki coś w sobie miały choć to tylko w terenie miasta. Postojami nieco obsuwam się w czasie ale nie na tyle by zarobić spóźnienie. Obok DorJan-a jestem 6:48 więc nie muszę nadrabiać asfaltem i męczę się "ścieżką" rowerową. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Po pracy bez ociągania kręcę przez Kombajnistów, Wawel i centrum Sosnowca na Milowice. Tam powtarzam eksplorację w upatrzonym kierunku i tym razem z sukcesem. Potem przez resztę Czeladzi jadę jak zamierzałem. W Wojkowicach eksploracje. Nowe ścieżki i skróty do wykorzystania w przyszłości. Potem badam przejazd do Rogoźnika. Tu mi trochę schodzi bo teren, na który wjechałem, pełen jest ścieżek zrobionych chyba przez quadowców i crossowców. Strome zjazdy, strome podjazdy. Tylko niektóre nadają się na rower i to tylko do zjazdu. Rowerem zupełnie nie do podjechania. Ale odkrywam też na własne potrzeby kolejne wertepkowe rozwiązanie. W końcu dopada mnie zmęczenie i wybywszy w Rogoźniku na asfalt już bez kombinowania kręcę do Strzyżowic i stamtąd prosto do domu. Bardzo udany powrót do domu. Ładnie się wybujałem na full-u :-) Jutro eksploracje trasy od Rogoźnika, o ile nic nie wyskoczy nagle.
Kategoria Praca
DPZDZD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:57
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś jadę Srebrnym bo po pracy mam w planach rundę zakupową. W związku z tym, że dziś w użyciu wolniejszy rowerek zaplanowałem wcześniejsze wyruszenie. Prawie się udało - 6:13. I nawet sprawnie szło kręcenie bo warunki wciąż rewelacyjne: bez wiatru, bez chmur, przyjemna temperatura. Nawet światła na "86" współpracowały wzorcowo. Niestety całą rezerwę czasu zeżarło podziwianie wschodu słońca w Łagiszy. Trochę pofociłem ale na monitorze już tak dobrze to nie wyglądało jak na miniaturze w aparacie. Za to oko miało miłe wrażenia. Potem nie pozostało nic innego jak naginać. Na Zielonej jestem 6:39. Późno. "Dworzec" w D. G. udaje się przejechać płynnie ale potem 2x stanie na światłach na Alei Róż i 1x na Mortimerze. Przy DorJan-ie jestem 6:52 więc rezygnuję ze ścieżki i ciągnę asfaltem dzięki czemu udaje się skręcić w Szymanowskiego o 6:55. Stąd 5 min. już w zupełności wystarczy. Zataczam się na metę równo o 7:00. W sumie przyjemny dojazd do pracy. Bez ekscesów.
Po pracy na początek kręcę przez centrum Zagórza do Decathlonu. Tu zaplanowane wcześniej zakupy. Z lekkim ale obszernym balastem kręcę do Będzina. Tu jeszcze jedne drobne zakupy i potem kieruję się na ścieżkę rowerową do Grodźca. Tamże wpadam na pomysł by wjechać na zbocze Dorotki i sfocić z wysoka postępy budowy centrum logistycznego Lidl-a (podobno) przy "86" w Gródkowie. Objeżdżam górkę dookoła ale bez wjazdu pod kościół i zjeżdżam do skrzyżowania, z którego mogę pociągnąć albo na Wojkowice albo na Gródków. Wybieram to drugie bo na dziś jeszcze nie koniec planów pozbywania się gotówki. Staczam się do Gródkowa i potem prosto "913" dociągam do domu. Tu chwila przerwy na karmienie domowego tygrysa i wlanie radlerka. Potem z sakwami robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z dość obciążonymi sakwami wracam prosto do domu kończąc na dzień dzisiejszy rowerowanie. Jutro powtórka eksploracji na odcinku z Milowic do Czeladzi i dzień dziecka w postaci jazdy Rzeźnikiem :-)
Link do pełnej galerii
Po południu zahaczam o galerię graffiti w przejściu podziemnym pod Aleją Kołłątaja w Będzinie.
A o poranku było m. in. tak.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
50.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:30
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był taki by wyjechać o 6:00 i kręcić spokojnie by jeszcze być z zapasem w pracy. Zależało mi na tym zapasie. I tyle z planów. Grzebanie przedstartowe znów się rozciągnęło i ostatecznie ruszam 6:12. Przykro spotkać się przy tej okazji ze świadomością, że ruszam już przed wschodem słońca :-( Jest raczej rześko ale przyjemnie. Bezchmurne niebo, minimalny podmuch, na polach ślady mgieł. Kręcę od początku dość intensywnie żeby nieco podgonić. Udaje się dogonić harmonogram przejazdu na Zielonej. Potem już tylko praca nad poprawieniem wyniku, której nie wspomagają niestety światła. Ostatecznie jestem na miejscu z zapasem 10 min. przy nienajgorszym czasie dojazdu. Choć dałoby się jeszcze to poprawić.
Po pracy, jak już od kilku dni, po południu pełnia lata. Dziś mam plan taki by na powrocie poczynić nieco eksploracji i inwentaryzacji gdyby miało dojść do kolejnego wałęsania się po terenie grupą. Mam niejaki zarys pętelki w głowie ale kilka miejsc muszę sprawdzić lub zbadać by mieć pewność, że przebijemy się bez problemów w większej masie. Na początek kręcę przez Kukułek i Wawel w stronę centrum a potem dalej do Milowic. Tu pierwszy większy kawałek eksploracyjno-inwentaryzacyjny w stronę Czeladzi. Powodzenie połowiczne. Nie znajduję ścieżki, która jest na mapce GPS-a, za to odkrywam dzikie siedzisko jakiegoś bezdomnego. Mówi, że ścieżka dalej nie prowadzi, że tam tylko las i nie ma sensu brnąć dalej. Wracam na poprzedni kurs i przebijam się przez Czeladź w stronę M1. Stamtąd badam teren do Grodźca. Skutecznie. Przez Grodziec również udaje mi się przejechać tak jak planowałem. Na granicy z Wojkowicami wbijam znów w teren kierując się na moją wioskę. Potem już ostatnie 2km asfaltem prosto do domu na aplikację zimnego izotonika. W sumie przyjemne powrotne kręcenie z mini atrakcjami. Do powtórzenia odcinek przez Czeladź. Bujanie na full-u na wertepkach bardzo dobrze wpływa na nastrój :-)
Kategoria Praca
Terenowo
-
DST
77.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
05:03
-
VAVG
15.25km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota była nierowerowa ale przyjemnie spędzona. Na niedzielę miałem propozycję wyrypy na Rysiankę ale odpuściłem bo w poniedziałek byłbym całkiem nieżywy. Nie mówiąc już o tym, że diabli wiedzą o której bym wrócił. Umówiłem się z Mariuszem na spokojne kręcenie po zagłębiowskich terenach. Z tego co zrozumiałem, to miał być on i jego syn, Oskar. Ruszam nieco przed 9:00 zahaczając o piekarnię by nabyć trochę paliwa na zapas. Lekko wyginając i zaliczając pierwsze odcinki terenu dotaczam się ostatecznie na miejsce zbiórki. Tzn. wg mnie. Mariusz trochę inny mostek miał na myśli ale jeden telefon i minutę później już się witamy. Zaskakuje mnie mile nieco liczebność grupy. Są dawno niewidziany znajomi: Magda, Robredo, Wojtek. Zaczynamy się toczyć w niezbyt spiesznym ale też i niezbyt spacerowym tempie trasą jaka mi się umyśliła. Całej nie będę opisywał bo jest na kresce. Generalnie chodziło o to by unikać na ile to możliwe asfaltów i jechać leśnymi i polnymi drogami. Było po drodze trochę podjazdów i zjazdów. Magda sklęła mnie pod koniec trasy za górki ale uśmiech jakoś jej z twarzy nie schodził. Robredo sklął mnie jak zjazd spod cmentarza w Strzyżowicach zrobiłem terenowy a nie asfaltowy :-) Generalnie ujeździliśmy się trochę. Pogoda była mocno lampowata i słabowietrzna. Stanie na otwartym terenie było złym pomysłem. Na szczęście co jakiś czas trafiał się odcinek zacieniony. Było po drodze kilka krótkich postojów głównie na pojenie. Dłużej przystanęliśmy na górce paralotniarskiej w Górze Siewierskiej: karmienie, pojenie, focenie paralotniarzy. W końcu zgonił nas stamtąd upał. Gnąc terenem ostatecznie wylądowaliśmy na Zielonej. Tu mały postój pod parasolem, coś na uspokojenie nerwów i w końcu pożegnanie. Solo wróciłem w połowie terenem zahaczając na finiszu o wsiowego Lewiatana by uzupełnić zapas izotoników. Wczoraj wykończyłem zawartość lodówki a przy tych temperaturach to duży błąd. Z zaopatrzeniem już prosto do domu. Bardzo fajnie zużyta niedziela :-)
Link do pełnej galerii
Przekraczamy granicę na Brynicy by kawałek pojechać po hanysowie.
Fot nie za wiele bo w terenie ręce dosyć często były potrzebne obydwie. Widać, zresztą, że cisną.
Już przed tym podjazdem dostałem opr-a :-)
Prosta na Zieloną. Jakby skrzydeł dostali :-)
Cyferki opisujące dzisiejszy dzień.
Kategoria Inne
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
01:40
-
VAVG
21.60km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mały sukces. Udało się wystartować całe 6 min. wcześniej niż wczoraj. W związku z tym kręcę delikatniej i pozwalam sobie na postój w Gródkowie by uczynić foto wschodzącego słońca i jednocześnie budowanej hali przy "86". Mgiełki dziś tylko na polach. Wiaterku nie stwierdziłem. Jakby odrobinę chłodniej niż wczoraj. Kręci mi się całkiem dobrze i punkty kontrolne zaliczone prawie o czasie. Chwilę muszę odstać na przejściu przez tory na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej bo akurat przelatuje IC. Potem jeszcze 2x światła. Ostatecznie na mecie mam 5 min. zapasu. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Zgodnie z zapowiedziami ICM-u po południu lato. Powrót kręcę spacerowo i ile się da terenowo. Początek przez lasek zagórski do Redenu. Tu trochę asfaltu by przebić się pod ścieżkę między Pogorią 3 a Zieloną i niąże do parku i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Tam przedłużeniem do przejazdu pod "86" i dalej znów czarnym szlakiem do lasku psarskiego i potem w teren do Strzyżowic. Końcówka asfaltem do domu. Trochę myślałem o wygięciu powrotu ale jakoś tak grawitacja wytwarzana przez izotoniki w lodówce ściągnęła mnie do domu. Przyjemny, spokojny powrót.
Kategoria Praca