DPDZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstaję po 4:00 - środek nocy. Delikatny, spokojny rozruch doprowadza mnie w końcu do 6:00. Wyciągam Srebrną Strzałę ale nim ruszam robi się 6:12 (smarowanie łańcucha, wymiana lampki bo za słabe baterie, zmiana bluzy na kurtkę). Pocieszające jest to, że jezdnie są suche. Chyba delikatnie podwiewa. Dywan chmur na niebie. Chyba też nieco większy ruch niż ostatnimi czasy. Przynajmniej do świateł na "86". Kręcę bez ciśnienia. Zresztą w panującym półmroku jakoś ciężko wykrzesać entuzjazm do jazdy. Powoli jednak godzę się z myślą, że niedługo będzie to norma :-/ Pomiar czasu na Zielonej wykazuje, że jestem w górnej granicy czasu przelotu ale nie zwiększam tempa. Ostatecznie jestem na mecie równo o 7:00. W sumie przyjemnie się jechało.
Po pracy kulam się przez Mec i Środulę do będzińskiego Kauflanda. Tu zaskoczenie. Cały parking zagrodzony, wejście do marketu też. Jakaś grubsza akcja remontowa. No nic, jutro pojadę do dąbrowskiego i tyle. Kręcę dalej do serwisu zorientować się jak jest z Błękitnym. Ma być na czwartek gotowy. Z takim info ruszam przez Łagiszę do Sarnowa i dalej do domu. Niestety gdzieś w okolicach Łagiszy czuję jak mnie odcina. Na horyzoncie pojawia się króliczek ale czuję, że nie ma szans na skuteczną pogoń. Noga, za nogą dotaczam się do świateł w Sarnowie i tam już na lekkim spadku kręcę do piekarni w Psarach. Tam zakupuję i wciągam od razu 2 pączki. Siły wracają. Reszta drogi do domu leci sprawniej. W domu chwila oddechu, kawcia na pobudzenie i z sakwami robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Stamtąd zjazd z balastem prosto do domu. Warunki diametralnie odmienne od piątkowych. Chłodno, pochmurno, wiaterek. Raczej niezachęcające do jazdy okoliczności przyrody. Dało się jechać w krótkich spodenkach ale nogi nie podawały. Jutro raczej na długo :-( Strasznie gwałtowny przeskok w warunkach.
Kategoria Praca
komentarze