limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2014

Dystans całkowity:1331.00 km (w terenie 30.00 km; 2.25%)
Czas w ruchu:65:17
Średnia prędkość:20.39 km/h
Maksymalna prędkość:56.50 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:47.54 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Poraj - Ustawka Wojtka

  • DST 142.00km
  • Czas 06:35
  • VAVG 21.57km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 lutego 2014 | dodano: 08.02.2014
Uczestnicy

Jakoś tak w czwartek Wojtek dał mi znać, że szykuje się ustawka na Poraj. Jedynie co mnie interesowało, to gdzie i o której zbiórka :-) Info dostałem i sobota była już rowerowo zaplanowana.
Trochę się grzebałem ze startem i na zbiórkę wpadłem kilka minut po 10:00. Na miejscu był już Wojtek i Grzegorz czyli starzy, ustawkowi wyjadacze. Info było skierowane też do innych ale nikt więcej się nie zjawił więc zwyczajowo odczekawszy jeszcze kilka minut ruszyliśmy. Na początek na Zieloną i dalej pod molo na Pogorii 3. Stamtąd kierujemy się na Ząbkowice. Przy przekraczaniu E75 niewiele brakło a jakiś idiota trafiłby Wojtka. Wjechał ewidentnie na czerwonym i to nieźle rozpędzony. Dobrze, że tradycyjnie nie ufaliśmy "kierownikom" w blachosmrodach bo inaczej byłaby tragedia. Pozostali kierowcy też byli mocno zdziwieni tą akcją. Dalej już bez takich sytuacji. Jedziemy przez Chruszczobród do Zawiercia. Stamtąd plan wstępny zakładał przez Myszków do Poraja ale kiedy dopytałem o powrót i padła odpowiedź, że potem powrót ten kawałek tą samą trasą to zasugerowałem, że może by jednak inną trasą i zrobić kółeczko. Chłopaki pochylili się nad smartfonami i wydumali, że przez Włodowice pojedziemy do Mirowa i potem do Bobolic. Tak też czynimy. Przy zamkach nieco focenia i ruszamy dalej do Niegowej i Żarek. Powoli zaczyna mi się włączać ssanie i zaczynam sygnalizować, że warto by coś zjeść. Przez Ostrów dobijamy do Poraja. Na wjeździe przyuważam gospodę Jaś i Małgosia czy coś w tym stylu. Zajeżdżamy, Grzegorz robi zwiad i decydujemy się zasiąść do obiadu. Każdy zamawia co mu tam fantazja podyktowała. Wszystko wygląda apetycznie i co do mojej porcji, to mogę powiedzieć, że też takie jest. Przydał się ten obiadek w drodze bo powrót to jeszcze kawał drogi. W międzyczasie robi się zachód słońca, którego resztki pstrykamy na zaporze. Potem już generalnie tylko jazda.
Kolejno Koziegłowy, Koziegłówki, Mysłów, Osiek, Pińczyce i prosto do Siewierza. Na rynku chwila przerwy. Wojtek robi sesję łącznościową, Grzesiek wykańcza resztę herbaty z termosu a ja pstrykam kilka foto. Stamtąd jedziemy na Pogorię 4 ale omijamy szlak rowerowy obawiając się, że przy tych warunkach może być rozmiękły i rzeźbimy asfaltami. Na asfalcie wzdłuż Pogorii 4 pustki. Dociągamy do RZGW i tam się żegnam z chłopakami. Oni cisną do Będzina a ja prosto przez Preczów i Sarnów do domu. O mało co kilometr od domu nie rozjeżdżam jakiegoś gamonia, który nagle zdecydował się przejść na drugą stronę nawet się nie rozglądając. Na dodatek szedł wzdłuż ulicy nie po chodniku. Coś tam chyba mu się z gęby wyrwało ale że koło niego śmignąłem raczej wartko nie dosłyszałem i niespecjalnie mi na tym zależało. Chciałem już dobić do domu i ogrzać się oraz złapać za zimnego radlerka :-)
Dzisiejszy dzień bardzo pięknie zużyty. Mnóstwo konkretnego jeżdżenia w świetnym towarzystwie i w ciekawe miejsca. Do tego dopisała pogoda. Praktycznie cały dzień słoneczko ładnie operowało.
Wojtek, dzięki za info i zaproszenie do wspólnego jeżdżenia.
Jutro jakieś małe regeneracyjne 30km.


Galeria FERU z naszego wyjazdu


Link do mojej pełnej galerii


Na zamarzniętej Pogorii 3 ludzie łowią ryby. Z dzieckiem.  Mam wrażenie, że niezbyt to rozsądne.


Za Zawierciem dochodzę do wniosku, że my jednak nie jesteśmy hardcorami jeżdżąc na rowerkach w lutym. Siedzieli tam dość długo.


Tu by się mandat chyba należał.


Po drodze zatrzymujemy się przy cmentarzu z okresu pierwszej wojny światowej w Kotowicach.


Gdzie też udaje mi się sfocić "zięcioła" ;-)


Ekologiczny stojak na rower produkcji Grzegorza.


Wygląda na to, że Mirów niedługo może skończyć podobnie jak Bobolice.


A Bobolice wyglądają tak.


Przystajemy na chwilę przed Żarkami gdzie focę czary czynione przez słoneczko.


Resztki zachodu słońca nad Porajem.


I my tamże. Miało być my i zachód słońca nad Porajem ale Feru pokazał "ok" i zachód poszedł się...


Nie mogłem się oprzeć by zrobić foto. Mocna deklaracja ;-)


Koziegłówki już po ciemq.


Siewierz.


Feru i jego "latarnie".


"W locie" na Pogorii 4.


Moje podsumowanie dzisiejszego dnia po lądowaniu.


Kategoria Jednodniowe

DPOD

  • DST 52.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 lutego 2014 | dodano: 07.02.2014

-1 na starcie. Wiaterku nie odczuwałem ale na koniec jazdy ujawnił się jednak. Drogi trochę niepewne. Miejscami wyglądały jak mokre, miejscami widać było szron. Na szczęście nie było potrzeby gwałtownego hamowania a próba przy domu wypadła raczej pozytywnie. Dziś przez Będzin. Jazda spokojna i przyjemna.

Pogoda dziś znów dopisała po południu więc powrót nieco pozaginany. Na początek standardową trasą pod molo na Pogorii 3. Bieżnią do zjazdu obok "13" i na Piekło. Potem asfaltem dookoła Pogorii 4. Z Wojkowic Kościelnych przez Toporowice, Dąbie, Goląszę Dolną, Brzękowice Dolne i Strzyżowice do domu. Po drodze tylko mały wjazd do dentystów umówić się na wizytę.
Dziś miałem okazję przekonać się, że wariaci za kierownicą są też i wśród Policjantów. Przykre to, bo oni powinni dawać przykład jak się jeździ spokojnie i bezpiecznie. Tymczasem wyprzedzali mnie conajmniej agresywnie jeśli nie wręcz niebezpiecznie. Dodam, że nie jechali na sygnale.
Poza tym spokojny i przyjemny powrót z pracy. Trochę wiało z kierunku zachodniego ale na młynkach spokojnie dawało się ten wiaterek przebić. Miejscami udawało mi się nawet ciągnąć 24km/h pod te podmuchy. Ale tylko na płaskim. Pod górkę już tempo spacerowe. Za to jak jechałem z wiatry w plecy to wręcz wydawało się, że jest przyjemnie ciepło.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 44.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 lutego 2014 | dodano: 06.02.2014

+1. Nie do końca chciało mi się wierzyć, że aż tyle zeznaje termometr. Jednak na wyjściu faktycznie dość ciepło. Pierwsza próba hamowania przed domem wypada pozytywnie. Jednak dalej były miejsca, gdzie jezdnia była na całych połaciach oszroniona i to zapaliło mi lampkę ostrzegawczą, że z hamulcami trzeba ostrożnie. Dziś przez Dąbrowę Górniczą. Jechało mi się bardzo dobrze. Jest już zauważalnie jaśniej. Większość drogi bez wspomagania czołówką. Spokojny dojazd do pracy.

Pogoda coraz bardziej dopisuje. Na wyjeździe (około 15:30), piękne słoneczko, niezbyt namolny wiatr i całkiem ok temperatura. Ruszam w stronę Plejady. Dalej obok "Żylety" w stronę Czeladzi, skąd dalej do Wojkowic, Strzyżowic i do domu. Całkiem fajnie się kręciło. Prędkości jeszcze nie te, nogi jeszcze nie podają jakby mogły ale różnica jest zauważalna i zdecydowanie na "+". No i jeszcze jedna pozytywna sprawa: powrót za jasności a tu prawie 17:00.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 38.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 19.16km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 lutego 2014 | dodano: 05.02.2014

Znów -5 na starcie. Bezwietrznie. Dziś kręciłem delikatnie żeby się nie przegrzać lub nie przemarznąć i w zasadzie udało się i jedno i drugie. Jezdnie suche, światła niemalże współpracujące, ruch niezbyt duży. Generalnie spokojny dojazd do pracy. Intryguje mnie coś jasno świecącego na niebie mniej więcej na wschodzie. Czyżby Wenus?


Po pracy lekkie zaginanie. Miałem plan by objechać Pogorię 3 przez Łęknice na Piekło i potem wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych i potem do domu ale zniechęciłem się już na Łęknicach gdzie musiałem się przedzierać przez wykopki. Dobiłem tylko do Piekła i potem objechałem Pogorię 4 do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. Chyba nieco wyłazi weekendowe ganianie w deszczu bo jakoś tak niewyraźnie się czuję i ochoty, pomimo cudnego słoneczka, jakoś nie mam na objazdy.


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 38.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 19.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 lutego 2014 | dodano: 04.02.2014

-5 na starcie. Bez wiatru. Próby hamowania raczej pozytywne jeśli nie brać pod uwagę tego, że hamulec z tyłu coraz gorzej trzyma. Chyba przyjdzie założyć na dniach kupione wczoraj klocki. Jechało się zadziwiająco dobrze. Coraz bardziej bawią mnie miny ludzi na przystankach: zmarznięci, tupią w miejscu i czekają na zmiłowanie. No i skrobiący szybki :-)

Powrót może nienajkrótszą drogą ale też i bez zaginania. Pod molo na P3 i zwrot na Preczów i Sarnów. W domu zmiana konfiguracji sakw i kółeczko do wsiowego Lewiatana. Na powrocie gdzieś mi w oczy wlazł termometr elektroniczny i utkwiło w pamięci wskazanie +13 st. C. W słońcu może i faktycznie tyle było ale odczuwalnie raczej sporo mniej. Jechało się bardzo dobrze ale nie spieszyłem się zbytnio bo chciałem nacieszyć się troszkę słońcem.


Kategoria Praca

DPSNOD

  • DST 44.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 18.33km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 lutego 2014 | dodano: 03.02.2014
Uczestnicy

-2 na starcie. Ruszam o 6:00. Wydaje mi się, że jestem nieźle spóźniony. Jednak jedzie się zadziwiająco dobrze i bez problemu wbijam się w harmonogram przejazdu. Mając w pamięci wczorajsze deszcze obawiam się szklanki. Próby przyczepności wypadają nawet nieźle. Po drodze są jednak miejsca, gdzie jezdnia zauważalnie błyszczy i tam włącza mi się paranoiczna niemal ostrożność. Na skrzyżowaniu przy stadionie w Będzinie jeden delikwent o mało co a by wyleciał na skrzyżowanie na czerwonym. Uratował go ABS. Szkoda, że mózgu nie zabrał z domu razem z kluczykami. Kolejna śliskość objawia mi się ma Mecu. Ruszam ze świateł a tu ni hu hu. Kółko w miejscu się obraca przy depnięciu. Dopiero delikatny start daje efekt. Kilkaset metrów dalej sprawdzam przyczepność i jest bardzo kiepsko. Zblokowane tylne koło sunie praktycznie w ogóle nie hamując. Do końca już bardzo ostrożnie bo przede mną dość długi i stromy zjazd. Jechało się jednak o wiele lepiej niż we wczorajszym deszczu.

Po pracy turlam się standardową trasą na molo przy Pogorii 3. Tel do Mariusza na jakim jest etapie i czy w ogóle rowerkiem. Okazuje się, że ma jeszcze kilka km do przejechania nim dotrze do mola więc czekam na niego. Potem razem kręcimy do Będzina. Kawałek ścieżką na wale Czarnej Przemszy ale porzucamy ją jak tylko jest okazja wjechać na asfalt. Wał jest rozmoknięty, pokryty zlodowaciałym śniegiem i kałużami. Momentalnie mam cały rowerek uflejany. Resztę drogi robimy ulicami. Dojeżdżamy do nerki i jeszcze dłuższą chwilę gadamy. Potem Mario do domu a ja do serwisu po nowe klocki do V-ek Srebrnej Strzały. Wszystkie jakie miałem już mi wyszły a obecne też mocno zdarte. Potem przez Łagiszę i Sarnów wracam do domu. Ładnie się jechało pomimo ciemności. Jezdnie robią się coraz bardziej suche. Może rano nie będzie szklanki.


Kategoria Praca

Z Klubem w deszczu

  • DST 103.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:37
  • VAVG 18.34km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 lutego 2014 | dodano: 02.02.2014
Uczestnicy

Nie ma to jak się upodlić w doborowym towarzystwie :-)
W piątek dostałem info od Waldka, że szykuje się rowerowa niedziela w składzie głównie klubowym + sympatycy z zakończeniem grillowym. W ogóle mnie nie trzeba było namawiać. Zastrzegłem się jedynie, że 9:30 jako godzina zbiórki to jakiś chory pomysł i że będę się starał zdążyć na czas ale jednak jest wielce prawdopodobne, że nawet kwadrans akademicki może okazać się za mało jeśli chodzi o moje ewentualne spóźnienie.
Jak podejrzewałem, spóźnienie miałem murowane już na starcie. Ruszam 9:10. Przez Wojkowice i Czeladź do Sosnowca (przez Milowice). Wpadam na kilka minut przed 10:00 pod fontannę przy PTTK. Skład sosnowiecki już w komplecie. Cykam na szybko foto i ruszamy do Mysłowic, gdzie mieliśmy się spotkać z Darkiem i Pawłem. Staje się to przy stacji BP, niemal naszym standardowym miejscu zbiórek w Mysłowicach. Stąd ruszamy do Imielina.
Po drodze udziela się zauważalnie deszczyk. Stopniowo nasiąkamy. Jednak humory są wodoodporne i dziarsko jedziemy dalej. Celem było objechanie Dziećkowic ale teren odpadł po tym, jak przekonaliśmy się, że jest straszne bagno. Robimy objazd asfaltowy. Deszczyk sobie popyla a my jedziemy. Po drodze różne akcje w wykonaniu "kierowników". Wyprzedzanie przy kiepskiej widoczności na zakrętach. Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej i bezsensowne trąbienie. Ogólnie trafiło nam się dziś po drodze trochę blachosmrodowego bydła. Niektórzy wręcz groźni nie tylko dla rowerzystów. Ostatnio jakoś w ogóle dużo takich akcji. Chyba pomysł kierowania każdego kierowcy przed kursem na badania psychologiczne nie jest taki całkiem bez sensu. Niektórzy nie powinni nigdy prowadzić samochodu.
Dobijamy do Chełmka i robimy zwrot do Jaworzna. Powoli deszczyk daje się we znaki i wysysa coraz bardziej siły. W Jaworznie robimy chwilę postoju przed skokiem do Niwki gdzie żegnamy się z Darkiem i Pawłem, którzy jadą do Mysłowic.
My ciśniemy do Waldka na działkę. Zastrzegam się, że ja będę się szybko zwijał bo w butach zrobiło mi się już nieciekawie i przy słabym tempie, jakie mieliśmy do tej pory, zaczynam marznąć. Na działce chłopaki rozpalają grilla. Ja robię poprawki przy tylnym hamulcu, który gdzieś po drodze się stracił. Oględziny wykazały, że zeżarte klocki. Ściągam nieco linkę i jakieś hamowanie na tyle znów się pojawia. Niemniej klocki już czas zakupić bo to co zostało lada dzień się zetrze.
Zakończywszy serwis żegnam się z towarzystwem, które jeszcze pewnie jakiś czas będzie walczyć z paleniem kiełbasy :-) Niestety mam jeszcze do przejechania prawie 20km a już prawie 16:00.
Ruszam w stronę Zagórza i dalej Dąbrowy Górniczej. Po drodze mam kilka podjazdów i utrzymując raczej intensywne tempo kręcenia w końcu się rozgrzewam. W okolicach mola przy Pogorii 3 jest na tyle dobrze, że decyduję się zrobić kółeczko po bieżni. Dziś, pewnie z racji tego, że niedziela całkiem sporo narodu. Rundka przebiega jednak szybko i sprawnie. Zakończywszy kółeczko jadę przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu. Po drodze tylko mały przystanek we wsiowym Lewiatanie. Na miejscu pranie wszystkiego: ciuchów, butów, plecaka. Wróciłem nieźle zrąbany ale bardzo zadowolony :-) Konkretnie zużyta niedziela :-]

Link do pełnej galerii


Skład sosnowiecki.


W komplecie z Darkiem i Pawłem.


Chwila przerwy przy Dziećkowicach.


Trochę terenowo.


Ekipa wykonuje polecenie "Na most!" i "Paszcze do zdjęcia!"


Przez chwilę mieliśmy wrażenie, że nam się droga pomerdała i wylądowaliśmy w Chinach ;-)


Dychamy w Jaworznie.


Hm... podobno "singielek" przed Fashion House.


Jest i gleba. Wszystko przez ten słup. No i Szyderca przy pracy, oczywiście.


Zimowy wypas rowerów u Waldka.


Niezaimpregnowane buty poddały się jakiś czas temu. Teraz mokro, zimno i nieprzyjemnie.


Grillowanko :-)


Stawik w parku na Zielonej. Jeszcze niedawno ludzie śmigali tu po lodzie.


Wynik za dzień.


Kategoria Jednodniowe

Skórowanie Avacsa

  • DST 63.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 lutego 2014 | dodano: 01.02.2014
Uczestnicy

Umówiłem się z Ryśkiem, że dziś pojeździmy pod jego przewodnictwem po jego okolicach. Info poszło też do innych ale okazało się, że nikt się nie pojawił. A i mnie przyszło wykorzystać co do minuty kwadrans akademicki. Potem jednak ruszamy. Plac Alfreda, Pętla Słoneczna, mijamy dawną fabrykę Moniki i na stromym zjeździe mówię coś w stylu, że hamowanie na końcu będzie ciekawe. Rysiek puszcza się dziarsko w dół i skręcając w prawo (spodziewałem się, że pojedzie w lewo) nagle traci przyczepność na zlodowaciałym śniegu na dnie kałuży. Błyskawiczna gleba. Jakim cudem jeszcze zdążył wystawić rękę by się asekurować to nie wiem, ale skończyło się to tym, że zerwał kawałek skóry. Wywrotka wyglądała dość groźnie. Jednak wstał szybko i od razu zaczął oceniać straty. Pierwsze co widać to obdarta dłoń. Ciuchy całe. Kask pęknięty. Widać, że musiał solidnie przydzwonić o coś. Pewnie jutro jeszcze ujawnią się stłuczenia i siniaki. Można by powiedzieć, że trochę szczęścia w nieszczęściu bo obyło się bez poważniejszych urazów. Rower na pierwszy rzut oka nie ucierpiał ale kawałek dalej Rysiek stwierdza, że nieco przekręciła się kierownica. Odprowadzam ofiarę wypadku pod dom żeby mieć pewność, że nic więcej nie nawywija i że to stuknięcie głową jednak nie dało efektów ubocznych. Chyba nie dało, bo jak go zapytałem jak ma na imię Marcin to się dość przytomnie i złośliwie zapytał który? ;-P Żegnamy się i Rychu idzie nawciskać kitu, że wcale nie było tak źle, jak to wygląda a ja ruszam objazdowo do domu.
Na początek kieruję się w stronę Chorzowa-Batorego. Kiedyś tam do szkoły chodziłem. Sporo zmian od tego czasu się ujawniło. Inna organizacja ruchu, przebudowy torowisk. Kręcąc na czuja przebijam się w stronę Bytomia. Potem w samym Bytomiu też trochę sobie zwiedzam różne zakamarki. Potem już bez zaginania przez Piekary Śląskie i Wojkowice wracam do domu.
Wniosek z dnia dzisiejszego taki, że w Piekarach Śląskich trzeba by zrobić ludziom egzaminy dodatkowe dla kierowców. Jedna "kierowniczka" z rejestracją piekarską wyprzedzała mnie dziś na skrzyżowaniu z prawej strony. Potem kolejna akcja też w Piekarach. Zjechałem już z ronda w stronę Będzina i przed wiaduktem autostrady chcę skręcić w lewo. Powoli zbliżam się do lewej krawędzi pasa, który dzieli się dalej na dwa pasy jeden z kierunkiem na wprost i jeden do skrętu w lewo. Oglądam się ze siebie: samochód. Sygnalizuję skręt w lewo i o mało co mi łapy nie utrąca ta konserwa. Jakiś idiota (albo idiotka, nie zauważyłem kto za kierownicą siedział), wyprzedza mnie z LEWEJ strony jadąc na wprost czyli po drodze jeszcze zajeżdżając mi drogę. Jak tak dalej pójdzie to będzie trzeba jeździć z rejestratorem. Reszta drogi już bez sensacji. Spokojnie docieram do domu. Dziś zauważalnie cieplej. Na wyjeździe miałem +5. Większość dnia słoneczko ale też i wiatr, który czasem zauważalnie obniżał prędkość jazdy.


Stygmat Rycha.


Pęknięty kask V1.


Pęknięty kask V2. Kolejne potwierdzenie tego, że jeżdżenie w kasku ma sens.


W Bytomiu pstrykam zabytkowy tramwaj.


A na 2 km od domu pstrykam foto własnego cienia.


Kategoria Inne