DPSNOD
-
DST
44.00km
-
Czas
02:24
-
VAVG
18.33km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
-2 na starcie. Ruszam o 6:00. Wydaje mi się, że jestem nieźle spóźniony. Jednak jedzie się zadziwiająco dobrze i bez problemu wbijam się w harmonogram przejazdu. Mając w pamięci wczorajsze deszcze obawiam się szklanki. Próby przyczepności wypadają nawet nieźle. Po drodze są jednak miejsca, gdzie jezdnia zauważalnie błyszczy i tam włącza mi się paranoiczna niemal ostrożność. Na skrzyżowaniu przy stadionie w Będzinie jeden delikwent o mało co a by wyleciał na skrzyżowanie na czerwonym. Uratował go ABS. Szkoda, że mózgu nie zabrał z domu razem z kluczykami. Kolejna śliskość objawia mi się ma Mecu. Ruszam ze świateł a tu ni hu hu. Kółko w miejscu się obraca przy depnięciu. Dopiero delikatny start daje efekt. Kilkaset metrów dalej sprawdzam przyczepność i jest bardzo kiepsko. Zblokowane tylne koło sunie praktycznie w ogóle nie hamując. Do końca już bardzo ostrożnie bo przede mną dość długi i stromy zjazd. Jechało się jednak o wiele lepiej niż we wczorajszym deszczu.
Po pracy turlam się standardową trasą na molo przy Pogorii 3. Tel do Mariusza na jakim jest etapie i czy w ogóle rowerkiem. Okazuje się, że ma jeszcze kilka km do przejechania nim dotrze do mola więc czekam na niego. Potem razem kręcimy do Będzina. Kawałek ścieżką na wale Czarnej Przemszy ale porzucamy ją jak tylko jest okazja wjechać na asfalt. Wał jest rozmoknięty, pokryty zlodowaciałym śniegiem i kałużami. Momentalnie mam cały rowerek uflejany. Resztę drogi robimy ulicami. Dojeżdżamy do nerki i jeszcze dłuższą chwilę gadamy. Potem Mario do domu a ja do serwisu po nowe klocki do V-ek Srebrnej Strzały. Wszystkie jakie miałem już mi wyszły a obecne też mocno zdarte. Potem przez Łagiszę i Sarnów wracam do domu. Ładnie się jechało pomimo ciemności. Jezdnie robią się coraz bardziej suche. Może rano nie będzie szklanki.
Kategoria Praca