Serwis
Dystans całkowity: | 6225.00 km (w terenie 467.00 km; 7.50%) |
Czas w ruchu: | 319:33 |
Średnia prędkość: | 19.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.50 km/h |
Liczba aktywności: | 155 |
Średnio na aktywność: | 40.16 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Nad Morze - Dzień 05
-
DST
50.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:34
-
VAVG
19.48km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień rowerowy raczej dystansowo skromny. Wystartowany późno ze względu na konieczność odespania i dokonania prania.
Na początek pojechaliśmy do Gąsawa odwiedzić tamtejszy kościół z freskami malowanymi na drewnie. Kościelny opowiedział nam trochę o historii tej świątyni. Zrobiłem trochę zdjęć. Z kościółka jedziemy na stację kolejki wąskotorowej i rzutem na taśmę wsiadamy do pociągu, który przez Biskupin i Wenecję jedzie do Żnina. Po drodze mnóstwo focenia różności: grodu w Biskupinie, pociągu, okolic. Po godzinie docieramy do Żnina.
Na rynku pod muzeum Marcin robi serwis roweru jakiemuś brzdącowi a ja kupuję nową kasetę i łańcuch i robię to samo, co Marcin tylko swojemu rowerkowi. Po poskładaniu oczywiście okazuje się, że coś zmaściłem bo mi łańcuch przeskakuje. Ale najpierw siadamy na obiad w restauracji przy rynku i w międzyczasie zasięgam telefonicznie porady Tomka na temat mojego problemu. Dowiaduję się gdzie nie zasiałem. Po obiedzie jedziemy do parku i tam zabieram się za zabawę rozkuwaczem. Skracam łańcuch ale jeszcze trochę za mało bo w drodze przy 2:1 i 2:2 przeskakuje jak depnę. Poza tym jedzie się zupełnie inaczej niż na starym komplecie kaseta-łańcuch, który miał tak koło 5000 km. Przy okazji wykańczam rozkuwacz i jutro będę musiał nabyć nowy.
Robi się godzina prawie 19:00 i mamy dylematy czy robić trasę Żnin-Biskupin z objazdem czy prosto do Biskupina.
W końcu zaczynamy jednak objazd ale nie wg zaplanowanej trasy tylko od punktu do punktu z opcją, że skończymy jazdę jak będzie już za ciemno.
Po drodze odwiedzamy kolejny kościółek w Świątkowie, gdzie sympatyczny kościelny wpuszcza nas do środka i mamy okazję zrobić kolejne zdjęcia na pamiątkę.
Potem już właściwie tylko gonitwa po polach w stronę Marcinkowa Górnego, gdzie robimy sobie zdjęcie przy pomniku Leszka Białego oraz strzelam foto pałacyku. Potem już zjazd do Gąsawa, zakupy i powrót na kwaterę gdzie Marcin wykonuje potrawy kuchni egzotycznej (konserwa turystyczna z dżemem na kanapce) a ja dłubię wpis.
Ślad z GPS-a uwzględnia też kawałek, który jechaliśmy kolejką wąskotorową.
Freski w drewnianym kościele w Gąsawie.
Pierwszy rzut oka na Biskupin. Z kolejki wąskotorowej.
Wąskotorówką do Żnina.
Żnin. Rynek.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe, Serwis
Nad Morze - Dzień 03
-
DST
97.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
06:22
-
VAVG
15.24km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start opóźniony przez przymusowe serwisowanie mojego nieszczęsnego koła. Zakładam szprychę. Zakładam nową oponę bo poprzednia się wytarła od obręczy ale sytuacja się nie zmienia. Kółko dalej bije. Decyduję się na wymianę koła i w tym celu trzeba nam dociągnąć do Ostrowa Wielkopolskiego. Jakieś 20 km. Przy recepcji ośrodka Lido spotykamy Witka (którego tradycyjnie przechrzciłem na Waldemara - ta moja pamięć do imion). Okazuje się, że wraca do Ostrowa i zaoferował się na przewodnika. Droga szybko leci na rozmowach okołorowerowych i nie tylko. Witek podprowadza nas prosto przed drzwi serwisu i tam się żegnamy na jakiś czas wymieniając się numerami telefonów i z zapowiedzią, że zjemy później obiad. Sympatyczny serwisant ogląda mój rower i stwierdza, że niestety nie mają gotowych kółek 26 cali z tarczami i wskazuje drogę do konkurencji o jakieś pół kilometra. Jedziemy. Opona, która tarła od jakiegoś czasu, daje się coraz bardziej we znaki. W drugim serwisie historia się powtarza. Jedziemy do centrum na Kaliską. Tam się okazuje, że to punkt obsługi rowerków z górnej półki. Kółko jest, owszem, ale za 3 tysie czyli pewnie karbon. Nie dla mnie. Zaplecenie trochę by trwało więc jedziemy w jeszcze jedno miejsce na skrzyżowaniu ul. Królowej Jadwigi i al. Słowackiego. I sukces. Kółko nie tanie bo łącznie z bagażnikiem wydałem ponad 400 pln ale najważniejsze, że rowerek w końcu jedzie i nie muszę się bać, że mi cały bagaż rymsnie w czasie jazdy.
Zanim jednak wystartowaliśmy z serwisu ponad blisko 3 godziny wędrowaliśmy po Ostrowie Wielkopolski z Witoldem jako przewodnikiem. Poznaliśmy przemiłą Panią w PTTK, która zasypała nas zarówno wiadomościami o mieście jak i okolicach, w które się udajemy. Część z nich, niewielką niestety, udało nam się odwiedzić. Potem jednak presja czasu i ciemności zmusiły nas do pośpiechu. Samo miasto robi bardzo dobre wrażenie. Te 3 godziny to zdecydowanie za mało ale dzieki temu, że mieliśmy przewodnika, bez błądzenia udało nam się zobaczyć co ciekawsze miejsca w centrum oraz zjeść smaczny obiadek.
Pod serwisem żegnamy się z Witkiem i serwisantem, który uleczył Nowego Rumaka, i za wskazówkami jedziemy dalej w drogę. Większość asfaltami i to niezłymi, więc jest okazja się rozbujać. Lecimy gdzie się da po 30-35 km/h. Ciężko się rozpędzić z takim bagażem ale potem się leci już całkiem ładnie.
Czasem udaje się coś sfocić - szybowce, pałacyk.
Docieramy do Pleszewa już o zmierzchu. Tam udaje nam się znaleźć nocleg dzięki Garminowi ale mamy jeszcze 24 km do przejechania. Foto na rynku i gnamy dalej już bez zatrzymywania. O ciemnej nocy jedziemy polami i lasami. Po drodze kopiąc w piasku. Docieramy na miejsce o północy totalnie zmordowani. Niestety zasię słaby i nie ma jak wrzucić od razu wpisu więc pozostaje go tylko skomponować i poczekać na okazję do wgrania.
Po drodze kilka sesji komunikacyjnych z Moniką i Tomkiem. Też narzekają, że im planu się nie udaje wyrobić i nocleg odprawiają gdzieś na ściernisku.
Plan na dzień następny to dociągnąć do Żnina. Trochę ponad 110 km ale po drodze sporo atrakcji (m. in. Gniezno, Biskupin) i może trochę czasu brakować.
Pałac w Antoninie. Nasz przewodnik Witek i my.
Spotkanie na szlaku z cyklistami z PTTK-u z Ostrowa Wielkopolskiego wytyczającymi trasę na zlot w Antoninie.
Serwis rowerowy w Ostrowie Wielkopolskim, który uratował wyprawę poprzez dostarczenie nowego kółka i bagażnika do rowerka.
Przed muzeum w Ostrowie Wielkopolskim.
Spotkanie w PTTK. Przemiła pani tam urzędująca zasypała nas propozycjami miejsc wartych zobaczenia. Niektóre z nich udało się odwiedzić po drodze.
Konkatedra.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe, Serwis
DS - testy napędu - Rogoźnik - D
-
DST
69.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:40
-
VAVG
18.82km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Srebrną Strzałą do serwisu na wymianę napędu i supportu. Po drodze tylko drobna odchyłka do bankomatu. Rowerek do odbioru około 16:00 i potem w planach rundka testowa w towarzystwie :-) Start z Będzina o 17:00 spod Dyskobola. Każde 2 koła mile widziane :-)
Rower odebrałem z serwisu jakoś tak po 16:00. Jak się okazało, wymiana supportu była konieczna nie tylko ze względu na to, że "jedyneczka" z przodu nie wchodziła ale i dlatego, że się był po prostu rozsypał. Tykanie, które strasznie mnie irytowało, a którego źródła nie mogłem wytropić pochodziło właśnie z rozsypanego supportu. Teraz słychać tylko równo pracujący łańcuch bez żadnych zbędnych hałasów.
Mając jeszcze trochę czasu do spotkania pod Dyskobolem wybrałem się na Syberkę na 12%. Potem dalej przez Zamkowe do lasku grodzieckiego i wybywszy z niego obok wiaduktu na wylocie z Będzina do Łagiszy pokręciłem pod Dyskobola. Zastałem tam już Edytę, Damiana i Rafała. W chwilę po mnie zjawił się jeszcze Paweł. W piątkę pojechaliśmy pod Zamek, gdzie formowała się grupa wyjazdowa skrzyknięta na forum Ghostbikers, a o której info wytropiła Edyta. W sumie było nas kilkanaście osób.
Tradycyjne pytanie: gdzie jedziemy otrzymało dwie odpowiedzi. Jedna to Rogoźnik. Druga Przeczyce. Stanęło na Rogoźniku. A mnie się trafiła rola wodzącego peleton :-)
Tak też i wodziłem. Do Rogoźnika jechaliśmy dość podobnie jak wcześniej z Edytą, Joanną i Marcinem. Powrót wyrzeźbiłem trochę inaczej a potem jeszcze dołożyliśmy sobie trochę off-road. Wspólny objazd zakończyliśmy przy światłach obok M1 w Czeladzi. Osoby z Sosnowca odbiły w tamtą stronę a ja z ludźmi z Będzina przez kładkę na Syberkę, gdzie ostatecznie grupa się rozjechała.
Dzięki wszystkim z wspólne jeżdżenie. Jak na spontaniczne rowerowanie to całkiem sporo nas było i całkiem sprawnie kulaliśmy się z miejsca na miejsce. Tuszę, iże to nie ostatni raz :-)
I jeszcze pozwolę sobie podlinkować foto (chyba z aparatu Kariny) dzisiejszej grupy. Zrobione w Rogoźniku.
I jeszcze mapka wydobyta z Garmina.
To cały mój rowerowy dzień. Część wspólna to ta największa pętla.
Kategoria Serwis, Inne
Reklama cd. :-)
-
DST
78.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:35
-
VAVG
17.02km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień, jeśli chodzi o aurę, nie rozpieszczał. Dość silny wiatr, nie za ciepły. Na szczęście ze śmigających chmur nie spadł deszcz a i słoneczko przebijało się nawet na czasem dość długo.
Jeśli chodzi o rowerowanie, to dzień spędzony baaaardzo fajnie :-)
Na wycieczce do Ogrodzieńca wstępnie umówiliśmy się z Edytą i Joanną oraz Marcinem na wtorek, na trasę po moich okolicach. Dziś tylko pozostało dograć godzinę i miejsce startu. Wypadło na Rynek w Czeladzi i 16:00. Trochę potem godzina uległa przesunięciu z różnych względów ale udało nam się zjechać i pojechać.
Kręciliśmy się bezdrożami, asfaltami i klinkierkami po Czeladzi, Grodźcu, Wojkowicach, Przełajce, Rogoźniku, Górze Siewierskiej, Brzękowicach, Psarach, Sarnowie i Łagiszy. W parku w Rogoźniku zrobiliśmy chwilę postoju w restauracji na coś ciepłego do picia. Drugą przerwę zrobiliśmy na startowisku paralotniarzy w Górze Siewierskiej by podziwiać rozciągający się stamtąd widok na Zagłębie i nie tylko.
Po ogrodzieńcowej "wyrypie" lokalne wertepki zdawały się nie robić wielkiego problemu ani Joannie ani Edycie. Jechaliśmy fajnym, równym tempem w grupie. Nikt na nikogo nie musiał czekać. Gdzie się dało, to była gonitwa ale były też kawałki gdzie jechaliśmy spokojnie i był czas porozmawiać.
Wspólna pętelka to około 50km przy czym sporo w terenie. Zakończyliśmy wspólny objazd w Sosnowcu gdzie najpierw odprowadziliśmy Edytę do domu, potem Joannę a na końcu ja odprowadziłem Marcina. Z Zagórza już solo przez Dąbrowę Górniczą, obok molo na P3, Zieloną, Preczów i Sarnów pognałem do domu.
Bardzo miło spędzony czas. Gdyby jeszcze tylko pogoda była nieco bardziej sprzyjająca to nic właściwe od dnia by nie trzeba było wymagać.
Rano, po wizycie rzeczoznawcy z PZU, odstawiłem Nowego Rumaka do serwisu.
Zakupiłem też wolnobieg i łańcuch do Srebrnej Strzały. Dziś już kilka razy mało zębów sobie nie wybiłem jak łańcuch przeskoczył. Obawiam się tylko, żeby po wymianie wolnobiegu i łańcucha nie okazało się, że jeszcze trzeba korbę też zmienić. Ale to już jutro po zmianie zrobię trochę testów i się przekonam.
Kategoria Inne, Serwis
DP - niespodzianki - OSD
-
DST
39.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
20.35km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano niestandardowe 17km. Zamknęli skrzyżowanie koło stadionu w Będzinie. Da się jechać tylko z kierunku Sosnowca do Dąbrowy Górniczej. Z Syberki do centrum nie da się przejechać. Coś przy torach grzebią. A podobno jeszcze mają też przebudowywać "nerkę" w Będzinie. Z rozpędu musiałem pojechać prosto i nawrócić.
Wcześniej, na światłach w Gródkowie, dwóch "miszczów" kierownicy. Jeden w rowie, drugi na środku skrzyżowania (czarna beemka) ze skasowanym prawym przodem.
Kolejny "miszcz" tradycyjnie na Mecu - wyprzedzanie autobusu przy podwójnej ciągłej.
Poza tym zwykły dojazd do pracy.
I jeszcze na 11-go Listopada położyli asfalt. Tzn. jak jechałem jeszcze walcowali ale dało się już jechać.
Po pracy przez Dąbrowę Górniczą, Mydlice, Warpie, do serwisu rowerowego. Stałem się posiadaczem klucza do zdejmowania kaset, zapasu szprych i wersji podróżnej Brunoxa do amorków. Z serwisu pojechałem w stronę skrzyżowania obok stadionu sprawdzić czy dalej zamknięte. Przelatując obok Lidla przyuważyłem Ryśka. Okazało się, że z kuzynem wracają z Pogorii. Chwila gadki. Rzut okiem na nowe obuwie Ryśkowego rowerka (wyglądają ładnie) i jadę dalej. Przez Zamkowe, Lasek Grodziecki na wertepki co to one wychodzą w Gródkowie obok "Pod Lwem", dalej prosto pod las i w stronę podstawówki w Gródkowie. Tam w prawo i do końca asfaltu w teren a potem skręt w lewo i dojeżdżam do ul. Łącznej (klinkierek). Tam tajnym shortcut-em podjeżdżam pod dawne kółko rolnicze i szybki wjazd do Lewiatana. Potem prosto do domu.
W domu PIT-STOP. Zakładam szprychy. Czyszczę z grubszego syfu kasetę i takoż zakładam. Potem zdejmuję bo mi się zapomniało osłonkę założyć. Zakładam kasetę znowu. Tarczę hamulca. Wkładam koło na miejsce i wygląda na to, że Nowy Rumak ma się ok. Wyprowadzam go na dwór, poprawiam jeszcze koło i rundka próbna. Nieco dupą rzuca. Koło ździebko zdecentrowane. Przez pół godziny bawię się centrowaniem "na oko" by nieco zminimalizować w końcu "jajcowanie". Jeszcze odrobina dłubania przy duperelach i pojazd gotowy na jutro do pracy. Potem łatanie zapasu i zasiadam w końcu do uzupełnienia wpisu.
Kategoria Praca, Serwis
DPDSOD
-
DST
60.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:55
-
VAVG
20.57km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranny standardzik: 16km. +6. Całkiem przyjemnie. +2 do irytacji. Jeden to przez jakiegoś "księcia" w beemce kombi (srebrnej) na skrzyżowaniu koło stadionu w Będzinie. Drugi przez "piechociarkę" za dworcem autobusowym na Kościuszki. Stała przy krawężniku i stała aż się zdecydowała wleźć na asfalt jak miałem do niej ze 3m. I to jeszcze z 10m od pasów. Jakbym tak ją zdzielił przez ten głupi łeb... tyle, że pewnie i tak by jej to niczego nie nauczyło. Może reszta dnia będzie mniej irytująca.
Po pracy szybki powrót do domu przez centrum Dąbrowy Górniczej, Zieloną, Preczów i Sarnów. W mojej wiosce kolejne +1 do irytacji, +100 do niewidzialności z kamizelki odblaskowej i +1000 dla takiej jednej do ślepoty.
W domu wymontowanie koła z Meridy, symboliczne obtarcie większych syfów i montaż na Srebrnej Strzale w celu transportowym.
Taki, o:
A kołu stało się to, o:
Niespiesznie ale też i bez marudzenia do serwisu. Kółko do odbioru w czwartek. Że pod ręką jest do dyspozycji Srebrna Strzała to nie mam jakoś ciśnień żeby było "na wczoraj".
Po serwisie pomyknąłem sobie przez Syberkę, M1, Czeladź, Wojkowice i Strzyżowice do domu. I tak "się ukręcił" dzisiejszy kilometrarz.
Po południu jakby wietrzniej i nie za ciepło ale jeździło mi się dziś zadziwiająco dobrze.
I jeszcze się mi przypomniało, że na przodzie w Meridzie ujawnił się kapeć :-/ Ale już dziś tego nie ruszam. Tak ku tej okazji wziąłem sobie 2 nowe dętki "na zaś".
Kategoria Praca, Serwis
DPOSD
-
DST
39.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
16.71km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano standardowa 16-tka do pracy. Zero na termometrze.
Powrót kombinowany. Wertepami do Dąbrowy Górniczej. Potem wertepami obok oczyszczalni ścieków do Będzina. Wałem wzdłuż Czarnej Przemszy do Al. Kołłątaja.
Wpadam do serwisu po klocki do "fał-brejków" do Strzały, większy pojemnik Brunoxa do łańcucha i rogi do Nowego Rumaka. Powrót dalej przez Zamkowe, las grodziecki, na zachodnią stronę S1 i polami obok restauracji "Pod Lwem" (tej co wczoraj), do lasu w Gródkowie. Dalej w stronę szkoły, potem za tory, do Psar.
Zawiewało ale już nie tak jak wczoraj. Słabiej przede wszystkim i chyba cieplejszy ten wiatr.
Na wertepach jeszcze trafia się uczciwe błotko choć ogólnie to już coraz bardziej sucho.
No i okazało się jeszcze, że miałem jednak trochę za nisko siodełko. Podniosłem o jakieś 5-7mm i od razu inaczej się kręci. Powinienem był to już dawno sprawdzić.
Kategoria Praca, Serwis
DPSN
-
DST
27.00km
-
Czas
01:19
-
VAVG
20.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano standardowa 16 do pracy. Ciemno, bez opadów, +3.
Po południu przez Dąbrowę Górniczą do Będzina. Odstawiłem w końcu rowerek do przeglądu gwarancyjnego. Dzień rowerowo bez większych fanaberii czy niespodzianek.
Kategoria Praca, Serwis
DPSD. Cykloza powiedziała...
-
DST
46.00km
-
Czas
02:13
-
VAVG
20.75km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
... że zasłużyłem na kilka browców, do których też zamierzam się zabrać po zrobieniu wpisu :-)
Rano standardowa "16". Posłuchałem pomysłu Tomka z kominem. Sprawdza się idealnie. "Ucha" nie marzną. W pełni zazbrojony w różne izolatory dojechałem do pracy z lekko tylko omarzniętym dziobem czyli praktycznie bez strat. Nieco tylko mnie irytowało zachowanie napędu (zwłaszcza na podjeździe spod izby wytrzeźwień na Środulę i potem dalej za cmentarzem na Środuli na Dworską) tzn. lecący po ząbkach łańcuch.
Po pracy wystartowałem równo o 15:00 i potoczyłem się do serwisu. Podjazd na Lenartowicza sprawiał te same problemy co rano Środula. W 25 min. jakoś dotoczyłem się do Będzina. Najpierw wymiana samego łańcucha i szybki test koło szpitala. Niestety dalej łańcuch leciał przy depnięciu. Nie pozostało nic innego jak wymienić też wolnobieg (na oko wydawał się ok ale po zdjęciu i uważniejszym "oglądzie" widać było jednak, że jest wyjechany). Szybki test i tym razem wszystko było już w porządku. Jak tak spojrzałem na zapiski na bike-u, to wyszło, że łańcuch i wolnobieg zrobiły ponad 2300 km w niejednokrotnie wymagających warunkach. A że nie były z wysokiej półki cenowej to w sumie miały prawo się rozsypać.
Z serwisu pojechałem do ProLine-a w Dąbrowie kupić rezerwowe akumulatorki do przedniej lampki (teraz już ciągle jazda na oświetleniu więc co trochę trzeba je ładować). Potem przez Pogorię III (5 szt. pieszych "batmanów") i IV (zero aktywności przeciwnika) do Preczowa, przez Sarnów do domu. Korciło mnie jeszcze by odbić w Psarach na Malinowice i przelecieć się podjazdem przez Dąbie i Goląszę ale śmietnik powiedział, że trzeba do niego nasypać bo inaczej braknie zasilania więc odpuściłem. Jutro będzie więcej czasu to sobie pomykam może trochę.
Kategoria Praca, Serwis
DPS(erwis)
-
DST
24.00km
-
Czas
01:10
-
VAVG
20.57km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano "16" emeryckim tempem. Depnąć się już nie da bo koło staje niemal bokiem i łańcuch po ząbkach z tyłu leci jak po gładkim. Strasznie dołujące. Dobrze, że jeszcze na młynkach na niskich biegach jakoś się toczyła Strzała do przodu.
Urwałem się godzinę z pracy (kiedyś będzie trzeba to odsiedzieć) i dopadłem serwis przed zamknięciem. Zabiegi reanimujące zaordynowane ale niestety operacja zakończy się dopiero w poniedziałek. W przyszłym roku pewnie będzie przekładka całego osprzętu na nową ramę żeby rezerwowy rowerek był pod ręką.
Za to jest plus bo już zdecydowałem się czym będę jeździł od końca listopada :-)
Będzie to Merida Matts 100-D 2011r. Ma to co mi potrzeba i da się do niego dołożyć to co mi potrzebne będzie, a do tego cena gołego roweru ze względu na posezonowe rabaty całkiem korzystna. Pozostaje doczekać do momentu napływu gotówki :-]
Kategoria Praca, Serwis