limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDSOD

  • DST 60.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 maja 2012 | dodano: 14.05.2012

Poranny standardzik: 16km. +6. Całkiem przyjemnie. +2 do irytacji. Jeden to przez jakiegoś "księcia" w beemce kombi (srebrnej) na skrzyżowaniu koło stadionu w Będzinie. Drugi przez "piechociarkę" za dworcem autobusowym na Kościuszki. Stała przy krawężniku i stała aż się zdecydowała wleźć na asfalt jak miałem do niej ze 3m. I to jeszcze z 10m od pasów. Jakbym tak ją zdzielił przez ten głupi łeb... tyle, że pewnie i tak by jej to niczego nie nauczyło. Może reszta dnia będzie mniej irytująca.

Po pracy szybki powrót do domu przez centrum Dąbrowy Górniczej, Zieloną, Preczów i Sarnów. W mojej wiosce kolejne +1 do irytacji, +100 do niewidzialności z kamizelki odblaskowej i +1000 dla takiej jednej do ślepoty.
W domu wymontowanie koła z Meridy, symboliczne obtarcie większych syfów i montaż na Srebrnej Strzale w celu transportowym.

Taki, o:



A kołu stało się to, o:



Niespiesznie ale też i bez marudzenia do serwisu. Kółko do odbioru w czwartek. Że pod ręką jest do dyspozycji Srebrna Strzała to nie mam jakoś ciśnień żeby było "na wczoraj".
Po serwisie pomyknąłem sobie przez Syberkę, M1, Czeladź, Wojkowice i Strzyżowice do domu. I tak "się ukręcił" dzisiejszy kilometrarz.
Po południu jakby wietrzniej i nie za ciepło ale jeździło mi się dziś zadziwiająco dobrze.

I jeszcze się mi przypomniało, że na przodzie w Meridzie ujawnił się kapeć :-/ Ale już dziś tego nie ruszam. Tak ku tej okazji wziąłem sobie 2 nowe dętki "na zaś".


Kategoria Praca, Serwis


komentarze
limit
| 09:11 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj Ja to chyba za bardzo podejrzliwy jestem w stosunku do piechoty i jak widzę kogoś przy krawężniku to go bacznie obserwuję. Jak mi już wlezie choćby jedną nogą na asfalt to się zatrzymuję albo zwalniam na tyle, żeby było widać, że mi już nie wlezie pod koła. Pieszy na jezdni to czasem takiego głupa dostaje, że trudno przewidzieć co zrobi.
Z tym wchodzeniem "na słuch" to też bywa ale nie aż tak często. Zwykle się oglądają. I wchodzą.
lukasz78
| 08:57 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj Nie wiem, jak jest u Ciebie, ale w Warszawie tuptusie lubią wchodzić na jezdnię (poza pasami oczywiście) "na słuch" - tzn. nie patrzą, czy coś jedzie, tylko jak nie słyszą warkotu silnika, to wchodzą. I ładują mi się pod rower, bo rower nie warczy.

I tak cud, że przez 20000 km tylko dwóch tuptusiów zdjąłem, resztę jakimś cudem ominąłem. W drugim przypadku było bez strat (niewielka prędkość), w pierwszym zdarłem sobie łokieć do mięsa, trochę zeszlifowałem rower i porwałem spodnie, tuptuś też porządnie glebnął w asfalt.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!