limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:17547.00 km (w terenie 3161.00 km; 18.01%)
Czas w ruchu:980:14
Średnia prędkość:17.90 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Liczba aktywności:515
Średnio na aktywność:34.07 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Piekary Śląskie -> Kozłowa Góra -> Niezdara -> Sączów

  • DST 45.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 lipca 2012 | dodano: 02.07.2012

Miał być dziś test trasy do Lublińca ale jakoś tak się nie pozbierałem i w końcu nie pojechałem.
Potem jeszcze próba ustawki na trasie Będzin <-> Góra Siewierska ale okazuje się, że chętni owszem są, ale na jutro. Tak więc z tego wszystkiego wsiadłem na Srebrną Strzałę i pognałem gdzie oczy poniosą.
Najpierw do Wojkowic. Tam trochę pobrykałem po wertepkach za kopalnią Jowisz. Potem przerzuciłem się na kawałek wertepków do Piekar Śląskich i dalej asfaltami oraz ścieżką rowerową dokulałem się na wał zbiornika Kozłowa Góra, którym to wydostałem się na drogę Tarnowskie Góry - Siewierz. Pognałem nią do Niezdary gdzie wbiłem na asfalcik, który kończy się terenem i tak głównie terenowo dotarłem do Sączowa. Tam asfaltem prosto przez Siemonię do Strzyżowic i zjazd do Psar. Jeszcze szybki wjazd do Lewiatana i powrót do domu.
Wczoraj dzień przerwy od rowerka więc dziś nogi podawały jak się patrzy choć jechałem raczej bez ciśnień. Solo, własnym tempem też dobrze jest czasem się przejechać.


Kategoria Inne

To, co tygrysy lubią najbardziej

  • DST 79.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:36
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Dzisiejszy dzień to efekt spisków Rafała i jego kolegi z pracy, Adama.
Spisek polegał na tym, żeby odstawić Adam do Wisły bądź Ustronia na urlop i spędzić z nim dzień na jeździe.
W tym celu stawiam się w Będzinie i razem z naszymi "dwukołami" podróżujemy do Ustronia. Tam Adam znajduje sobie kwaterę po normalnych pieniądzach i zostawiwszy większość gratów, ruszamy najpierw na małe, śniadaniowe zakupy, które konsumujemy nad rzeką. A potem uderzenie na Równicę. Niestety cosik mi się droga merda i zamiast piąć się na Równicę asfaltem, objeżdżamy Równicę bokiem ale też asfaltem w sporej części. Bunkrów nie ma ale jak jest, to każdy wie. Trochę zjazdów i podjazdów a na koniec pierwsza okazja do rozgrzania tarcz i V-ków. W końcu wbijamy na drogę ze Skoczowa do Brennej i jedziemy do centrum.
Tam postój na moczenie końcówek podających i uzupełnianie płynów.
Jedziemy przez Brenną aż do samego końca i wbijamy na żółty szlak. Początek asfaltowy więc jedzie się powoli ale spokojnie. Kiedy docieramy do części nieasfaltowej chłopaki dość dosadnie określają dalszą drogę jak i moje podejście do wjechania go. Rok wcześniej byłem tu po deszczu i wjazd był absolutnie nierealny. Ślisko, potoki wody. Masakra. Dziś warunki o niebo lepsze i też było widać to po tym, że jednak spore fragmenty udało mi się wjechać. Niestety na samą przełęcz Karkoszczonkę wprowadzam tak jak i Adam z Rafałem. Tam focimy na pamiątkę i zjazd dalej żółtym szlakiem do Szczyrku. Szlak biegnie zjazdem wyłożonym betonowymi płytami, stromo. Zjeżdżam ale zaczynam się obawiać o stan klocków a rezerwowych nie wziąłem. Ale po dotarciu do asfaltu sprawa staje się łatwiejsza choć stromo jest dalej. Za to bezpiecznie jest utrzymać większą prędkość, z czego też korzystamy. Kiedy lądujemy w Szczyrku chłopaki mają banany na twarzy i nie mogą uwierzyć, że to już Szczyrk właśnie :-)
Zakotwiczamy się na chwilę w knajpce. Ja wciągam obiad a chłopaki zadowalają się tylko płynami. Potem przenosimy się trochę dalej nad rzekę i przez jakiś czas moczymy końcówki zapodające. Bajka. Mało brakło a byśmy się po czubek głowy walnęli pod wodospadzik. Niestety trzeba było naginać dalej.
Kolejne tankowanie i atak na Salmopol. Zaczyna się niewinnie lekko pod górę ale potem trzeba zacząć coraz mocniej rzeźbić. Odrywam się od Rafała i Adama i zaczynam solowy wjazd. Po drodze tylko mała przerwa na regulację ciśnień. Poza tym bez postojów ale też i bez specjalnego naginania. Wdrapuję się na przełęcz i zakotwiczam w Białym Krzyżu. Wciągam gorącą herbatkę - nie mieli nic z lodówki :-/ - i czekam na chłopaków. Mieli trochę przygód po drodze ale o nich sami opowiedzą, jeśli zechcą. W końcu zdobywają też przełęcz i zakotwiczają obok mnie na wyrównanie oddechu i tankowanie. W międzyczasie zapodaję sobie drugą herbatę z kawałkiem pysznego tortu.
Tak sobie myślałem, że po drodze na górę to mi niezłą litanię wyrecytowali za ten pomysł więc zanim doszli do siebie, to szybka focia pod tablicą "Szczyrk żegna" (albo może to było "Wisła wita") i zjazd. I to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ponad 10km zjazdu do Wisły. No tu im się mordy uśmiechnęły tak za uszy, że myślałem, że im czubki głów poodpadają. Prędkość, wiraże i ten zjazd.
Docieramy do centrum Wisły, gdzie następuje futrowanie kebabami oraz dotankowanie.
Wzdłuż Wisły pędzimy ścieżką rowerową do Ustronia, gdzie odstawiamy Adama po kolei do sklepu po zakupy, do bankomatu i na koniec na kwaterę.
My mozolnie i nierowerowo wracamy z Wisły do Będzina. Tu żegnam się z Rafałem i solo, przez las grodziecki i Gródków jadę do domu.

Wyjazd może nie powala dystansowo ale co się trzeba było urobić na podjazdach to nasze. Dzień pogodowo dla mnie idealny choć tankowałem płyny jak smok. Na oko 6-7 litrów napojów wciągnąłem. Bardzo udany ten dzionek. Cały spędzony na rowerowaniu w fantastycznym towarzystwie. Dzięki, Rafał, że mogłem się dołączyć. Naprawdę warto było.

Link do pełnej galerii


Pomykamy sobie wokół Równicy.


Widoczki... ehhh...


Po pierwszym poważnym grzaniu tarcz.


Dychnięcie w Brennej.


Deptanie pod Karkoszczonkę.


I onaż Karkoszczonka.


Drugie poważne grzanie tarcz i V-ków oraz banany na twarzach :-)


Zdobywcy Salmopolu.


I w końcu Wisła.


Kategoria Inne

Eskorta do Tych

  • DST 113.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.83km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 czerwca 2012 | dodano: 29.06.2012

Dzisiejszy dzień rowerowy sprowokowany przez Tomka. Zaproponował udział w eskorcie Moniki do Tych(ów).
W opcji była jeszcze Masa Krytyczna w Katowicach ale Tychy wydały się bardziej ambitne dystansowo i terenowo. I najważniejsze: pierwsza okazja pojeździć znowu z Tomkiem. Bodajże jego trzeci czy czwarty dzień na rowerze po dość długiej, przymusowej przerwie.
Wykonanie wyglądało tak:
Gdzieś koło 14:30 startuję od siebie do Katowic. Przy Spodku odbieram telefon od Moniki, która nakierowuje mnie na miejsce, w którym mamy się spotkać. Zaprzęgam Garmina do roboty i trafiam bezbłędnie. Chwilę po 16:00 rozpoczynamy jazdę we dwójkę na spotkanie z Tomkiem. Znajdujemy go rozłożonego w słońcu na ławeczce na Ochojcu. Powitania i Tomek mówi, że przyjadą jeszcze Krzyśki to jest: Kysu i Krzychu22. Ale to za chwilę więc mamy czas pokręcić do sklepu po małe zaopatrzenie i wrócić na ławeczkę.
Przyjeżdżają Krzyśki. Znów powitania. Konsumpcja i w końcu ruszamy do celu czyli odeskortować Monikę do Tych(ów).
Droga głównie lasami częściowo już mi znanymi ale i tak dobrze, że chłopaki prowadzą. Krzyśki na swoich full-ach niemal cały czas w przedzie ciągną nas równym tempem. Mam wrażenie, że w tym kierunku deczko nas oszczędzali.
Docieramy na miejsce po 19:00 i zostawiamy Monikę u Ewy a my wracamy. Na początek zahaczając o Tesco (futrunek i pojenie) i udajemy się w poszukiwaniu miejsca zdatnego do konsumpcji. Znajdujemy takie niedaleko fontanny. Tam nam schodzi do 20:00.
Ruszamy trasą niemal taką samą jak przyjechaliśmy do Tych(ów). Początkowo jedzie się całkiem ok ale kiedy zaczyna się ściemniać, zaczynam robić za kotwice.
Chłopaki na full-ach po dziurach lecą bez problemu, Tomek ma amorek z przodu więc też specjalnie się nie oszczędza. Ja niestety muszę wybierać wszystkie dziury łapami bo Srebrna Strzała to pełny "sztywniak" a co za tym idzie, muszę sporo wolniej jechać. Poza tym chłopaki przyciskają nieźle pod górki i tu im co trochę odpadam. Maję przeze mnie kilka okazji na postój.
Po drodze obskakujemy jakąś hałdę. Wracamy przez Janinę. W Mysłowicach, po tradycyjnych już pogaduchach okołorowerowych, żegnamy się z Krzyśkiem i we trzech uderzamy na Niwkę gdzie Krzysiek straszy szosowca wsiadając mu na koło i lecąc ze 40km/h albo i lepiej. W każdym razie zniknęli mi z oczu błyskawicznie. Tomek poleciał za nimi. Spotykam się z nimi dopiero za jakiś kawałek. Ciśniemy dalej na Klimontów. Po drodze znowu odpadam od chłopaków. Po Tomku jakoś nie widać, że miał przerwę w jeżdżeniu. Włącza młynki i ciśnie jak zwykle. A Krzysiek z nim.
Pod komendą na Klimontowie żegnamy się z Krzyśkiem (po pogaduchach oczywiście), który uderza już do domu a ja z Tomkiem jadę pod Plac Papieski. Żegnamy się wykonawszy kilka telefonów przed tym. Jadę na Stary Będzin, obok Zamku i przed Łagiszą skręcam na Gródków. Bez kombinowania, najszybciej jak tylko daję radę, ciągnę do domu. Po drodze dzień przeskakuje na sobotę, 30 czerwca. Czyli już dziś z Nekorem do Wisły lub Ustronia. Okaże się w praniu.

Monika, Tomek, Krzysiek i Krzysiek: dzięki za wspólne kręcenie. Żeście mnie dziś chłopaki przeciorali po terenie koncertowo.


Spotkanie na Ochojcu.


W drodze do Tychów.


Szamanko przy fontannie w Tychach.




Jedno nocne na szybko.


Kategoria Inne

DS - testy napędu - Rogoźnik - D

  • DST 69.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 18.82km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 czerwca 2012 | dodano: 28.06.2012

Srebrną Strzałą do serwisu na wymianę napędu i supportu. Po drodze tylko drobna odchyłka do bankomatu. Rowerek do odbioru około 16:00 i potem w planach rundka testowa w towarzystwie :-) Start z Będzina o 17:00 spod Dyskobola. Każde 2 koła mile widziane :-)

Rower odebrałem z serwisu jakoś tak po 16:00. Jak się okazało, wymiana supportu była konieczna nie tylko ze względu na to, że "jedyneczka" z przodu nie wchodziła ale i dlatego, że się był po prostu rozsypał. Tykanie, które strasznie mnie irytowało, a którego źródła nie mogłem wytropić pochodziło właśnie z rozsypanego supportu. Teraz słychać tylko równo pracujący łańcuch bez żadnych zbędnych hałasów.
Mając jeszcze trochę czasu do spotkania pod Dyskobolem wybrałem się na Syberkę na 12%. Potem dalej przez Zamkowe do lasku grodzieckiego i wybywszy z niego obok wiaduktu na wylocie z Będzina do Łagiszy pokręciłem pod Dyskobola. Zastałem tam już Edytę, Damiana i Rafała. W chwilę po mnie zjawił się jeszcze Paweł. W piątkę pojechaliśmy pod Zamek, gdzie formowała się grupa wyjazdowa skrzyknięta na forum Ghostbikers, a o której info wytropiła Edyta. W sumie było nas kilkanaście osób.
Tradycyjne pytanie: gdzie jedziemy otrzymało dwie odpowiedzi. Jedna to Rogoźnik. Druga Przeczyce. Stanęło na Rogoźniku. A mnie się trafiła rola wodzącego peleton :-)
Tak też i wodziłem. Do Rogoźnika jechaliśmy dość podobnie jak wcześniej z Edytą, Joanną i Marcinem. Powrót wyrzeźbiłem trochę inaczej a potem jeszcze dołożyliśmy sobie trochę off-road. Wspólny objazd zakończyliśmy przy światłach obok M1 w Czeladzi. Osoby z Sosnowca odbiły w tamtą stronę a ja z ludźmi z Będzina przez kładkę na Syberkę, gdzie ostatecznie grupa się rozjechała.

Dzięki wszystkim z wspólne jeżdżenie. Jak na spontaniczne rowerowanie to całkiem sporo nas było i całkiem sprawnie kulaliśmy się z miejsca na miejsce. Tuszę, iże to nie ostatni raz :-)


I jeszcze pozwolę sobie podlinkować foto (chyba z aparatu Kariny) dzisiejszej grupy. Zrobione w Rogoźniku.

I jeszcze mapka wydobyta z Garmina.

To cały mój rowerowy dzień. Część wspólna to ta największa pętla.


Kategoria Serwis, Inne

Reklama cd. :-)

  • DST 78.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 czerwca 2012 | dodano: 26.06.2012

Dzisiejszy dzień, jeśli chodzi o aurę, nie rozpieszczał. Dość silny wiatr, nie za ciepły. Na szczęście ze śmigających chmur nie spadł deszcz a i słoneczko przebijało się nawet na czasem dość długo.
Jeśli chodzi o rowerowanie, to dzień spędzony baaaardzo fajnie :-)
Na wycieczce do Ogrodzieńca wstępnie umówiliśmy się z Edytą i Joanną oraz Marcinem na wtorek, na trasę po moich okolicach. Dziś tylko pozostało dograć godzinę i miejsce startu. Wypadło na Rynek w Czeladzi i 16:00. Trochę potem godzina uległa przesunięciu z różnych względów ale udało nam się zjechać i pojechać.
Kręciliśmy się bezdrożami, asfaltami i klinkierkami po Czeladzi, Grodźcu, Wojkowicach, Przełajce, Rogoźniku, Górze Siewierskiej, Brzękowicach, Psarach, Sarnowie i Łagiszy. W parku w Rogoźniku zrobiliśmy chwilę postoju w restauracji na coś ciepłego do picia. Drugą przerwę zrobiliśmy na startowisku paralotniarzy w Górze Siewierskiej by podziwiać rozciągający się stamtąd widok na Zagłębie i nie tylko.
Po ogrodzieńcowej "wyrypie" lokalne wertepki zdawały się nie robić wielkiego problemu ani Joannie ani Edycie. Jechaliśmy fajnym, równym tempem w grupie. Nikt na nikogo nie musiał czekać. Gdzie się dało, to była gonitwa ale były też kawałki gdzie jechaliśmy spokojnie i był czas porozmawiać.
Wspólna pętelka to około 50km przy czym sporo w terenie. Zakończyliśmy wspólny objazd w Sosnowcu gdzie najpierw odprowadziliśmy Edytę do domu, potem Joannę a na końcu ja odprowadziłem Marcina. Z Zagórza już solo przez Dąbrowę Górniczą, obok molo na P3, Zieloną, Preczów i Sarnów pognałem do domu.
Bardzo miło spędzony czas. Gdyby jeszcze tylko pogoda była nieco bardziej sprzyjająca to nic właściwe od dnia by nie trzeba było wymagać.

Rano, po wizycie rzeczoznawcy z PZU, odstawiłem Nowego Rumaka do serwisu.
Zakupiłem też wolnobieg i łańcuch do Srebrnej Strzały. Dziś już kilka razy mało zębów sobie nie wybiłem jak łańcuch przeskoczył. Obawiam się tylko, żeby po wymianie wolnobiegu i łańcucha nie okazało się, że jeszcze trzeba korbę też zmienić. Ale to już jutro po zmianie zrobię trochę testów i się przekonam.


Kategoria Inne, Serwis

Dziś tylko żeby nie zapomnieć jak się kręci

  • DST 38.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 16.29km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 czerwca 2012 | dodano: 25.06.2012

Na początek potoczyłem się do pracy załatwić to i owo. Potem do Marcina i razem pojechaliśmy na Mydlice. Potem przez Warpie do serwisu rowerowego obok szpitala w Będzinie gdzie nabyłem smar i zaklepałem sobie wizytę serwisową Nowego Rumaka. Podjeżdżamy jeszcze razem do optyka, gdzie żegnam się z Marcinem. Zamawiam 2 pary okularów i ruszam do domu. Za Lidlem czuję, jak opadam z sił więc zawracam do Lidla na szybkie mini zakupy a w szczególności za czymś kalorycznym. Wtrzącham Big Milka w czekoladzie i jest odrobinę lepiej ale do domu i tak toczę się tempem spacerowym i najkrótszą drogą.
Jest trochę słoneczka ale wieje z zachodu chłodny wiatr. Pogoda diametralnie odmienna niż wczorajsza. Jeszcze o północy było naprawdę bardzo przyjemnie i ciepło. Dziś to niemal szok termiczny.
Dziś dzień na futrunek i regenerację sił. Zarazem jest to lekcja, jaką dobrze wziąć do serca przed podróżą nad morze tzn. "nie przeginać". Da się na emtebeku przejechać te 170-200 km dziennie. Nawet 2 dni pod rząd ale zapłata za to w końcu musi nastąpić i siły odpływają. Trzeba będzie się pilnować by za bardzo nie przekraczać zakładanych 120km dziennie i dać sobie czas na odpoczynek, a w szczególności na sen.


Kategoria Inne

Reklama dzwignią wszystkiego - Ogrodzieniec

  • DST 174.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 10:25
  • VAVG 16.70km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 czerwca 2012 | dodano: 24.06.2012

Dla odmiany na początek mapka.


A to co na mapce tylko jest kreską to w rzeczywistości zapis bardzo barwnego dnia.
Zaczęło się u mnie spóźnionym o 15 min. startem. Miałem dostać się do Sosnowca pod fontannę na start wycieczki współorganizowanej przez nasz klub. Przez Wojkowice, Czeladź i Milowice docieram na czas. Okazuje się, że będzie lekka obsuwa bo jeszcze nie wszyscy dotarli a było już około 20 osób. Kiedy wreszcie są wszyscy ruszamy do Będzina pod Zamek na spotkanie ze współorganizaotorami i wiodącymi dzisiejszy wyjazd Ghostbikersami. Na miejscu czeka już grupa i to sporo liczniejsza niż ta z Sosnowca. Tradycyjne focenie i ruszamy.
Po drodze mniejsze lub większe przerwy dla zbicia grupy w bardziej zwartą kolumnę, a później również na sprawy techniczne (głównie kapcie ale były też sprawy z linką od przerzutek i sztycą, która zmusiła Olka z Ghostów do zakończenia jazdy - szkoda) i uzupełnianie zarówno płynów jak i kalorii. Wypadły one m. in. na Zielonej, w Wojkowicach Kościelnych, przy OSP w Tucznawie, w Ogrodzieńcu przy Biedronce i potem na Podzamczu. Dalej była ferma strusi jeszcze - tym razem bez kosztowania ale za to z krótką opowieścią o strusiach wygłoszoną przez właściciela fermy.
Od fermy Ghostbikers prowadzą większą część grupy na powrót w nasze okolice.
Natomiast my, czyli grupa wędrowna w składzie: Edyta, Joanna, Pan Rysiek, Paweł, Rysiek, Marcin i ja, wyruszamy na początek do Pilicy gdzie focimy przy ruinach zamku a potem objadamy się Giga pizzami. Dalej kierujemy się na zamek w Smoleniu gdzie znów focimy. Kolejny punkt na trasie to Bydlin i stamtąd już powrót do Dąbrowy Górniczej. Zanim jednak udało się wrócić to było jeżdżenie po szlakach pieszych i rowerowych (czerwony, czarny, niebieski). Była moja nie-gleba. Było źródełko. PIT-STOP na smarowanie łańcuchów. Mnóstwo rozmów i jeszcze więcej jazdy.
Koleżanki Edyta i Joanna bez problemów radziły sobie w naprawdę momentami ciężkim terenie. Jechaliśmy zwartą grupą i tylko czasem na zjazdach pozwalaliśmy sobie na rozpasanie i rozciągnięcie naszego minipeletonu.
Wszystkiego nawet nie jestem sobie w stanie poukładać po kolei co się działo, bo działo się bardzo dużo a dzień rowerowy zakończyłem praktycznie dopiero po północy - ślad na mapce urywa się przed Łagiszą czyli tam musiałem dotrzeć nim wybiła północ. Pozostały do domu dystans odbyłem już formalnie dnia następnego.
Nasze odłączenie od grupy było po części spowodowane tym, że w planach mieliśmy pojeździć cały dzień a po części tym, by dać odczuć koleżankom jak często wyglądają nasze klubowe wycieczki tzn. kończy się niezłymi objazdami, po nocy, na obcym terenie i przy dobrej zabawie. Mam wrażenie, że chyba taka forma wędrowania znalazła ich uznanie choć trzeba przyznać, że może nieco przegięliśmy z dystansem i czasem - w końcu to niedziela i trzeba dnia następnego uruchomić się do pracy.
Niemniej dziękuję wszystkim, z którymi była dziś okazja pojeździć. Fajnie się ten czas z Wami spędzało i mam nadzieję, że będą okazje to powtarzać.


Grupa startująca z Sosnowca.


Zdjęcie przy Zamku w Będzinie. To już większość składu wyjazdu.


A za Tucznawą się zaczęła czarna seria kapciowa.


Oberwało się też "ostrzakowi" i to nie raz.


Padła sztyca u Olka :-/


Ale pod zamek na Podzamczu dotarła całkiem liczna grupa.


A tu straszymy strusie.


Nasz najazd wystraszył panią struś i składanie jaja jej się zatrzymało ;-)


Właściciel fermy opowiedział nam trochę o swoich podopiecznych.


A potem już grupa wędrowna zaczęła przebijać się do Pilicy.


Podjazd do ruin zamku w Pilicy zrobiliśmy czerwonym szlakiem.


Wędrówka szlakami pieszymi i rowerowymi wyglądała m. in. tak.


W ruinach zamku Smoleń.


Chwila zadumy nad dalszą trasą.


Jeszcze jedne ruiny ale wyleciało mi z pamięci jak to miejsce się nazywa.


A potem długa przerwa w foceniu i ostatnia fotka wspólna w Dąbrowie Górniczej.

Potem jeszcze odprowadzanie koleżanek bezpiecznie pod drzwi. Rysiek leci do siebie do Katowic - trzeba dodać, że w expresowym tempie. Pan Rysiek z Dąbrowy jedzie już prosto na Zagórze. Marcin, Paweł i ja odprowadzamy Edytę na Pogoń gdzie żegnamy się też z Pawłem i we trójkę jedziemy do centrum Sosnowca, gdzie eskortujemy Joannę pod drzwi i się z nią żegnamy. Potem we dwóch jedziemy w stronę Zagórza. Marcin naprowadza mnie na hutę Buczek i się żegnamy. A ja już potem drę prosto do domu przez Pogoń, nerkę w Będzinie, w Łagiszy skręcam na Gródków. Koło przejazdu kolejowego w Gródkowie coś tam kapnęło więc 3-7 i w ekspresowym tempie jestem w domu. Wpis, mapka, wszamać coś i spać.

I jeszcze link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Goczałkowice z Marcinem

  • DST 172.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 09:15
  • VAVG 18.59km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano: 23.06.2012

Organizatorem mojego dzisiejszego dnia rowerowego i nie tylko był Marcin.
Jechał ze swoim tatą w odwiedziny do braci w Goczałkowicach do sanatorium.
Tak więc początek to jazda do Sosnowca na umówione spotkanie. Dojechane o czasie bez napinek. Na miejscu jest już Pan Rysiek a w chwilę później jest i Tata Marcina i on sam. Ruszamy do Szopienic, gdzie mamy się jeszcze spotkać z ostatnim uczestnikiem wyjazdu, Darkiem z Mysłowic.
Dalej trasy nie będę opisywał bo na mapce jest wszystko.
Podróż z różnymi przygodami. Niedaleko Janiny w rowerze Taty Marcina strzela oś z tyłu. Marcin i Pan Rysiek zabierają uszkodzone koło i ganiają w poszukiwaniu czynnego serwisu, który by naprawił usterkę na poczekaniu. Udaje się choć obsuwa w czasie to 1,5h.
Po drodze już większych problemów nie było (poza komarami). Docieramy na miejsce.
Tutaj szamamy bardzo smaczny obiad (lokal zarekomendowany przez Marcina staje na wysokości zadania) a potem wybieramy się z jednym z braci Marcina na mały objazd po Goczałkowicach. Głównie wertepkowo. Wpadamy na Zaporę, tam mały sprint, i wracamy asfaltem do startu.
Żegnamy się z chłopakami i rozpoczynamy powrót. "Na Garmina". Czyli jest wesoło bo urządzonko dodaje do prostej trasy pogięte pętelki. Dodatkowo uwalony zaczep nie pozwala mi zamocować go na kierownicy i tak mi dynda przytroczony do plecaka. Jazda i ciągłe zerkanie nie bardzo działają i trochę odbijamy od trasy. Wkurzony robię prowizorkę na paski samozaciskowe i jedziemy dalej. Nie jest idealnie ale musi być. Generalnie do Imielina to jedziemy na GPS-a. Potem Prowadzi Darek. W końcu to jego tereny.
Już po zachodzie słońca dojeżdżamy do Mysłowiec, gdzie żegna się z nami Darek. We czterech jedziemy do Sosnowca. Po drodze jakaś młoda para odpalała lampiony więc chwilę stanęliśmy pogapić się. I tu się żegnam z Panem Ryśkiem i Tatą Marcina. Oni uderzają na Zagórze a Marcin i ja jedziemy do Będzina.
Żegnamy się na moście nad Czarną Przemszą i Marcin zawija do Dąbrowy Górniczej i dalej do siebie a ja przez Gródków, najkrótszą drogą, do siebie.
Obaj docieramy niemal o tej samej godzinie

Dzień fantastycznie spędzony. Zgrana grupa, świetna pogoda, nienajgorszy kilometraż, trochę przygód, kupa śmiechu. Mam nadzieję, że jutro na Ogrodzieńcu wyrobię.




Dostawa naprawionego koła.


Foto po objeździe na zaporze.


Obowiązkowe foto w Pszczynie.

Link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Polisa, Optyk, PTTK i gdzieśmy to nie byli

  • DST 61.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano: 22.06.2012

Na razie wpis bezkilometrażowy bo jeszcze nie wyruszyłem z domu ale sprawa rowerka się nieco wyklarowała.
Po oględzinach wygląda to tak, że koło nieźle zjajcowane - bez centrownicy nie da rady a może nawet skończy się na wymianie koła. Pogięty lekko bagażnik z lewej strony. I, co mnie bardzo zdziwiło, pogięty wózek przedniej przerzutki. Lekko otarte siodełko do kompletu.
Zgłosiłem szkodę do PZU z Casco roweru przy polisie "Bezpieczny Rowerzysta". We wtorek spotkanie z rzeczoznawcą i rowerek do serwisu. Czyli przynajmniej to mnie nie szarpnie.

Teraz część wybitnie rowerowa.

Wybywam z domu po 15:00. Pierwszy cel: optyk. Chciałem sobie zamówić nowe okulary ale tu czegoś nie ma, tam coś zepsute i jeszcze raz w poniedziałek będę musiał jechać. Ale za to w poniedziałek jakieś promocje ruszają więc może i dobrze się poskładało.
Po drodze spotykam kolegę z pracy, tego co sobie nogę był uszkodził na siatce. Odprowadzam go pod Dworzec Kolejowy i dalej uderzam w stronę siedziby PTTK w Sosnowcu. Na miejscu jestem kilka minut przed 16:30. Już mnie chyba zdążyli obgadać bo na wejściu padło coś "o wilku mowa" :-p
1,5h minęło błyskawicznie na sprawach klubowych. Po spotkaniu objazd. Trochę dla własnej potrzeby a trochę dla zareklamowania klubu przyszłej, mamy taką nadzieję, klubowiczce Edycie.
Wyruszamy w piątkę: Edyta, Paweł, Marcin (Prezes), Marcin i ja. Prowadzi Prezes i Paweł. Do Czeladzi różnymi zawijasami, fajnymi zawijasami, zawijasami, którymi jeszcze nie jechałem. W Czeladzi żegnamy się z Pawłem i jedziemy dalej w czwórkę do M1, przez Syberkę i wzdłuż wałów Czarnej Przemszy na Zieloną i pod molo. Tam spotykamy Damiana. Jest już po czterdziestokilometrowym objeździe. Chwilę potem dołącza do nas kolejny klubowicz z Cyklozy, Pan Rysiek. Potem do konwersującej grupki dołącza jeszcze Piotr na szosie i Dawid na ostrzaku. Jest wesoło. Czas jednak się rozjechać i grupy się przeformowują. Piotr z Dawidem chyba dalej poszli robić kółeczka. Marcin z Damianem odbijają na Sosnowiec a my: Edyta, Pan Rysiek, Marcin i ja jedziemy pobłąkać się jeszcze po okolicznych wertepkach.
Na Zieloną, przez mostek na Przemszy, do Preczowa. Za torami wbijamy w singielek i lasem jedziemy do Sarnowa. Tam przeskakujemy trasę Częstochowa-Katowice (albo na odwrót jak kto woli) i jedziemy do Psar. Na wysokości pizzerii wbijamy w lewo na teren i zjeżdżamy aż pod las w Gródkowie. Jego brzegiem wyjeżdżamy "Pod Lwem" i dalej obok restauracji terenem do Grodźca. Skręcamy na Mickiewicza i zaraz potem w prawo, lewo, prawo obok śmietnika na czerwony szlak i wypadamy obok leśniczówki w Lasku Grodzieckim. Przez lasek jedziemy pod Wiadukt przy Zamkowym. Tam dłuższa, kolejna chwila pogaduch (jakby mało było tych w czasie jazdy) :-) i w końcu żegnam się z sympatycznymi towarzyszami dzisiejszego rowerowania. Oni jadą w kierunku targu a ja do Grodźca i dalej do Gródkowa. Obok szkoły w Gródkowie mykam w Leśną, za torami w lewo. Znowu przejeżdżam te same tory, skręt w prawo. Stop na przejeździe na tych samych torach i w klinkierek by zaraz zrobić zwrot w lewo. Na końcu zwrot w prawo (obok piekarni) i wypadam przy Lewiatanie w Psarach. Stamtąd prosto do domu.

Dystans mniejszy niż wczoraj ale fajnie pojeżdżony. Mam wrażenie, że przyszłej klubowiczce Edycie odpowiadają takie wertepki jakimi ją prowadziliśmy. Bez problemu utrzymywała tempo, które miejscami nie było wcale takie spacerowe. Wstępnie, na razie bez detali, ustaliliśmy, że jeśli sobie zażyczy to oprowadzę ją po dalszych i bliższych okolicach. Może też uda się sklecić większą grupę i pośmigać w tłumie. Detale ustalimy na niedzielnym wyjeździe do Ogrodzieńca.

I jeszcze co GPS zeznaje:


Kategoria Inne

Żem się jednak w ten baniak mocno tyrpnął

  • DST 112.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:45
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano: 21.06.2012

Rano lekarz stwierdza, że skoro nic mi się nie działo przez dzień i noc to mogę wybyć do domu. Zmiana opatrunku i wychodzę.
Odbiera mnie brat i zawozi od razu do serwisu rowerowego, gdzie kupuję nowy kask.
Taki, o:


Podobno "miszcze" jeżdżą w takich ;-P

Brat odwozi mnie do domu i tu przebiórka w obciski i w drogę. Rowerem, żeby nie było. Najpierw do pracy po RMUA. Stamtąd do szpitala po ZLA. Ze szpitala ze ZLA do pracy oddać ono. Tak więc pierwsze 45 km tego dnia przez ZUS. Jechało się fajnie. W pracy jeszcze załatwiam trochę papierków związanych z dokumentacją Wypadku W Drodze Do Pracy i na wylocie dzwonię do Marcina, czy ma luzy. Mówi, że ma i spotykamy się u niego pod domem. Przybywa tam też Piotr. Chwila rozmowy i ruszamy. Ponieważ po szpitalnym wikcie miałem straszną ochotę zjeść coś niekoniecznie zdrowego ale zdecydowanie kalorycznego i chodziła mi pizza po głowie więc powiedziałem, że mają mnie podprowadzić do jakiegoś lokalu, gdzie można wbić z rowerem i zjeść takie cuś. Lądujemy w pizzerii przy rondzie Aleja Róż. Wszamaliśmy co nam podali i w końcu przestałem być głodny :-) Jedziemy pod antykwariat i tam spotykamy Dawida (o ile nie przekręciłem imienia, mam z tym problemy od baaaardzo dawna) na ostrzaku. Jedziemy razem na P3 i objeżdżamy zbiornik od zachodu i północy w kierunku przystani. Tam się z chłopakami żegnamy i we dwóch z Marcinem jedziemy dalej. A dalej to mnie wodził Marcin. Gdzie, to na śladzie widać. W każdym bądź razie jechało się fajnie. Po drodze przelecieliśmy obok Kwatery Głównej Moniki i przez kilka innych miejsc, których już nie mam siły wymieniać.


Gdzieś w polach panorama na Hutę Katowice.


Tankowanie i futrunek naprzeciw straży pożarnej w Tucznawie.


Po drodze trochę pokapało ale niegroźnie. Za to objawiła się tęcza.


Wiatrak na Zawarpiu. Tam zawitaliśmy po tym, jak nam się szwędacze odpaliły.


A żeby nie było, że piszę brednie o "miszczach" to obrazek z dziś z Dąbia.


Kategoria Inne, Praca