limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Jednodniowe

Dystans całkowity:14139.00 km (w terenie 2741.00 km; 19.39%)
Czas w ruchu:796:30
Średnia prędkość:17.75 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Liczba aktywności:127
Średnio na aktywność:111.33 km i 6h 16m
Więcej statystyk

Spacerowo do Niegowonic

  • DST 117.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 13.90km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 maja 2017 | dodano: 28.05.2017

Coś koło czwartku dostałem info od Ani, że planuje spokojnym tempem 70km do Niegowonic na sobotę. Po ostatnich klubowych grubych setkach to było coś, co mi bardzo pasowało. Namiary startowe: Sosnowiec, Żyleta, 9:00.

Z domu wytaczam się tak na styk o 8:30. Kręcę krótko przez Gródków i Będzin. Trochę spowalnia mnie cosobotni kociokwik przy targu ale potem już jazda znów robi się płynna. Zataczam się na zbiórkę z dwoma minutami zapasu jako przedostatni. Czekamy jeszcze na przewodnika i potem do wypełnienia kwadransa akademickiego na ewentualnych innych spóźnionych. Więcej się nikt nie zjawia. Nas jest szóstka: nasz rodzynek-organizator Ania, skołowany przez nią przewodnik Marcin i Cyklozowa ekipa w reprezentacji Pawła, Tomka, Romana i mnie.

Trasa generalnie po znanych nam terenach. Większość tego już kiedyś z kimś jechałem więc widoczki znajome tyle, że solo bym musiał się posiłkować albo mapą albo GPS-em. A tak mogłem sobie spokojnie kręcić za czyimś kołem zupełnie nie przejmując się tym, czy jestem we właściwym miejscu. Sprawę załatwiał przewodnik :-) Choć czasem mu tam trochę mieszaliśmy w planach to jednak skutecznie wyprowadzał nas potem na swój planowany szlak.

Docelowo kręciliśmy do kamieniołomu w Niegowonicach. Trasa przez Zieloną, Antoniów, Ząbkowice. Nic finezyjnego ale skutecznie do celu i dość spokojną drogą. W Niegowonicach dołącza do nas na chwilę Łukasz, z którym jedziemy do kamieniołomu. Tu robimy sobie dłuższą przerwę na wciągnięcie izotonika, innych form paliwa, pogadać, pośmiać się, pofocić. Ogólnie odpocząć chwilę.

Potem jedziemy szukać jaskini zawaliskowej przy niegowonickich skałkach. Ania znalazła ale nawet ona, mimo tego, że była z nas najszczuplejsza, nie dała rady wejść do środka zbyt daleko. To miejsce to raczej taki symbol jaskini niż nasze wyobrażenie o niej. Szukaliśmy wielkiej dziury do której wleziemy wszyscy razem z rowerami i jeszcze zostanie sporo miejsca :-)

Ze skałek, by nie jechać tą samą drogą namawiamy przewodnika na zjazd w drugą i pętelkę w terenie, która by nas znów do Niegowonic zawiodła. Był po drodze kozacki zjazd polną drogą, długi, trawiasty podjazd i potem znów kozacki zjazd po betonowych płytach :-)

Wracamy na spokojniejsze i bardziej płaskie drogi boczne i gruntowe na kierunku do Sławkowa. Gdzieś po drodze wjeżdżam na potłuczone chyba słoiki. Słyszę nagle "psss... psss... psss..." i na tyle mam zero luftu. Kolejny tradycyjny element ustawki - kapeć. Tradycyjnie ekipa ostrzy paluchy do szydzenia a ja robię wymianę. Na szczęście obyło się bez komplikacji i kilkanaście minut później jedziemy dalej.

Powoli zaczyna wszystkim świecić rezerwa. Jest już coś koło 16:00 i bardzo pożądane staje się skonsumowanie solidnego obiadu. Planujemy zjeść coś w Austerii w Sławkowie. Nim tam jednak docieramy zostajemy zmuszeni do objeżdżania miasta prawie dookoła. Akurat ma miejsce bieg i marszobieg więc musimy stosować się do wskazówek Policji i Straży Pożarnej i rzeźbić bokami do celu.

Obiadek to około godzinna przerwa. Wesoła, oczywiście. Ciepełko dało nam już nieźle popalić. Rano wydawało się, że nie jest jakoś bardzo ciepło ale jednak słoneczko operowało. Czuję, jak nieco mi łapki upaliło.

Posileni zaczynamy już powrót ogólnie w kierunku na Kazimierz sosnowiecki. Znów trochę znanych i nieznanych ścieżek i dróżek by ostatecznie dociągnąć do celu. Na razie jeszcze wszystkim jest po drodze więc jedziemy w stronę Zagórza omijając wjazd pod Mec i wykorzystując do tego celu niebieski szlak przez lasek zagórski. Wybywszy z lasu żegnamy Romana, który jest już rzut beretem od domu.

W piątkę kręcimy na Środulę i zjeżdżamy w stronę przejazdu kolejowego na Chemiczną. Zamknięty. Nawrotka i jedziemy obskoczyć to bokiem. Po drodze odłącza Paweł. W czwórkę kręcimy jeszcze po dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Tu chwila rozmowy i znów się dzielimy. Marcin z Tomkiem odbijają w stronę kościoła na Pogoni, a ja z Anią jedziemy w stronę Żylety. Tam ostatecznie żegnam organizatorkę dnia dzisiejszego i solo kręcę, trzeci już dzisiaj raz, ścieżką małobądzką do nerki w Będzinie i dalej przez Łagiszę i Sarnów do domu.

Tu mi się przypomina, że jeszcze o sklep muszę zahaczyć. Mój najbliższy już zamykają więc robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana załatwiając co trzeba. Potem już szybki zjazd do domu.

Bardzo fajnie spędzona sobota. Wesoło, pogoda dopisała, tempo takie, że nie trzeba było się nigdzie specjalnie napinać. Dużo fajnych widoczków. Umiarkowanie zmachany. To lubię.


Link do pełnej galerii



Organizatorka soboty i przewodnik.


Szczytowa liczebność grupy.


Po horyzont wszystko moje. Dużo tego. Kurka, będzie roboty z zarządzaniem ;-p


Niegowonicki smok.




Sprzedać to do Windowsa XP... Wystarczyłby cent od instalacji żeby spać spokojnie do końca życia ;-)




Panoramicznie.


Kategoria Jednodniowe

Klubowo do Pieskowej Skały

  • DST 180.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 10:30
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 maja 2017 | dodano: 13.05.2017
Uczestnicy

Dziś tylko podstawowe parametry wyjazdu. Jutro, jak odeśpię będzie reszta (ślad, foto i opis).

Edit dnia następnego:

Trasa w mapce więc nie będę opisywał po kolei. Rozczulę się nad innymi rzeczami.

Na początek pogoda. Tydzień temu na objeździe było słabo i dziś nie było lepiej. Dzień prawie cały pochmurny. Widoczność słaba. Często wpadaliśmy w obszary występowania mżawki. Była nie na tyle intensywna żeby przemoczyć ale nieco nasiąknięte ubrania wychładzały, zwłaszcza na zjazdach. Kosztowało nas to trochę sił i energii. Na szczęście obyło się bez większych opadów. Na wstępie do finiszu, około 19:00, niebo przetarło się i powrót jechaliśmy w stronę zachodzącego słońca. Niestety zaszło szybciej niż byśmy sobie życzyli i fragment powrotu odbył się już w ciemnościach.

Trasa była dość wymagająca i choć do Pieskowej Skały nie było problemów z integralnością grupy, to już na powrocie powoli niektórym zaczęło brakować sił. Ostatecznie przed Tenczynkiem dwie osoby odłączają się by ominąć zamek, a dwie bo chcą szybciej dotrzeć do domu ze względu na późniejsze plany. My wdrapaliśmy się pod sam zamek trafiając akurat na moment jego zamknięcia. Ale pieczątki udało się zdobyć do potwierdzenia trasy. Wcześniej, przy Pieskowej Skale, pożegnaliśmy jeszcze dwie inne osoby, które miały nieco mniejsze zapasy czasu i nie mogły sobie pozwolić na naszą zaplanowaną trasę. Potem jeszcze w Ciężkowicach jedna osoba pożegnała się z nami w mało dyplomatyczny sposób. Podejrzewam, że człowiek przeliczył się z siłami, miał gdzieś po drodze w Puszczy Dulowskiej kryzys i jechał z nami tylko do miejsca gdzie wiedział jak wrócić do domu. Nim odjechał sfrustrowany chciał nam wmówić jakąś winę za jego problemy. Niestety tak bywa, że czasem trafi się ktoś nie nadający się do jazdy w grupie. My nie zostawialiśmy nikogo ale też nikogo na siłę nie trzymaliśmy.

Z rzeczy, które nas zaskoczyły to zlot samochodów tuningowanych w Ojcowskim Parku Narodowym. Ryki podkręconych silników słychać było ładnych kilka godzin kiedy zwiedzaliśmy zamek i potem czekając i jedząc obiad. Mało to przyjemne. Pomysł na zorganizowanie takiej imprezy, w takim miejscu to kompletna porażka. Jedna wąska i kręta droga, mnóstwo samochodów, jeszcze więcej ludzi i ryki dobywane z maszyn. Nie potrafię sobie przypomnieć żebym widział tydzień temu jakieś informacje na temat tej imprezy a z pewnością musiała być planowana dużo wcześniej.

Czasowo przejazd zajął nam mniej więcej tyle ile testowanie trasy choć w kilku miejscach zmieniliśmy drogę. Wyszło lepiej i ciekawiej pod względem trasy - więcej terenu i spokojniejszy przejazd. Dolina Będkowska trochę podeschła i udało się ją przejechać terenem dość spokojnie. Co prawda był jeden upadek ale bez obrażeń. W sumie to drugi na tym wyjeździe. Jeden wydarzył się tuż po starcie w Sosnowcu ale też bez większych strat. Ze strat to jeszcze był kapeć na podjeździe do zamku. Jeden z uczestników wbił w oponę dość solidny kawał żelastwa.

Ogólnie wyjazd raczej udany choć w kość trochę dał. No i znowu muszę czyścić rowerek.



Link do pełnej galerii


Policzeni na starcie.


Bukowno.


Na szlaku w stronę do Pieskowej Skały. Mży. Znowu.


Cel główny dnia dzisiejszego - zamek w Pieskowej Skale.


Kolejny zamek, tym razem w Ojcowie.


Muzeum już nie zwiedzaliśmy. Tylko potwierdzenia i foto. Straciliśmy dużo czasu czekając na obiad i trzeba było ciąć program wycieczki.


Nieco podeschnięta Dolina Będkowska.


Nieco uszczuplona grupa pod zamkiem Tenczyn.


Gdzieś na wylocie z Trzebini.


W liczbach dystans krótszy niż na objeździe testowym, czas podobny, powrót minimalnie wcześniejszy. Dobrze, że to była sobota :-)




Autor filmu: Paweł Szczepaniak


Kategoria Jednodniowe

Objazd trasy na wycieczkę klubową

  • DST 184.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 10:39
  • VAVG 17.28km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 maja 2017 | dodano: 07.05.2017
Uczestnicy

Dziś tylko krótki opis bo stan zmęczenia materiału po jeżdżeniu jest poważny.

Za tydzień mamy w planie klubową wycieczkę. Prezes wymyślił trasę taką, że ten kto pojedzie, będzie bardzo żałował, a potem będzie dumny, że dał radę. Dużo podjazdów, dużo zjazdów, piasek, błoto, kamienie. Do wyboru do koloru. Dystans też niczego sobie.
Dzisiejszy skład testujący to Prezes, jako sprawca, Maciek, Paweł i ja jak jako testerzy wsparcia. Było wesoło mimo wymagających warunków. Od rana pochmurno choć sucho. W stronę punktu przełomowego wycieczki wiatr w plecy. Na powrocie różnie. Po zachodzie słońca, na granicy Chrzanowa i Jaworzna kawałek trasy w mżawce. Temperatura słaba. Mój występ w krótkich spodenkach okazał się poronionym pomysłem. Co prawda momentami słoneczko ładnie nawet operowało ale sumarycznie dzień nie był na krótkie gacie. Wychłodziłem nogi przeraźliwie. Dobrze jednak, że się zdecydowaliśmy popełnić tą trasę bo mamy pojęcie o jej trudnościach, czasie przelotu i ewentualnych modyfikacjach w razie "w".






Link do pełnej galerii


Kategoria Jednodniowe

Zródła Brynicy

  • DST 124.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:43
  • VAVG 16.07km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 kwietnia 2017 | dodano: 08.04.2017
Uczestnicy

Dziś planowa wycieczka klubowa do źródeł Brynicy.

Zaczęło się mało optymistycznie. Startuję z poślizgiem około 7:25. Pada coś trochę mocniejszego od mżawki. Jezdnie mokre. Trochę wieje z zachodu. Mocno zniechęcająco. Jednak w opisie wyjazdu było napisane, że jedziemy niezależnie od pogody więc wyboru nie miałem za dużego.

Zahaczam jeszcze o pobliską piekarnię po zapas drożdżówek i napojów i ruszam na miejsce zbiórki. W drodze reflektuję się, że źle sobie czas policzyłem. Gdybym miał dotrzeć na plac przy PTTK-u, to bym był idealnie na 8:00 ale zbiórka dziś była pod bramą Stadionu Ludowego. W locie modyfikuję dojazd przebijając się przez uliczki Pogoni i ostatecznie jestem jakieś 5 minut po czasie na starcie.

Tu już całkiem liczna grupa czeka na odprawę. Swietłana ogarnia tłumek, Marcin robi listę. W międzyczasie nadjeżdżają jeszcze kolejne osoby. Ustawiamy się do foto i ruszamy.

Zaczynamy czerwonym szlakiem do Milowic. Na razie spokojnie bo jeszcze jest trochę niewyraźnie i trzeba się dopiero rozkręcić i przyzwyczaić do pogody. Z Milowic kierujemy się do Czeladzi odpuszczając nieco terenu. Po wczorajszych opadach mogłoby tam być nieciekawie. Zaginamy do Galerii Elektrownia, gdzie chwila postoju na foto i pieczątki do książeczki Zabytków Szlaku Techniki.

Przy "Strusiach" zjeżdżamy z "94" w stronę czerwonego szlaku do Bytomia. Chcemy przemycić się mostkiem na Brynicy na śląską stronę do Przełajki. Tu trochę asfaltu w stronę Wojkowic. Jak tylko przekraczamy ponownie Brynicę, tym razem mostem drogowym, wbijamy w teren by pojechać trochę wzdłuż wałów rzeki, która jest tematem dzisiejszego wyjazdu. Tym sposobem przemieszczamy się do Wojkowic, gdzie przy NETTO robimy chwilę przerwy na pobranie kalorii.

Załatwiwszy tankowanie, wbijamy na klinkierek w stronę Rogoźnika i kręcimy nim aż do zjazdu na Dobieszowice gdzie mamy do odwiedzenia kolejny punkt wycieczki. Tym razem obecny Dom Kultury. Kto ciekaw czym ten budynek był wcześniej, niech zakręci i sprawdzi :-)

Zjeżdżamy dalej do Wymysłowa i kierujemy się na tamę by ostatecznie skręcić na wał wzdłuż zbiornika Kozłowa Góra, a z niego do parku w Świerklańcu. Tu podjeżdżamy kolejno pod pałac, gdzie jest chwila przerwy na posilenie i potwierdzenie się. Następnie podjeżdżamy na chwilę pod kościółek. Stamtąd przez park i las wybijamy się na asfalt w stronę Ożarowic przekraczając przy okazji kolejny raz Brynicę.

Z Ożarowic nasza droga widzie do Zendka. Objeżdżamy zachodni kraniec lotniska w Pyrzowicach i trwające tam roboty przy autostradzie "A1". W Zendku skręcamy do Strąkowa, gdzie robimy przy sklepie dłuższy popas. Tu bardzo lubią takie najazdy bo można się załapać na herbatkę i kawę nawet jak się zajedzie niezapowiedzianie.

Ze Strąkowa, strasznie dziurawą drogą przez las, kierujemy się do Cynkowa pod drewniany kościół. Chwila przerwy na foto. Niestety nie udało się zorganizować wejścia do środka.

Z Cynkowa kręcimy bocznymi drogami do Koziegłów. "E75" przekraczamy na światłach i jedziemy pod posterunek Policji. Chłopaki liczyli na potwierdzenie się tam w książeczce zamków ale coś nie bardzo wyszło. Z zamku koziegłowskiego nic nie zostało. Jedynie puste pole. W samych Koziegłowach robimy chwilę przerwy na foto przy fontannie i małe zakupy. Potem kręcimy już prosto do źródeł Brynicy w Rzeniszowie. Po drodze musimy najpierw jednak zwalczyć górkę w Koziegłówkach.

Tu chyba wypada najcieplejszy moment dnia. Jedziemy w kierunku, w którym wieje wiatr i na dodatek świeci słoneczko. Nie trwa to jednak długo, tym bardziej, że musimy zmienić kierunek jazdy by zjechać na szlak prowadzący do celu. Przez las podjeżdżamy pod znajome już miejsce. Trochę obawialiśmy się, że po deszczach same źródła będą niedostępne ale okazało się, że nie jest tragicznie. Co prawda łąka, którą trzeba było przejść w drodze do źródeł, była nieco bardziej grząska i więcej wody stało w zagłębieniach ale części uczestników chciało się, i udało, przedrzeć do rozlewisk mających być głównym źródłem rzeki Brynicy.

Robimy pamiątkowe foto z flagą klubu i ruszamy w stronę Pińczyc, gdzie tydzień temu zapowiedzieliśmy się w gościńcu z grupą na obiadek. Rano Marcin potwierdził liczbę i kiedy docieramy do celu czekają na nas już zastawione stoły. Rosołek zniknął błyskawicznie. Drugie danie też długo nie postało. Chyba wszystkim dobrze to zrobiło, bo kręcenie powrotne potoczyło się jakby raźniej.

Zresztą zaczęło się od fajnego zjazdu. Potem górka w Dziewkach i kolejny zjazd. Potem jeszcze jedna górka, zjazd i jesteśmy w Siewierzu. Omijamy rynek bo już trochę zmęczenie daje się we znaki i nikt nie ma ochoty na marudzenie. Skracamy sobie pod zamek biskupi, gdzie robimy foto i już znaną drogą wracamy przez szlak rowerowy do Podwarpia i dalej do Wojkowic Kościelnych by ostatecznie dostać się na ścieżkę przy Pogorii 4. Niąże dotaczamy się w pełnym składzie do Ratanic gdzie ostatecznie kończymy oficjalnie wycieczkę. Część uczestników rusza od razu do domu. Reszta zasiada na chwilę by się pokrzepić przed ostatnim skokiem do domu.

Ostatecznie żegnam się z chłopakami przy "Pod Dębami" i solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu. Finiszuję jeszcze za jasności, co w przypadku wycieczek Cyklozy jest nieco niezwykłe. Przynajmniej dla mnie. Ale ani trochę mi to nie przeszkadza. Było dobrze. Plan się udał. Nikt nie miał defektu. Nie było żadnego wypadku. Pogoda ostatecznie się ugięła przed naszą nieustępliwością. Po prostu udany wyjazd i dobrze zużyta sobota.


Link do pełnej galerii















Kategoria Jednodniowe

Objazd trasy

  • DST 108.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:13
  • VAVG 17.37km/h
  • VMAX 59.60km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 kwietnia 2017 | dodano: 02.04.2017
Uczestnicy

W sobotę, w przyszłym tygodniu, rusza pierwsza otwarta wycieczka klubowa i dziś jeżdżenie przygotowawcze do niej. Mamy w planach sprawdzenie większości trasy by gładko poprowadzić grupę.

Umawiam się Marcinem przy wojkowickim Orlenie. Miał jeszcze podzwonić po chłopakach z info ale kto się stawi miałem dowiedzieć się dopiero na miejscu zbiórki. Zjawiam się pod stacją ciut przed czasem. Kilka minut później nadciąga Prezes razem z Maćkiem, Michałem i Pawłem. Powitanie i ruszamy.

Na początek kawałek terenu wzdłuż Brynicy. Okazuje się, że dość zryty ale przejezdny. Potem Wojkowice. Stamtąd kręcimy w stronę Dobieszowic odkrywając przy okazji całkiem nową drogę, której jeszcze nie widziałem. Daje nam ona pożądany skrót i objazd bokiem ruchliwszych odcinków do domu kultury.

Z Dobieszowic kręcimy do Wymysłowa i dalej do parku w Świerklańcu. Tu sprawdzamy jak uniknąć ruchliwej "78". Udaje się to przy użyciu objazdu leśnego. Spokojnymi drogami przemycamy się do Brynicy i dalej do Ożarowic. Tu chwila przerwy (kolejna) na wciągnięcie jakichś kalorii.

Objeżdżamy lotnisko w stronę Zendka. Po drodze badamy obiekt, który Marcin kiedyś przyuważył przy objeździe. Okazuje się, że to betonowy dach. Zastanawialiśmy się jak on tu się znalazł? Czy to pozostałość po jakiejś rozbiórce?

Kręcimy dalej do Strąkowa i znaną już drogą do Cynkowa. Podjeżdżamy pod drewniany kościółek. Tu znów przerwa na małą regenerację i dalej w drogę. Piękny zjazd po drodze gdzie wykręcam dzisiejszą prędkość maksymalną. Potem badanie objazdu do bezpiecznego skrzyżowania z "E75" w drodze do Koziegłów. Tu sprawdzamy możliwości karmieniowe. Jedna nieczynna, druga nie bardzo nadaje się do naszych celów.

Jedziemy dalej do Koziegłówek i Mysłowa skąd skręcamy w niebieski szlak w poszukiwaniu źródeł Brynicy. Grząsko ale docieramy do rozlewisk, które wg GPS-a powinny być jednym z ważniejszych źródeł tej rzeki. Foto. Potem próba podjechania do nich z innej strony i powrót na szlak.

W Pińczowie odkrywamy gościniec, w którym kotwiczymy na ciepły posiłek. W sam raz przerwa bo zamulanie robiło się już coraz większe. Poza obiadkiem też nieco płynów na wzmocnienie. Zapowiadamy się Pani prowadzącej, że za tydzień zawitamy z liczniejszą grupą. Marcin bierze i zostawia namiary byśmy mogli w sobotę rano dać info ile osób nas będzie.

Potem znaną już nam drogą na Dziewki wybijamy się na kierunek do Siewierza. Tu zaskakuje mnie ścieżka rowerowa. Dowód na to, że da się takie coś zrobić dobrze. Szkoda tylko, że odcinek dość krótki ale jedzie się go bardzo dobrze. Reszta drogi już ograna: zamek biskupi, szlak w stronę Podwarpia, Wojkowice Kościelne i Pogoria 4. Tu tłumy. Trudno jechać z maksymalną prędkością bo pełno pieszych, rolkarzy, rowerzystów. Trzeba bardzo uważać.

Kotwiczymy na chwilę na Ratanicach w lokalu ale kolejka tam straszna. Przetaczamy się do "Pod Dębami" ale tu też miejsca nie za wiele. Rezygnujemy z nasiadówki. Żegnam się z chłopakami i solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu. Finisz jeszcze za dnia, co jest miłą odmianą.

Cały dzień cieplutko, wiaterek miał być z południa i chyba tak było. Na szczęście niezbyt uciążliwy. Jechało się bardzo przyjemnie zwłaszcza, że ekipa była sprawdzona i wesoła. Coś tam Paweł mówił, że w jego wpisie będzie o "wysublimowanym humorze" ;-p


Link do pełnej galerii











Kategoria Jednodniowe

Wirtualne Ognisko

  • DST 134.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:51
  • VAVG 17.07km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 marca 2017 | dodano: 27.03.2017
Uczestnicy

W piątek dostałem info od Pawła, że jest opcja wyjazdu do Tychów na imprezę organizowaną przez NOL. Interesowało mnie tylko o której start i kiedy. Po otrzymaniu niezbędnego info profilaktycznie zastrzegłem się, że jak nie zaśpię, to będę.

Niedzielne wstawanie przebiegło bez problemów mimo cofania czasu. Zbieram się dość składnie i wytaczam o 9:00. Jest słonecznie ale zimno. Trochę obawiałem się, że wybrane wdzianko może być niewystarczające ale zrezygnowałem z dokładania warstw. Nim zacząłem toczyć się na miejsce zbiórki zahaczam jeszcze o pobliską piekarnię po zapas drożdżówek i bułek na drogę. Przydały się potem.

Na zbiórkę przy BP w Mysłowicach kręcę przez Będzin i Sosnowiec by nie marnować czasu. Maciek już czeka. Potem zjawia się Paweł, Michał i na końcu Przemek. Nikt więcej się nie zapowiadał więc ruszamy w drogę by niepotrzebnie nie marznąć.

Droga asfaltami przez Mysłowice i Lędziny. Tuż po starcie jest średnio przyjemnie. Dopiero po rozkręceniu chłód nie daje się tak we znaki. Wystarczy jednak chwila postoju i potem znów czuć zimno mimo pojawiającego się słoneczka. Ale walczymy dzielnie.

W Tychach dzielimy się. Z Przemkiem jedziemy szukać miejsca zbiórki a reszta chłopaków atakuje Biedronkę w celu zakupu kiełbasek.
My trafiamy na zlot grupy i nawet udaje nam się zaistnieć na zdjęciu grupowym. Wkrótce potem grupa rusza. Niestety "nasi" dalej marudzą przy Biedronce i w efekcie rozdzielamy się. Przemek kieruje chłopakami telefonicznie ale mimo tego nie udaje im się nas dogonić. W którymś momencie postanawiamy poczekać na zaginioną czwórkę ale kończy się to tym, że my gubimy grupę a "czwórka" nas nie znajduje. Umawiamy się przy dworcu PKS i wracamy.

Kiedy jesteśmy już razem nie pozostaje nam nic innego jak tylko coś pokręcić we własnym zakresie bo nie znamy trasy przejazdu grupy i tym samym nie wiemy nawet gdzie ich szukać. Wg opisu imprezy po drodze miało być ognisko i pieczenie kiełbasek ale wyszło na to, że nie załapiemy się. Dotaczamy się lasami do Paprocan i na chwilkę kotwiczymy na ławeczce. Wciągamy co tam kto miał na posilenie. Odpalamy też wirtualne ognisko. Chłopaki pieką kiełbaski. Zapachy! A jakie to mięsko dobre. Tylko Przemek trochę się poparzył gorącą, wirtualną kiełbasą a Marcinowi brakowało ketchupu ale generalnie ognisko się udało ;-p

Zajeżdżamy zjeść coś jeszcze na ciepło (hamburgery, zapiekanki, nuggetsy, frytki). Na finiszu jedzenia robi się prawie 16:00. Czas zacząć odwrót w nasze rejony.

Trasa powrotna w dużej mierze przez lasy murckowskie i dalej w kierunku Trzech Stawów. Nim do nich docieramy najpierw odłącza się Michał z Przemkiem, a nieco dalej Paweł. We trzech jedziemy do Sosnowca przez Nikiszowiec. Tu już żegnają nas resztki słońca i zaczyna się robić zdecydowanie zimniej. Żegnamy się na Stawikach, gdzie każdy z nas jedzie w swoją stronę.

Solo kręcę czerwonym szlakiem w kierunku Milowic. Po drodze zaskoczenie. Nieco szlak uprzątnęli. Widzę postawione ławeczki i zadaszenia ze stołami i ławkami, kosze na śmieci. Ciekawe.

Z Milowic standardem kręcę do Czeladzi. Tu robię postój na wciągnięcie ostatniej drożdżówki, trzymanej na ewentualną okoliczność odcięcia. Zakładam też przeciwdeszczówkę by trochę osłonić się przed chłodem. Potem już bez postojów jadę do Wojkowic i przy Orlenie wbijam w teren skracając na prostą do domu.

Docieram do celu już w ciemnościach i dość mocno zmarznięty. Od razu ciuchy do prania a ja pod prysznic by się ogrzać. Wpis, foto i inne zostawiam na dzień następny.

Ogólnie było super mimo chłodu. Za to ekipa była wesoła i wyrypowa więc dzień przeleciał błyskawicznie. Pierwsza setka w tym roku.


Link do pełnej galerii













Kategoria Jednodniowe

Po Sosnowcu

  • DST 56.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 13.88km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 listopada 2016 | dodano: 26.11.2016
Uczestnicy

Dziś ostatnia wycieczka z cyklu Poznaj Swoje Miasto prowadzona przez naszego klubowego kolegę, Grzegorza Onyszko.

Wstaję rano i za oknem widzę tą samą paskudną mgłę co wczoraj wieczorem. Niechęć do wyjścia na zewnątrz jest potężna ale mimo wszystko się zbieram i wyjeżdżam tylko odrobinę później niż planowałem. Pierwsze 3km to nieustanne przecieranie okularów. W Wojkowicach opar wisi trochę wyżej i jazda nie jest już tak uciążliwa. Przez Czeladź i Milowice dotaczam się na miejsce zbiórki nie zaliczając tym razem spóźnienia.

Zaskakuje mnie bardzo liczne zgromadzenie przy fontannie. Spodziewałem się, że przy takiej pogodzie mało komu będzie chciało się ruszyć i objazd zrobimy w kameralnym gronie. Tymczasem na miejscu jest chyba ze 20 osób i po mnie przyjeżdżają jeszcze następne. Pogaduchy trwają prawie do 10:20 kiedy to zaczyna swoje dowodzenie Grzesiek. Chwilę potem robimy serię pamiątkowych zdjęć z niezłą kolekcją flag i w końcu ruszamy.

Tempo nie jest jakieś drastycznie duże ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Jest okazja porozmawiać w przerwach między opowiadaniami naszego przewodnika. Zatrzymujemy się w miejscach, przez które nie jeden raz przejeżdżałem i jakoś nigdy nie wydawały mi się specjalnie interesujące. Tymczasem okazuje się, że były to np. punkty graniczne z czasów zaborów. Obecnie nie ma już po nich śladu albo trzeba bardzo dobrze wiedzieć na co patrzeć lub gdzie szukać, by je odnaleźć.

Sporo czasu spędzamy na wielowyznaniowym cmentarzu w Starym Sosnowcu zwiedzając między innymi Mauzoleum Rodziny Dietlów. Nasz przewodnik opowiada o kilku znamienitych mieszkańcach Sosnowca, którzy zostali pochowani na tym cmentarzu a przyczynili się do powstania i rozbudowy miasta.

Jak się okazało już nie raz, z opowiadań Grzegorza, Sosnowiec w dużej mierze zawdzięcza rozwój również Żydom zamieszkującym te tereny. Ślady ich wpływów na miasto rozsiane są po wszystkich dzielnicach. Tym razem przekonujemy się o tym podjeżdżając pod szpital żydowski powstały 1912 roku, co upamiętnia tablica umieszczona na budynku.

Mieliśmy zwiedzać dziś cerkiew prawosławną przy dworcu PKP w centrum ale nie wyrobiliśmy się z czasem i niestety trzeba było zrezygnować z tego punktu programu. Wcześniej jednak podjeżdżamy od tylnej strony dworca, gdzie ustawiona jest zabytkowa lokomotywa oraz wycofany z użytku samolot MIG-21. Tu również trochę opowieści o historii Sosnowca (szturm kosynierów na dworzec w roku 1863 i inne).

Niestety zaczyna nas powoli wykańczać pogoda. Jest listopad, temperatura tylko kilka stopni powyżej zera i sporo wilgoci w powietrzu. Przy trybie zwiedzania, czyli częste postoje i krótkie odcinki do przejechania, zaczynamy w końcu marznąć. Dwa ostatnie punkty programu zaliczamy, można by powiedzieć, po łebkach. Najpierw przejeżdżamy pod bazylikę w centrum gdzie niektórzy zwiedzają ile się da, a da się nie za wiele bo ciągle jeszcze trwają prace renowacyjne po pożarze sprzed 2 lat. Potem jedziemy pod pomnik Jana Kiepury naprzeciw dworca PKP. Tutaj kończymy oficjalnie wycieczkę kilkoma zdjęciami.

Część uczestników żegna się i rozjeżdża. Całkiem spora grupka idzie razem z nami do pobliskiego baru na ciepły posiłek. Z klubu zostaje nas czterech: dwóch Marcinów, Grzesiek i jak. Zjadamy obiadek rozgrzewając się w ciepełku a potem ruszamy na niespieszne zagięcie mniej więcej w stronę domu.

Trochę bocznymi uliczkami, trochę terenowymi skrótami docieramy pod dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Stamtąd dalej korzystając z bocznych dróg i terenowych skrótów przebijamy się w stronę Mydlic i dalej pod Makro. Tu się dzielimy. Prezes jedzie mnie odprowadzić kawałek w moją stronę a Grzesiek i drugi Marcin kręcą mniej więcej w stronę Zagórza.

My we dwóch jedziemy ponownie przez Mydlice ale inną trasą i bokami w stronę świateł na Koszelewie i dalej przez Ksawerę w stronę Czarnej Przemszy. Tu uskuteczniamy sprawdzenie przejezdności terenowego skrótu do Łagiszy. Jest przejezdny. Z Łagiszy już asfaltami jedziemy do Sarnowa. Na skrzyżowaniu, gdzie mnie droga wypada w stronę Psar, a Prezesowi w stronę Pogorii 4 chwilę zatrzymujemy się na moment uspokojenia oddechu rozmową a potem, nim wystygniemy, żegnamy się i każdy z nas rusza w swoją stronę.

Mam jeszcze króciutki podjazd do świateł, długą łagodną prostą opadającą lekko do zakrętów przed gimnazjum, gdzie krótki podjazd i znów lekko opadająca prosta do skrzyżowania z moją ulicą. W domu jestem nieco przed 17:00 nawet niewyziębiony.

W sumie wyszła fajna sobota rowerowa. Dystans nie powala na kolana ale nie to było akurat głównym celem dzisiejszego jeżdżenia. Za to udało się nieco pofocić, zobaczyć coś nowego starego w mieście i, najważniejsze, spotkać się z w większym gronie klubowiczów i innych rowerowych znajomych. W sumie cieszę się, że nie dałem się pokonać porannej niechęci do wybycia na dwór :-)


Link do pełnej galerii














Kategoria Jednodniowe

Po Jaworznie

  • DST 100.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:34
  • VAVG 15.23km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 listopada 2016 | dodano: 05.11.2016
Uczestnicy

Początkowo kombinowałem nad ukręceniem dwusetki w dniu dzisiejszym. Zadzwoniłem do Prezesa czy ma jakieś plany na sobotę i okazało się, że plany są. Paweł zaproponował rundkę terenową wokół Jaworzna. Trochę się łamałem czy jednak nie pojechać swojego pomysłu ale spało się tak dobrze, że czasu na moją wersję wydarzeń było już za mało. By nie zmarnować soboty wyruszam na spotkanie pod fontanną.

Trochę się przeliczyłem z siłami, trochę z temperaturą i w efekcie na miejsce zbiórki docieram lekko spóźniony ale jeszcze w kwadransie akademickim. Powitanie z ekipą i małe co-nieco na dobre kręcenie. Potem prowadzenie obejmuje Paweł i można się cieszyć niczym niezmąconym dobrodziejstwem kręcenia z kołem prowadzącego :-) Jadę sobie na końcu stawki.

Trasę mam na śladzie z GPS-a i dobrze, bo sam bym jej z pamięci nie powtórzył. Znów trochę nowych ścieżek po Sosnowcu i całkiem sporo po Jaworznie choć większość miejsc była mi już znana tylko pojechana w innej kolejności. Ogólnie to eksploatowaliśmy czarny szlak wokół Jaworzna z drobnymi przeskokami czerwonym i zielonym. Tempo było rekreacyjne więc czasem udało mi się strzelić jakieś foto. Było sporo czasu na pogaduchy i marudzenie. Zresztą pogoda sprzyjała leniuchowaniu bo cały dzień świeciło słoneczko i temperatura była całkiem przyjemna.

Kończymy wspólną jazdę na Niwce. Tu Paweł z Michałem odbijają do Mysłowic a my kręcimy w stronę centrum Sosnowca czerwonym szlakiem. Po drodze kolejno odłączają się ci, którzy są już blisko domu. Ostatecznie w czworo lądujemy na Pogoni. Tu chwila rozmowy i w końcu żegnam się z niedobitkami dzisiejszej ekipy.

Ruszam żwawo do Będzina i dalej przez Łagiszę i Sarnów do swojej wioski. Licznik zeznał, że powinno się dać zagiąć do setki i pomimo wcześniejszego postanowienia, że nie będę dokręcał, jednak dokręcam. Skręcam do Malinowic i stamtąd przez Brzękowice wyginam do Strzyżowic. "913" wracam do swojej wioski i już prosto do domu lekko przebijając 100km.

Bardzo przyjemnie spędzony dzionek. Ekipa, jak zwykle stanęła na wysokości zadania fundując niezły trening zarówno dla nóg, jak i dla przepony :-)


Link do pełnej galerii














Kategoria Jednodniowe

Po Sosnowcu

  • DST 42.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 12.79km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 października 2016 | dodano: 15.10.2016

Dziś jeżdżenie klubowe po Sosnowcu w ramach cyklu Poznaj Swoje Miasto. Prowadzi Grzesiek Onyszko. Ja robię za zamykającego i fotografa.

Z domu ruszam o 9:15. Pogodnie, sucho, trochę wieje i nie jest za ciepło ale kurtka jedzie w plecaku. Na wysokości budowy centrum Lidla zwężenie i rozgrzebane pobocze po stronie restauracji "Pod Lwem". Ale udaje się przejechać sprawnie. Kawałek dalej wyłączone światła na "86". Mimo tego przejazd na drugą stronę robię szybko i sprawnie. Potem zwykły, okołotargowy kociokwik na odcinku od targu do nerki. Do miejsca zbiórki, przy kościele na Pogoni, przemycam się ścieżką rowerową.

Na miejscu już całkiem spora gromadka uczestników a kolejni jeszcze nadjeżdżają. Zapisy, pogaduchy i zaczynamy. Na początku ogłoszenia parafialne Swietłany, potem przedstartowe foto i ruszamy. Na początek do Parku Dietla. Po opowieści Grześka ruszamy do kościoła ewangelickiego.

Na zjeździe ze skarpy zawija mi się w koło gałąź i urywa mi szprychę. Nowe koło. Już rozwalone :-/ Podczas kiedy grupa zwiedza kościół i słucha opowieści Grześka ja szarpię się z urwaną szprychą. Pomaga Paweł a moralnie wspierają Michał, Marcin i chyba jeszcze Przemek. Do wycieczki dołączamy ponownie kiedy grupa przemieszcza się spod kościoła do Pałacu Dietla. Tu część uczestników idzie zwiedzać pałac. My słuchamy opowieści naszego przewodnika.

Kiedy znów jesteśmy wszyscy kręcimy dalej. Kolejny przystanek przy dawnym liceum im. S. Staszica. Teraz budynek jest zamknięty, do remontu i czeka na nowego właściciela. Kolejno jedziemy pod jeden z sosnowieckich domów, w których ukrywał się Dzierżyński. Potem drewniany domek piętrowy do tej pory zamieszkany i w całkiem dobrym stanie. Przejeżdżamy przez miejsca, które dawniej były gęsto zamieszkane przez społeczność żydowską.

Z Pogoni, zatrzymując się jeszcze kilka razy przenosimy się powoli do Milowic. Tu przystanków już mniej. Jest budynek dawnej szkoły, osiedle z okresu dwudziestolecia międzywojennego, kamień pamiątkowy i mogiła powstańcza. Kończymy wspólny objazd pod Halą Sportową w Milowicach.

Powoli grupa się rozjeżdża. Mnie jeszcze trochę schodzi na rozmowie ze Swietłaną i Grześkiem. Jest sporo po 14:00 kiedy w końcu się żegnamy i każde z nas rusza w swoją stronę. Z racji tego, że po drodze udało mi się wjechać w to, co psy zostawiają na trawnikach czasem, postanawiam zrobić powrót maksymalnie terenowy by złapać nieco kałuż i błota a potem piasku, i wyczyścić kółka.

Kręcę w stronę mostu na Brynicy i terenem przebijam się wzdłuż rzeki do Czeladzi przy okazji nieco zaginając i eksplorując. "94" przeskakuję w okolicach Strusi i jadę na szlak w stronę Rozkówki. Do samego parku nie wjeżdżam. Kieruję się na singielek, który niedawny czas temu odkryłem na własne potrzeby. Potem przez fińskie domki przeskakuję grzbiecik i drogę z Wojkowic do Grodźca dalej trzymając się terenu. Ostatecznie wertepki porzucam na granicy Wojkowic i Psar ciągnąc prostą do domu. Tu mycie rowerka.

Pogoda dziś bardzo dopisała. Frekwencja też. Przyjemnie spędzony dzień. Jedynie zgrzyt ze szprychą nieco popsuł humor.


Link do pełnej galerii



Przy kościele św. Tomasza na Pogoni.


Pałac Dietla.


Kategoria Jednodniowe, Szprycha

Smutna Góra

  • DST 102.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:53
  • VAVG 17.34km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 września 2016 | dodano: 25.09.2016
Uczestnicy

Wykonanie tej niedzieli było pomysłem Michała. Miało być delikatnie, regeneracyjnie, rozruchowo. Cóż, raczej nie piszę się na ostry rozruch :-) Ale dzionek bardzo udany. Zaczynam startem o 9:13. Zahaczam po drodze o piekarnię i potem żwawo kręcę na miejsce zbiórki pod fontanną. Tam czekają już Michał i Przemek. Wkrótce potem zjawia się Mariusz z Oskarem, nieoczekiwany Domino i na koniec spóźniony Prezes. 10:15. Nie spodziewamy się nikogo więcej więc ruszamy. Prowadzi Michał.

Kierujemy się do Mysłowic korzystając gdzie się da z terenu i bocznych dróżek. Bez większych problemów docieramy nad zbiornik Dziećkowice. Leśną drogą jedziemy wzdłuż jeziora w stronę Smutnej Góry. Nim tam jednak docieramy do celu na dłuższą chwilę parkujemy w Pizzerii robiąc sobie postój karmieniowo-pojeniowy. Tam mija coś około godziny na wesołych pogaduchach.

Wjazd na Suchą Górę nie zajmuje nam zbyt wiele czasu bo to niecałe 300m nad poziomem morza. Robimy pamiątkowe foto i zaczynamy zjazd w stronę drugiego brzegu zbiornika. Leśną drogą między brzegiem jeziora i Przemszy kierujemy się do Jaworzna na czarny szlak rowerowy. Nimże docieramy w okolice Trójkąta Trzech Cesarzy gdzie przerzucamy się na czerwony szlak do Milowic.
Po drodze Prezes wymyśla nam małą eksplorację. Udaje się tak połowicznie. Tzn. docieramy na powrót do szlaku ale ścieżka okazuje się raczej średnio przejezdna dla rowerów.

Czerwony szlak wykorzystujemy aż do Stawików. Gdzie ostatecznie się rozjeżdżamy. Prezes stwierdza też u siebie kapcia na tyle. Robimy z Dominem zwyczajowe szydzenie i Domino też zwija się w drogę. Ja zostaję z Marcinem i czekam aż się załata. Potem kręcimy przez Środulę do Decathlonu. Ja pilnuję rowerków a Marcin idzie kupić nowy laciek i potem robi szybką wymianę. Powoli rodzi się pomysł dogięcia dystansu do setki.

Turlamy się sprawnie do Będzina. Korzystając z kilku bocznych ścieżek przerzucamy się na kierunek do Łagiszy. Tu znów trochę marudzenia. Marcin musi zneutralizować deficyt energetyczny i w tym celu zajeżdżamy pod łagiską Biedronkę. Ja pilnuję rowerków, Marcin robi zakupy a potem konsumuje. Zagięcie do setki krystalizuje się w konkretny plan, który realizujemy od razu.

Przez Sarnów jedziemy do Psar i odbijamy do Malinowic. Trzymając się asfaltów dojeżdżamy do Dąbia i tu skręcamy na Górę Siewierską. Mamy do przewalczenia dłuższy ale niezbyt stromy podjazd. Przez chwilę myślałem nad tym by podjechać na górkę paralotniarską i podziwiać zachód słońca ale czasu było mało a do tego zrobiło się już zauważalnie chłodniej. Zjeżdżamy pod mój kwadrat gdzie żegnam się z Marcinem. Jemu też uda się dogiąć do 100km. Jakąś godzinę później melduje wykonanie zadania :-)

Trochę się dziś kręcenie przeciągnęło bo miałem nadzieję wrócić około 16:00 do domu ale w sumie fajnie wyszło i niedzielę udało się wykorzystać do maksimum. Pomimo porannego chłodu dzień okazał się całkiem przyjemny i dość ciepły. Najważniejsze zaś, że spędzony z super ekipą na wesołym kręceniu.


Link do pełnej galerii












Kategoria Jednodniowe