Jednodniowe
Dystans całkowity: | 14139.00 km (w terenie 2741.00 km; 19.39%) |
Czas w ruchu: | 796:30 |
Średnia prędkość: | 17.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.60 km/h |
Liczba aktywności: | 127 |
Średnio na aktywność: | 111.33 km i 6h 16m |
Więcej statystyk |
Z Mysłowicami do Orzesza
-
DST
149.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
08:30
-
VAVG
17.53km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzionek
poświęcony na bardzo przyjemne kręcenie do Orzsza. Chłopaki z Mysłowic
chcieli zobaczy trasę na przyszłotygodniowy wyścig MTB i postanowili
pojechać tam na rowerkach. Dostałem info od Michała, że się wybiera i
zaproponował żebym dołączył. No jak nie, jak tak.
Zbieram się w
miarę sprawnie i przetaczam do Mysłowic. Zjeżdżam się z Michałem niemal
idealnie. Razem kręcimy na miejsce zbiórki i jak są już wszyscy lecimy
dalej. Trasa na mapie.
Pogoda całkiem przyjemna. Może bez upałów
ale jechało się dobrze. Dużo słońca. Raczej nie wiało. Sama pętla
wyścigu fajna do przejechania ale ścigać bym się na niej nie chciał. Bez
umiejętności technicznych można sobie na niej krzywdę zrobić.
Zaliczywszy
pętelkę rozpoczynamy odwrót. Pagórki po drodze dają trochę popalić.
Wtaczamy się na hałdę w Łaziskach. I tu następuje fail pod postacią
urwanego haka i zwichrowanej przerzutki. Próby naprawy nie wyszły i po
telefonie do przyjaciela żegnamy pechowego kolegę.
Dzięki info od
miejscowych rowerzystów spotkanych na hałdzie wiemy gdzie jechać coś
zjeść. Schodzi nam chwilę na tej czynności i robi się już coś koło
16:30. Trasa powrotna do Mysłowic wiedzie przez Tychy. Przyjemnie,
spokojnie. Trochę mi już zaczynają nogi dawać znać, że finisz będzie
ciężki.
Żegnam się z ekipą w okolicach zachodu słońca i solo
kręcę najpierw do Sosnowca a potem dalej do Będzina. Coraz gorsze tempo.
Mimo zmęczenia jednak nie jadę najkrótszą drogą. Wolę spokojniejszą i
zaginam jeszcze przez Sarnów. W domu jestem gdzieś przed 20:00.
Fajnie spędzony dzionek. Pojeżdżone. Pogadane, Pośmiane. I cała niedziela na dojście do siebie.
Link do pełnej galerii
Niemal na finiszu trasy wyścigu.
Fail.
Widoczki z hałdy ładne.
Wynik za dzień.
Kategoria Jednodniowe
Klubowo do Mrzygłodu
-
DST
118.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
07:23
-
VAVG
15.98km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podobno dzisiejszy wyjazd klubowy to nasze otwarcie sezonu. Powiedzmy, że niech będzie. Dla mnie sezon kończy się 31.12. i zaczyna 01.01. Zamknięcie i otwarcie sezonu następuje w jakimś tam nieskończenie małym ułamku nanosekundy między tymi dwoma datami więc szkoda nawet tym sobie zawracać głowę. Ale jako pretekst do tego by się spotkać i pokręcić może być :-)
Zbieram się prawie tak jak planowałem. Zahaczam o piekarnię po zapas drożdżówek, pączków i bułek by nie być zdanym na łaskę otwartych (bądź nie) po drodze sklepów, a potem ruszam przez Wojkowice, Czeladź i Milowice do centrum Sosnowca pod fontannę.
Zastaję tu tylko Mariusza ale dość szybko zjeżdżają kolejny klubowicze i nie tylko. Robi się niezły tłumek. Nie spodziewałem się tylu osób. Super! Powitania, pogaduchy, potem robimy wspólne foto i ruszamy. Trasę prowadzi dziś Prezes więc zupełnie się nie przejmuję i jadę sobie głównie w ogonie peletonu pogadując z każdym, kto akurat jechał bok.
Pod Zamkiem w Będzinie jeszcze dołącza do nas Witek +1. Toczymy się wzdłuż Czarnej Przemszy w stronę Zielonej i dalej do Preczowa. Potem Ratanice, Wojkowice Kościelne, opłotki Siewierza i znów w lasy. Potem to już nie wiem gdzie byłem, bo się mapą za bardzo nie interesowałem. W każdym bądź razie dotarliśmy na pewno do Mrzygłodu (część Myszkowa), na powrocie były Łazy a cały przejazd zakończyliśmy przy molo na Pogorii 3 spotykając przy okazji Elę i Jarka.
Tu chwila pogaduch pożegnalnych i grupami rozjeżdżamy się. Ostatecznie żegnam się z klubowiczami na Zielonej i solo wracam przez czarny szlak do Łagiszy i teren w stronę Stachowego. Finisz asfaltem po "913".
Pogoda generalnie dopisała. Większość dnia świeciło słońce, które jednak nie zdołało jakoś podgrzać znacząco atmosfery. Jadąc na wiatr było zdecydowanie chłodno. Poubierany rano na +5 nie zdjąłem z kompletu nic poza rękawiczkami w najcieplejszym momencie dnia. Ale do jeżdżenia warunki było niezłe.
Pierwsza w tym roku setka. Dopiero.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
92 na 100
-
DST
92.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
05:57
-
VAVG
15.46km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Święto Niepodległości. W sumie też dobry pretekst by pokręcić.
Zbieram się na koła około 7:40 i ruszam przez Strzyżowice, Rogoźnik, Bobrowniki, Dobieszowice i Piekary Śląskie do Bytomia. Pogoda przyjemna. Słonecznie, minimalny podmuch, temperaturę obstawiłbym na +12, +14. Toczę się na miejsce bez problemów i szybciej niż zakładałem. Na miejscu zbiórki nie ma nikogo. Ruszam na mały objazd okolic rynku i kiedy wracam pod miejsce zbiórki natykam się na Prezesa z obstawą. Witamy się i chwilę później przenosimy na miejsce zbiórki grupy bytomskiej.
Szybkie foto i ruszamy w drogę. Prowadzą Bytomiacy więc mogę się wyluzować i jechać sobie spokojnie w ogonku, jak to zwykle. Trasa początkowo podobna do mojej dojazdowej. Jedziemy pod bunkier w Dobieszowicach. Tu chwila postoju, foto i ruszamy dalej. Już teraz inaczej niż ja jechałem. Terenem przebijamy się w stronę Wojkowic i przy Netto przerzucamy się na teren wzdłuż Brynicy.
Wybywamy z terenu na asfalt na granicy Przełajki i Wojkowic obierając kierunek o Czeladzi i dalej do Milowic. Tu, przy hali sportowej, czeka całkiem spory tłumek rowerzystów. Silna grupa z Cyklozy ale nie tylko. W sumie jest nas około 100 osób. Kręcimy w stronę Stawików wykorzystując czerwony szlak.
Na stawikach zbiorowe zdjęcie, rundka dookoła jeziorka i potem dalej szlakiem do Mysłowic. Na chwilę przystajemy na rynku. Poza foceniem odbywa się też wspólne śpiewanie hymnu. Robimy też kilka kilometrów po mieście odwiedzając punkty związane na różne sposoby z historią pogranicza zaborów. Koniec objazdu wspólnego planowo wypada na Trójkącie Trzech Cesarzy. Udaje się nam tam dotrzeć około 14:00.
Focenie grup przybyłych na miejsce. Ognisko. Rozmowy. Czas miło płynie. Około 14:40 zbieram się z Maćkiem, Grześkiem i Markiem do powrotu. Chcę do domu dotrzeć jeszcze za jasności. Kręcimy kawałek wspólnie wykorzystując m. in. czerwony szlak. Na Ostrogórskiej żegnam się z chłopakami i solo kręcę dalej. Przez Mościckiego wybijam na kierunek do Pogoni i potem dalej przez Będzin do lasu grodzieckiego. Stamtąd do lasu gródkowskiego i na żółty szlak by dotrzeć do ul. Szkolnej w mojej wiosce. Stamtąd jeszcze lekko wyginam w stronę DINO bo skusiły mnie ładne kolorki na niebie wyświetlane przez zachodzące słoneczko. Nawet kilka foto strzeliłem. Potem już zjazd prosto do domu.
Przyjemnie spędzona niedziela na rowerze. Co prawda ktoś mi podrzucił pomysł, żeby zrobić 100km na 100-lecie ale nie znalazłem w sobie chęci do walczenia po nocy o te 8km i ostatecznie jest, ile jest. Ale i tak fajnie się jeździło. Był też okazja spotkać wielu rowerowych znajomych, których nie widziałem od bardzo dawna.
Link do pełnej galerii
Rynek w Bytomiu.
Wspólne foto przy bunkrze w Dobieszowicach.
Wylot z terenu w Wojkowicach.
Grupa bytomska w Milowicach.
Wspólne foto na Stawikach.
Peleton w Mysłowicach.
Cykloza na TTC.
Okołozachodowe słońce prawie pod domem.
Przebieg za dzień.
Na zjeździe na podwórko taki kwiatek. Roślince pomyliły się pory roku :-)
EDIT:
Uwaga ku pamięci odnośnie wyłączenia się Garmina. Znów w tym samym miejscu. Ruszając z TTC włączam GPS-a ale za rondem na Niwce przy kościele zauważam, że się wyłączył. To już drugi raz w tej okolicy. Zaczynam podejrzewać, że może być jakiś błąd w mapie i w trakcie zapisywania śladu urządzenie się wykopyrtuje.
Kategoria GarminMontana, Jednodniowe
Wokół Pustyni Błędowskiej
-
DST
128.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:38
-
VAVG
19.30km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Parafialne sms-y głosiły na dziś dwie opcje. Jedna do Krakowa z
zakładanym dystansem +/-160km (czyli dla mnie byłoby pewnie pod 200) i
nieco krótsza w okolice Pustyni błędowskiej z zakładanym dystansem około
100km (z moimi dojazdami tak do 140km). Nieco niepewny kondycji
wybrałem opcję drugą. Oczywiście nie była tak prosto, że wstaję i jadę.
Wstaję i się zastanawiam. Jechać, nie jechać. Czy mi się chce. W końcu
doszedłem jednak do wniosku, że kilometry same się nie wyjeżdżą i trzeba
się zacząć pojawiać na ustawkach.
Zbieram się dostojnie na koła i
ruszam o 8:06. Powinienem zdążyć do Mysłowic na 9:00. Najwyżej jak nie
złapię ekipy to sobie solo coś wygnę powrotnego do domu. Kręcę jednak
uczciwie z zamiarem dojechania na czas. Przez Będzin i Sosnowiec, bez
udziwnień przetaczam się do Mysłowic. Niezbyt dokładnie wiedziałem gdzie
jest Urząd Skarbowy więc chwilę się kręciłem po okolicy aż przyuważył
mnie Paweł. Machnął i już witam się z obecnymi. Pierwsze pytanie pod
moim adresem to oczywiście "Limit, ty żyjesz?".
Przedstartowe żarty i ostatnie przygotowania, oczekiwanie na ostatnich spóźnialskich i w dziewiątkę ruszamy w trasę.
Fajnie
jest nie musieć się przejmować marszrutą tylko kręcić za jakimś kołem.
Prowadzą Mysłowiczanie. Na początek przetaczamy się do Jaworzna w
kierunku długiej prostej do Bukowna. Tam chwila dłuższa przerwy przy
fontannie. Potem kręcimy w stronę Kluczy po drodze odbijając na miejsce
widokowe. Całkiem sympatycznie zorganizowane. Zadaszenia, ławeczki,
rampy dla rowerów. Zasiadamy na dłuższą chwilę podziwiając widoki i
sesję zdjęciową.
Siedzi się fajnie ale trasa nie pojedzie się
sama. Wracamy na asfalt i wjeżdżamy do Kluczy. Krótki wjazd i jesteśmy
na Czubatce. Tu też chwila przerwy. Trochę focenia (sesja na pustyni
jeszcze trwała, co ujawnił maksymalny zoom). Potem staczamy się do
restauracji, którą pamiętam z kilku poprzednich pobytów w Kluczach. Co
bardziej zgłodniali (w tym i ja) fundują sobie obiadek i chyba wszyscy
izotonika. Chwilkę też odpoczywamy.
O 14:00 ruszamy w dalszą
drogę na punkt widokowy w Chechle. Droga prosta i nieskomplikowana więc
jesteśmy tam dość szybko. Tu tylko kilka foto chwila podziwiania widoków
i ruszamy w powrót do domu. Przetaczamy się m. in. obok Kosmicznej Bazy
sterując mniej więcej w stronę Klimontowa. Tu też powoli się
rozjeżdżamy. Większa grupa, wśród której są tacy, co mają dead line,
kręci szybciej w stronę Mysłowic. Ja z Przemkiem jedziemy sobie
spokojniej bo nie mamy żadnych więcej planów na wieczór więc nam się nie
spieszy. Żegnamy się na światłach na drodze do Klimontowa. Przemek
odbija w stronę Dańdówki, ja w stronę Zagórza.
Przez Mec,
Mortimer i Aleję Róż kręcę do centrum Dąbrowy Górniczej i potem przez
Zieloną na czarny szlak do Łagiszy. W Łagiszy kontynuuję terenem w
stronę Stachowego i dalej ku ul. Wiejskiej. Zastanawia mnie wrzawa od
strony stadionu LKS Iskra. Czyżby jakiś festyn? Kiedy wybywam na asfalt
orientuję się szybko, że wbiłem w środek zawodów kolarskich. Co kilka
minut wyprzedzają mnie zawodnicy na szosach i z numerami startowymi. Na
wszystkich skrzyżowaniach obstawa Straży albo Policji. Szybko przemykam
się do domu.
W sumie cieszę się, że się złamałem i poturlałem na
zbiórkę. Wyszedł fajny dzień rowerowy ze starymi i nowymi znajomymi.
Pogoda dopisała. Może nie była idealna ale do jazdy całkiem ok.
Link do pełnej galerii
Niestety bez zdjęć bo przy edycji BS pokazuje je a po zapisaniu wywala wszystko łącznie z opisem. Gdybym nie skopiował go sobie do schowka, to by wszystko w pis... poszło. Jak ktoś zdjęć ciekawy to pozostaje klikać w link galerii. Jak sprawdzałem to działało.
Kategoria Jednodniowe
Toszek
-
DST
131.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:46
-
VAVG
16.87km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś jeżdżenie klubowo-PTTK-owe.
Rozruch w miarę sprawny. Smaruję łańcuch i ruszam do piekarni po zaopatrzenie. W drogę ruszam o 6:14. Przez Wojkowice, Piekary Śląskie, Bytom i Zabrze toczę się do Gliwic. Pod dworcem wcinam pierwszą część prowiantu, kiedy zjawia się Prezes ze swoją grupą. Wspólnie czekamy na grupę Darka, która jedzie pociągiem. W komplecie stawiamy się na Rynku gdzie wkrótce rozpoczyna się wspólna jazda.
Prowadzeni w trzech grupach przez kolegów z Gliwic podążamy, z przystankami na zwiedzanie, przez Pławniowice na zamek w Toszku. Przy kościele w Poniszowicach spotykamy grupę Etisoft-u z Darkiem (djk71) - mały ten świat :-) Wymieniamy tylko uścisk dłoni i gnamy dalej. Na zamku dłuższą chwilę odpoczywamy. Około 14:30 ruszamy w drogę powrotną. Kilka osób ekspresowo "94". Ja jadę z najliczniejszą cyklozową grupą - kręcimy w stronę Księżego Lasu. Potem jeszcze kawałek razem i żegnam grupę. Odbijam bardziej w stronę Tarnowskich Gór a chłopaki zjeżdżają bardziej w stronę Bytomia.
Gdzieś po drodze przełączam nawigację na tryb kolarstwa górskiego i GPS ciora mnie po niezłych wertepach. Ostatecznie z nieznanych ścieżek, ścieżynek i dróżek wybywam w Kozłowej Górze. Stąd już bez wsparcia przez tamę na zbiorniku do Wymysłowa i przez las do Rogoźnika. Potem jeszcze dwie górki i jestem w Strzyżowicach. Finisz bez gięcia.
Pogoda dziś jak zamówiona. Rano chłodno na tyle, że po kilometrze zmarzły mi uszy i przestałem czuć skórę na nogach ale wraz ze wznoszącym się słońcem robiło się przyjemnie. Do etapu upałów nie doszło ale od południa już spokojnie można było jechać na krótko. Trochę przeszkadzał wiaterek. Niezbyt ciepły. W sumie jednak fajny rowerowo dzień.
Link do pełnej galerii
Niedługo po wschodzie gdzieś chyba jeszcze w Piekarach Śląskich.
Śląskie klimaty.
Samostrzelone nad zbiornikiem Pławniowice.
Grupowe zza płota.
Po finiszu na dziedzińcu zamku w Toszku.
Przebieg za dziś.
Kategoria Jednodniowe
Wokół TTC
-
DST
108.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
07:18
-
VAVG
14.79km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś klubowe jeżdżenie w ramach wycieczek dla ludności.
Zamykamy cykl "Spotkanie rzek - spotkanie kultur". Dziś wycieczka terenowa wokół Trójkąta Trzech Cesarzy.
Ruszam z domu nieco obsunięty w czasie - 7:16. Chwila na wjazd do piekarni po zaopatrzenie i w drogę. O 8:00 jestem na Mecu. Dopiero. Zgłaszam Prezesowi, że się spóźnię i kręcę dalej na Niwkę. Zastaję tam już spory tłumek. Jest silna ekipa z Jaworzna. Równie silna z Cyklozy i sporo "bezbarwnych" :-)
Marcin robi wprowadzenie, potem szybkie foto klubowe i ruszamy w drogę. Część dzisiejszych ścieżek była mi znana z różnych innych wyjazdów w okolice Jaworzna i Mysłowic ale było też całkiem sporo nowych. W sumie nie przejmowałem się gdzie jestem bo zawsze było jakieś koło przede mną, za którym dało się podążać, a gdzieś daleko w przodzie był prowadzący, który wiedział jak pojechać. Przez kolejne miasta prowadzili nas przewodnicy z poszczególnych czyli po Sosnowcu nasz Prezes, z Jaworzna osoba stamtąd (imienia nie pomnę), po Mysłowicach prowadził Paweł.
Po drodze trafiło się kilka drobnych problemów technicznych pod postacią kapci i zaklinowanych łańcuchów oraz niegroźne gleby.
Pogoda była całkiem niezła. Poranek nieco pochmurny ale umiarkowanie ciepły. Im dnia bardziej ubywało tym więcej było słońca. Tempo raczej spokojne, z licznymi postojami i czasem na pogaduchy.
Ostatecznie kończymy przy Trójkącie Trzech Cesarzy, gdzie czekają na nas Swietłana i Grzesiek. Tam ostatnie foto i zaczyna się opalanie mięsiwka nad ogniskiem. Nie zostaję tam jednak na dłużej. Chcę do domu ściągnąć jeszcze za dnia. Powrót rozpoczynam o 16:00. Wracam przez Sosnowiec i Będzin nie omijając i na tej trasie terenu jeśli tylko był mi po drodze. Ostatecznie jazdę udaje mi się zakończyć jeszcze za dnia. Ale niewiele go zostało. Kilka chwil później jest już zachód słońca.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Klubowo
-
DST
141.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
09:13
-
VAVG
15.30km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Gdyby nie info od Prezesa to bym dzisiejszy wyjazd przegapił. Zupełnie
wyleciało mi z głowy, że mamy klubowy wyjazd dla ludności.
Zbieram
się wcześniej żeby nieco oporządzić Rzeźnika bo stał nieruszony od
piątkowej ulewy. Czyszczenie, smarowanie, dopompowanie luftu do tyłu i
ruszam. Na wiosce jeszcze przystanek przy piekarni by zrobić sobie zapas
kalorii i potem już prosto przez Wojkowice, Czeladź i Milowice pod
fontannę na zbiórkę. Jestem ciut przed 8:00. Na miejscu całkiem liczna
grupa. Kiedy Marcin podsumował listę było na niej 51 osób. Dużo jak na
ten dystans i przewidywane warunki pogodowe.
Ruszamy po
przedstartowym foto. Nie znam dokładnego przebiegu trasy więc turlam się
spokojnie w ogonku czasem tylko focąc. Trasa przez znane, w większości,
mi miejsca ale niejednokrotnie podjechane z nieznanych kierunków.
Spokojnie, z dala od samochodów. Dokładny przebieg wrzucę jak ściągnę
ślad z Garmina. W zarysie to zakosami przetaczamy się do Sławkowa, potem
na punkt widokowy na Pustynię Błędowską od strony Chechła. Tu nieco się
rozjeżdżamy i z maruderami asfaltem dotaczamy się na Czubatkę i
tamtejszy punkt widokowy wcześniej niż trzon wyrywny, który poleciał
szlakiem.
Potem razem toczymy się do Rabsztyna. Tu w końcu
zasiadamy do obiadu, którego wypatrywałem już dużo wcześniej. Posileni i
nieco rozleniwieni wtaczamy się pod Zamek. Nieliczna część grupy
wybiera się na wejście na wieżę a reszta odpoczywa w zacienionych
miejscach na zielonej trawce.
Z Rabsztyna wracamy już bez gięcia
asfaltami przez Olkusz i Bukowno na Sosinę. Tu oficjalnie koniec
wycieczki. W grupkach rozjeżdżamy się w swoje strony. Kręcę z Prezesem i
mniej liczną, wolniejszą częścią uczestników na Maczki. Ostatecznie
żegnam się z ostatnimi uczestnikami przed odbiciem w stronę Kazimierza.
Stąd kręcę do centrum Dąbrowy Górniczej i przez Zieloną do Preczowa.
Potem już prosta przez Sarnów do domu.
Dziś warunki pogodowe dla
mnie były rewelacyjne. Gorąco, słonecznie, trochę lekkich podmuchów.
Jechało mi się bardzo dobrze. Za to niektórym uczestnikom pogoda dawała
się we znaki i lekko nie mieli. Ostatecznie objazd zrobili wszyscy ale
tempo mieliśmy słabsze od zakładanego i nie udało się zrealizować
wszystkich punktów trasy. Ominęliśmy np. rynek w Olkuszu, na którym
czekał na nas Marcin z Anią powracający z kilkudniowego wyjazdu po
okolicach Sandomierza. Gonili nas potem w stronę Bukowna i wracali z
nami.
Było po drodze też trochę defektów technicznych.
Najpopularniejszy to kapcie, które zaczęły się już w Sosnowcu. W sumie
było ich chyba z 5 czy 6. Był też jeden zerwany łańcuch. Na szczęście
awarie były z kategorii usuwalnych ale przyczyniły się też do
rozjechania planu przejazdu. Jednak w tak licznej grupie trzeba się
liczyć z tym, że tak może się potoczyć akcja. Sam też doświadczyłem
czegoś na kształt kapcia. Kilka razy w ciągu dnia musiałem dopompować
tylne kółko bo czułem, że zaczyna mi zadek pływać na zakrętach i dobija
czasem na nierównościach. Dnia następnego, wychodząc do pracy,
przekonałem się, że gdzieś coś musiałem podłapać bo przywitał mnie u
Rzeźnika flaczek. Chyba też mam jakieś luzy na korbie więc zanosi się na
to, że Rzeźnik pojedzie we wtorek do serwisu na badania okresowe.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Srocza Góra
-
DST
70.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:50
-
VAVG
14.48km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś spokojne kręcenie po okolicach niedalekich zorganizowane przez
Anie, prowadzone przez Grześka a uczestniczone przez sporą grupkę
klubowiczów Cyklozy oraz znajomych (starych i nowych).
Zaczynam
od przedstartowego smarowania Rzeźnika i wjazdu do piekarni po nieco
prowiantu. Potem bez ociągania przetaczam się przez Gródków, las
grodziecki i ścieżkę małobądzką pod sosnowiecką "Żyletę" na spotkanie.
Jestem 2 min. przed czasem. Na miejscu czeka już spora grupka a jeszcze
kolejni nadjeżdżają. Po kwadransie akademickim rozpoczynamy kręcenie.
Teraz
już tempo spokojne i relaksacyjne. Trasa na kresce więc detali nie będę
opisywał. Generalnie trochę eksploracji, trochę odwiedzania dawno
niejeżdżonych odcinków, nieco nowości. Przetaczamy się po zakamarkach
okolic zmierzając do Dąbrowy Górniczej na Sroczą Górę.
Pogoda
jest od samego rana dwuznaczna. Dużo wilgoci w powietrzu, ciepło, parno.
Potwierdza to prognozy w temacie burz. Wszystko wskazuje na to, że się
sprawdzą. Jednak nie zrażeni tym pokonujemy trasę, którą ułożył Grzesiek
i ostatecznie wtaczamy się na Sroczą Górę. Parkujemy pod ścianką i
odpalamy ognisko.
Siedzi się fajnie, żartuje, przypala mięsko i
czas leci. Około 16:00 zaczyna kapać ale miejsce jest jakoś tak
usytuowane, że nam opad na początku nie przeszkadza. Kiedy rozkręca się
mocniej dalej zostajemy na miejscu przenosząc się tylko pod gęstsze
drzewa. Czekamy aż przestanie bo w tej lokalizacji na razie nie udało
nam się zmoknąć. Gdzieś po 17:00 powoli się uspokaja.
Zabieramy
swoje śmieci i ruszamy najpierw na "szczyt" Góry. Potem wracamy poszukać
pobliskich jaskiń. Trochę błądzenia ale gps-y spisują się i wskazują
właściwe miejsce. Obfocone, obejrzane. Wracamy do drogi wylotowej i
powoli się rozjeżdżamy. Większość ekipy jedzie w kierunku Kazimierza i
dalej do Sosnowca. Mnie wypada solowe kręcenie na kierunku do Dąbrowy
Górniczej.
Wybieram drogę przez Gołonóg w stronę Piekła i dalej
do Przeczyc i przez Sarnów do domu. Wracam niespiesznie. Gdzieś po
drodze przy pogaduchach o rowerkach i pstrykaniu manetkami orientuję
się, że nie działa blokada dampera. Oględziny wykazują, że linka blokady
trzyma się na kilku ostatnich włóknach. Próba wymiany przy ognisku
kończy się niepowodzeniem bo nie mam odpowiedniego imbusa. Z tego też
względu deptanie siłowe nie ma sensu bo i tak energia pójdzie w bujanie.
Zamiast tego kręcę lekkie młynki mimo wszystko utrzymując zadowalającą
prędkość.
Do domu zajeżdżam lekko zmachany ale zadowolony z trybu spędzenia dnia.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe, LinkaB
A jednak da się
-
DST
217.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
10:45
-
VAVG
20.19km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Gdyby mi ktoś powiedział, że jadąc do Krakowa zrobię ponad 120km to bym go wyśmiał. Aż do dziś.
Przemek dał mi szczegółowe info na temat startu i wstępnego planu wyjazdu do Krakowa. Miało być wzdłuż Wisły a powrót jak wyjdzie.
Rano budzę się o 4:00 i wyglądam za okno. Dywan chmur. Dodrzemuję do 5:00 licząc na to, że lunie i będę miał pretekst by nie jechać. Jednak o 5:00 dalej pochmurno ale bez opadów. Jeszcze dla pewności sprawdzam ICM-a i blitzortung-a ale też twierdzą, że ma nie padać. Wiem, że jak się nie złamię to potem będę żałował, że nie pojechał. Zbieram się więc na szybko i ruszam nieco przed 6:00 na zbiórkę o 6:30 przy fontannie pod PTTK-iem w Sosnowcu.
Docieram rzutem na taśmę o czasie. Przemek czeka. Nikt więcej się nie zapowiadał ale czekamy jeszcze chwilę i jedziemy w końcu do Mysłowic na BP. Po drodze dopada nas Paweł, który wykombinował, że jak na BP kolejna zbiórka to mu pod domem przejedziemy. We trzech docieramy sprawnie do Mysłowic. Tam chwilę po nas zjawia się Michał. Nikt więcej tu nie dołącza więc jedziemy dalej zgarnąć Pawła i kawałek dalej Artura. W 6 jedziemy przez Imielin i Chełmek na ścieżkę rowerową wzdłuż Wisły.
Tam dołączają jeszcze do nas dwaj znajomi Michała i Przemka. W ośmiu zaczynamy kręcenie wzdłuż rzeki do Krakowa. Patrzę co jakiś czas na licznik i nie wierzę oczom, że kilometrów tak przybywa. Na wysokości Skawiny jest już tyle, że zaczynam podejrzewać iż dziś ukręcę "dwusetkę".
Ostatecznie w Krakowie lądujemy przy smoku z wynikiem u mnie równym 123km. Jestem w lekkim szoku. Licząc powrót to 200 murowane.
W samym Krakowie strzelamy tylko foto pod smokiem i na rynku i zaraz ewakuujemy się z miasta. Na wylocie zatrzymujemy się niedaleko Fortu39 na obiadek. Tu nawiedza nas przelotny opad. Pierwszy tego dnia.
Z Krakowa kierujemy się generalnie na Trzebinię przez Puszczę Dulowską. Po drodze znów dopada nas opad ale tym razem również niezbyt mocny i decydujemy się nie czekać aż ustanie. Okazało się, że decyzja była trafna.
Tempo mamy wciąż nienajgorsze. Jadąc przez Puszczę Dulowską trochę nam się merda droga bo dobrze się gadało i słabo pilnowało drogi. Na szczęście dzięki GPS-owi wracamy sprawnie na ścieżkę powrotną i wybywamy przy pałacu w Młoszowej. Po zakupach ruszamy do centrum Trzebini i przy Inter Marche żegnamy naszych towarzyszy z okolic Lędzin.
W sześciu odbijamy na teren, który ostatecznie prowadzi nas do Ciężkowic. Tu na przystanku przeczekujemy krótkotrwałą ulewę. Z Ciężkowic kręcimy na Sosinę i tu się dzielimy. Paweł z Arturem i Michałem odbiją chwilę później na Mysłowice a Przemek, drugi Paweł i ja polecimy do Sosnowca na Maczki i dalej do centrum.
Kilometrów przybywa drastycznie a do domu mam jeszcze daleko. Na terenowym odcinku od Maczek Paweł podkręca tempo i szybko zbliżamy się do zakończenia wspólnej jazdy.
Pokazuję chłopakom terenowy dojazd na Dańdówkę. Mści się to kapciem u Przemka. Ja uzupełniam paliwo a Paweł pomaga Przemkowi. Idzie dość sprawnie. Przy tej czynności dopada nas Swietłana i Grzesiek. Zamieniamy kilka słów ale szybko się rozstajemy.
Po serwisie ruszamy dalej ale chmura, która wisiała jakiś już czas na naszej drodze nagle dotarła nad nasza pozycję. Zerwał się silny wiatr i za chwilę zaczęło padać. Czekamy na przystanku aż się nieco uspokoi. Kiedy obok nas śmiga rowerzysta stwierdzamy, że chyba czas ruszyć i toczymy się w stronę Ludwika i dalej ku centrum. Po drodze odbija Paweł.
Z Przemkiem jadę na Pogoń i tu się żegnamy. Solo ścieżką dotaczam się do Będzina i zupełnie bez gięcia wracam tak, jak zaczynałem dzisiejszy rowerowy dzień.
Na mecie jestem jeszcze za dnia, co jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Zwykle takie wyrypy kończą się o późnej nocy. Ale dziś był wczesny start i ekipa była wyjeżdżona. Do Krakowa średnia była w granicach 22-23km/h. Dopiero potem nieco spadała jak zdecydowaliśmy się na poużywanie na powrocie terenu.
Wyszła fajna, rowerowa sobota. Mimo poważnego zmęczenia materiału cieszę się, że jednak ruszyłem 4 litery z domu.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Dookoła Sosnowca
-
DST
86.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
06:04
-
VAVG
14.18km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś kręcenie w ramach klubowych wycieczek dla ludności ;-)
Zbieram się do startu na 8:00 ale wychodzi dopiero o 8:20. Zahaczam o piekarnię po zapas drożdżówek i picia nim ruszam w drogę na miejsce zbiórki. Dojazd bez finezji, najkrótszą drogą przez Będzin i Pogoń. Na miejscu jestem z kilkoma minutami zapasu. A tu tłum. Ostatecznie pełna lista uczestników to prawie 60 osób. Dawno tyle na objazdach nie mieliśmy. Zapewne przyczyniła się do tego pogoda (słonecznie, termicznie w sam raz) i niezbyt ambitny dystans.
Kwadrans akademicki i Marcin rozpoczyna krótką przemową w zakresie technicznych detali przejazdu. Ruszamy zgodnie z planem przejazdu czwartkowego, który w paru miejscach został w loci zmodyfikowany pod kątem tak licznej grupy (odpadły single, które mogły być kłopotliwe i czasochłonne).
Grupa jedzie dość sprawnie i w sumie trzymamy się planu kolejno zmierzając spod fontanny przy PTTK do Milowic. Po drodze zatrzymujemy się tu i tam by Grzesiek mógł nam opowiedzieć nieco o zakamarkach miasta. Z Milowic przemykamy się w stronę Pogoni i Pałacu Schoena. Tu dla zainteresowanych jest czas na zwiedzanie. Reszta odpoczywa, kawi, itp.
Kiedy zwiedzanie jest za nami przetaczamy się przez zakamarki tajne Środuli w stronę Zagórza gdzie Grzesiek opowiada pewną legendę dotyczącą budowy zagórskiego kościoła. Wysłuchawszy tej opowieści ruszamy dalej w stronę niebieskiego szlaku wiodącego w stronę Kazimierza.
Stamtąd przez Maczki i zielony szlak kierujemy się w stronę Niwki. Parkujemy na chwilę przy Biedronce by zrobić zakupy na grilla i kończymy wspólny objazd na Trójkącie Trzech Cesarzy zbiorowym zdjęciem. Potem grill dla zainteresowanych, który w sumie trwa prawie do 17:00.
Zostają już właściwie tylko klubowicze i starzy znajomi. Sprzątamy po sobie pozostałości, gasimy ogień i zbieramy się do powrotu.
Razem z Damianem i Grześkiem kręcimy w stronę Zagórza. Po drodze żegnamy się z Grześkiem, któremu odezwała się kontuzja ręki po niedawnym wypadku i zdecydował, że pojedzie swoim, spokojniejszym tempem. My z Doms-em wrzucamy nieco twardsze przełożenia i kręcimy równo przez Dańdówkę w stronę Zagórza gdzie w centrum żegnamy się.
Solo kręcę oklepaną drogą przez Reden, Most Ucieczki, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i dalej terenem w stronę Psar. Do domu zataczam się lekko zmachany ale za to zadowolony z przyjemnie spędzonej niedzieli.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe