limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2019

Dystans całkowity:836.00 km (w terenie 75.00 km; 8.97%)
Czas w ruchu:45:54
Średnia prędkość:18.21 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:41.80 km i 2h 17m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 18.10km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 czerwca 2019 | dodano: 13.06.2019

Zbieram się jakby ciut sprawniej i na kołach jestem o 6:05. Przyjemnie. Przez chwilę wahałem się czy jechać Błękitnym, czy Rzeźnikiem ale ostatecznie padło na tego drugiego, bo stał bliżej drzwi. Trasa jak wczoraj, przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, niespiesznie, bez ekscesów. Na metę zataczam się z rezerwą kilku minut.

Powrót w tempie niespiesznym, trasą krótką przez las mydlicki, las grodziecki i las gródkowski. Pod drzewami przyjemnie i zauważalnie chłodniej. Miłe przerywniki pomiędzy asfaltowymi odcinkami. Spokojnie i przyjemnie. Samopoczucie wciąż dalekie od zadowalającego. Z tego też powodu bez objazdów mimo sprzyjającej pogody.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 18.20km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 czerwca 2019 | dodano: 12.06.2019

Kolejny dzień w świecie ciszy. Irytujące.
Rozruch taki sobie zakończony startem o 6:08. Przyjemnie. Start jeszcze w lekkim chłodku ale im dalej, tym cieplej. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą zupełnie bez sensacji. Tempo niezbyt spieszne. Nie mam jakoś weny i sił do pociskania. Na miejscu jestem równo o 7:00.

Powrót w przyjemnym ciepełku i w tempie niespiesznym z udziałem terenu. Kolejno las zagórski, Reden, Zielona, czarny szlak do Łagiszy, Stachowe, Park Żurawiniec, terenem do Strzyżowic i wykończenie ul. Kasztanową. Przyjemnie, spokojnie. Pojawił się mały plusik dodatni - zaczynam lepiej słyszeć na lewe ucho, a w prawym lekko trzeszczy. Znaczy się będzie lepiej. Jeszcze nie wiem kiedy, ale będzie. Zdechnięty jestem jednak dalej i z jeżdżenia tylko niezbędne minimum. Kolejny weekend raczej będzie nierowerowy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 17.89km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019

Wciąż nie wyrwałem się ze świata ciszy :-/ Ale przynajmniej start nieco wcześniej - 6:07. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą bez sensacji i zdecydowanie bardziej spacerowo niż wczoraj. Jakby mniej dziś rowerzystów po drodze.

Powrót niespieszny i trasą krótką przez las mydlicki, Warpie, namiarkowe, las grodziecki, las gródkowski i finisz żółtm szlakiem na ul. Szkolną. Przyjemnie ciepło. Samopoczucie dalej nędzne więc zero chęci na objazdy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 38.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 18.24km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 czerwca 2019 | dodano: 10.06.2019

Dwa dni dychania i jest nieco lepiej ale nie za dobrze. Zapchało mi zatoki i ledwo słyszę. Przez to cały dojazd kręciłem głową z lewa na prawo by się orientować co się wokół mnie dzieje, bo ze zmysłu słuchu nie miałem prawie żadnych informacji. Dość to uciążliwe.
Zbieram się umiarkowanie sprawnie i wytaczam się o 6:11. Przyjemnie ale jeszcze nie za ciepło. Do popołudniowych 30+ sporo brakuje. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie. Sporo szoszonów po drodze. Pewnie robią dziennie treningi nim dowali ciepełkiem.
Na mecie jestem lekko po czasie.

Na powrocie przyjemne ciepełko. Tzn. dla mnie ciepełko. Dla innych pewnie pieroński żar. Jednak przy moim podłym samopoczuciu, to było przyjemne ciepełko. Trasa powrotna w wariancie spokojnym. Przez las zagórski na Reden. Potem od strony Łęknic na bieżnię Pogorii 3 i nią do Zielonej. Stamtąd czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej przez pola na Stachowe, skąd dalej również polami na żółty szlak do łącznika terenowego ze Strzyżowic do Malinowic. Finisz lekkim wygięciem ul. Kasztanową. Spokojnie, przyjemnie, niespiesznie, z kilkoma postojami na łyk wody i podziwianie widoków.
Uszy dalej zatkane. Słysze głównie szum krwi i tylko jakieś głośniejsze dźwięki. Nie moge się doczekać aż mi się zatoki odetkają. To będzie jak odkrycie nowego świata :-)


Kategoria Praca

DPDZD

Piątek, 7 czerwca 2019 | dodano: 07.06.2019

Przy piątku, po męczącej nocy i przy kiepskim samopoczuciu rozruch mocno zamulony. Ostatecznie wytaczam się o 6:14. Lekko cisnąc zmieściłbym się w czasie ale nie mam do tego sił. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojna. Warunki po wczorajszych burzach niezłe. Jest ciepło, nie wieje, słoneczko świeci spomiędzy chmur, jest trochę wilgoci w powietrzu. Na metę zataczam się z obsuwą około 5 min.

Powrót niezbyt spiesznie wariantem krótkim przez Będzin i światła na "86". Spokojnie. Przyjemnie. W domu chwila na przerwę i potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. W tym tygodniu zakładam, że to już koniec kręcenia. Czas popracować nad tym, by dojść trochę do siebie.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 32.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 18.29km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 czerwca 2019 | dodano: 06.06.2019

Zbieram się średnio sprawnie i dojazd zaczynam o 6:10. Warunki przyjemne, słoneczko, bez wiatru, ciepło. Trasę kręcę przez Będzin przelatując przez las grodziecki. Niewiele to skróciło dojazd ale za to było spokojnie. Reszta trasy standardowa. Na mecie jestem minutę przed czasem bo dalej podle się czuję i kręcenie odprawiałem w tempie spacerowym. Zwłaszcza na podjazdach pod Środulę i pod Mec.

Powrót niemal tą samą trasą co wczoraj. Drobne odchyłki jedynie w okolicach Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie i potem w lesie grodzieckim. Na dystans jednak to nie wpływa zauważalnie. Pogoda przyjemna choć przez moją kiepską dyspozycję zupełnie nie uważam żeby było jakoś specjalnie ciepło, czy wręcz gorąco. Jest przyjemnie. Tempo powrotne raczej spacerowe. Bez sensacji.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 33.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 19.04km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 czerwca 2019 | dodano: 05.06.2019

Rozruch niespieszny zakończony startem o 6:08. Ciepło, przyjemnie, nieznaczny wiaterek, dużo słońca. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą w tempie spokojnym. Ciągle jeszcze jestem padnięty choć jakby dziś ociupinkę lepiej jest. Zanosi się jednak na to, że weekend będzie mocno regeneracyjny.

Powrót niespecjalnie spieszny ale za to krótkim wariantem przez centrum Zagórza, Makro, las mydlicki, Warpie, Namiarkowe, las grodziecki i finisz "913". Generalnie spokojnie mimo tego, że na "913" duży ruch szczytu powrotnego. Słonecznie ale wietrznie i wiaterek nie był specjalnie ciepły. W cieniu spadek temperatury był zauważalny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 18.26km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 czerwca 2019 | dodano: 04.06.2019

Właściwie to powinienem leżeć i spać. Czuję się tak podle, że zupełnie nie miałem ochoty zbierać się do pracy. Jednak nie było wyboru. Start o 6:08. Od razu zakładam, że dojazd krótko i powrót też. Przez Będzin, Środulę i Mec. Spokojnie, nóżka za nóżką. Byle się dowlec.

Powrót w przyjemnych ciepełkach. Jeszcze nie te moje ulubione ale nie było źle. Trasa przez Mortimer, Reden, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i Sarnów. Tempo nędzne, takoż i samopoczucie. Zero chęci na objazdy. Byle dotrzeć do domu i walnąć się spać.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 50.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 czerwca 2019 | dodano: 03.06.2019

Po sobocie byłem tak zwalcowany, że niedziela spędzona z dala od rowerka. Właściwie to tylko spanie, jedzenie i czytanie. A jeszcze ciągle czuję, że jestem niezregenerowany. Jednak do pracy inaczej jak rowerkiem to nie do pomyślenia przy takiej pogodzie.
Zbieram się w miarę sprawnie i wytaczam o 6:08. Przyjemnie rześko. Dużo słońca. Raczej nie wieje.
Kręcę niespecjalnie intensywnie. Tylko tyle, by się trzymać w czasie. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie i przyjemnie. Na miejscu stwierdzam, że czas dojazdu wyszedł całkiem niezły. Czyli jednak trochę udało się odpocząć. Jednak tydzień będzie tylko dojazd-powrót bo, być może, jak pogoda dopisze, to w sobotę znów będzie akcja górska.

Miało być tylko dom-praca-dom ale nieoczekiwanie wyszło, że dziś powrót z małym objazdem. Początek dość standardowy, przez las zagórski na Reden. Potem Most Ucieczki i bieżnie przy P3 i P4. Ta druga do Kamienia Ornitologa gdzie odbijam na Kuźnicę Piaskową i dalej przez Toporowice do Twardowic. Po drodze kilka skrótów terenowych. Oddawszy, co miałem dowieźć, wracam. Przez Górę Siewierską przetaczam się do Strzyżowic i ul. Kasztanową zaginam do wsiowego Lewiatana na małe zakupy uzupełniające. Potem już zjazd prosto do domu.
Warunki było całkiem niezłe choć wieszczone +30 raczej nie dawało się odczuć. Może to z powodu wiatru, który dmuchał mniej więcej z północy lub północnego wschodu. Nie był zbyt ciepły i trochę miałem go prosto w twarz. Za to było dużo słońca i jak nie wiało na gębę, to było bardzo przyjemnie. Powrót bez sensacji.


Kategoria Praca

Mamutem na Pilsko

Sobota, 1 czerwca 2019 | dodano: 02.06.2019
Uczestnicy

Pierwsza propozycja na weekend to był rajd rowerowy w Mysłowicach, w niedzielę. Ale później Marcin przysłał mi esa z zapytaniem czy bym w górki nie pojechał w sobotę. Dzwonię i gadamy dłuższą chwilę. Pomysł był jechać na Pilsko. :-) Okazja sprawdzić jak Mamutem się po górach śmiga. No trudno odmówić takiej pokusie. Umawiamy się wstępnie. W piątek, jak prognozy były już znane ustalamy, że wsiadamy w pociąg w Katowicach.

Zaczynam dzień wcześnie żeby zdążyć coś wszamać, spakować się i wyjechać z rezerwą czasową. Nie wychodzi. Toczę się dopiero o 5:10. Ale drogi puste, temperatura niezła, nie wieje. Jedzie się dobrze. Pod dworcem jestem równo o 6:00. Chwilę później jest Marcin. Bilety kupujemy do Żywca.

Mieliśmy jeszcze mieć kompana w Tychach ale przy kasie było zamieszanie i się na nasz pociąg nie załapał. Pojedzie następnym. Nasz jest "szybki" i mamy w Żywcu sporo czasu więc idziemy do ciastkarni na kawkę i ciasto. Potem wracamy na dworzec i czekamy na Fabiana. On też będzie jechał na grubym kole. Nawet grubszym niż moje, bo na oponkach 4,8.

Początek to asfaltowy dojazd przez Jeleśnię do Spotoni Wielkiej. Przy ostatnim sklepie robimy zakupy i wbijamy na szlak. Niestety, niemal od razu okazuje się, że jazdy nie będzie. Środkiem szlaku przez sporą część drogi płynie sobie strumyczek. Do tego była zwózka drewna więc ciężki sprzęt rozciapał podłoże. Mozolnie pniemy się z buta zielonym szlakiem. Ale ponieważ dobry wypych nie jest zły, a uczciwa wyrypa musi mieć i takie elementy, więc zupełnie nam to nie przeszkadza.

Kilka odcinków dało się pokręcić ale nie były one zbyt długie. Za to wniosek taki, że jest moc. Grube opony ładnie idą po kamieniach i korzeniach. Jak dla mnie rowerek jest bardziej stabilny. I nie spuszczałem powietrza z ustawień na asfalt. Gdybym jechał na miękkich oponkach to byłoby pewnie jeszcze lepiej. Kiedyś i taką konfigurację przetestuję.

Generalnie plan czasowo nam się rozjechał i jesteśmy dość późno na schronisku. Izotonik dla uzupełnienia płynów i ciepła zupa na rozgrzanie. Trafiamy przy tym postoju na rowerzystów z Sosnowca. Wypytujemy o szlaki, którymi jeździli. Wychodzi na to, że jeszcze są nieprzetarte miejsca po zimowych wiatrołomach.

Zbieramy się do ataku na sam szczyt. Znów prawie nic jazdy. Ścianka taka, że może quadem by dało radę ale rowerem zero szans. Na zjazd chyba też nie. Przynajmniej ja bym się nie odważył.

Szczyt osiągamy dużo później niż zakładaliśmy. Chwilkę dychnięcia, trochę foto i wrzucenie czegoś na ruszt. Kilka razy też służymy pomocą przy uwiecznieniu zdobycia szczytu za pomocą aparatów w komórkach. Ruch jest na szlaku do Pilska całkiem spory. Zgania nas z tej miejscówki szybko rosnąca, ciemna chmura. Na szczęście idzie z tej strony, gdzie nie będziemy zjeżdżać. My lecimy na stronę słowacką. Trochę kropelek nas pogoniło i profilaktycznie pozakładaliśmy "przeciwdeszcze", ale okazało się, że bardziej był strach jak potrzeba.

Zjazd kombinowany. Sporo dało się pojechać ale były też odcinki, gdzie trzeba było obchodzić albo skakać przez drzewa. Niektóre tak blisko siebie, że nie było nawet sensu na siodełko wsiadać więc trochę początkowego zjazdu, to zejście. Do źródełka Dudova już ładnie zjeżdżamy. Tu chwilka przerwy na pojenie i uzupełnienie bidonów i dalej ogień zjazdowy.

Trochę napompowane balony przeszkadzały przy dużej prędkości i musiałem mocno pracować rękoma i nogami, żeby mi obraz nie skakał. Zdecydowanie trzeba luftu upuścić na takie warunki. Ale i tak było zajedwabiście. W jednym miejscu trochę nam się trasa pomerdała i trzeba było wrócić ale to akurat nie był problem, bo było z górki.

Kiedy docieramy do asfaltów słowackich mamy już dość sporo opóźnienie w stosunku do planu. Mieliśmy jeszcze szlakami wbijać się na Krawców Wierch i stamtąd zjechać żółtym do Glinki ale obawialiśmy się, że możemy nie wyrobić się na ostatni pociąg. Tak więc ciśniemy wszystko asfaltami.

Są kozacki zjazdy. Udaje mi się znacznie podbić rekord prędkości na Fatbike-u. Teraz mam go na poziomie 73km/h :-) Przepięknie się leciało. Był też dość ostry, i wcale nie tak krótki, podjazd, z którego znów ładnie się leciało. Od przejścia granicznego cały czas w dół.

W Rajczy jesteśmy minimalnie po czasie pociągu ale podjeżdżamy sprawdzić czy może jednak się nie spóźnił trochę. Nie spóźnił się. Do następnego ponad 1,5h. Trudno. Wracamy do centrum i zasiadamy w pizzerii na ciepły posiłek i jeszcze jeden napój izotoniczny. Potem spokojnie na pociąg.

Tym razem będziemy jechać dłuuuuuugo. Z Fabianem żegnamy się Tychach. Z Marcinem jedziemy do Katowic i potem jeszcze razem do Sosnowca, gdzie żegnamy się po kilku minutach rozmowy. Solo kręcę przez Pogoń do Będzina i dalej najkrótszą drogą do domu. W Gródkowie na chwile przystaję na przystanku i nie zsiadając z rowerka przymykam na minutę czy dwie, oczy. Mózg się lekko resetuje i jakoś dociągam do domu ostatnie 2,5km.

W domu tylko foto stanu licznika z Garmina (bzdurnego bo wliczyło też podróż pociągiem, ale za to czas jazdy i Vmax prawdziwe), rowerek do garażu a ja pod prysznic. Nawet już nie miałem ochoty na izobronka. Nie wiem ile sekund zajęło mi zaśnięcie ale obstawiam, że poniżej 15.

To był piękny dzień. Oczyszczenie przez uczciwe upodlenie. Fajna trasa, super towarzystwo, pogoda dopisała, obyło się bez awarii i kontuzji. Mogę ze spokojem ducha przebimbać niedzielę :-)







Link do pełnej galerii



Niestety, koleje nie są przystosowane do wożenia "grubasów".


Ciśniemy do Sopotni Wielkiej. Nie tylko ja na facie.


Wypych zaczyna się dość szybko. Dobrze, że byłem w trekkingach, bo bardzo to ułatwiło akcję.


Takie przeszkody pojawiły się bardzo szybko.


Dało się jednak czasem też i pokręcić.


Pierwsze widoczki. Niestety było sporo wilgoci w powietrzu i wszystko było zamglone. Ale i tak cudnie.


Niestety były miejsca, gdzie nawet "grubasem" nie dało się podjechać. I to sporo ich było.


Kontrolne przy schronisku przed atakiem na szczyt.


Tu widać, że jest stromo a i tak nie wygląda to tak, jak było rzeczywistości. Zresztą na bardziej stromych odcinkach to bardziej martwiłem się, żeby się nie zsuwać niż żeby zrobić foto.


Zdobyczne, że szczytu.


Potem przylazła chmura i zaczęliśmy ucieczkę na słowacką stronę.


A tam śnieg.



Powywracane drzewa.


Wiatrołomy.


Potem do źródełka nie było czasu na foto bo ręce były potrzebne by się nie zabić na zjeździe.


Słowacka strona.


Wracamy do Polski.


Powrót do Katowic. Znów będzie trzeba oporządzić Mamuta.


W domu jestem już w niedzielę. Dystans błędny bo wliczyło pociąg ale czas jazdy i Vmax prawdziwe. Kaemów był 118.


Kategoria Jednodniowe