Kwiecień, 2017
Dystans całkowity: | 755.00 km (w terenie 54.00 km; 7.15%) |
Czas w ruchu: | 41:25 |
Średnia prędkość: | 18.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.60 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 41.94 km i 2h 18m |
Więcej statystyk |
DPDZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po dniu regeneracji aż chciało się jechać. Niestety temperatura nieco utemperowała ten zapał. Jest odczuwalnie tak, ze 2-3 stopnie. Bez wiatru, bez chmur za to sporo zamgleń. Startuję o 6:06. Już na pierwszym, lekkim podjeździe czuję, że nogom się nie podobają warunki termiczne i podają tak średnio. Tak więc nie cisnę tylko młynkuję. Trasa standardowa. Punkty pośrednie pozaliczane w dobrym czasie. W ostatniej chwili załapuję się na stanie przed szlabanem na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. 15 sekund wcześniej i bym zdążył przed pociągiem KŚ. Potem seria świateł od Alei Kościuszki do Shella obok Expo Silesia i można dalej jechać bez przestojów. Na miejscu jestem z minimalnym zapasem czasu. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. W sumie tylko jedna "urwa" poleciała. Znów na dojeździe do Robotniczej od strony Zielonej. Wyprzedzało mnie czerwone Clio (SD 17026) mając z przeciwka nadjeżdżający samochód. Zamiast zwolnić to "kierownik" jeszcze depnął i na chama się przepchnął. Mnie, co prawda, objechał z zapasem ale temu z przeciwka wiele miejsca na manewry nie zostawił. Zupełnie nie wiem po co się tak spieszył bo pewnie i tak stał potem na szlabanie przed pociągiem KŚ jeśli tylko skręcał w stronę centrum D. G.
Powrót z pracy w niemal letnich warunkach. Jest ładne słoneczko. Temperatura chyba bliska wieszczonej przez ICM czyli coś między +15 a +20. Niestety jest też trochę wiaterku i to zauważalnego. Na dodatek nie jest zbyt ciepły. Jednak i tak połowa ciuchów ląduje w plecaku a początkowo odczuwalny chłodek wiatru szybko przestaje dawać się we znaki po uprzedni zamłynkowaniu. Kręcę przez centrum Zagórza w stronę Redenu. Przystaję na chwilę niedaleko DorJan-a by nieco kapnąć smaru na łańcuch i ściągnąć nieco linki od hamulców. Już od jakiegoś czasu czuję mniejszą siłę hamowania. Powoli kończą się klocki. Muszę dorzucić do bagażu zapasowe bo następna utrata hamowania będzie oznaczała definitywny koniec obecnie pracujących. Potem już bez postojów kręcę przez Reden pod Most Ucieczki i dalej na bieżnię przy Pogorii 3. Jest trochę ludzie ale jeszcze bez tłumów i da się dość spokojnie i równo jechać. Potem przemycam się jeszcze dzikim przejściem obok Świątyni Grillowania na Pogorię 4 i stamtąd kręcę do Preczowa. Potem standard przez Sarnów do domu. Tu chwila dłuższa przerwy i robię potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Stamtąd prosto do domu i na dziś koniec jeżdżenia. Przyjemnie ale jeszcze nie te ciepełka co to je lubię. Niestety w nocy ma coś popadać i spaść temperatura więc jutro znów pełny komplet na długo :-/
Kategoria Praca
Zródła Brynicy
-
DST
124.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:43
-
VAVG
16.07km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś planowa wycieczka klubowa do źródeł Brynicy.
Zaczęło się mało optymistycznie. Startuję z poślizgiem około 7:25. Pada coś trochę mocniejszego od mżawki. Jezdnie mokre. Trochę wieje z zachodu. Mocno zniechęcająco. Jednak w opisie wyjazdu było napisane, że jedziemy niezależnie od pogody więc wyboru nie miałem za dużego.
Zahaczam jeszcze o pobliską piekarnię po zapas drożdżówek i napojów i ruszam na miejsce zbiórki. W drodze reflektuję się, że źle sobie czas policzyłem. Gdybym miał dotrzeć na plac przy PTTK-u, to bym był idealnie na 8:00 ale zbiórka dziś była pod bramą Stadionu Ludowego. W locie modyfikuję dojazd przebijając się przez uliczki Pogoni i ostatecznie jestem jakieś 5 minut po czasie na starcie.
Tu już całkiem liczna grupa czeka na odprawę. Swietłana ogarnia tłumek, Marcin robi listę. W międzyczasie nadjeżdżają jeszcze kolejne osoby. Ustawiamy się do foto i ruszamy.
Zaczynamy czerwonym szlakiem do Milowic. Na razie spokojnie bo jeszcze jest trochę niewyraźnie i trzeba się dopiero rozkręcić i przyzwyczaić do pogody. Z Milowic kierujemy się do Czeladzi odpuszczając nieco terenu. Po wczorajszych opadach mogłoby tam być nieciekawie. Zaginamy do Galerii Elektrownia, gdzie chwila postoju na foto i pieczątki do książeczki Zabytków Szlaku Techniki.
Przy "Strusiach" zjeżdżamy z "94" w stronę czerwonego szlaku do Bytomia. Chcemy przemycić się mostkiem na Brynicy na śląską stronę do Przełajki. Tu trochę asfaltu w stronę Wojkowic. Jak tylko przekraczamy ponownie Brynicę, tym razem mostem drogowym, wbijamy w teren by pojechać trochę wzdłuż wałów rzeki, która jest tematem dzisiejszego wyjazdu. Tym sposobem przemieszczamy się do Wojkowic, gdzie przy NETTO robimy chwilę przerwy na pobranie kalorii.
Załatwiwszy tankowanie, wbijamy na klinkierek w stronę Rogoźnika i kręcimy nim aż do zjazdu na Dobieszowice gdzie mamy do odwiedzenia kolejny punkt wycieczki. Tym razem obecny Dom Kultury. Kto ciekaw czym ten budynek był wcześniej, niech zakręci i sprawdzi :-)
Zjeżdżamy dalej do Wymysłowa i kierujemy się na tamę by ostatecznie skręcić na wał wzdłuż zbiornika Kozłowa Góra, a z niego do parku w Świerklańcu. Tu podjeżdżamy kolejno pod pałac, gdzie jest chwila przerwy na posilenie i potwierdzenie się. Następnie podjeżdżamy na chwilę pod kościółek. Stamtąd przez park i las wybijamy się na asfalt w stronę Ożarowic przekraczając przy okazji kolejny raz Brynicę.
Z Ożarowic nasza droga widzie do Zendka. Objeżdżamy zachodni kraniec lotniska w Pyrzowicach i trwające tam roboty przy autostradzie "A1". W Zendku skręcamy do Strąkowa, gdzie robimy przy sklepie dłuższy popas. Tu bardzo lubią takie najazdy bo można się załapać na herbatkę i kawę nawet jak się zajedzie niezapowiedzianie.
Ze Strąkowa, strasznie dziurawą drogą przez las, kierujemy się do Cynkowa pod drewniany kościół. Chwila przerwy na foto. Niestety nie udało się zorganizować wejścia do środka.
Z Cynkowa kręcimy bocznymi drogami do Koziegłów. "E75" przekraczamy na światłach i jedziemy pod posterunek Policji. Chłopaki liczyli na potwierdzenie się tam w książeczce zamków ale coś nie bardzo wyszło. Z zamku koziegłowskiego nic nie zostało. Jedynie puste pole. W samych Koziegłowach robimy chwilę przerwy na foto przy fontannie i małe zakupy. Potem kręcimy już prosto do źródeł Brynicy w Rzeniszowie. Po drodze musimy najpierw jednak zwalczyć górkę w Koziegłówkach.
Tu chyba wypada najcieplejszy moment dnia. Jedziemy w kierunku, w którym wieje wiatr i na dodatek świeci słoneczko. Nie trwa to jednak długo, tym bardziej, że musimy zmienić kierunek jazdy by zjechać na szlak prowadzący do celu. Przez las podjeżdżamy pod znajome już miejsce. Trochę obawialiśmy się, że po deszczach same źródła będą niedostępne ale okazało się, że nie jest tragicznie. Co prawda łąka, którą trzeba było przejść w drodze do źródeł, była nieco bardziej grząska i więcej wody stało w zagłębieniach ale części uczestników chciało się, i udało, przedrzeć do rozlewisk mających być głównym źródłem rzeki Brynicy.
Robimy pamiątkowe foto z flagą klubu i ruszamy w stronę Pińczyc, gdzie tydzień temu zapowiedzieliśmy się w gościńcu z grupą na obiadek. Rano Marcin potwierdził liczbę i kiedy docieramy do celu czekają na nas już zastawione stoły. Rosołek zniknął błyskawicznie. Drugie danie też długo nie postało. Chyba wszystkim dobrze to zrobiło, bo kręcenie powrotne potoczyło się jakby raźniej.
Zresztą zaczęło się od fajnego zjazdu. Potem górka w Dziewkach i kolejny zjazd. Potem jeszcze jedna górka, zjazd i jesteśmy w Siewierzu. Omijamy rynek bo już trochę zmęczenie daje się we znaki i nikt nie ma ochoty na marudzenie. Skracamy sobie pod zamek biskupi, gdzie robimy foto i już znaną drogą wracamy przez szlak rowerowy do Podwarpia i dalej do Wojkowic Kościelnych by ostatecznie dostać się na ścieżkę przy Pogorii 4. Niąże dotaczamy się w pełnym składzie do Ratanic gdzie ostatecznie kończymy oficjalnie wycieczkę. Część uczestników rusza od razu do domu. Reszta zasiada na chwilę by się pokrzepić przed ostatnim skokiem do domu.
Ostatecznie żegnam się z chłopakami przy "Pod Dębami" i solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu. Finiszuję jeszcze za jasności, co w przypadku wycieczek Cyklozy jest nieco niezwykłe. Przynajmniej dla mnie. Ale ani trochę mi to nie przeszkadza. Było dobrze. Plan się udał. Nikt nie miał defektu. Nie było żadnego wypadku. Pogoda ostatecznie się ugięła przed naszą nieustępliwością. Po prostu udany wyjazd i dobrze zużyta sobota.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
02:03
-
VAVG
17.56km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Udało się dziś pokręcić do pracy mimo tego, że prognozy były nieciekawe. ICM wieszczył opady na poziomie 1 mm więc uznałem, że powinno się dać jechać. Chyba mniej więcej się sprawdziło. Ruszam o 6:06. Lekko pada. Trochę wody w koleinach. Wiatr minimalny czyli poprawa w stosunku do wczoraj. Kręcę standard. Jedzie się nienajgorzej. Tylko kolana dostają nieco w kość. Wraz z kilometrami namakam coraz bardziej. Na finiszu, po dość spokojnym przejeździe, jestem z zapasem 1 min. W butach nieco morko ale do tragedii jeszcze daleko. Przebierając się w suche ciuchy czuję jak zaczyna odmarzać lewe kolano. Średnio zabawne uczucie.
Powrót też mi nie uszedł na sucho ale już też nie tak bardzo na mokro. Kapało większość drogi, raz mocniej, raz słabiej. Trochę też wiało z kierunku zachodniego ale bez porównania słabiej niż wczoraj. Kręcę powrót tą samą trasą co wczoraj. W ogóle dużo tego "jak wczoraj". Różnica mała taka, że staram się gdzie mogę jechać chodnikami. Jest na nich nieco bardziej sucho. Dzięki temu na finiszu w butach mam lepszą sytuację niż na porannym dojeździe. Przejazd spokojny i niespieszny. Na Pogoriach pusto. Jedna spacerowiczka, dwóch rowerzystów a tak to cała bieżnia moja.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
02:03
-
VAVG
17.56km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
W nocy wiało i padało. Zastanawiałem się jak będzie rano, czy przypadkiem nie będzie trzeba się posiłkować zbiorkomem. Na szczęście na starcie jest całkiem przyzwoicie. Co prawda wieje konkretnie ale akurat z kierunku właściwego. Niebo zaciągnięte chmurami. Jezdnie schnące. Wytaczam się na asfalt o 6:08. Od razu czuję, że mnie wspomaga. Jedzie mi się bardzo dobrze choć czasy na punktach pośrednich mam jak wczoraj, przyzwoite jedynie. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Drogi spokojne i raczej pustawe. Zero zgrzytów. Na miejscu z 4 minutami zapasu. Po drodze kilka razy trafiłem na strefy chłodniejszego powietrza generalnie jednak umiarkowanie ciepło.
Powrót to walka. Kręcę spacerowo przez Reden na bieżnię przy Pogorii 3. Tam prawie całkiem pusto. Tylko jakieś koparki, nowy słup (chyba pod transformator) i grupka robotników kończąca pracę. Na samej bieżni spotykam dwóch rowerzystów, jedną rolkarkę i jednego wędkarza. Pogoda raczej zniechęca do wychodzenia. Za to ładny widoczek na zbiornik. Między Pogorią 3 i 4 dopada mnie zamieć z gradem. Przystaje na tamie P4 bo nie da się jechać. Tnie po twarzy jak diabli. Kurtka nasiąka błyskawicznie. Na szczęście opad szybko przechodzi. Ubieram jednak ekstra warstwę i kontynuuję kręcenie spacerowe do domu. Po drodze wychodzi słoneczko ale nie jest ani trochę cieplej. Do domu zataczam się zmachany niemożebnie.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
32.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
18.46km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś straszne niechcenie na pociskanie a start minimalnie opóźniony. Ruszam o 6:08. Jest umiarkowanie ciepło. Trochę chmurek na niebie i ogólnie mniej przejrzyste powietrze. Droga standardowa. Spokojna. Słońce dziś ujawnia się wcześniej, już w okolicach Łagiszy-Pustkowia. Artystycznie rozmyte ładnie koloruje niebo.
Wychodzę z pracy z kurtką w plecaku. Po kilkuset metrach jednak ją ubieram. Niby słonecznie ale wiaterek jednak jest chłodny. Kręcę najkrótszą trasą przez Mec, Środulę (gdzie uprzejmy kierowca przepuszcza mnie przez potok samochodów zjeżdżających na osiedle), Stary Będzin, nerkę, Fabrykę Domów i Gródków do domu. Nie lubię na powrocie korzystać z "913" bo o tej porze jest tam duży ruch ale dziś nie mam ochoty na objazdy. Kręcę spacerowo byle tylko dociągnąć do domu. Mimo, że niespiesznie jestem równo z autobusem, którym bym dotarł do domu, gdybym wybrał zbiorkom.
Kategoria Praca
DPDZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
19.32km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:05. Dziś profilaktycznie poubierany na długo choć już nie w wersji zimowej. Jest tak sobie. Buty mogły być cieplejsze. Ostatecznie ujdzie. Kręcę standard przez Gródków, Łagiszę, Zieloną i Dąbrowę Górniczą. Droga spokojna. Czasy pośrednie w normie. Na miejscu z zapasem 4 min. W sumie przyjemny dojazd do pracy. Brakowało trochę słoneczka, które zobaczyłem dopiero na granicy Dąbrowy i Sosnowca, a i to tylko prześwitujące przez niewielkie dziury w chmurach.
Po pracy za oknem całkiem przyjemnie: słońce, trochę wiatru. Wychodzę w kurtce ale od razu chowam ją do plecaka bo bym się zagotował. W wietrze jest już nieco mniej ciepło ale od biedy ujdzie. Część drogi mam pod wiatr ale jedzie się całkiem dobrze. Kręcę przez Reden, bieżnię przy Pogorii 3, Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów. Od Pogorii 4 wiatr już tak nie przeszkadza. W domu robię chwilę przerwy na rozprostowanie pleców, potem zabieram sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Powrót z balastem prosto do domu.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
18.05km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoweś chmurki na niebie sprawiły, że dziś nieco dłużej szarówka trwała. Temperatura jeszcze nie za wysoka ale mimo tego odważyłem się na dojazd w krótkich spodenkach. Na miejscu stwierdzam, że trochę na to za wcześnie. Startuję o 6:03. Jedzie się dobrze choć mam wrażenie lekkiego podmuchu ze wschodu. Standard przez Łagiszę, Zieloną i centrum Dąbrowy Górniczej. Przelot spokojny i całkiem przyjemny. Jedynie nogi mówiły, że to jeszcze wciąż nie te fajne warunki do kręcenia. Na miejscu jestem z zapasem 7 min.
Wychodzę z pracy optymistycznie ubrany na krótko. Optymizm mija mi kiedy tylko schodzę ze schodów. Od razu wdziewam bluzę i rękawiczki. Słabe słońce i dość silny, chłodny wiatr. Czyżby jednak krótkie spodenki były dziś błędem? Powoli wtaczam się na górkę kierując się na Mec i dalej na kolejną na Śorduli. Potem zjazd do izby wytrzeźwień i przerzucam się na drugą stronę torów jadąc w stronę dworca kolejowego Stary Będzin. Stamtąd prosto do będzińskiego Kauflanda po zaopatrzenie z kategorii innej niż spożywcza. Na odcinku od dworca do sklepu pada. Nie jakoś mocno ale w połączeniu z wiatrem jest nieprzyjemnie. Wychodząc ze sklepu już jest lepiej. Nawet znów słoneczko próbuje się przebić. Dalej wieje. Spacerowym tempem przetaczam się w stronę Fabryki Domów i tam skręcam prosto do Gródkowa. Przy centrum logistycznym Lidla skręcam w stronę lasu. Nabieram się na ścieżkę rowerową, która prowadzi do parkingu przy Lidlu. Zryta gruntówka jest za barierką. Dobijam nią do lasu i pod jego osłoną jadę do szkoły w Górdkowie gdzie wracam na "913". Spacerowym tempem dotaczam się do przejazdu kolejowego i odbijam na spokojniejszą ulicę w stronę remizy w Psarach. Potem prosto do domu. Jednak dziś nie był dzień na jazdę w krótkich gaciach. Wymarzłem. Ale i tak się fajnie jechało :-)
Kategoria Praca
Objazd trasy
-
DST
108.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
06:13
-
VAVG
17.37km/h
-
VMAX
59.60km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę, w przyszłym tygodniu, rusza pierwsza otwarta wycieczka klubowa i dziś jeżdżenie przygotowawcze do niej. Mamy w planach sprawdzenie większości trasy by gładko poprowadzić grupę.
Umawiam się Marcinem przy wojkowickim Orlenie. Miał jeszcze podzwonić po chłopakach z info ale kto się stawi miałem dowiedzieć się dopiero na miejscu zbiórki. Zjawiam się pod stacją ciut przed czasem. Kilka minut później nadciąga Prezes razem z Maćkiem, Michałem i Pawłem. Powitanie i ruszamy.
Na początek kawałek terenu wzdłuż Brynicy. Okazuje się, że dość zryty ale przejezdny. Potem Wojkowice. Stamtąd kręcimy w stronę Dobieszowic odkrywając przy okazji całkiem nową drogę, której jeszcze nie widziałem. Daje nam ona pożądany skrót i objazd bokiem ruchliwszych odcinków do domu kultury.
Z Dobieszowic kręcimy do Wymysłowa i dalej do parku w Świerklańcu. Tu sprawdzamy jak uniknąć ruchliwej "78". Udaje się to przy użyciu objazdu leśnego. Spokojnymi drogami przemycamy się do Brynicy i dalej do Ożarowic. Tu chwila przerwy (kolejna) na wciągnięcie jakichś kalorii.
Objeżdżamy lotnisko w stronę Zendka. Po drodze badamy obiekt, który Marcin kiedyś przyuważył przy objeździe. Okazuje się, że to betonowy dach. Zastanawialiśmy się jak on tu się znalazł? Czy to pozostałość po jakiejś rozbiórce?
Kręcimy dalej do Strąkowa i znaną już drogą do Cynkowa. Podjeżdżamy pod drewniany kościółek. Tu znów przerwa na małą regenerację i dalej w drogę. Piękny zjazd po drodze gdzie wykręcam dzisiejszą prędkość maksymalną. Potem badanie objazdu do bezpiecznego skrzyżowania z "E75" w drodze do Koziegłów. Tu sprawdzamy możliwości karmieniowe. Jedna nieczynna, druga nie bardzo nadaje się do naszych celów.
Jedziemy dalej do Koziegłówek i Mysłowa skąd skręcamy w niebieski szlak w poszukiwaniu źródeł Brynicy. Grząsko ale docieramy do rozlewisk, które wg GPS-a powinny być jednym z ważniejszych źródeł tej rzeki. Foto. Potem próba podjechania do nich z innej strony i powrót na szlak.
W Pińczowie odkrywamy gościniec, w którym kotwiczymy na ciepły posiłek. W sam raz przerwa bo zamulanie robiło się już coraz większe. Poza obiadkiem też nieco płynów na wzmocnienie. Zapowiadamy się Pani prowadzącej, że za tydzień zawitamy z liczniejszą grupą. Marcin bierze i zostawia namiary byśmy mogli w sobotę rano dać info ile osób nas będzie.
Potem znaną już nam drogą na Dziewki wybijamy się na kierunek do Siewierza. Tu zaskakuje mnie ścieżka rowerowa. Dowód na to, że da się takie coś zrobić dobrze. Szkoda tylko, że odcinek dość krótki ale jedzie się go bardzo dobrze. Reszta drogi już ograna: zamek biskupi, szlak w stronę Podwarpia, Wojkowice Kościelne i Pogoria 4. Tu tłumy. Trudno jechać z maksymalną prędkością bo pełno pieszych, rolkarzy, rowerzystów. Trzeba bardzo uważać.
Kotwiczymy na chwilę na Ratanicach w lokalu ale kolejka tam straszna. Przetaczamy się do "Pod Dębami" ale tu też miejsca nie za wiele. Rezygnujemy z nasiadówki. Żegnam się z chłopakami i solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu. Finisz jeszcze za dnia, co jest miłą odmianą.
Cały dzień cieplutko, wiaterek miał być z południa i chyba tak było. Na szczęście niezbyt uciążliwy. Jechało się bardzo przyjemnie zwłaszcza, że ekipa była sprawdzona i wesoła. Coś tam Paweł mówił, że w jego wpisie będzie o "wysublimowanym humorze" ;-p
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe