limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

  • DST 36.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 17.56km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 kwietnia 2017 | dodano: 06.04.2017

W nocy wiało i padało. Zastanawiałem się jak będzie rano, czy przypadkiem nie będzie trzeba się posiłkować zbiorkomem. Na szczęście na starcie jest całkiem przyzwoicie. Co prawda wieje konkretnie ale akurat z kierunku właściwego. Niebo zaciągnięte chmurami. Jezdnie schnące. Wytaczam się na asfalt o 6:08. Od razu czuję, że mnie wspomaga. Jedzie mi się bardzo dobrze choć czasy na punktach pośrednich mam jak wczoraj, przyzwoite jedynie. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Drogi spokojne i raczej pustawe. Zero zgrzytów. Na miejscu z 4 minutami zapasu. Po drodze kilka razy trafiłem na strefy chłodniejszego powietrza generalnie jednak umiarkowanie ciepło.

Powrót to walka. Kręcę spacerowo przez Reden na bieżnię przy Pogorii 3. Tam prawie całkiem pusto. Tylko jakieś koparki, nowy słup (chyba pod transformator) i grupka robotników kończąca pracę. Na samej bieżni spotykam dwóch rowerzystów, jedną rolkarkę i jednego wędkarza. Pogoda raczej zniechęca do wychodzenia. Za to ładny widoczek na zbiornik. Między Pogorią 3 i 4 dopada mnie zamieć z gradem. Przystaje na tamie P4 bo nie da się jechać. Tnie po twarzy jak diabli. Kurtka nasiąka błyskawicznie. Na szczęście opad szybko przechodzi. Ubieram jednak ekstra warstwę i kontynuuję kręcenie spacerowe do domu. Po drodze wychodzi słoneczko ale nie jest ani trochę cieplej. Do domu zataczam się zmachany niemożebnie.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!