limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1304.00 km (w terenie 63.00 km; 4.83%)
Czas w ruchu:65:29
Średnia prędkość:19.91 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:50.15 km i 2h 31m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 34.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 24.29km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 lipca 2015 | dodano: 17.07.2015

Dziś sobie zrobiłem dzień dziecka i do pracy pokręciłem na full-u. Na starcie o 6:15 już +17. Trochę chmurek wysokich ale bez wiatru. Jedzie się bardzo dobrze i szybko. Światła na "86" udaje mi się przelecieć na pełnej prędkości :-) W ogóle dziś przelot bardzo płynny. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej nie stałem. Na rondzie w centrum też nie. Dobrowolny postój na foto hotelu. Jedynie światła na Alei Róż i Mortimerze nie współpracowały ale długo na nich nie stałem. Zjazd z Braci Mieroszewskich w Szymanowskiego ciągle niegotowy. Na miejscu ze sporym zapasem minutek i świadomością, że dałoby się jeszcze o 2-3 minuty czas podkręcić :-) Może kiedyś będę miał wenę by się postarać o intensywniejszą jazdę.

Po pracy bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina. Tu w serwisie rzucam pytaniem, na które odpowiedź wcale mnie nie cieszy. Potem przez Łagiszę i Sarnów kręcę do domu. Powrót bardzo przyjemny. Wracają moje ulubione temperatury. Szkoda tylko, że jutro ich nie wykorzystam. Zajęcia inne niż rowerowe w planie.


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 42.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 20.16km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 lipca 2015 | dodano: 16.07.2015

+13. Czyściutkie niebo. W słoneczku przyjemnie ciepło. W cieniu chłodno. Lekki wiaterek. Wrażenie z przejazdu takie, że opornie ale na finiszu czas standardowy. Start 6:11. Udaje się nie stać na przejeździe kolejowym przy "dworcu" w D. G. Po drodze szybkie foto hotelu. Irytuje mnie trochę to, że przy budowie ronda na Zagórzu samochody zwalniają jakby jajka wiozły. Muszę przez nich specjalnie hamować. Wszystko przez drobne uskoki asfaltu.

Po pracy wracam przez Pogoń, Czeladź i Wojkowice. Tempo niezbyt spieszne. Trochę wkurza mnie łańcuch. Po przesmarowaniu w domu zrobił się cichszy. Było też trochę walki z wiatrem. Ale za to robi się coraz cieplej. W domu zmieniam sakwy na większe i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu.


Kategoria Praca

DPSD

Środa, 15 lipca 2015 | dodano: 15.07.2015

+15. Niskie, ołowiane chmurki i wilgoć w powietrzu. ICM twierdził, że może być ulewa. Startuję o 6:13. Jezdnie suche i takie są niemal wszędzie poza Zieloną. Pomimo amputowanej przedniej przerzutki jedzie się bardzo dobrze i czas przelotu jest w granicach standardowego. Może blat w naszym terenie nie jest mi potrzebny? Co prawda czasem młynkowanie jest konkretne ale do spalenia jeszcze daleko. Udaje się trafić między pociągi KŚ i IC, i nie stać na przejeździe przy "dworcu". Potem postój na foto hotelu. Optycznie niewiele się zmienia ale kolega potem w pracy informuje mnie, że właśnie ukończyli tunel z hotelu do aquaparku "Nemo". Może dlatego na zewnątrz niewiele się zmieniało? Zjazd z Braci Mieroszewskich w Szymanowskiego ciągle jeszcze niegotowy ale rowerkiem udaje się przejechać bez problemu. Na miejscu z zapasem 3 min. Tak się zastanawiam czy by nie zrezygnować z przedniej przerzutki... ;-)

Po pracy nieco parny ale całkiem ciepły dzionek. Chmury ze słońcem na przemian. Ruszam na początek do Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu. Potem przez Mydlice do Będzina do serwisu. Tu schodzi chwilka mnie na pogaduchach a serwisantowi na zakładaniu nowej przerzutki. Z nowym sterowaniem biegami przednimi ruszam do domu przez Łagiszę i Sarnów. Trochę trzeba było mi powalczyć z wiatrem ale i tak powrót zaliczam do bardzo przyjemnych.


Kategoria Praca, PrzerzutkaP, Serwis

DPD

Wtorek, 14 lipca 2015 | dodano: 14.07.2015

+13. Na wstawaniu jeszcze bez wody ale już na starcie deszczyk. Słaby, bo słaby ale równy i nie zapowiadający rychłego końca. Zresztą ICM dokładnie to zapowiadał. Jednak inna opcja niż dojazd rowerkiem nie wchodzi nawet w grę. Wrzucam wszystkie niezbędne graty do sakwy, na nogi kapcie od chodzenia w wodzie i ruszam do ataku o 6:12. Kręcę głównie na młynkach i rzadko włączając blat więc średnia niezbyt imponująca ale za to udaje się być cały czas rozgrzanym. Przejazd spokojny. Udaje się przejechać między KŚ a IC bez postoju. Odpuszczam też foto hotelu. Zjazd w Szymanowskiego z Braci Mieroszewskich jeszcze nie jest skończony ale rowerkiem da się to przejechać. Na miejscu z zapasem 3 min. Stopień przemoczenia mniejszy niż się spodziewałem.

Po pracy pogoda była na tyle ok, że udało się wrócić na sucho. Choć nim wystartowałem, to miałem wątpliwości. Jednak pomimo sprzyjających warunków wracam najkrótszą drogą przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Po drodze kilka razy majstruję przy przednie przerzutce. Jak nie na najmniejszej, to na największej tarczy słyszę denerwujące odgłosy. Hałas czyni wózek przerzutki. W domu przyglądam się problemowi uważniej i próbuję ustawić wszystko tak by panowała błoga cisza przy kręceniu. Nie udaje się jednak bo za którymś razem dociągam śrubę obejmy na tyle mocno, że puszcza gwint w obejmie. Przerzutka do wyrzucenia. Cóż, zawsze miło jest kupić sobie coś nowego do rowerka :-) Mając rowerek już na stojaku zaglądam jeszcze do tylnego hamulca. Ostatnio hamowanie nim wypada raczej słabo. Klocki nie są jeszcze zdarte za bardzo ale zakładam mimo tego nowe. Test. Jest ciut lepiej ale jeszcze nie to. Wygrzebuję używaną tarczę z poprzedniego koła i zamieniam je. Kolejny test. Różnica jest bardzo duża. Nie ideał, jak przy nowej, ale hamowanie o wiele lepsze. Wychodzi na to, że poprzedniczka się zdarła. Łańcuch zostawiam na środkowej tarczy z przodu. Jakoś doturlam się do pracy a na powrocie zahaczę o serwis i zafunduję sobie nówkę biegi do przodu.


Kategoria Praca, KlockiT, PrzerzutkaP, Serwis, Tarcza

DPD

  • DST 37.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.75km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015

O 5:00 +13 i deszcz za oknem. Zapowiadało się nieszczególnie. Do 6:00 jednak się wypadało i na starcie (6:09) było już tylko mokro. W sumie nawet przyjemnie. Jako, że start nie na krawędzi to kręcenie niezbyt intensywne. Przejazd spokojny. Udaje mi się przejechać przez "dworzec kolejowy" przed pociągiem KŚ. Postój na foto hotelu i jeszcze łapię zielone na Alei Róż. Potem czerwone na Mortimerze i reszta drogi płynnie do celu. Na miejscu zapas 8 min. I nawet nie uflejany :-)

Po pracy pogoda o tyle lepsza, że jest bardziej sucho pomimo tego, że za dnia nieźle padało. Wiatr asfalty ładnie podsuszył. W teren się nie pchałem bo jakoś nie bardzo mi się uśmiechało czyszczenie rowerka. Standardową trasą przemycam się przez Mortimer i Reden na Pogorię 3. Tam przyuważam na pustej plaży Sławka z synem. Nie widzieliśmy się z pół roku. Albo i lepiej. Witamy się i ponad godzinka schodzi na wymianie nowinek (znaczy się ploty i opowieści). Potem wzdłuż P3 jadę do Świątyni Grillowania i dzikim przejściem przez tory przenoszę się na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów wracam do domu. Na powrocie nawet trochę słoneczko wyzierało spomiędzy chmur. Większość drogi powrotnej miałem trochę szarpaniny z wiatrem. Ale generalnie powrót przyjemny. I jakby cieplej ciut niż rano.


Kategoria Praca

Klubowo

  • DST 180.00km
  • Czas 09:33
  • VAVG 18.85km/h
  • VMAX 62.50km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 lipca 2015 | dodano: 12.07.2015
Uczestnicy

Link do pełnej galerii

Dzisiejszy dzień rowerowy to planowany wyjazd klubowy do Częstochowy na zakończenie pielgrzymki rowerowej na Jasnej Górze. Dla mnie to tylko przejazd, dla niektórych to też udział we mszy.
Zaczęło się od tego, że nie wygrzebałem się na czas i nie było szans bym dotarł na miejsce startu grupy czyli pod DorJan-a na Zagórzu. Dzwonię do Prezesa i umawiam się z nim, że spotkamy się na Piekle przy zjeździe na Pogorię 4. Udaje mi się dotrzeć na miejsce spotkania sporo przed grupą. Pojawiają się ponad 20 min. później. Cykam foto zbliżającej się hordy. Frey pozdrawia mnie brzydkim gestem, ja mu chyba też coś potem niedyplomatycznego powiedziałem i tymże przyjacielskim powitaniem rozpoczynamy wymianę nowości od czasu, kiedy się ostatni raz widzieliśmy m. in. jego szosę, na której go chyba jeszcze nie widziałem w akcji.
Na pierwszych podjazdach okazuje się, że jeden z uczestników pojawił się na rowerze trojańskim. Niby ładny, niby ok a na podjazdach utrudnia jak może. Okazało się później, że dumper jest niesprawny i przy próbie ciśnięcia pod górę odbiera energię spowalniając swojego właściciela. Przez jakiś czas go eskortuję na końcu grupy. Później staraliśmy się by ktoś zawsze wiedział co się dzieje z tym uczestnikiem wycieczki. Piszę bez imienia, bo nawet jeśli padło, to go nie dosłyszałem. W grupie poza klubowiczami i niezrzeszonymi u nas znajomymi pojawiły się też nowe twarze. W sumie było nas kilkanaście osób.
Jedziemy do Częstochowy bez większego gięcia. Na początek do Siewierza, potem Myszków i Poraj. We wrzosowej przerzucamy się na zachodnią stronę "jedynki" i wjeżdżamy do Częstochowy. Po drodze postoje techniczne związane z problemami z lewym pedałem w rowerze Marka. Ostatecznie Maciek i Frey rozprawiają się skutecznie z problemem i Markowi udaje się resztę wyjazdu odbyć bez problemów. Z technicznych zgrzytów było jeszcze uchodzące powietrze w rowerku brata Prezesa ale wystarczało dopompowywanie na postojach więc nie było to jakoś super uciążliwe. Jednemu z uczestników też trzeba było nieco podregulować przerzutki. Poza tym większych problemów nie było.
Do celu, czyli przed Katedrę, docieramy mniej więcej na czas. Dogania nas też Adrian, któremu się dobrze spało i start miał nieco obsunięty :-) Potem przejazd pod klasztor na Jasnej Górze. Msza miała być za godzinę więc rozpuszczamy się gdzie kto miał ochotę. W kilka osób zasiadamy do napojów różnych ale hałas ze sceny w końcu nas przegania. Z Frey-iem i Adrianem lokujemy się w cieniu w parku czyniąc odpoczynek i futrunek aż do 14:00. Przyjemnie się leżało. Po zakończeniu mszy ruszamy do Mstowa. Plan oryginalny zostaje zmodyfikowany ze względu na rowerek z niesprawnym dumperem. W Mokrzeszu zwracamy się w stronę Janowa i stamtąd kręcimy do Żarek i Myszkowa gdzie odstawiamy uczestnika ze zdefektowanym pojazdem na pociąg. Jest już dość blisko zachodu słońca. We trzech, Frey, Prezes i ja ciśniemy do Siewierza. W międzyczasie grupa powrotna rozbiła się na kilka mniejszych o różnych tempach powrotu. My byliśmy na końcu eskortując najwolniejszego uczestnika. Ostatni raz w komplecie byliśmy podczas obiadku w "Jurajskim Grodzie" (a obiadek smaczny był i dał siły na powrót). Przed Siewierzem dopędzamy brata Prezesa a na rynku w Siewierzu spotykamy Adriana. Reszta, kilka osób, podobno przed chwilą ruszyła w stronę Pogorii 4. My załatwiamy zaopatrzenie i toczymy się ich śladem. Albo ich wyprzedziliśmy, albo nie dogoniliśmy (choć tempo było równe i raczej mocne bo prowadził Frey na szosie). Przez Pogorię 4 przelatujemy też dość szybko. Żegnam się z chłopakami przy "Pod Dębami". Oni jadą na Pogorię 3 a ja wracam przez Preczów i Sarnów do domu. Prezes miał dylemat czy dokręcać do 200 czy nie. Mnie zostało za dużo żeby walczyć. I tak potem jeszcze dogiąłem 1 km do 180. Gdzieś na podjeździe z Preczowa do Sarnowa usłyszałem za plecami pstrykanie przerzutek. Nie miałem jakoś ochoty na jazdę z pościgiem za plecami. Wrzuciłem blat, włączyłem młynki i chyba mu się oderwałem (albo skręcił gdzieś w bok) bo go na skrzyżowaniu w Sarnowie ani na światłach już nie widziałem. Wieczorem zadzwonił jeszcze Prezes, że dobił do 200 odprowadzając Adriana na kwadrat. Czyli generalnie udany rowerowo dzień :-) Zwłaszcza te podjazdy i zjazdy.



Pojawia się ekipa. Frey wita się przyjacielsko-szyderczym gestem ;-p


Chwila przerwy pod zamkiem w Siewierzu. Przebieranki, futrunek, gadki. Normalka.


Miodzio zjazd w stronę Myszkowa.


Pierwsze problemy z Markowym pedałem.


Przejazd nad "jedynką" we wrzosowej. Niestety z drugiej strony schody. Ale i tak bardzo dobre rozwiązanie. Takich bym sobie życzył na ścieżkach rowerowych.


Drugie starcie z Markowym pedałem. Tym razem Maciek z Freyem używają większej siły i problem zostaje rozwiązany na dobre :-)




Trochę ludzi pod katedrą się zebrało.


Podjeżdżamy pod Klasztor.


Zbiorowe pod Klasztorem.


Mural. Obok niego zakotwiczyliśmy na płyny nim nas hałas ze sceny przepłoszył.


Nieopodal zalegaliśmy do 14:00.


Sanktuarium Ojca Pio. Podjeżdżamy ostry podjazd w lesie a tu nagle znikąd słyszymy śpiewy religijne. Dopiero na szczycie okazuje się o co chodzi.


Mstów. Jakbym tu całkiem niedawno był ;-p


Tuśmy obiadali. Bardzo dobry obiadek wciągnąłem.


Nie było tabliczki co to ale foto zrobiłem.


Tuż obok obiekt ze szlaku architektury drewnianej - Młyn w Złotym Potoku.


Pani drapała się gdzie ją nie swędzi ;-)


Ostrężnik.


Cienie się wydłużają.


Potem było dużo kręcenia i ciemności więc mało okazji do focenia. Dopiero na finiszu focę podsumowanie dnia.


Kategoria Jednodniowe

DPDZ

Piątek, 10 lipca 2015 | dodano: 10.07.2015

Optycznie dzień bardzo ładny. Z pomiarów wynika jednak, że tak nie do końca. Przede wszystkim szwankuje termika: +11. Do tego zawiewa. Na moje szczęście z zachodu więc generalnie pomagająco. Odczuwalnie chłodno. Podejrzewam, że ze względu zarówno na ów wiaterek jak i wilgoć pozostałą po wczorajszych opadach. Jedzie się też raczej słabo. W połączeniu z nieco obsuniętym startem - 6:16 - kończy się sprawa obsuwą w czasie na wartość 5 min. I to pomimo tego, że wybrałem najkrótszy wariant czyli przez Będzin.

Zgodnie z prognozą ICM-u po południu sucho ale wietrznie. Dzień jakiś taki męczący i na powrocie to się dało odczuć. Zupełnie zero chęci do pociskania. Powrót spacerowy. Dziś przez Dąbrowę Górniczą. Na Pogorii 3 pustawo ale nie ma się co dziwić. W Preczowie zryte obok kościoła. Może w końcu będzie tam jakaś przyzwoita jezdnia. Poza tym droga spokojna. W domu zmiana sakw na większe i standardowe zagięcie po zaopatrzenie do wsiowego Lewiatana. Nędznie się dziś kręciło powrót.


Kategoria Praca

DPD

Czwartek, 9 lipca 2015 | dodano: 09.07.2015

Dziś zajęty dzień w pracy i zupełnie wyleciało mi z głowy zrobienie raportu porannego ;-P

Rano zaś było... inaczej niż wczoraj. O wiele bardziej rześko. Coś w pobliżu +13. Trochę chmurek. Wiaterek nawet jeśli, to sprzyjający. Startnąłem gdzieś 6:15. Kręciło się nawet całkiem dobrze a przejazd był spokojny. Standardowy postój na foto hotelu. Pozostałe miejsca wrażliwe dziś współpracowały. Na miejscu nieznacznie po czasie.

Powrót zaczął się na sucho. Jednak podjeżdżając od Mecu na światła na Środuli widziałem na horyzoncie ołowiane chmurki mniej więcej nad Czeladzią. Zauważalnie też wiało. Trochę miałem nadzieję, że jak odbiję na kierunek Łagiszy to uda się umknąć opadowi. Niestety w okolicach kortów obok nerki dopadły mnie pierwsze krople. Wjechałem do przejścia pod Al. Kołłątaja i tam utknąłem na około pół godziny. Opad rozkręcił się bardzo szybko i intensywnie zasuwał jakieś 20 min. Dobrze, że zabrałem kurtkę polarową bo byłby kanał. Przydały się również kapcie do chodzenia w wodzie. Wszamawszy 2 batony doczekałem się w końcu etapu opadu, który miał szansę zaniknąć. Ruszyłem niespiesznie chodnikami w stronę Łagiszy. Niestety do samego końca deszczyk kapał nawet momentami nieco przyspieszając. Tak do Sarnowa jeszcze się szczypałem w jechanie po chodniku aż w którymś miejscu nabrałem wody w kapcie i okazało się, że nawet ta woda nie jest taka zimna. W związku z tym przerzuciłem się na asfalt i już z większą śmiałością przecinałem kałuże na przestrzał. Nieco dzięki temu podkręciło się tempo na powrocie, które do tego momentu było mocno spacerowe. Generalnie powrót spokojny i prawie przyjemny. Trochę zimno było po dłoniach i kolanach.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 8 lipca 2015 | dodano: 08.07.2015

Na wstawaniu było nieciekawie: ciemno, wietrznie, padało, na horyzoncie błyskawice. Pogodziłem się z tym, że do pracy na sucho nie zajadę. Jednak do godziny startu padać przestało, wiaterek zelżał i temperatura była bardzo przyjemna - mocne +18. Start 6:16 i bardzo szybko doszedłem do wniosku, że się spóźnię bo podawanie było słabe. Znacznie przyczyniła się do tego wilgoć w powietrzu. Przejazd jednak bardzo przyjemny. Założone asekuracyjnie kapcie od chodzenia w wodzie okazały się niepotrzebne bo jezdnie nie były jakoś tragicznie zalane. Trochę wody w koleinach. Były też strefy zasypane liśćmi z drzew i połamanymi gałęziami ale nic co by utrudniało przejazd. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej jestem już po odjeździe zarówno KŚ jak i IC więc nie stoję. Po drodze foto hotelu i ronda na Zagórzu. Zabrali się teraz za zjazd w Szymanowskiego więc może w przyszłym tygodniu najdalej będzie się dało tam już gładko przejechać. Na miejscu obsunięty w czasie o 7 min. :-/ Całkiem na sucho.

Powrót prawie cały w deszczu. Właściwe to deszczyku. Tak sobie po prostu padało. Do tego było ciepło. Bez pośpiechu ale też i bez gięcia kręcę przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Gródków do domu. Pomimo tego, że mnie trochę okapało powrót uważam za bardzo przyjemny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 41.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 19.22km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 lipca 2015 | dodano: 07.07.2015

Dziś nieco bardziej rześko na starcie. Jakieś +14. Słoneczko w pełnym zakresie rażenia. Lekki wiaterek. Start 6:12 więc nie ma ciśnienia. Kręcę przez Łagiszę, Zieloną i Dąbrowę Górniczą. Tym razem jestem ciut przed pociągiem KŚ więc chwila przerwy nim się przetoczy. Po drodze szybkie foto hotelu i potem już bez postojów do celu. Zjazd z ronda w Szymanowskiego jeszcze nie zrobiony. Na miejscu z zapasem minutek.

Po pracy przyjemne ciepełko zachęcające do swobodnego kręcenia w okolicach terenu. Tak też i czynię przebijając się po terenie do niebieskiego szlaku na Kazimierz. Potem trochę asfaltów w Dąbrowie Górniczej by ostatecznie przez Pogorię 3 dociągnąć na Zieloną. Stąd wertepkami równoległymi do czarnego szlaku osiągam Łagiszę. Asfaltem docieram do świateł na "86" w Sarnowie i przebiwszy się na stronę psarską wbijam ponownie w teren przecinając las przy Urzędzie Gminy. Stamtąd przerzucam się na wertepki w stronę Strzyżowic i zjeżdżam do domu. Przyjemny, niespieszny i spokojny powrót.


Kategoria Praca