limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Czwartek, 9 lipca 2015 | dodano: 09.07.2015

Dziś zajęty dzień w pracy i zupełnie wyleciało mi z głowy zrobienie raportu porannego ;-P

Rano zaś było... inaczej niż wczoraj. O wiele bardziej rześko. Coś w pobliżu +13. Trochę chmurek. Wiaterek nawet jeśli, to sprzyjający. Startnąłem gdzieś 6:15. Kręciło się nawet całkiem dobrze a przejazd był spokojny. Standardowy postój na foto hotelu. Pozostałe miejsca wrażliwe dziś współpracowały. Na miejscu nieznacznie po czasie.

Powrót zaczął się na sucho. Jednak podjeżdżając od Mecu na światła na Środuli widziałem na horyzoncie ołowiane chmurki mniej więcej nad Czeladzią. Zauważalnie też wiało. Trochę miałem nadzieję, że jak odbiję na kierunek Łagiszy to uda się umknąć opadowi. Niestety w okolicach kortów obok nerki dopadły mnie pierwsze krople. Wjechałem do przejścia pod Al. Kołłątaja i tam utknąłem na około pół godziny. Opad rozkręcił się bardzo szybko i intensywnie zasuwał jakieś 20 min. Dobrze, że zabrałem kurtkę polarową bo byłby kanał. Przydały się również kapcie do chodzenia w wodzie. Wszamawszy 2 batony doczekałem się w końcu etapu opadu, który miał szansę zaniknąć. Ruszyłem niespiesznie chodnikami w stronę Łagiszy. Niestety do samego końca deszczyk kapał nawet momentami nieco przyspieszając. Tak do Sarnowa jeszcze się szczypałem w jechanie po chodniku aż w którymś miejscu nabrałem wody w kapcie i okazało się, że nawet ta woda nie jest taka zimna. W związku z tym przerzuciłem się na asfalt i już z większą śmiałością przecinałem kałuże na przestrzał. Nieco dzięki temu podkręciło się tempo na powrocie, które do tego momentu było mocno spacerowe. Generalnie powrót spokojny i prawie przyjemny. Trochę zimno było po dłoniach i kolanach.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!