Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 1304.00 km (w terenie 63.00 km; 4.83%) |
Czas w ruchu: | 65:29 |
Średnia prędkość: | 19.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.60 km/h |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 50.15 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
19.81km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+18 na starcie. Przyjemne warunki do kręcenia. Ruszam trochę obsunięty w czasie - 6:20. Wszystko przez czyszczenie amorków i smarowanie łańcucha w Rzeźniku po wczorajszym. Ponieważ przez Będzin jest ciut krócej i nie ma robót drogowych więc dziś kręcę tą stroną do pracy. Jedzie się nawet całkiem dobrze. Trochę tylko we znaki dają się kolana. Zwłaszcza lewe. Na szczęście przy młynkach to nie problem i udaje się nawet sprawnie odjechać na czas. Po drodze bez sensacji.
Powrót z pracy niespiesznym tempem. Na początek przemycam się terenem do Dąbrowy Górniczej. Przy parkingu na Pogorii 3 skręcam na Zieloną. Wzdłuż wody nie ma sensu jechać bo patrząc na liczbę samochodów jest tam czarno od ludzi. Na Zielonej luźno. Przerzucam się na czarny szlak do Łagiszy i przy torach przedostaję się pod "86". Wybywam z terenu naprzeciw restauracji "Przy Kominku". Stąd już asfaltem spokojnie dokręcam do domu. Trochę mnie na finiszu zaczęło brać spanie. Znaczy się czas na regenerację czyli dużo żarcia i spania.
Solo We Dwóch czyli Osieroceni czyli Rzeźnia z Miodziem lub na odwrót
-
DST
275.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
14:08
-
VAVG
19.46km/h
-
VMAX
68.60km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Link do pełnej galerii
Jak się człowiek z Mariuszem umawia, to wiadomo, że będzie bolało. I zrezygnuje z udziału z wielkim żalem. Ja postanowiłem nie żałować i pojechałem. A bolało. Ale i tak gęba się śmieje :-)
Zaczęło się od info, że "nasze ludzie" biorą udział w Wyrypie. 100km pieszo po górach w max 48 godzin. Dla mnie hardcore z najwyższej półki. Nawet nie myślałem żeby się pisać na to bo moja konstrukcja nie pozwala na takie wyczyny. Ale już pokręcenie rowerkiem na metę by powitać "naszych" to zupełnie inna sprawa. Dało się pogonić na Rysiankę to dlaczego by nie pod Chatę na Zagroniu? Tak więc umawiam się z Mariuszem co do detali. Potem trochę się posypało bo raz, że nie udało mi się pospać przed startem, a dwa rozsypało się to i owo w pracy i ponad godzinę konferowałem z kolegą przez telefon by wszystko do ładu przywrócić. Udało się ale start musiał być obsunięty.
Ostatecznie ruszam z domu nieco po północy i na miejsce startu docieram przez Wojkowice, Czeladź i Milowice. Jestem sam. O 1:00 zjawia się Mariusz i od niego dowiaduję się, że raczej więcej nas nie będzie. Robredo nas osierocił. Solo We Dwóch ruszamy w drogę. Prowadzi Mariusz i sprawnie przemieszczamy się w ciemnościach przez Nikiszowiec, Tychy, Kobiór aż do Pszczyny. Tu chwila na obranie dalszej drogi i kręcimy na tamę w Goczałkowicach. Po drodze "nadziewamy" się na jeża, który nas równo ofukał za nocne włóczęgi. W połowie tamy schodzimy z niej i ruszamy bocznymi, wiejskimi dróżkami. Po drodze zaskakujemy sarenkę przy płocie. Ewidentnie była w szoku. Rowerzyści? O 3:00 w nocy? Normalnie jacyś nienormalni! Ale nie uciekała, my jej nie goniliśmy. Pojechaliśmy dalej. Wcześniej jeszcze objawiły się młode dziki. Na szczęście wycofały się i nie było potrzeby ustalania detali z ich rodzicami ;-)
Jasność pojawia się nieco przed Skoczowem. Jeszcze nie wschód ale już można zrezygnować z oświetlenia. Wbijamy na szlak wzdłuż rzeki Wisły do miasta Wisły. Droga trochę nudna. Gdzieś w okolicach Ustronia zaczyna męczyć mnie spanie i przed Wisłą trafiamy na polankę przy rzece oświetloną promieniami słońca. Na chwilę się wykładamy i, jak się okazuje, udaje się zmrużyć oko na około 20 min. Jazda od razu robi się składniejsza. W Wiśle robimy mały postój zakupowy (nie ostatni dziś) i po posiłku ruszamy w stronę Jeziora Czerniańskiego. Tam pełno szosowców a kawałek dalej punkt startowy. Jakieś zawody. Nas interesuje tylko czy jest jeszcze czas wjechać. Startują o 9:00 a jest coś po siódmej. Damy radę wjechać gdzie chcemy i rzeźbimy pod rezydencję prezydencką. Stamtąd wbijamy na szlak rowerowy (jeden z kilku, który dziś wykorzystaliśmy) i ruszamy w stronę Koniakowa. Pod Koczym Zamkiem wbijamy na szlak niebieski i zjeżdżamy z niego do Kamesznicy. Pamiętam ten zjazd dlatego, że tam zrobiłem mój rekord prędkości. Dziś pobity. A i tak mocno się klamek trzymałem. Mariusz mnie tak wyśmignął, że nie napiszę ile mu licznik pokazał, żeby go potem Jego Druga Połówka nie gnębiła. Szybko jechał, w każdym bądź razie.
W Kamesznicy robimy postój karmieniowy i kręcimy przez Milówkę do celu czyli na metę pod Chatą na Zagroniu. Okazuje się, że z "naszych" zobaczymy tylko Waldka, którego sporo już uczestników zna. Waldek zjawia się kilkanaście minut po nas. Widać, że umordowany. Witamy się. Potem są rozmowy, konsumpcja pysznej fasolki po bretońsku, na którą załapujemy się z Mariuszem dzięki Waldkowi. Potem drzemanko w cieniu. Chłopaki nieco pospali. Mnie chyba się nie udało choć i tak czuję się nieco lepiej. Przed 14:00 żegnamy się z Waldkiem pamiątkowym foto i robimy odwrót. Plan zakładał, że pokręcimy przez Żywiec, Kocierz, Andrychów, Zator, Chrzanów i Jaworzno. Jednak odpuszczamy. Trochę już późno na takie duże zagięcie. Dodatkowo jest jednak dość ciepło. Mnie ta temperaturka pasuje ale na tak ambitne zagięcie nie jest najlepsza. Ponieważ byłem zdecydowanie niedospany raczej z ulgą przyjmuję, że powrót skrócimy i z Żywca polecimy przez Porąbkę, Oświęcim, Babice, Imielin i Mysłowice do domu. Powrót potoczył się stosunkowo gładko jeśli nie liczyć mojego marudzenia o przysypaniu, które kończy się kilkoma przerwami na przymknięcie oka. Pomaga to ale tak na trochę. Są też liczne postoje karmieniowo-pojeniowe, które ratują nas przed opadnięciem z sił.
Wracamy dość ruchliwymi drogami nieustannie wyprzedzani przez samochody. Głównie osobówki. W Mysłowicach Mariusz łapie kapcia choć orientujemy się dopiero po 2-3 kilometrach. Jednak nie łata tylko podkręca tempo. Udaje mu się na lekkim flaku dociągnąć pod dom. Tu chwilę rozmawiamy, poimy się i w końcu żegnam się. Jednak start powrotny tak sobie poszedł bo spotykam klubowego kolegę Krzyśka i chwilę dłuższą rozmawiamy. Żegnam się z nim po 21:00 i ruszam spokojnie do domu. Na Pogoni wbijam na ścieżkę rowerową do Będzina. Kręcę spokojnie około 25km/h by się nie przemęczać i czasem tam kogoś wyprzedzę. Na jakieś 2 km przed Stadionem wyprzedzam dwóch młodziaków, którzy postanawiają się pościgać. Wkurzyli mnie lekko. Ja mam "na blacie" jakieś 260km a im się wyścigów zachciewa. Robię to, co wcześniej Mariusz w Mysłowicach z jednym "króliczkiem", czyli przerzucam łańcuch o dwie tarcze na zewnątrz, podkręcam obroty (ale tak by się za bardzo nie ekscytować) i przy 30km/h pod górkę gubię amatorów wyścigów. Potem jeszcze na wylocie z Będzina do Łagiszy widzę kolejnego "króliczka". Postanawiam od razu wybić mu z głowy pomysły o wyścigach i rozpędzam się do przelotowej w granicach 30-35km/h wyprzedzając go. Nie podjął walki ale tym sposobem dość sprawnie wracam do domu.
Bardzo udany rowerowo dzień pomimo nienajlepszej mojej dyspozycji. Zadek raczej nie sprawiał problemów ale za to lewe kolano i owszem i kilka postojów było na rozmasowanie. Gnębiła mnie też senność głównie na odcinkach prostych i długich, gdzie wiało nudą. Udało się jednak wszystko przejechać bez wypychu, noszenia itp.
W Tychach Mariusz walczy z poprawą ciśnienia w kołach.
Cieplutko. Odczyt z tamy w Goczałkowicach.
Pod pałacykiem prezydenckim.
Widoczki... ech... Chciałbym takie mieć w domu.
Pożegnalne z Waldkiem.
Pojeniowo-serwisowy postój w Porąbce.
Przerwa w Imielinie.
Podsumowanie dnia.
Kategoria Jednodniowe
Z
-
DST
2.00km
-
Czas
00:06
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szybkie, standardowe zagięcie Srebrną Strzałą do wsiowego Lewiatana. Na więcej kręcenia nie było czasu.
DPDSD
-
DST
49.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:09
-
VAVG
22.79km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+16. Słoneczko ponownie w natarciu. Wiaterek nawet jeśli był to ledwo zauważalny. Start 6:16 więc zmuszony jestem nieco intensywniej kręcić by nie było spóźnienia. Jedzie się bardzo dobrze. Ruch na drogach mniejszy i chyba to jest częściowo powód tego, że przejazd bardzo spokojny. Na "dworcu kolejowym" udaje się trafić między pociągi. KŚ odjeżdża a IC dopiero pojawiał się na horyzoncie więc nie musiałem stać na szlabanach. Potem postój na szybkie foto hotelu. Przy rondzie w Zagórzu małe zaskoczenie. Przeorany i zabarierkowany zjazd z Braci Mieroszewskich w Szymanowskiego. Pewnie do poniedziałku będzie już ładnie wyasfaltowane. Na miejscu z zapasem kilku minutek.
Po pracy szybko, bez gięcia przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Gródków, do domu. Po drodze trochę narwanych kierowców ale udało się powrót przeżyć. Zostawiam Rzeźnika i przerzucam się zbiorkomem do Będzina. W serwisie odbieram Srebrną Strzałę po przeszczepie korby. W tygodniu jak się zabrali za serwisowanie rowerka to zadzwonili, że tu napęd cały wygląda do wymiany. Byłem święcie przekonany, że się mylą. Ale potem zacząłem sprawdzać w zapiskach na BS i wyszło, że łańcuch z wolnobiegiem mają już ponad 3k km. Moje zdziwienie było ogromne. Niemal pewien byłem, że wymiana ostatnia tych elementów dobyła się całkiem niedawno i góra 1,5k km na tym przejechałem więc po wymianie korby powinno być ok. Przy odbiorze pożegnali mnie słowami "Widzimy się w poniedziałek" ;-p Cóż, pozostało przetestować. Ruszam Srebrnym na 12% pod Syberkę. Wjazd wyszedł ok i nic nie skacze. Jednak dobrze nie jest. Przy przełożeniu 1/1 było ok ale już przy 2/3 to samo co przed wymianą korby. Różnica taka, że teraz zamiast łańcuch lecieć po korbie to leci po wolnobiegu :-/ Czyli jednak będę musiał zrobić resztę napędu. Ale dla pewności robię nieco zagięty powrót przez Czeladź i Wojkowice. W kilku miejscach, głownie przy ruszaniu ze skrzyżowań ale też i na podjazdach, łańcuch nieco skacze :-( Najbardziej wyślizgana jest 3 z tyłu i trochę 5. Jak się przerzuciłem na 4 i 2 z tyłu było lepiej ale to przełożenia, które tak średnio mi pasują. Wniosek taki, że jeszcze trochę się pomęczę i pewnie w tygodniu jednak odstawię Srebrnego na przeszczep reszty napędu.
Starszy Garmin dziś zaliczył ze 2-3 wyłączenia. O dziwo na całkiem drobnych nierównościach. Z kolei na całkiem porządnych dał radę. Wkurzające. Ale już nie będę go serwisował. Chyba się nie opłaci. Poza tym używam go już tylko na Srebrnym a on pracuje ostatnio tylko na znanych, krótkich, okolicznych trasach i nawet jak czegoś nie policzy to i tak wiem ile mniej więcej przejechałem.
Kategoria Praca, GPS-, Korba, Serwis
DPD
-
DST
33.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
21.52km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15. Słońce w pełnym natarciu. Lekki wiaterek. Bardzo przyjemne warunki do jazdy. Dziś Błękitnym bo potrzebne mi było miejsce do zawieszenia sakwy z ekstra balastem. Kręcę, jak wczoraj, przez Stary Będzin, Środulę i Mec. Mam takie wrażenie, że z powodu wakacji ruch w Będzinie jakiś mniejszy. W Sosnowcu zresztą też. Przejazd spokojny. Na miejscu z zapasem kilku minut.
Po pracy bez gięcia powrót do domu. Przez Mec, Środulę i Stary Będzin początek. Potem ścieżką do nerki i przez Zamkowe do Grodźca. Podjazd pod górkę w ładnym tempie bo ja ścieżką a równolegle asfaltem szoska. Nie cisnął zbytnio bo jechaliśmy mniej więcej równo. Dopiero na szczycie podjazdu na wysokości przystanku na żądanie mi się oderwał. Na zjeździe nieco go podgoniłem ale on potem skręcił na Wojkowice a ja poleciałem na Gródków i już się nie spieszyłem. Od szkoły w Gródkowie "913". Na szczęście nie było jakiegoś masakrycznego ruchu. Przyjemna pogoda do kręcenia choć czasem mam wrażenie jakby mi coś na płucach albo oskrzelach siedziało i przyjmowanie tlenu jakoś opornie idzie :-/
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Teren
11.00km
-
Czas
01:39
-
VAVG
21.21km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+14. Słońce przy pełnym zakresie rażenia. Chyba lekki wiaterek. Bardzo przyjemnie. Dziś postanowiłem złamać rutynę dojazdów do pracy i tym razem pokręciłem przez Stary Będzin, Środulę i Mec. Wychodzi ciut krócej zwłaszcza, że full-em skracam sobie przy nerce w Będzinie. Z tego też powodu dziś bez foto hotelu. Dojazd spokojny. Na miejscu zapas kilku minutek.
Po pracy bardzo fajna pogoda do kręcenia. Słoneczko, lekki wiaterek. Ruszam terenem do Dąbrowy Górniczej. Po drodze niegroźna gleba. Chciałem sobie prawą stroną objechać małe bagienko. Skończyło się tym, że zachęcająca, zielona trawka na poboczu wpuściła mnie w kanał. Ukryta w niej dziura sprawiła, że nagle poleciałem do przodu. Podpórka uratowała nieco sytuację ale skończyła się centralnie w bagienku. Mogłem je spokojnie przejechać na przestrzał bo było płytkie i nawet nic do butów nie wleciało. Potem już bez sensacji w stronę Mostu Ucieczki i dalej na Zieloną skąd czarnym szlakiem przez Łagiszę pod Urząd Gminy w Psarach i terenem do Strzyżowic. Tam ostatni kilometr po asfalcie i lądowanie w domu. Przyjemny powrót.
Kategoria Praca