limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1707.00 km (w terenie 196.00 km; 11.48%)
Czas w ruchu:90:30
Średnia prędkość:18.86 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:68.28 km i 3h 37m
Więcej statystyk

DP PTTK D

  • DST 48.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 24.20km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 maja 2013 | dodano: 17.05.2013

+11 na starcie. Bez zielonej fali ale i tak jechało się dobrze.

Po pracy niebo zaciągnęło się jakby miało padać i nawet niektóre samochody gdzieś trochę zmokły jednak mnie udało się tego uniknąć.
Na początek obok Makro do Będzina do serwisu sprawdzić czy dojechały pedały. Nie dojechały. Krążą gdzieś po Polsce albo nawet jeszcze nie wyjechały. Się zaczynam lekko irytować i jeszcze 2 nieudane podejścia i idę do konkurencji :-p
Po serwisie jadę na spotkanie "Cyklozy" do siedziby PTTK w Sosnowcu. Tam schodzi na różnych sprawach do 18:30. Powrót przez Milowice, Czeladź i Wojkowice. Tym razem nieco pokropiło ale na szczęście niegroźnie.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 51.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 21.55km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 maja 2013 | dodano: 16.05.2013

Było coś koło +10 na starcie. Wygrzebałem rękawki i wprowadziłem je do użycia. Całkiem użyteczny gadżet. Łapy tak nie marzły. Dziś jakiś dobry dzień do jazdy bo bez podciągania się za autobusami do Będzina średnia 29km/h. Potem już spokojniej bo więcej górek. Światła na Mecu już na chodzie ale udało mi się dziś trafić na zieloną falę.

Po pracy skorzystałem z pogody i zagiąłem nieco powrót do domu. Na początek obok Placu Papieskiego i Plejady na Chemiczną i dalej do Czeladzi. Stamtąd dalej do Wojkowic, Rogoźnika i na górkę paralotniarzy. Jeden nawet próbował latać ale bez napędu więc niezbyt daleko. Chyba wiatr nie za bardzo sprzyjał. Był też jakiś modelarz bawiący się szybowcem. Nawet ładnie toto latało. Chwilę się pogapiłem i potem szybki zjazd do domu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 39.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 21.08km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 maja 2013 | dodano: 15.05.2013

"Na wstaniu" termometr straszył, że +6. Słoneczko jednak ładnie od samego początku podawało i odważyłem się wystartować "na krótko". Do rozkręcenia chłodek dawał się nieco we znaki i standardowo pierwsze 3km nieco oporne. Potem poleciało samo. Przy sklepie w Będzinie już nieźle ze mnie parowało :-) Po drodze podciągnąłem się kawałek za "16". Gość na skuterze musiał mieć chyba zdziwioną minę jak tylko obok niego śmignąłem wyprzedzając go :-]
Reszta drogi już spokojniejsza. Światła na Mecu drugi dzień nieczynne ale udaje mi się trafić w przerwę w potoku samochodów i bez stania przebijam się na drugą stronę Braci Mieroszewskich. Chyba jakiś wiaterek lekki musiał być, bo na zjeździe z Lenartowicza w stronę Kazimierza nie udaje mi się wyciągnąć 50km/h.

Po pracy wertepkami w stronę Dąbrowy Górniczej. Potem wzdłuż Pogorii 3 na Piekło i wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. Od świateł w Sarnowie lekka i przyjemna jazda w okolicach 40km/h. Ładnie się leciało. Generalnie jednak jakoś dziś brak chęci na większe objazdy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 43.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 22.24km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 maja 2013 | dodano: 14.05.2013

Wczoraj dzień jednak bezrowerowy. Rano padało a po pracy z kolei ja byłem padnięty. Ale w sumie na dobre wyszło bo dziś kręciło się rewelacyjnie choć i tak się spóźniłem kilka minut. Wszystko przez konieczność oczyszczenia rowerka z piasku i posmarowania tego i owego. Na starcie +8 i ładne słoneczko. W użyciu jednak długie gatki i kurtka bo odczuwalnie zimno. Łapy rozgrzały się dopiero po jakichś 3km. Wygląda na to, że prognoza się sprawdzi i po południu będzie można już spokojnie "na krótko" pojechać.

Po pracy pogoda by jechać jak najbardziej "na krótko" :-) Na początek najechać bankomat w Dąbrowie Górniczej. Potem do Decathlonu w Sosnowcu zakupić nowe buty do jeżdżenia (stare były się rozsypały po którymś tam z kolei brodzeniu w rzeczkach i strumykach). Następnie do serwisu do Będzina. Miałem nadzieję, że już w końcu kupię nowe pedały ale okazało się, że w dostawie przyszły koszyki i stopki ale nie to, co mnie interesowało. Kolejne podejście w piątek.
Powrót przez Łagiszę i Sarnów. Potem zaginam w stronę Malinowic i robię 3km terenem. Zmiana sakwy i jeszcze do wsiowego Lewiatana.
Się mi jeszcze przypomniało, że mnie ktoś okrzyknął "Dajesz, Limit, dajesz" :-) w Dąbrowie. Nie zdążyłem postaci rozpoznać bom ja deczko ślepawy a odległość nie była znowu taka bliska ale tak mi się coś zdaje, że to mógł być Robredo.


Kategoria Praca

Ustawka Oli czyli żal nie być, strach jechać :-)

  • DST 112.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 07:18
  • VAVG 15.34km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 maja 2013 | dodano: 12.05.2013

I stało się. Ola ponownie zwołała ustawkę. Tym razem pod gastronomicznym wezwaniem.
Przybywam niemal punktualnie na miejsce zbiórki, czyli górkę środulską i przez chwilę mam wrażenie, że jestem pierwszy ale to tylko dziewczyny, Edyta i Ola, zmyślnie ukryły się za jakimś drzewkiem. Szybko odpowiadam na zawołanie i już się witamy. W chwilę potem przybywa jeszcze Domino. Wesołe rozmowy i kilka minut dla spóźnialskich. Jednak nikt się więcej nie zjawia. Może to przez pogodę bo jakaś taka mżaweczka nieco się objawia. Nas to jednak nie zniechęca i ruszamy. Plan jest taki, że żółty szlak. Na początku usiłował nam się ukryć ale w końcu za pomocą mapy i GPS-a został przyszpilony, uchwycony i zmuszony do prowadzenia naszej czwórki do celu. Później jeszcze korzystaliśmy wymiennie ze szlaków: niebieskiego, czarnego, chyba zielonego konnego i czerwonego. W użyciu były również dukty leśne nie oznaczone na mapie czy GPS-ie a także zupełne bezdroża czyli przełaje. Ogólnie jazda super niezależnie od tego czy trafiło się błoto, piach, czy równy dukt leśny. Asfalty owszem, również były, ale jakoś tak niechętnie stosowane przez Olę i Edytę (przez tą drugą szczególnie po pewnym zdarzeniu na trasie, o którym my wiemy a Ona może napisze, albo i nie, jeśli uzna za stosowne). Mieliśmy okazję w każdym bądź razie porządnie się uflogać co też radośnie czyniliśmy.
Dotarłszy do Bukowna parkujemy przy pizzerii. Wygląda mało okazale ale moi towarzysze zapewniają, że to nie pomyłka i jesteśmy w dobrym miejscu. Niestety miejsce okazuje się zarezerwowane i nici z zachwalanych smakołyków. Ale jest jeszcze druga część gastronomicznego tytułu ustawki i tam trafiamy w dziesiątkę. Pyszne lody i równie doskonały deser, którego słowami nie ma co opisywać. Trzeba tam po prostu pojechać i spróbować. Warto.
Zaczęty od deseru posiłek trzeba było uzupełnić elementem podstawowym ale nie mogliśmy tego dokonać w Bukownie bo wszystkie lokale zarezerwowane. Tak więc udajemy się do Olkusza (jakoś zadziwiająco szybko tam lądujemy). Przy okazji przeprowadzamy inspekcję prac budowlanych na rynku. Trwają. Tyle można powiedzieć.
Z pewnego źródła w Bukownie dowiadujemy się, gdzie w Olkuszu jest dobra pizzeria. Szukamy. Raz mijamy ją nieświadomi, że to obiekt, którego szukamy. Ale rozpytywanie nielicznych przechodniów ponownie kieruje nas w jej kierunku i tam w końcu parkujemy na zainstalowanie podstawy do deseru.
Lokalizacja jak najbardziej trafiona. Może nie jakoś super tanio ale za to zdecydowanie bardzo smacznie. I można się było z rowerkami tam zapakować. Troszkę nam tu schodzi.
A potem powracamy na szlaki. Znów jest piasek, błoto, lasy czyli wszystko, czego nam do szczęścia trzeba. I tak sobie lecimy, od czasu do czasu przeskakując większe (niektóre naprawdę całkiem spore) lub mniejsze błotka i bajora.
Po drodze dziewczyny pokazują Domino i mnie jak się można dobrze bawić przebywając takie miejsca ;-)
Od czasu do czasu, kiedy robimy minutkę postoju, zaczyna się jakieś pokapywanie. Wystarczy jednak, że się ruszymy i robi się od razu ok. Tak więc praktycznie cały czas jesteśmy w ruchu.
Dzień miło i szybko płynie ku wieczorowi. Kilometrów przybywa ale i my zbliżamy się nieuchronnie do końca wspólnego objazdu. Docieramy do Pogorii 4 koło Piekła i tam się dzielimy. Domino odprowadza Olę, ja jadę z Edytą za park na Zielonej i na przecięciu ścieżki z drogą do Łagiszy żegnamy się. Dalej sam przez Sarnów wracam do domu mocno zmarnowany ale za to zadowolony, że niedziela tak wesoło spędzona.
Dzięki ekipie za wspólne kręcenie. Warto było. Kto się wybierał a wystraszył pogody niech żałuje bo jest czego. I do następnej ustawki Oli. Pewnie znowu będą stałe elementy obowiązkowe czyli: brodzenie, chlapanie, przedzieranie się i inne takie :-)

Link do pełnej galerii


Przedstartowe pogaduchy.


Przełaje.


Ten maz na zdjęciu to Domino. Taki był szybki w śmiganiu przez brody.


Ola knująca gdzie by tu nas przepuścić :-)


Reklamujemy cukiernię w Bukownie.


Przeskok do Olkusza.


Micha :-)


Piasek, kamienie...


A oni jadą i focą.


Można było górkę objechać, tylko po co? :-]


Chwila dla reportera.


Domino forsuje kolejne bajoro.


Asfalty też były.


A tu się Oli wyskoczyło z butów. Nie całkiem planowo ;-)


Ustawkowa wersja "Kopciuszka" :-p


Siedziba patriotów.


Dobrze jest. Jeszcze tylko te krzory i stromizna, i jesteśmy na czerwonym szlaku.


Trzebiesławice za nami. Tuśmy na podjeździe z Dominem troszkę szybciej sobie pokręcili. Jakoś tak dobrze szło.


Pożegnanie na Piekle.


Podsumowanie dnia.


I jeszcze mapka z teren naszej akcji dzisiejszej.


Kategoria Jednodniowe

PTTK Cykloza w Browarze w Tychach

  • DST 114.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:03
  • VAVG 18.84km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 maja 2013 | dodano: 11.05.2013

Dziś planowa wycieczka klubu PTTK Cykloza Sosnowiec z cyklu Szlakiem Zabytków Techniki do browaru w Tychach.
Prognozy pogody takie sobie. Jak się okazało na dojeździe do Sosnowca na spotkanie z resztą składu popadało. Dojeżdżam nieco na styk przez kociokwik obok targu w Będzinie. Dziś tam istny Dzień Sądu czyli kto może to jedzie kupować.
Grupa szybko formuje się pod fontanną na Placu Ćwierka. Robimy foto i ruszamy. Na początek delikatnie w stronę Janiny. Potem tempo nieco podkręcamy i przez lasy murckowskie przebijamy się do Tychów. Łapiemy przy okazji nieco błotka ale na razie jeszcze niegroźnie. Pod browarem meldujemy się jakieś 30 min. przed czasem. Upychamy rowerki za ogrodzeniem, kupujemy bilety i uciekamy przed deszczykiem na zwiedzanie. Cały obchód zajmuje trochę czasu. Nasz przewodnik dokładnie opowiada nam o procesie powstawania piwa oraz o historii browaru. Dobrze się go słucha i czas szybko leci. Na koniec jeszcze film i ostatni punkt zwiedzania: degustacja produkcji :-) Nie jestem miłośnikiem Tyskiego ale to podane ze świeżego udoju to zupełnie inny trunek niż to, co jest w butelkach i puszkach. Gdyby nie fakt, że jesteśmy rowerkami to pewnie na jednym by się nie skończyło. I tak nieco naginając normy ruszamy dalej. Koncepcje się mnożą ale w końcu docieramy pod zbiornik Paprocany. Tam też wprowadzamy ciepły posiłek.
Dalej droga wiedzie na Wyry i Mikołów. Po drodze znów lasy i tu błotka łapiemy znacznie więcej. Ale nikomu to jakoś nie przeszkadza i jedziemy twardo.
Dalej droga już właściwie standardowa. Pod pracą Tomka chwila postoju. Potem wbijamy na ścieżkę rowerową i się nią toczymy spory kawałek. Pętelkę zamykamy pod Szybem Wilsona i jedziemy pod siedzibę PTTK w Sosnowcu. W międzyczasie kilka osób zdążyło się już z nami pożegnać. Pod fontanną ostatnie pożegnania i już solo jadę przez Milowice, Czeladź, Grodziec i Gródków do domu. Słońce, które dziś za chmurami się kryło, zachodzi i jest średnio przyjemnie. Właściwie, to robi się zimno i jazda idzie opornie.
Pomimo takiej sobie pogody wycieczka udała się rewelacyjnie. Za 2 tygodnie ciąg dalszy Szlaku Techniki. Zaś jutro ustawka Oli w okolice Bukowna. Znowu będzie się działo :-)



Link do pełnej galerii


Pierwszy przystanek: Galeria Szyb Wilson. Formy przestrzenne?


Podejrzewam, że to miał być Pegaz.


Zwierzaczek napotkany po drodze.


Pasażer na gapę, który zabrał się gdzieś po drodze w lasach murckowskich. Przymusowo zakończył podróż na kasztanie przy browarze.


Początek zwiedzania browaru.


Cały teren i budynki ładnie zadbane. Podejrzewam, że większość z nich jest pod opieką konserwatora zabytków. W końcu początki browaru datowane są na początek XVII wieku.


Kontrast.


PIWO!!!


Tak to się kiedyś robiło.


Niestety na rozlewni zdjęć robić nie wolno a szkoda, bo robi wrażenie. Za to gablotkę sfocić można.




Chyba najstarszy budynek na terenie browaru.


Pamiętacie takie butelki?


Degustacja. Aż żal, że trzeba na jednym poprzestać.


Żegnamy browar i dalej w drogę. To jeszcze nie koniec wycieczki.


Podciągamy pod Paprocany.


Potem jedziemy do Mikołowa - jeden z podjazdów.


Był pomysł by skorzystać z fontanny i umyć rowerki ale w końcu zdecydowaliśmy bydła nie robić ;-)


Zbliżamy się do domu.


Im bliżej domu tym jakoś lżej się jedzie.


A tak wyglądała w podsumowaniu moja rowerowa sobota.


Kategoria Jednodniowe

DPZD

  • DST 40.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 23.30km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 maja 2013 | dodano: 10.05.2013

Nie wiem ile dziś na + na starcie, bo nie sprawdzałem ale na tyle ciepło, że spokojnie można było "na krótko". W użyciu Srebrna Strzała bo po pracy kurs zaopatrzeniowy. Jechało się zadziwiająco dobrze. Gdyby była zielona fala to pewnie udałoby mi się zejść poniżej 40 minut.

Po pracy przez Dąbrowę Górniczą-Mydlice do Będzina, do Kauflanda. Stamtąd przez Łagiszę i Sarnów do domu zrzucić ładunek i jeszcze rundka do wsiowego Lewiatana. Dziś jakiegoś pecha miałem do panien za kierownicą. W drodze do pracy pod dworcem PKP Będzin-Stary jedna mnie wyprzedziła, by zaraz mi zajechać drogę i się zatrzymać. Dodajmy, że przed skrzyżowaniem. Druga "aparatka" stanęła sobie pogadać przez komórkę przed światłami w Sarnowie zastawiając pół jezdni. Zerowy brak wyobraźni.


Kategoria Praca

DPOD

Czwartek, 9 maja 2013 | dodano: 09.05.2013

+11 na starcie. Mglisto. Przez chwilę łamałem się czy by nie wdziać czegoś z długim rękawem ale w końcu pojechałem "na krótko" i okazało się to dobrym wyborem. Teraz +10 to nie to samo +10 co 2 miesiące temu. Zupełnie nie to samo.
Po drodze trochę tylko wiaterek okoniem stawał ale generalnie jechało się całkiem dobrze.

Czy pewne zdarzenia są nieuchronne? Czasem mam wrażenie, że tak. Dziś jeszcze w pracy zerknąłem na prognozę pogody na popołudnie i wyszło mi z niej, że będą warunki zrobić deczko dłuższy powrót do domu. Tak więc postanowiłem, że pojadę przez Kazimierz, w stronę Gołonoga, dalej wzdłuż Pogorii 1 na Piekło i dalej asfaltem dookoła Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. Stamtąd do Przeczyc, Toporowic, Dąbia, Strzyżowic i do domu. Jakież było moje zdumienie, kiedy na Kazimierzu zauważa mnie Ola. Okazuje się, że jeszcze jest w niewoli a ekipa, którą nadzoruje, rozpruwa ulicę instalując nowy wodociąg. Rozmawiamy dłuższą chwilę o naszych dokonaniach z czasów minionego długiego weekendu i planach na najbliższy. Wychodzi na to, że będzie bogato. W sobotę wycieczka Cyklozy do browaru w Tychach a w niedzielę ustawka, o której Ola napisze na forum Ghostbikers. W końcu obowiązki wzywają Olę do kontynuowania pracy a ja ruszam dalej w stronę Gołonoga. Fajne są takie spotkania. I zapowiedź rowerowej niedzieli jeszcze do kompletu.
Powrót bez sensacji. Ładnie szybko się jechało pomimo tego, że czasem przyszło powalczyć z wiatrem. Rowerzystów po drodze całkiem sporo.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 8 maja 2013 | dodano: 08.05.2013

+12 na starcie. Wiadomości radiowe rzekły, że wiaterek ze wschodu więc postanowiłem się nie szarpać i delikatnie sobie jechać. Droga dziś właściwie bez ekscesów. I pierwszy raz w tym roku rano "na krótko" (choć kurtka asekuracyjnie w sakwie).
Ujawniły się po wczorajszych burzach nowe dziury a stare powiększyły obszar. Czasem mam wrażenie, że asfalt na naszych drogach to substancja rozpuszczalna w wodzie.

Powrót do domu niemal taką samą trasą jak wczoraj, tzn. D. G., Zielona, Preczów, Sarnów. Kiedy dotarłem do Zielonej zaczęło grzmieć ale do samego domu nie spadła na mnie kropla deszczu choć miejscami asfalt był mokry a czasem nawet nieźle zlany. W chwili dodawania wpisu za oknem kanonada jak na froncie wschodnim.


Kategoria Praca

DPD

Wtorek, 7 maja 2013 | dodano: 07.05.2013

+14 na starcie. Wrażenie z jazdy takie, jakby szła strasznie opornie. Na dodatek dziś mnie wq... zirytowali spaliniarze. Dwóch jeszcze Gródkowie. Między szkołą a światłami jest ładny zjazd. Na przeciwnym pasie ruchu stała śmierciarka. Ładnie się rozpędzam, podchodzę do 40km/h ale widzę, że z przeciwka jadą więc patrzę co będą wyczyniać koło tej śmieciarki. Jeden omija stojący pojazd ale jestem jeszcze daleko. Dwaj następni się zbliżają i właściwie powinni się zatrzymać bo już byłem blisko ale ten pierwszy (jakiś VW albo z budowlańcami albo drogowcami) ciśnie się bez zatrzymywania. Drugi idzie w jego ślady (dostawczy Mercedes) praktycznie na czołowe. Dobrze, że jeszcze odrobina pobocza była bo miałem się gdzie zmieścić ale ciśnienie mi podnieśli.
Druga akcja przy izbie wytrzeźwień. Sytuacja właściwie już standardowa. Mijam wjazd do izby i sygnalizuję skręt w lewo ale słyszę za sobą samochód. Zerkam do tyłu i widzę, że zamiast zwolnić to "wuj" przyśpiesza, za nim jeszcze jakaś "ciotka". Rowerzysta, to można. Z samochodem pewnie by tak nie szarżowali. Zastanawiam się kto takim ludziom daje "prawko"? Przydałby im się solidny mandat o poranku na otrzeźwienie.

Do wpisu z ostatniego dnia wypadu w Bieszczady dodałem link do galerii zdjęć wykonanych przez Maćka Maślaka. Jest na nich trochę mnie :-) Oto niektóre.


Z Łukaszem w Alwerni.


Z Maćkiem na promie w drodze do Skawiny.


Po noclegu w Grybowie.


W drodze do Cisnej.


Poranek trzeciego dnia.


Na zaporze w Solinie.


Z butami do rzeki :-)


W drodze do Ustrzyk Górnych.


Moczenie końcówek dolnych w Sanie.


Atak na bród na Osławie.


Siekierezada :-)


Zgon po drodze.


Poranne pobojowisko dnia ostatniego.


Powrót typowo komunikacyjny połączony z ucieczką przed burzą. Przez Dąbrowę Górniczą i Zieloną udało mi się dotrzeć do Preczowa kiedy to na chwilę musiałem schować się przed grubym deszczem na przystanku. Oprócz mnie jeszcze dwóch rowerzystów tam czekało. Potem już ekspresowo przez Sarnów do domu. Niedługo potem zaczęło solidnie lać. W sumie to dziś bez chęci na objazdy.


Kategoria Praca