limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:2021.00 km (w terenie 207.00 km; 10.24%)
Czas w ruchu:111:27
Średnia prędkość:18.13 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:77.73 km i 4h 17m
Więcej statystyk

Wisła-Sosnowiec

  • DST 119.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 14.88km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 września 2011 | dodano: 18.09.2011

Start odrobinę po 9:00. Zaopatrzenie w dodatkowe produkty kaloryczne + ciecze na pobliskiej stacji benzynowej.
Powrót też pilotował Jacek i jego nawi, która tego dnia była trochę kapryśna.
Ścieżkami rowerowymi dojechaliśmy aż do samego Skoczowa. Całkiem przyjemna jazda. Już na samym początku okazało się, że jest dużo cieplej niż dnia poprzedniego i trzeba było zrobić ze 2 postoje po drodze by powymieniać kolejne elementy garderoby na bardziej pasujące do temperatury.
Powrót odbyliśmy mniej więcej tą samą drogą z drobnymi poprawkami. Koło Goczałkowic, aby uniknąć tych nieszczęsnych płyt betonowych wybralśmy inną drogę ale zamienił stryjek siekierkę na kijek. Też w końcu trafiliśmy na betonowe płyty choć jakby mniej nam tyłki obtłukło. Po drodze jakiś niedowidzący w samochodzie wyjeżdżając ze swojej posesji na drogę omal nie trącnął Jacka. Dzień wcześniej Sławek o mało co nie wziął "na rogi" jakiegoś nieletniego. Na szczęście w obu przypadkach skończyło się tylko na podniesionym ciśnieniu.
Bez większych problemów pokonaliśmy drogę powrotną. Z Jackiem pożegnaliśmy się niedaleko Placu Papieskiego w Sosnowcu. Dalej Sławek i ja pojechaliśmy w stronę Dąbrowy Górniczej. Przed Expo Silesia powiedzieliśmy sobie "do następnego razu". Na Alei Róż Sławek odbił na Gołonóg a ja przez centrum poleciałem nad Pogorię III (tam slalom między piechotą, rolkami i innymi rowerzystami), przeskok przez tory na Pogorię IV, do Marianek, przez Preczów do Sarnowa i do domu. Końcóweczkę od trasy zrobiłem sobie w zacnym tempie 30+. Zew zimnego browara w lodówce wydatnie pomógł w utrzymaniu tego tempa :-) W domu byłem dosłownie 2 minuty po 17:00.

Dzięki Jacku za zaproszenie na wypad do Wisły. Rewelacyjnie się jechało z Tobą i Twoim szwagrem. Bardzo udany weekend. Gdybyście się kiedyś jeszcze wybierali na taki wyjazd to ja chętnie wezmę w nim udział, o ile moje towarzystwo Wam odpowiada :-)







Link do całej galerii.


Kategoria Kilkudniowe

Sosnowiec-Wisła

  • DST 132.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 10:00
  • VAVG 13.20km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 września 2011 | dodano: 18.09.2011

Wystartowałem od siebie o 7:10 (lekki poślizg ale bez tragedii). Na spotkanie z Jackiem i jego szwagrem, Sławkiem, dotarłem tak na 5 min przed umówioną godziną. Jacek już czekał a Sławek zjawił się chwilę po mnie. Podjechaliśmy jeszcze pod dom Jacka bo okazało się, że jazda o tej porze w rękawiczkach bez palców to jednak nienajlepszy pomysł. Sam jeszcze spory kawałek jechałem w pełnych polarowych.
Odziani stosownie do warunków termicznych ruszyliśmy w dorgę.
Prowadził Jacek i jego nawigacja. Trasa bardzo mi się podobała. Na przemian trochę asfaltów i trochę lasu. Mój Garmin w wielu miejscach twierdził, że tam jest szczery las i nie ma gdzie jechać :-) Przemykaliśmy czasem nawet ścieżkami, na których było akurat tyle miejsca, żeby koło roweru przejechało.
Na początek musieliśmy pokonać cywilizację czyli przebić się przez Mysłowice. Tam rozpoczął się dość długi odcinek przez lasy (murckowski m. in.), którymi dojechaliśmy do obrzeży Tychów. Przemknęliśmy przez strefę ekonomiczną czy jak to tam zwią i znów wjechaliśmy w las. Jacek ze Sławkiem jechali w poprzednim roku tymi ścieżkami więc bez problemu ten odcinek poprowadzili. Okazało się, że droga, którą mój Garmin pokazuje jako przejezdną kończy się na brzegu jakiejś rzeczki (Sławek rok wcześniej o mało w niej nie zakończył jazdy bo nawi Jacka też pokazywała, że tam da się jechać).
Obrzeżami Pszczyny i prze Goczałkowice-Zdrój dojechaliśmy nad zaporę goczałkowicką. Tam zrobiliśmy mały postój regeneracyjny (pokarmy stałe, płyny, zmiana izolacji termicznej, sesja foto itp.).
Lasami i bocznymi drogami (jeden kilkukilometrowy odcinek po koszmarnych betonowych płytach; tak nam ze Sławkiem zadki wytrzęsło, że stanowczo odmówiliśmy powrotu tą drogą; Jacek dzięki "amorkowi" na przodze pokonywał ten etap dużo szybciej niż my) dojechaliśmy do Skoczowa. Na rynku odbywała się jakaś impreza masowa ale nie wnikaliśmy czy rozdają kiełbasę wyborczą, czy jest jakaś inna okazja ku temu zborowi.
Dalej bocznymi, znakomicie ukrytymi, ścieżkami dotarliśmy do Ustronia. Tam wbiliśmy na ścieżki rowerowe wzdłuż Wisły i w ładnym tempie, wygodnym szlakiem pomknęliśmy do Wisły.
Na miejscu byliśmy nieco przed 16:00. Zapodaliśmy sobie nieco ciepłego paliwa w postaci grillowanych potraw oraz nieco %%%. Potem przenieśliśmy się do lodziarni gdzie najpierw wtrząchnęliśmy po gigantycznym lodzie śmietankowym. W czasie podróży Jacek kilka razy rozmawiał z Tomkiem i nawzajem informowaliśmy się o swoich zamiarach i postępach w ich realizacji. W lodziarni nastąpiła ostatnia sesja telefoniczna w wyniku której doszło do naszego spotkania z Krzyśkiem i Tomkiem, w tymże miejscu.
Posiedzieliśmy tam trochę dzieląc się opowieściami z naszych podróży i wyczynów.
Potem pojechaliśmy na dworzec PKP gdzie dopilnowaliśmy aby chłopaki wsiedli grzecznie do pociągu. Mamy na to dowody :-)
Nam z kolei wypadło poszukać noclegu. Sławek i Jacek mieli już przygotowaną opcję, która zadziałała. Dostaliśmy 3-osobowy pokój w domu Kasieńka (o ile nie pokręciłem nazwy). Albo to może była Karolinka? W każdym bądź razie jak będzie trzeba, to tam trafię :-)
Pozbywszy się większości bagażu, uzbrojeni w chęć szczerą i ciepłe ciuchy wyruszyliśmy na podjazd na Osiedle Jurzyków. Początek wyglądał niegroźnie i jechało się spokojnie. Potem zaczęło być stromo. Potem jeszcze bardziej stromo. Potem 1 z przodu, 1 z tyłu i nieźle było trzeba się natyrać. Pod pretekstem przepuszczenia przejeżdżających samochodów ze 4 albo i więcej razy zrobiłem sobie postój na wyrównanie oddechu. Coś mnie jeszcze tego dnia dyńka nawalała i to wjazdu nie ułatwiało. Jacek wydarł przede mną tak daleko, że straciłem go z oczu na jakiś czas. Z kolei Sławek spokojnie, sobie wjeżdżał na końcu. Przy końcu asfaltu powierzyliśmy pieczę nad kluczem do pokoju Sławkowi i posłaliśmy go na dół a my z Jackiem postanowiliśmy się wdrapać na samą górę.
Dopóki był asfalt dało się jechać. Potem jeszcze kawałek po drodze gruntowej też. A potem zaczęło nam odrywać przednie koła przy lada depnięciu i trzeba było zacząć wprowadzać. Słońce już zaszło i nad osiedle dotarliśmy jak już zaczynało się robić całkiem ciemno. Ponieważ trochę tak jakoś niefajnie jest wjeżdżać i zjeżdżać tą samą drogą postanowiliśmy brnąć dalej drogą gruntową, która była całkiem dobrze wyjeżdżona czyli gdzieś musiała prowadzić.
I prowadziła. Pan na traktorze z drewnem powiedział, że cały czas prosto w dół i dojedziemy do Wisły. No tośmy pojechali. W międzyczasie zrobiło się całkiem ciemno. Zjazd był... interesujący. W wąskim kręgu światła z lampki raz widać było kamienie i korzenie, raz betonowe płyty. Cały czas na hamulcach zjechaliśmy w końcu do asfaltu i potem do rondka, gdzie cierpliwie na nas czekał Sławek.
Drobne zaopatrzenie na wieczór i powrót do kwatery.
Dzień się jeszcze jednak nie skończył. W pobliskiej pizzerii wszamaliśmy dużą pizzę z 4 rodzajami sera zapiwszy to lokalnie warzonym piwem (tak twierdzili sprzedawcy), całkiem niezłym.
Powrót na kwaterę, walka z jeszcze jednym lokalnym produktem, prysznice i spać.










Kategoria Kilkudniowe

DPD+"Nocna" Dorotka

  • DST 70.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:19
  • VAVG 21.11km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 16 września 2011 | dodano: 16.09.2011

Dziś dość owocny dzień. Rano standard do pracy czyli 16km w niecałe 40 minut. Niby wstałem wcześnie a pozbierać się nie mogłem. Jak zwykle.
Powrót do domu przez Dąbrowę Górniczą. Trochę nietypowo bo próbowałem jakoś ominąć wszystkie te wykopki, które tam teraz uskuteczniają ale nie bardzo to wyszło bo jeszcze na dodatek utknąłem przy szlabanie kolejowym. Chyba na jakiś czas zrezygnuję z powrotów przez D. G. Za D. G. już bez problemów, "Zielona", Preczów, Sarnów i prosto do domu.
O 18:00 ruszłem na umówiony wcześniej wjazd nocny na Dorotkę. Start miał być o 19:00 ale daliśmy jeszcze 10 minut ewentualnym maruderom. Nic to jednak nie dało. Ci co przyjechali punktualnie to byli a po czasie nie zjawił się nikt. Skład był taki: t0mas82, accjacek (wybacz, że Cię dekonspiruję przed Szanowną Twoją Małżonką, ale jak będzie trzeba, to nawet w sądzię za Tobą dobre słowo rzeknę o ile coś będzie znaczyć; jako jeden z Ojców-Inicjatorów nocnego wjazdu na Dorotkę musisz zostać wymieniony; powiedz Żonie, że to historycznie ważny moment, kiedyś będą o tym pisać w książkach, będziesz sławnym człowiekiem), Olo81 (nick z zmk.wikidot.com - Olo jeśli masz na bikestats.pl konto to daj jakoś znać) i ja.
Przez Sosnowiec przejechaliśmy statecznym 25km/h. Przez Będzin Olo nas ostro pociągnął swoim ostrym kołem a i tak jeszcze to nie było wszystko, co potrafił, jak się później okazało. Podjechaliśmy pod Dyskobola w Będzinie w nadziei, że ktoś może czeka i dołączy ale tylko wystraszyliśmy jakiegoś małoletniego na rowerze.
Dalej w niezmienionym składzie pojechaliśmy do Grodźca gdzie Olo pokazał moc ostrego koła i pod górkę wydarł jak rakieta. Tomek pognał za Olem a my z Jackiem dużo "stateczniej" podążyliśmy ich śladem. Tomek się zlitował i poczekał na nas pod kościołem. Razem dojechaliśmy do skrzyżowania gdzie drogi rozchodzą się na Gródków i Wojkowice i tam czekał na nas uciekinier. Stamtąd razem zaczęliśmy drapanie się na górę. Końcóweczkę podprowadzaliśmy bo autentycznie między drzewami było ciemno jak w... (tu niech sobie każdy wpisze co uważa za szczyt ciemności) i gdyby nie lampki to byśmy chyba wszystkie drzewa poobijali.
Na szczycie niespodzianka. Dwaj moi krajanie (czyt.: mieszkańcy tej samej wioski co ja) przywitali nas błyskiem fleszy. Piotrek i Patryk piechotą wcześniej wdrapali się pod kościół i czatowali na nas.
Po wymianie uścisków dłoni, błyśnięć fleszami po oczach, kilku uwagach na tematy różne (rowerowe i nie tylko), co trwało 15-20 min. rozpoczęliśmy odwrót ze zdobytej pozycji. Piotr i Patryk wrócili do pozostawionego gdzieś na dole pojazdu i udali się w sobie znane tylko miejsce w sobie tylko znanym celu (coś o jakimś popularnym fastfoodzie była mowa).
My razem najkrótszą drogą zjechaliśmy do skrzyżowania, od którego rozpoczęliśmy zdobywanie Dorotki. Jacek przy okazji obudził wszystkich wokół wrzaskiem swoich tarczowych hamulców :-) Tam się pożegnaliśmy. Chłopaki ruszyli w stronę Będzina a ja do siebie, w stronę Gródkowa.
Gruntu wiele nie było na tej Dorotce ale jeszcze wracałem trochę przez D. G. gdzie miejscami jest pozrywany asfalt i te miejsca doskonale klasyfikują się jako "teren". Dlatego 5 km.






Od lewej: Piotr, Grzegorz, Jacek, Tomek, Patryk i na dole ja.


Kategoria Praca

DPD+zaopatrzenie

  • DST 37.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 22.20km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 września 2011 | dodano: 15.09.2011

Rano zimno (+6 st.) i mgliście miejscami. Już chyba czas przyzwyczaić się do wdzianek z długimi końcówkami :-(
Powrót przez Sosnowiec-Wawel-Pogoń, Będzin (Kaufland). Słoneczko ładnie świeciło ale dość silny i raczej chłodny wiatr mocno redukował temperaturę. Powrót pod wiatr z pełnymi sakwami nieco mnie wypompował.


Kategoria Praca

DPD nietypowe

  • DST 35.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 24.42km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 września 2011 | dodano: 14.09.2011

Rano normalnie 16 km. Powrót nieco nietypowo. Śmignąłem koło Macro w Sosnowcu, obok Decathlon-u i do serwisu po kolejne pedały. Niestety w moim tradycyjnym punkcie serwisowym zawiódł dostawca i nie było takich na łożyskach maszynowych więc musiałem jeszcze pokręcić do konkurencji. Tym razem sukces. AIM Comfort na "maszynkach". 62 zety. Mam nadzieję, że trochę wytrzymają.
Potem szybko (co nie znaczy najkrótszą drogą) do domu (przez Sarnów). Zgrzytanie prawego pedała skutecznie zagłuszała muza w uszy. Na miejscu wymiana.


Kategoria Praca

Dom->Praca->Czeladź->Grodziec->Wojkowice->Dom

  • DST 45.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 20.77km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 września 2011 | dodano: 13.09.2011

Standard 16km do pracy i potem małe co-nieco na dokładkę. Deczko wiało ale nie miało to wielkiego znaczenia w sumie, bo popylałem górkami więc i tak się nie dało rwać.
Wymienione pedały. Ciekawe ile wytrzymają...


Kategoria Praca

Dom->Praca->Bonus->Dom

  • DST 53.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 22.71km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 września 2011 | dodano: 12.09.2011

Rano standardowe 16 km do pracy. Powrót przez Dąbrowę Górniczą, Pogorię IV, Wojkowice Kościelne, Przeczyce, Sadowie II, Najdziszów, Górę Siewierską. Takie tam małe co-nieco po wzniesieniach. Deczko wiało ale w sumie nie mało to większego znaczenia. Dziś paralotniarzy nie było. Dla nich wiaterek jednak za duży.
Pedały do wymiany. Prawy pękł jeszcze w piątek a dziś przyuważyłem, że drugi poszedł w ślady pierwszego. Te na wymianę mam już metalowe. Może pociągną dłużej niż tydzień.


Kategoria Praca

Psary-Woźniki-Koziegłowy-Siewierz-Będzin-Psary

  • DST 99.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 20.48km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 września 2011 | dodano: 11.09.2011

Wystartowałem tak trochę po 12:00. Najpierw mała wspinaczka pod Górę Siewierską, gdzie startują paralotniarze. Jeden nawet już próbował się poderwać a kilku kolejnych rozkładało sprzęt. Potem do Sączowa, gdzie podpiąłem się pod nieznanego mi z imienia i pseudonimu rowerzystę, który w niezłym tempie (35km/h) podciągnął mnie do Zendka. Stamtąd pojechałem w kierunku Strąkowa i lasami do Woźnik gdzie wbiłem na drogę nr 789 i przez Gniazdów dojechałem do Koziegłów. Stamtąd przez Pińczyce do Siewierza. Pod zamkniem jakiś festyn startował ale nie pytałem z jakiej okazji - 0,5l wody i dalej jazda prosto na Pogorię IV. Tam dłuższy postój na wszamanie kanapek i zapicie resztkami rezerw ciekłych. Ludzi jak "mrówków". Kilka chyba skuterów wodnych. Ścieżką wzdłuż Pogorii aż do śluzy, przeskok nad Pogorię III, Zielona, kawałek wzdłuż Czarnej Przemszy do Będzina. Uzupełnienie zapasów Okocimia i powrót przez Sarnów do domu. Brakło kilkuset metrów do równej setki ale zew zimengo Carlsberga w lodwóce zwyciężył :-)
Ogólnie rewelacyjny dzień na jazdę. Lekki wiaterek, nie za gorąco. Przydałaby mi się taka pogoda na wypad do Kielc.
:-/ Google Maps przestało "łykać" ślady *.gpx. Ale kicha. Ktoś coś wie na ten temat?


Kategoria Jednodniowe

Masa Krytyczna - Zabrze 2011.09.09

  • DST 109.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.17km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 września 2011 | dodano: 09.09.2011

Rano standardowe 16 km do pracy. Drogi mokre po niedawnych deszczach więc dotarłem nieco ufajdany.
Po pracy przejazd do Katowic na Rynek na umówiony wspólny dojazd z Jackiem i Tomkiem na Masę Krytyczną w Zabrzu.
I tym razem nieoceniony Garmin zafundował nam jakieś 2 km MTB po błocie i dziurach.
Poza tym bez większych przeszkód dotarliśmy na Masę.
Wspólny przejazd pod ochroną policji trwał grubo ponad godzinę.
Po wszamaniu odrobiny kalorii i założeniu cieplejszych wdzianek (na Masie nieco zmarzliśmy; spacerowe tempo Masy nie pozwalało się rozgrzać) rozpoczęliśmy powrót.
Wciąż pod przewodem Garmina przejechaliśmy przez Rudę Śląską, Siemianowice do Czeladzi. Po ciemku ze 2-3 razy musieliśmy się wracać po kilkaset metrów (moja nieuwaga i nieznajomość terenu + czasem nieco spóźnione reakcje GPS-a). Na szczęście nawigacja Jacka również pilnowała drogi i dzięki Jego wskazówkom szybko wracaliśmy na właściwą trasę.
Pożegnaliśmy się w Czeladzi. Chłopaki pojechali razem do Sosnowca a ja solo do Grodźca i potem dalej do siebie.
Jak dla mnie, to wyjazd bardzo udany. Z Tomkiem i Jackiem jedzie się fajnym, równym tempem (o ile warunki na drodze pozwalają; dziś drogi do Katowic jakoś dziwnie zapchane były). Pogoda nawet dopisała.
Jacek, Tomek, mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejnym wyjeździe na Masę :-)
Zdjęcia i ślad z GPS-a wrzucę jutro.




Kategoria Jednodniowe, Praca

Dom->Praca->Gdzie_oczy_poniosą

  • DST 50.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 18.75km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 września 2011 | dodano: 07.09.2011

Rano standardowe 16 km do pracy. Chłodno ale w porównaniu do powrotu, to bardzo przyjemnie. 40 min. i na miejscu.
Wyjechałem z S-ca Zagórza o 17:00. Jakieś 15 min. później byłem już mokry i ufajdany do jajec. Skoro tak, to już nie było się czym przejmować i jedyne co pozostało, to cieszyć się jazdą. Przed Pogorią IV przestało padać. Wojkowice Kościelne, Przeczyce obskoczyłem bez deszczu. Gruntowymi, bocznymi dróżkami przeskoczyłem do Dąbia i tam się zaczęło od nowa. Nie dość, że deszcz, to jeszcze wiatr w gębę i do tego pod górkę. Przed wjazdem do lasu, w kierunku Góry Siewierskiej skręciłem do siebie ale brakło mi do 50km tak ze 2,5 więc dokręciłem na siłę przez Strzyżowice. W nagrodę na zjeździe do Psar dostałem widok na przepiękną tęczę. Aże fotkę strzeliłem ale i tak nie oddaje tego, co gały widziały.


Kategoria Praca