DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się przy piątku niespecjalnie spiesznie i ruszam o 6:14.
Nienachalne słońce, jakby lekki ruch powietrza, ciepło.
Kręcę trasę przez Będzin w wariancie małobądzkim. Przy Lidlu dalej pozagradzana ścieżka więc objazd marketu przez parking.
Sam przelot spokojny, bez sensacji. Na mecie z minutą straty.
Ciekawe, czy się sprawdzą prognozy. Jak tak, to powrót namaczany. Dlatego dziś Mamutem i z ekwipunkiem na deszcz.
Po 14:00 w okolicy mojej pracy pojawiła się solidna burza. Zgodnie z prognozą ICM-u. Również zgodnie z nią minęła do 15:00. Powrót pod, początkowo, pochmurnym niebem. Potem się przejaśniło i słoneczko czasem się przedzierało. Temperatura jakoś zauważalnie nie spadła. Na drogach ślady opadu. Im bliżej domu, tym słabsze.
Trasa bez zaginania przez Mortimer, Reden, Most Ucieczki, Zieloną, Preczów i Sarnów.
Spokojnie, tempo raczej spacerowe.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
21.82km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:09.
Przyjemne, rześkie warunki. Słoneczko nieco przesłaniane chmurami i chyba lekki podmuch mniej więcej z kierunku przeciwnego. Ale niezbyt przeszkadzający.
Trasa dziś nietypowa. Przez Gródków do Łagiszy i dalej na Zieloną. Przebijam się przez rozgrzebaną ul. Limanowskiego w D. G. Teren "dworca kolejowego" wygląda jak inscenizacja do filmu wojennego. Chciałem to objechać tak, żeby wbić na ścieżkę przy Alei Róż ale się okazało, że albo przejście podziemne albo skakanie przez barierki. Stoczyłem się więc tak, że wbijam na zwykłą trasę przez Reden, Mortimer i centrum Zagórza.
Na mecie jeszcze rundka honorowa przed pracą żeby dobić do 19km.
Z niespodzianek to dziabnięcie pszczoły. Tak myślę, że wpadła mi do rękawka i spanikowała. Trochę niefajny moment sobie wybrała, bo akurat przejeżdżałem przez skrzyżowanie i nie bardzo miałem jak się zatrzymać i pozbyć żądła. Chyba dostałem pełną dawkę. Cóż... przynajmniej reumatyzm mi mniej będzie dolegał :-p
Powrót w tempie niespecjalnie ambitnym. Trasa oklepana: Mortimer, Reden, Łęknice, przejazd między Pogoriami, Preczów i Sarnów.
W ciągu dnia było więcej słoneczka i lekko dmuchało. Przyjemnie, jak nie trzeba w pracy walczyć :-)
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:35
-
VAVG
22.11km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:09.
Dziś trasa krótka, przez Będzin. Z okazji dnia targowego odpuszczam sobie chodniki i jadę przez Nerkę i potem ścieżką małobądzką raz jedną, raz drugą stroną. Reszta trasy jak zwykle.
Warunki na dojeździe bardzo przyjemne. Ani za ciepło, ani za zimno, ewentualny ruch powietrza niewyczuwalny lub sprzyjający, słonecznie.
Na mecie 6 min. zapasu.
Powrót w fajnym ciepełku choć słoneczko nie lampiło jakoś masakrycznie.
Trasa przez Będzin ale w innym wariancie. Najpierw zawijam do Leroy Merlin po szybki zakup. Potem dopiero do Będzina. Stamtąd przez Grodziec i Gródków.
Sprawnie, spokojnie.
Kategoria Praca
DPSD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:59
-
VAVG
20.17km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powinienem był wystartować wcześniej, a tak to wyszła obsuwa. Ruszam o 6:11.
Warunki bardzo przyjemne, nie za ciepło, nie za zimno, sporo słoneczka, nieznaczny ruch powietrza.
Trasa przez Sarnów, Preczów, Zieloną, molo P3, Most Ucieczki, Reden, Mortimer i centrum Zagórza. Raczej bez ociągania ale i tak na mecie mam 4 min. straty.
Tak na szybko policzone, to jak dojadę do serwisu, to oponki będą miały 14k km przebiegu. Zdecydowanie wymiana wskazana i zasłużona.
Powrót w miłym ciepełku ale trasą raczej krótką, przez Będzin. Po drodze wpadam do serwisu i nabywam 2 oponki do Błękitnego. Semislicki 27,5x2.0. Z serwisu przez Zamkowe, Grodziec i Gródków prosto domu. Na miejscu od razu przekładka oponek na nowe i drobne regulacje oraz testy czy nic nie rzęzi.
Kategoria Praca, Opona, Serwis
DPDZD
-
DST
41.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
21.96km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krótki urlop przeleciał błyskawicznie. Dwa fajne wyskoki, poza tym niewiele jeżdżenia. Znacznie więcej byczenia. Dziś powrót do rutyny.
Rozruch przeciętny i start o 6:13.
Na dworze przyjemnie. Słoneczko, niewielki wiaterek, ciepło i rześko jednocześnie. Niegroźne chmurki.
Trasa krótka, przez Będzin. Od tartaku do targu za króliczkiem, który pomógł mi nieco poprawić czas przelotu. Potem jeszcze go widziałem na 11-go listopada. Pewnie na pełnym gazie przeleciał Nerkę, kiedy jak się tarabaniłem po chodnikach i czekałem na wolne na skrzyżowaniu przy Czarnej Przemszy.
Mała niespodzianka przy Lidlu. Zastawiony wylot ścieżki przy moście. Musiałem się wrócić i objechać Lidla. Czyżby w przygotowania do zrobienia dalszego ciągu ścieżki po stronie biblioteki?
Reszta trasy bez niespodzianek i ekscesów.
Na mecie z zapasem 3 min. Przyjemny dojazd.
Powrót bez ociągania w przyjemnych warunkach. Ciepło, słoneczko niezbyt nachalne, lekki podmuch miejscami z kierunku przeciwnego.
Trasa bez finezji: Mortimer, Reden, Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów.
Momentami króliczki. Nawet całkiem żwawe. Sam przelot raczej bez sensacji. Na wiosce zahaczam o piekarnię.
W domu zostawiam plecak, pakuję sakwy i robię zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana.
Dziś doszedłem do wniosku, że czas zmienić Błękitnemu kapcie. Tylny już praktycznie bez bieżnika na grzbiecie. Przedniemu niewiele brakuje do tego stanu. Jak się nic nie wysypie to jutro na powrocie zahaczę o serwis i jak będę jakieś mi odpowiadające, to nabędę.
Kategoria Praca
Z
-
DST
26.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
01:36
-
VAVG
16.25km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do większych objazdów zniechęciły mnie chmurki na niebie. Poza tym ze 2x lekko pokapało.
Dziś jedynie runda po pieczywko. Spiralą w lewo do wsiowej piekarni. Po drodze niespodzianka w postaci wycinki i przymusowego chaszczowania. Na szczęście raptem ze 100m.
Przypomnieć sobie górki
-
DST
218.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
11:45
-
VAVG
18.55km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Detale w dniu następnym.
EDIT:
Dziś namiastka górek. Ale najpierw musiałem się tam dostać. O własnych siłach, oczywiście.
Tym razem ustawiłem wyznaczanie trasy na kolarstwo żeby polecieć asfaltami szybko i sprawnie. Wyszło tak sobie. Na początek znanym terenem przez Dąbrowę Górnicza na Kazimierz Górniczy. Stąd już odpalam jazdę po kresce i celuję w Jeleń, gdzie robię chwilę dłuższą na karmienie. Śniadanie było mniej kaloryczne i szybciej mi się ssanie włączyło.
Asfaltami chciałem do Libiąża ale mi wytyczyło takie kółko, że przełączam na kolarstwo górskie i dobijam tam przez las. Po drodze kilka drobnych niespodzianek (m. in. skakanie przez tory bo przejazdy pozalewane). Nieco zawijasów by dotrzeć do Zatoru, gdzie druga przerwa karmieniowa i dolanie nieco wody do bukłaka. Żeby w trasie nie brakło.
Z Zatoru kręcę do Andrychowa. Tu mi się biesi aparat. Nie sprawdziłem baterii i ten mi obwieścił, że na dziś już zawiesza pracę. Reszta fot z komórki. Trochę to utrudnia bo aparat jestem w stanie obsłużyć jedną ręką w trakcie jazdy. Z komórką, którą trzeba odblokować i źle się ją trzyma, taka sztuka jest dość ryzykowna.
Przez Targanice wspinam się na Kocierz. Słabo mi to idzie. Kilka razy robię stopa na wyrównanie oddechu i pojenie. Do tego podjazd robię przy sporej lampie. Na górze jestem około 14:00. Mniej więcej w tej samej chwili dociera z przeciwnej strony "szoszon". Z dobry kwadrans rozmawiamy. Okazuje się, że to prawie sąsiad. Przyjechał z Dąbrowy Górniczej. Robi mniej więcej tą samą trasę co ja, tylko w odwrotną stronę. No i leci szybciej.
Zjazd w stronę jeziora żywieckiego to moment dnia. Leci się bardzo przyjemnie. Po drodze obserwuję chmurę, która gdzieś nad Żywcem zrzuca ładunek. Mnie jedynie kilka kropel zahaczyło.
W planie był jeszcze wjazd na Górę Żar. Też nie szło dobrze. W którymś momencie robię sobie wypych żeby zmniejszyć dystans. Na czasie wiele nie zyskałem ale chociaż nogi, i mięśnie w ogóle, popracowały w nieco innym rytmie. Na szczycie jestem sporo po 16:00. Uzupełniam nieco płynów i wciągam lazanię z racji. A potem drugi moment dnia, zjazd do Międzybrodzia Żywieckiego.
Do domu już poniżej 80km ale lekko nie będzie. Zmęczenie daje o sobie znać. Przez Porąbkę do Kęt i dalej na Oświęcim. Odcinkami są fajne ścieżki ale większość drogi jednak w zwykłym ruchu. Mnóstwo TIR-ów na trasie, osobówek jeszcze więcej. Nie jedzie się zbyt przyjemnie.
Z Oświęcimia oklepana trasa przez Chełm Śląski, Imielin i Mysłowice do Sosnowca. W Sosnowcu znów przerwa na karmienie i na ostatnich nogach przez Czeladź i Wojkowice do domu. Na finiszu jeszcze zgarniam paczkę i w domu jestem po 22:00. Nieźle zrąbany. Ale dla widoków z Żaru warto było. Szkoda tylko, że tak krótko mogłem tam posiedzieć. Trochę daleko do tych gór na jednodniowy wypad na własnych kołach.
Link do pełnej galerii
Dworzec na Maczkach w locie.
Po popasie w Jeleniu.
Niespodzianka w drodze do Libiąża. Nie zdecydowałem się sprawdzać głębokości.
Zamek Lipowiec na horyzoncie.
Popas na rynku w Zatorze.
Andrychów.
Pogróżka przed Kocierzem.
Pierwszy sukces dnia.
Chmurka nad Żywcem. Szczęśliwie udało mi się pojechać po jej krawędzi.
Początek wypychu przy szczycie Żaru.
Musiało być jedno z widoczkiem.
W drodze do Porąbki. Słoneczko coraz niżej.
Imielin. Fot po drodze mało bo szkoda było mi czasu na przystawanie i sięganie po komórkę.
Wymiar kary za dzień.
Kategoria Jednodniowe
Z
-
DST
11.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
00:41
-
VAVG
16.10km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś regeneracyjnie tylko po zakupy. Niestandardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana w wersji głównie wertepowej.
Cieplutko, lekki wiaterek, słońce nienachalne.
Kategoria Inne
Skalibrować wykres
-
DST
201.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
10:40
-
VAVG
18.84km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Żeby na wykresie słupkowym w końcu było widać, jaka nędza to jeżdżenie okołopracowe. Machnąłem sobie dwuseteczkę w okolice Częstochowy.
Detale jutro jak odeśpię. Na razie zimny browar.
EDIT:
Plan był taki, żeby ruszyć gdzieś około 5:00 ale nie przemogłem się. Startuję około 8:30. Jest już w miarę ciepło, sporo słońca.
Początek po znanym terenie. Przez Rogoźnik i Świerklaniec kręcę do Kalet. Sporo na tym odcinku przez las. Zresztą wystartowałem z ustawieniami GPS-a na kolarstwo górskie, więc niespodzianki były murowane. Docieram do Kalet bez problemów.
Kolejny punkt na trasie to Koszęcin. Ten odcinek też bezproblemowy. Przerw, jak na razie, nie robię większych. Czasem na foto czy przestawienie nawigacji na nowy cel. Z Koszęcina kręcę na Lisów. I tu odkrywam, że mam defekt. Zacina się blokada amortyzatorów. Po bliższym oglądzie dopatruję się problemu przy przednim amortyzatorze. Coś się tu przesunęło i linka się zablokowała. Niefajnie. Manetka od amorów jest zintegrowana (twinlock) albo blokują się oba, albo żaden. Znaczy się do końca jazdy jadę na bujanym. Będzie to czasem dawało popalić.
Z Lisowa (dalej bez postoju) kręcę do Wręczycy Wielkiej. Po drodze, w lesie, robię dłuższą chwilę na wciągnięcie nieco paszy. A jak ruszam, to wkrótce okazuje się, że GPS wpuścił mnie w chaszcze. Na początku była jeszcze gruntowa droga ale potem zaczęła stopniowo zanikać aż skończyłem w łące, w trawach po pachy. Ale ślad pokazywał, że mam się przez to przedzierać. Okazało się że ktoś te trawy przemierzał. Ruszyłem i ja. W trakcie tego chaszczowania trochę mnie okapało ale nie zdecydowałem się na wyciąganie płaszczopeleryny. I dobrze. Wkrótce przestało a potem wyszło słońce i lekki wiaterek, i wysuszyło. Nim dotarłem do jako tako przejezdnej drogi w lesie zorientowałem się, że to przejście przez łąkę to musiał robić jakiś myśliwy bo ślad prowadził od jednej wieżyczki myśliwskiej, do drugiej, po drodze zahaczając o lizawkę.
Potem już nie było większych niespodzianek. Spokojnie przez Kłobuck i Kamyk kręcę do Mykanowa. Stamtąd do Mstowa. Po drodze zjeżdżam w gruntową drogę i robię dłuższy postój na ciepły posiłek w postaci fasolki po bretońsku z racji wojskowej. W czasie gdy żarełko się podgrzewało ja zalegam w trawce rozprostowując kości. W dalszą drogę ruszam po 16:00.
GPS ustawiam na Poraj. Dalej mam ustawienie na jazdę górską więc nawigacja funduje mi sporo terenowych podjazdów. Dzięki nim objeżdżam Olsztyn. Kosztuje mnie to jednak sporo czasu, a dystans do przebycia jeszcze niemały, więc decyduję się na przełączenie nawigacji na tryb kolarski. Skłania mnie do tego zwłaszcza jeden odcinek terenowy z piachem. Na odblokowanych amortyzatorach nie miałem dość pary w nogach żeby to przejechać i kilkadziesiąt metrów deptam z buta.
Asfaltami, w miarę sprawnie, kręcę do Żarek i dalej do Myszkowa. Na tym odcinku fajna ścieżka rowerowa więc udało mi się trochę podgonić. W Myszkowie przestawiam się na kierunek do Siewierza. GPS proponował trasę przez Czekankę ale na tym odcinku był nielichy ruch i po drodze odbijam na Pińczyce. Stąd jest fajny zjazd, który na dodatek okazał się mieć już nowiutki asfalt. Dzika przyjemność staczać się za darmo z tej górki. Potem jeszcze kilka hopek i jestem w Siewierzu. Tu, na ławce niedaleko zamku, robię dłuższą przerwę karmieniową przed ostatnim odcinkiem do domu. Finisz przez Wojkowice Kościelne i Preczów.
Blisko domu okazuje się, że trochę braknie do 200km więc zaginam tu i tam żeby mieć pewność, że jednak będzie ten dystans. Kończę jazdę nieco przez 22:00.
Generalnie poszło lepiej niż się spodziewałem. Lewa noga, która na takich dystansach lubi dawać się we znaki, tym razem nie dała popalić. Trochę tam się przypominała, ale niezbyt nachalnie. Zeszło prawie 5l napojów. Praktycznie co 15 min. kilka łyków z bukłaka. Po drodze jedna dolewka wody. Jedzenia nawet niezbyt dużo: 2 słodkie batony, 1 bułka, 1 paczka sucharów, 1 racja obiadowa i 2 kostki Seven Oceans. I wystarczyło żeby nie pojawiało się uczucie odcięcia. Sporo pomogła pogoda.
Chyba tego mi w końcu trzeba było :-)
Link do pełnej galerii
Kozłowa Góra.
W drodze do Kalet. Na szczęście nie tędy gdzie widoczek.
Koszęcin.
Lisów.
Pierwsze miejsce szamania.
Niespodzianki w trybie nawigacji kolarstwo górskie.
Kłobuck.
Mykanów.
Mstów.
Gotowanie bez ognia.
Objechany Olsztyn.
Nówka asfalt na zjeździe z Pińczyc w stronę Siewierza.
Kontrolne zdjęcie pod zamkiem w Siewierzu.
Pomiar dystansu pod domem.
Kategoria Jednodniowe
Z
-
DST
12.00km
-
Czas
00:31
-
VAVG
23.23km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś tylko niemal zwykłe zagięcie do wsiowej piekarni po pieczywko i słodkości.
Na niebie sporo chmur i chwilami słoneczko. Raz mocniejsze, raz słabsze. Ciepło i raczej bez wiatru. Przyjemnie.





















