Jakem to wodził wycieczkę klubową do Lublińca
-
DST
195.00km
-
Teren
65.00km
-
Czas
10:18
-
VAVG
18.93km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień w całości poświęcony rowerowaniu pod znakiem PTTK i Cyklozy - planowana wycieczka do Lublińca.
Start z domu 6:10. Na miejscu startu, czyli pod fontanną przy siedzibie PTTK w Sosnwocu, na 10 min przed 7 rano. Marcina nie ma za to całkiem liczna grupa ze znajomymi (Amiga, gizmo201, djk71, avacs) z bikestats, z PTTK, z wcześniejszych wyjazdów a także kilka nowych twarzy. Bardzo pozytywne zaskoczenie zważywszy na wstępnie średnią pogodę i nie za wysoką temperaturę (+13 st. C).
Tradycyjne foto grupy startowej i ruszamy. Trasy nie będę opisywał. Jutro dodam mapkę i zdjęcia do opisu.
Generalnie jazda szła dość sprawnie. Na nikogo nie trzeba było jakoś specjalnie czekać. Tradycyjnie formowała się grupa wyrywna (tym razem bardzo często pod wodzą Amigi - widać, że chłop ma dynamit w nogach i tempo grupy czasem mocno trącało spacerowym - choć też nie raz udzielił się w ten sposób Filip a i innym też czasem wypadło nieco rozpuścić konie) jaki i stateczna.
Mnie z racji roli dzisiejszego Psa Przewodnika przypadło miejsce w przodku peletonu i czasem dawałem się nieco ponieść dzikiemu gonowi.
Po drodze doliczyliśmy się 3 kapci (w tym dwa u Amigi) i jednego uszkodzonego bagażnika.
Do Lublińca dojechaliśmy w komplecie. Foto na rynku i przenosiny do Chaty Wuja Toma na dłuższy przerywnik (m. in. ze względu na izobroniki). Zrobiliśmy małe zamieszanie w lokalu bo oprócz zwykłych gości zjawiliśmy się my czyli prawie 20 osób. I każdy chciał jeść i pić. Trzeba przyznać, że jednak obsada weekendowa lokalu poradziła sobie całkiem nieźle. Po odpoczynku powrót inną trasą niż droga do Lublińca i inną też od Wymysłowa niż zaplanowana. Zmian było kilka. Niektóre wyszły same z siebie, przez przypadek albo były popełnione z premedytacją.
W Lublińcu opuszcza nas kolega Darek. Kolejne pożegnanie następuje w Tarnowskich Górach z czterema osobami (w tym djk71 i amigą). Dwie osoby żegnamy w Łagiszy. Jadą w tym samym kierunku co my ale mocniejszym tempem.
Pozostała grupa wodzona przeze mnie wolniej przebijała się do Sosnowca, gdzie również kilka pożegnań po drodze. Pod Fontannę docieramy w mocno uszczuplonym składzie. Pożegnania i ruszamy w powrotną drogę.
Pogoda rano była taka niewyraźna. Potem nawet słoneczko się rozpędziło na trochę. Ostatecznie jednak przyszło nam trochę w deszczu poszaleć. Upałów nie było.
Kilka razy zdążyło mi się trochę nieco w trasie zamotać ale humory dopisywały i chyba nikt specjalnie nie miał nic przeciw extra objazdom.
Dzięki Amidze i djk71 mieliśmy okazję nieominąć papierni w Boruszowicach, do czego zapewne by doszło, ponieważ nie miałem o niej zielonego pojęcia. A chłopaki mają w pamięci całkiem sporo takich obiektów i wspominali o nich po drodze. Niestety ze względu na czas i dystans nie bardzo była możliwość zbaczania do nich wszystkich. Papiernia akurat znajdowała się o rzut beretem od naszego postoju więc podjechaliśmy tam całą grupą.
W samym Lublińcu nie robiliśmy wielkiego zwiedzania z różnych względów. Nie mieliśmy tam nagranego przewodnika. Miasta też nie znamy i odnalezieni obiektów, które są warte zobaczenia mogłoby zająć nam zbyt dużo czasu. Poza tym po przejechanym dystansie tam trzeba było odpocząć. Poza tym tak na prawdę to głównym założeniem wyjazdu do Lublińca było pośmiganie po tamtejszych lasach a samo miasto było tylko miejscem, w którym miał nastąpić zwrot akcji na powrotną. Choć gdyby było więcej czasu, to niewykluczone, że byśmy i po mieście nieco się pokręcili. Może powtórzymy kiedyś tą trasę i postaramy się znaleźć kogoś z Lublińca, kto by nam posłużył za przewodnika. Może ktoś z BS?
Skład wyprawy do Lublińca.
Marcinowi i Ryśkowi wyszedł "taniec" na bunkrze przy drodze z Wymysłowa do Ossów (tak to się chyba odmienia).
Sprawca jednego z kapci.
Chwila na wyrównanie oddechu po pokonaniu serii piaszczystych pagórków.
Po rzucie okiem opuszczamy rezerwat Jeleniak-Makuliny.
Zdjęcie "zdobywców" Lublińca :-)
I zacięty atak na pełne talerze w Chacie Wuja Toma.
Budynki papierni w Boruszowicach namierzone dzięki djk71 i Amidze.
Starcie amigi z drugim kapciem w Tarnowskich Górach.
W Rogoźniku załapaliśmy się na zachód słońca...
... i tęczę. Niestety na zdjęciu nie wygląda to tak pięknie jak w naturze. Ale żeby to podziwiać, trzeba się najeździć, zmoknąć i zmęczyć.
Link do pełnej galerii. Niestety zdjęć nie za wiele ale to ze względu na fakt, że mam tylko 2 ręce a teren był dziś wymagający i były mi potrzebne do obsługi rowerka. Choć muszę też stwierdzić, że w porównaniu do objazdu, który robiłem z Edytą, było łatwiej, sucho.
I jeszcze ślad. Zawiera poza wspólnym przejazdem również mój dojazd do miejsca startu i powrót.
Kategoria Inne
komentarze
pozdrawiam
Amiga ; z Filipem tak właśnie jest, że lecisz i nawet nie wiesz kiedy ogonek się traci.
Ps. Ja nie pędzę na rowerze (normalnie), ale jakoś tak z Filipem wyszło chwilami, że odzywała się w nas ułańska fantazja ;P
Atak na placek uchwyciłeś bezbłędnie, ale to już była pora na popas :-)
Będzie galeria na picassa ? :x