limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

To, co tygrysy lubią najbardziej

  • DST 79.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:36
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Dzisiejszy dzień to efekt spisków Rafała i jego kolegi z pracy, Adama.
Spisek polegał na tym, żeby odstawić Adam do Wisły bądź Ustronia na urlop i spędzić z nim dzień na jeździe.
W tym celu stawiam się w Będzinie i razem z naszymi "dwukołami" podróżujemy do Ustronia. Tam Adam znajduje sobie kwaterę po normalnych pieniądzach i zostawiwszy większość gratów, ruszamy najpierw na małe, śniadaniowe zakupy, które konsumujemy nad rzeką. A potem uderzenie na Równicę. Niestety cosik mi się droga merda i zamiast piąć się na Równicę asfaltem, objeżdżamy Równicę bokiem ale też asfaltem w sporej części. Bunkrów nie ma ale jak jest, to każdy wie. Trochę zjazdów i podjazdów a na koniec pierwsza okazja do rozgrzania tarcz i V-ków. W końcu wbijamy na drogę ze Skoczowa do Brennej i jedziemy do centrum.
Tam postój na moczenie końcówek podających i uzupełnianie płynów.
Jedziemy przez Brenną aż do samego końca i wbijamy na żółty szlak. Początek asfaltowy więc jedzie się powoli ale spokojnie. Kiedy docieramy do części nieasfaltowej chłopaki dość dosadnie określają dalszą drogę jak i moje podejście do wjechania go. Rok wcześniej byłem tu po deszczu i wjazd był absolutnie nierealny. Ślisko, potoki wody. Masakra. Dziś warunki o niebo lepsze i też było widać to po tym, że jednak spore fragmenty udało mi się wjechać. Niestety na samą przełęcz Karkoszczonkę wprowadzam tak jak i Adam z Rafałem. Tam focimy na pamiątkę i zjazd dalej żółtym szlakiem do Szczyrku. Szlak biegnie zjazdem wyłożonym betonowymi płytami, stromo. Zjeżdżam ale zaczynam się obawiać o stan klocków a rezerwowych nie wziąłem. Ale po dotarciu do asfaltu sprawa staje się łatwiejsza choć stromo jest dalej. Za to bezpiecznie jest utrzymać większą prędkość, z czego też korzystamy. Kiedy lądujemy w Szczyrku chłopaki mają banany na twarzy i nie mogą uwierzyć, że to już Szczyrk właśnie :-)
Zakotwiczamy się na chwilę w knajpce. Ja wciągam obiad a chłopaki zadowalają się tylko płynami. Potem przenosimy się trochę dalej nad rzekę i przez jakiś czas moczymy końcówki zapodające. Bajka. Mało brakło a byśmy się po czubek głowy walnęli pod wodospadzik. Niestety trzeba było naginać dalej.
Kolejne tankowanie i atak na Salmopol. Zaczyna się niewinnie lekko pod górę ale potem trzeba zacząć coraz mocniej rzeźbić. Odrywam się od Rafała i Adama i zaczynam solowy wjazd. Po drodze tylko mała przerwa na regulację ciśnień. Poza tym bez postojów ale też i bez specjalnego naginania. Wdrapuję się na przełęcz i zakotwiczam w Białym Krzyżu. Wciągam gorącą herbatkę - nie mieli nic z lodówki :-/ - i czekam na chłopaków. Mieli trochę przygód po drodze ale o nich sami opowiedzą, jeśli zechcą. W końcu zdobywają też przełęcz i zakotwiczają obok mnie na wyrównanie oddechu i tankowanie. W międzyczasie zapodaję sobie drugą herbatę z kawałkiem pysznego tortu.
Tak sobie myślałem, że po drodze na górę to mi niezłą litanię wyrecytowali za ten pomysł więc zanim doszli do siebie, to szybka focia pod tablicą "Szczyrk żegna" (albo może to było "Wisła wita") i zjazd. I to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ponad 10km zjazdu do Wisły. No tu im się mordy uśmiechnęły tak za uszy, że myślałem, że im czubki głów poodpadają. Prędkość, wiraże i ten zjazd.
Docieramy do centrum Wisły, gdzie następuje futrowanie kebabami oraz dotankowanie.
Wzdłuż Wisły pędzimy ścieżką rowerową do Ustronia, gdzie odstawiamy Adama po kolei do sklepu po zakupy, do bankomatu i na koniec na kwaterę.
My mozolnie i nierowerowo wracamy z Wisły do Będzina. Tu żegnam się z Rafałem i solo, przez las grodziecki i Gródków jadę do domu.

Wyjazd może nie powala dystansowo ale co się trzeba było urobić na podjazdach to nasze. Dzień pogodowo dla mnie idealny choć tankowałem płyny jak smok. Na oko 6-7 litrów napojów wciągnąłem. Bardzo udany ten dzionek. Cały spędzony na rowerowaniu w fantastycznym towarzystwie. Dzięki, Rafał, że mogłem się dołączyć. Naprawdę warto było.

Link do pełnej galerii


Pomykamy sobie wokół Równicy.


Widoczki... ehhh...


Po pierwszym poważnym grzaniu tarcz.


Dychnięcie w Brennej.


Deptanie pod Karkoszczonkę.


I onaż Karkoszczonka.


Drugie poważne grzanie tarcz i V-ków oraz banany na twarzach :-)


Zdobywcy Salmopolu.


I w końcu Wisła.


Kategoria Inne


komentarze
nekor
| 21:07 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj To ja bardzo dziękuję za poprowadzenie ścieżkami i pełnienie honorów przewodnika. Wszystkie słowa zaczynające się na ch.. i k... (używane podczas podjazdów) zostały anulowane podczas zjazdu z Salmopolu do Wisły. MIODZIO. Jeszcze raz dzięki i do następnego razu.............
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!