limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1662.00 km (w terenie 9.00 km; 0.54%)
Czas w ruchu:88:39
Średnia prędkość:18.75 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:69.25 km i 3h 41m
Więcej statystyk

Zwardoń-Gorzyczki

Środa, 19 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii


Na dziś start planowaliśmy na 8:00. Obsuwa wyniosła prawie godzinę. Pogoda odmieniła się na lepsze. Trochę wysokich chmurek, dużo błękitu i słoneczko. Niestety też był i wiatr, z którym przyszło nam szarpać się, mniej lub więcej, przez cały dzień. Pierwszy etap prowadzi do Jaworzynki i styku trzech granic. Tu się focimy i potwierdzamy. Mając za sobą już kilka podjazdów i zjazdów ruszamy do Istebnej po kolejny stempelek. Kolejna seria hopek nim nam się udaje dotrzeć do tej miejscowości. Dalej nie jest jakoś szczególnie inaczej bo jedziemy na Przełęcz Kubalonkę i dalej do Wisły. Tu potwierdzenie i jedna z wielu przerw karmieniowo-pojeniowych. Przerzucamy się na ścieżkę wzdłuż Wisły w kierunku Ustronia. Tu zaliczam awarię, której oznaki pojawiały się już od dwóch dni. Konkretnie to urwała mi się linka od tylnej przerzutki. Jak już nie pierwszy raz przy manetce. Obeznajomiony z tematem rozprawiam się z usterką i jedziemy dalej po potwierdzenia. Powoli robi się obiadowo ale założenie jest takie, że jemy po kolejnym obowiązkowym potwierdzeniu czyli w Cieszynie. Trochę szarpania z wiatrem i jesteśmy u celu. W PTTK Prezes dostaje cynk o dobrym miejscu na obiad i jedziemy je sprawdzić. Obiadek jest smaczny i, co bardzo ważne, porcja jest zdecydowanie gabarytowo obliczona na wygłodniałego rowerzystę :-) Dzień nieubłaganie ucieka więc zakosy po mieście ograniczamy do minimum i toczymy się dalej do Zebrzydowic. Z potwierdzeniem nie ma problemu. Kolejny punkt to Godów. Zarówno Garmin jak i trasa odznaki prowadzą przez Jastrzębie-Zdrój. My chcemy oszczędzić trochę czasu więc ścinamy przez Marklowice Dolne w Czechach. Potwierdzenie robimy w Gołkowicach. W obowiązkowym Godowie wszystko pozamykane i za potwierdzeniem będzie chyba tylko paragon ze sklepu naprzeciw kościoła. Jedziemy już prosto na nocleg do Gorzyczek po drodze robiąc szybkie foto kolejnego drewnianego kościółka. Przed samym noclegiem pod koła rzuca nam się kot-samobójca. Cudem go nie rozjeżdżamy i chyba dzięki temu udaje nam się wkręcić na nocleg.


Dzisiejsze chmurki o wiele bardziej optymistyczne.


Widoczki po drodze.


Ochodzita.


Deptamy do Jaworzynki.


Na Trójstyku. Na pierwszym planie słupek polski. Ja stoję przy czeskim a w lewo schodki na mostek do słowackiego. Ogólnie miejsce na biwak i nic z atmosfery granicy.


Strona słowacka.


Chwilę temu gdzieś tam byliśmy...


A za momencik zjazd do Wisły :-)


Ciekawe czy Krzychu22 planuje start?


Się mi spsuło. Co prawda, nie od tego końca ale awarię tak najłatwiej unaocznić.


Cieszyn.


Micha w Cieszynie. Niedrogo, dużo i smacznie.


Kaczyce.


Po powrocie z przelotu przez terytorium czeskie Prezes dokonuje znaleziska. Pewnie zgubił któryś z naszych jadących ratować Zaolzie ;-) Pieniążek datowany na 1939.


Gołkowice.


W Godowie nie udaje się potwierdzić bo już późno dość jest. Chwilę tylko przysiadamy na onej ławeczce by się posilić.


Słoneczko opada.


A my kończymy z takim wynikiem.


Kategoria Kilkudniowe, LinkaP

Porąbka-Zwardoń

Wtorek, 18 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii

Planowany na 7:00 start trochę nam się obsunął co jednak wyszło na dobre bo wcześniej i tak byśmy się nie potwierdzili i nie skorzystałbym z apteki. Potem robimy sobie nadprogramowy wjazd na Górę Żar. Zjazd miodzio :-) Potem trzeba nam było dostać się do Rychwałdu. Poszło łatwo. Dopiero dalej była niejaka szarpanina z podjazdami do Rychwałdku, który leżał nam na drodze do Jeleśni. Tym razem robimy ten łagodniejszy zjazd w tamtą stronę. Dotarłszy do Jeleśni zaczyna nam się ssanie choć dopiero minęło południe. Szybko potwierdzamy się i decydujemy na konsumpcję obiadu w karczmie. Trochę też pomogły w decyzji nadciągające chmury, wyglądające na mocno burzowe. Na obiadku schodzi ponad godzina ale w tym czasie nie spada ani kropla. Jedziemy dalej. Kolejny cel to Węgierska Górka. Po drodze znów niezłe podjazdy ale jest też i nagroda w postaci bardzo długiego zjazdu w stronę Węgierskiej Górki. Potwierdzamy się ponownie i jedziemy do naszego dziś ostatniego punktu obowiązkowego czyli do Zwardonia. Po drodze mamy też okazję na zdobycie nadprogramowych kilku potwierdzeń więc kajecik ze stempelkami jest dość bogaty. Kotwiczymy na noc w Zwardoniu dość wcześnie ale należy nam się. Ponad setka po górach z sakwami. Poza tym do następnego punktu jest za daleko by odciągnąć za dnia. Garmin pokazuje ponad 1800m przewyższeń.



Kręcimy przez zaporę w Porąbce na wjazd na Górę Żar.


Wjazd nam trochę zajął.


Widoczki zacne, jak zawsze, choć dziś trochę zamglone.


Poziom wody wszędzie niski.


Rychwałd.


Dychnięcie i foto w drodze do Rychwałdku. Ten wariant jest chyba bardziej stromy :-]


Tu zajadamy obiadek.


Chmurki nad górami wyglądają srogo.




Początek zjazdu do Zwardonia. Dalej było kozacko. A już płyty przebijają wszystko. Strach hamować i strach puścić klamki.


Jak na szarpaninę po górach i z sakwami to chyba nienajgorszy wynik za dzień.


Kategoria Kilkudniowe

Psary-Porąbka

Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015

Link do pełnej galerii

Dziś pierwszy dzień objazdu województwa śląskiego z Prezesem. Ruszam z domu na mocnym poślizgu czasowym - 6:35. Na miejsce zbiórki docieram spóźniony prawie o studencki kwadrans. Szybkie foto na tle DorJan-a i kulamy się w stronę Jaworzna zaliczając po drodze nieco terenu. W Jaworznie zaczynają nękać nas deszcze. Trochę czasu marnujemy czekając aż osłabną. Potwierdzamy się w bibliotece. Nieco moknąc kierujemy się na kolejny punkt obowiązkowy - Bieruń. GPS wyrzuca nas na ruchliwą drogę do Oświęcimia. Ponieważ ruch TIR-ów nam nie pasuje uciekamy na boczne drogi. Potwierdzeni jedziemy do Miedźnej. Po drodze trafia nam się kilka kościołów ze szlaku architektury drewnianej. Kilka z nich już miałem okazję widzieć ale były też takie, które najechałem pierwszy raz. Część zamknięta na głucho. Kilka da się sfocić przez kratę lub przeszklone drzwi co też czynię. W Grzawie i Ćwiklicy podjeżdżamy pod kościółki spoza listy obowiązkowej. W drodze do Pszczyny rozkręca się deszczyk. Po potwierdzeniu zasiadamy w sprawdzonej mecie do obiadku. Tu przeginam. Spagetti wyciągam bez problemu ale kurczaka z makaronem odpuszczam w połowie. Starzeję się. Deszcz w międzyczasie ustaje i robi się cieplej. Przez Goczałkowice-Zdrój, jedziemy do Starej Wsi gdzie tylko focimy z zewnątrz drewniany kościół. Dalej mamy na drodze Wilamowice, w których nie udaje nam się potwierdzić bo jest już po 18:00. Robimy foto przy kościele. Ja wyciągam trochę kasy z bankomatu by mieć kwit na potwierdzenie ;-p Dzwonię też za noclegiem. Udaje się zarezerwować tenże w sprawdzonej mecie w Porąbce. Spokojnie kręcimy do celu. Jeszcze tylko zakupy na kolację i śniadanie i gnamy na kwaterę gdzie natychmiast zapodaję sobie izibronka. Jest bosko. Dzień nawet udany pomimo pogody. Udało się dojechać do zamierzonego celu bez szczególnego napinania. Jutro akcja górska. Może nawet popełnimy nadprogramowo sakwowo Górę Żar.


Startowe przy DorJan-ie.


Namaczany rynek w Jaworznie.


Focimy się w Bieruniu.


Wnętrze drewnianego kościółka w Bieruniu.


Drewniany kościół w Miedźnej.


Grzawa.


Rzeźba nad wejściem do kościoła w Ćwiklicach.


Pałac w Pszczynie od zadniej strony.


Kościół w Starej Wsi.


Rzut oka na góry w trakcie dojazdu do centrum Porąbki.


Podsumowanie dnia po zakotwiczeniu na noclegu.


Kategoria Kilkudniowe

Asfaltowo Rajza

  • DST 128.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 22.52km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 sierpnia 2015 | dodano: 15.08.2015
Uczestnicy

Przed startem nie spojrzałem na termometr ale o 6:35 było całkiem przyjemnie. Dałbym jakieś +18. Kręcę pod Zamek w Będzinie na spotkanie z Robertem. Miało nas być więcej ale reszta się wykruszyła. Ustaliliśmy z Robredem, że to na pewno dlatego, że się dowiedzieli, że on pojedzie i się bali, że będzie rzeźnia ;-)
Jak tylko się zjechaliśmy ruszamy od razu bez czekania. Na początek podjazd na Syberkę w stronę Czeladzi. Poszło gładko. Dalej do Wojkowic. Objeżdżamy od góry dawną KWK "Jowisz" i za Netto skręcamy do Dąbrówki Wielkiej skąd prosto do centrum Bytomia. Tu Robert robi serwis tylnego hamulca. Okazuje się, że klocki zdarte dużo za mocno, co dokumentuję kilkoma zdjęciami. Potem chwilę kręcimy się po Bytomiu. Podjeżdżamy pod podstawówkę, do której chodziłem do zerówki. Potem pod blok, w którym mieszkałem jako dzieciak. Trochę się pozmieniało ale przed wszystkim wydaje się to miejsce jakieś takie małe, ciasne. Strzelam foto ku pamięci i ruszamy w stronę kolejnego punktu pośredniego, do Księżego Lasu. Za Miechowicami przypina nam się do ogona rowerzysta. Trochę walczył. Nawet tam gdzie na podjazdach cisnęliśmy 30km/h. Powoli jednak zostawał aż w końcu odpadł. Potem jeszcze chwilę go widzieliśmy ale chyba droga wypadła nam inaczej i do Księżego Lasu docieramy bez towarzystwa. Miałem zamiar podjechać pod tamtejszy kościółek ale akurat odbywało się nabożeństwo więc zrezygnowałem. Jest na tyle blisko do tego miejsca, że można przyjechać kiedyś indziej znowu. Ruszamy do kolejnego punktu pośredniego, do Tworoga. Jest niedaleko więc dobijamy szybko. Naprzeciw kościoła jest pierwszy sklep, który dziś jest otwarty na naszej trasie. Poza lodami kupujemy też zapas napojów na dalszą drogę i to pozwala giąć Asfaltowo Rajze dalej. Przez Brusiek jedziemy do Koszęcina. Pozwalam sobie na podkręcenie tempa przez kilka kilometrów bo warunki są sprzyjające: gładki asfalt i cień drzew. A poza tym nie lubię długich prostych i staram się je przebyć tak szybko jak tylko się da. Są nudne. W Koszęcinie focę drewniany kościółek ale tak "na odwal się". Nawet nie wchodzę do środka pomimo tego, że otwarty. Dziś nie mam ochoty na zwiedzanie. A poza tym jest stosunkowo blisko i też można tu podjechać ponownie. Zaczynamy powrót. Kolejny punkt na trasie to Piasek i dalej Miasteczko Śląskie. Trasa nudna do zarzygania. Długie proste i mało podjazdów. Zaczyna dawać mi się we znaki lewa noga, przez co po drodze robimy kilka krótkich postojów aby mógł rozmasować mięśnie. W końcu konieczna jest dłuższa przerwa, w trakcie której stosuję też karmienie. Noga odpuszcza i można kręcić dalej. Docieramy do skrzyżowania na drodze "78" (Tarnowskie Góry - Siewierz). Tu pytam Roberta czy trasa krótsza, czy dłuższa. Odpowiedź: "Nie rozumiem pytania". Powtarzam. Odpowiedź ta sama. W końcu zatrybiam, że warianty krótsze nie wchodzą w grę. Jedziemy przez Świerklaniec do Kozłowej Góry. Po drodze podłącza się do nas dwóch rowerzystów. Nie zmieniam tempa. Jedziemy równe 30km/h czy to zjazd czy podjazd i gdzieś nam się ogon urywa. Albo mieli po drodze z nami tylko kawałek albo doszli do wniosku, że nie dadzą rady utrzymać naszego tempa. Przez tamę na Kozłowej Górze docieramy do Wymysłowa skąd robimy podjazd do mostu nad A1 drogą do Dobieszowic. Tu miodzio zjazd i dalej do Rogoźnika. Powoli daje się zauważyć wzrost temperatury. Już się nie chce jechać tak szybko. Z Rogoźnika robimy podjazd do Strzyżowic i potem już szybki zjazd do mojej kwatery. Tu siadamy w cieniu drzewek i podmuchach lekkiego wiaterku racząc się Robredo zimnym warkowym Radlerkiem a ja zimnym Żywcem. Potem powtarzamy zabieg. Robert ma jeszcze do domu jakieś 13-15km (jeśli nie pozagina) więc zbiera się na koła i rusza. Ja sponiewierany browarkiem walę się na glebę obok drzemiącego kota i odpływam na chwilę. Błogość.

Link do pełnej galerii



W oczekiwaniu na Roberta focę Zamek. Któryś tam raz z kolei.


I harcujące na nim ptaki. Niestety mój aparat ma zoom, który ich nie sięga lepiej a na cyfrowym jest nędza.


Akcja serwisowa na rynku w Bytomiu.


Nie jest dobrze.


Rynek w Bytomiu.


Klocki zdarte vs nowe.


Moja podstawówka. Od zadniej strony tyle krat, że wygląda jak zakład karny ;-)


Długich prostych przez pola i lasy było dziś tyle, że mam ich dość serdecznie.


Kościół w Tworogu. Chwilę później zaczęła się tam msza.


Robert zawsze znajdzie sobie Colę z odpowiednim komentarzem :-)


Drewniany kościół w Koszęcinie.


Obserwatorium?


Odechciewa się jechać.


Od Koszęcina było tak nudno, albo tak znajomo, że już nie chciało mi się focić. Dopiero na finiszu podsumowanie Garmina.


Kategoria Jednodniowe

Poserwisowo

Piątek, 14 sierpnia 2015 | dodano: 14.08.2015
Uczestnicy

Dzisiejsze jeżdżenie to seria przypadków :-) Zaczęło się od tego, że w trakcie transportu moich szlachetnych 4 liter zbiorkomem do Będzina, do serwisu zadzwonił Robredo z zapytaniem, czy nie mam klocków do hamulców tarczowych. Ostały mi się ostatnie i to chyba metaliki choć nie sprawdziłem tego bo nie mogłem się do nich w plecaku dokopać. Robredo mówił, że przejechał kilka sklepów rowerowych i nie dostał. Rzuciłem pomysł, żeby zapytać Kosmę. Umawiamy się, że spotkamy się na przystanku, podeptamy do serwisu i tam zapyta też o klocki a ja odbiorę rowerek. W trakcie spaceru rozmawiam z Moniką i ma sprawdzić swoje zapasy i dać nam znać jaki jest ich stan. Rowerek jest gotowy i pierwszy szybki test daje wynik bardzo pozytywny. I mam wrażenie, że korba jakby też lżej chodzi. Nic nie było uszkodzone. Konieczne było jedynie smarowanie. Robredo nie dostaje klocków bo mu się nie podoba cena. Ruszamy w stronę Pogorii 4 (przez Łagiszę i Sarnów) z zamiarem dotarcia do Kosmicznej Bazy. W Preczowie dostajemy info od Moniki, że ma z DS-10 tylko jedne metaliki i żadnych organicznych. Nie zmieniamy planu i jedziemy do Bazy. Prowadzi Robert więc nie za bardzo się przejmuję tym, gdzie jestem. Niektóre miejsca znajome ale podjechane od nieznanej strony, inne całkiem nowe. Generalnie fajne kręcenie asfaltowe z podjazdami i zjazdami. Osiągamy w końcu siedzibę Moniki gdzie z marszu zostajemy napojeni a zaraz potem zostaję zaopatrzony w to, po co przyjechaliśmy. Siadamy na chwilę rozmowy, w trakcie której z pracy stacza się też Tomek. Na żywo mamy okazję obejrzeć coś, o czym mi Prezes mówił, mianowicie złamanym ramieniu korby. Nigdy nie sądziłem, że to jest możliwe. Miałem jednak dowód w rękach. Nie wiem co Tomek je, ale muszę się zapytać i tego unikać, bo szkoda sprzętu :-) Żegnamy się w końcu i ruszamy w drogę powrotną. Bez gięcia jedziemy do Dąbrowy Górniczej. Przed Koszelewem żegnam się z Robertem, któremu zagięciem do Moniki i Tomka udało się osiągnąć przebicie 200km. Przed światłami na Koszelewie widzę autobus na awaryjnych. Wystaje nieco zadkiem na prawy pas jezdni na skrzyżowaniu. Kierowca i trzech przypadkowych przechodniów próbuje go zepchnąć nieco by nie zastawiał jezdni. Wołają mnie na pomoc. Potem jeszcze jedną osobę. Kierowca zwalnia hamulec i we 4 udaje nam się go przepchnąć kilka metrów tak, żeby nie blokował pasa i dało się go objechać. Niestety nie ma szansy odpalić "na pych" bo to automat. Z Koszelewa w ładnym tempie staczam się w stronę nerki i z kierunku na Czeladź wjeżdżam na Osiedle Zamkowe, które przecinam w drodze na ścieżkę w stronę Grodźca. Tam pewna nowość. Nad oznaczeniami rowerka na trasie domalowali coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak kupa. Przy bliższych oględzinach dochodzę do wniosku, że ma to być logo Będzina. Niestety ktoś zawalił instruktarz dla malarza, bo ten przyłożył szablon odwrotnie i wyszła "kicha". W Grodźcu robię sobie zjazd do Biedronki i ścieżką do Wojkowic. Okolice Orlenu dalej rozgrzebane i szybko to się chyba nie skończy. Podjeżdżam pod kościół i skręcam na Strzyżowice. Na Skrzynówku skręcam już w stronę Psar. Wpadam do sklepu, który mam prawie pod domem, ale wycofuję się jak widzę kolejkę do kasy. Ruszam do wsiowego Lewiatana przekonany, że tam będzie luźniej. Nie jest. Jednak decyduję się załatwić to, po co przybyłem. Z zapasem cieczy chłodzących wracam do domu osiągając całkiem zacny dystans za dzień.

Link do pełnej galerii



Obstawiony brzeg Pogorii 4.


Gięcie do Kosmicznej Bazy prowadzone przez Robreda :-)


Podobno jadą z tą budową 24h/dobę 7dni/tydzień. Ale nie wiem co to.


Podjeździk...


... i nagroda :-)


Autobus, w którego przepychaniu miałem drobny współudział.


Ktoś chciał dobrze ale wyszło jak wyszło, czyli nędza...


Tak wygląda, dla porównania, logo Będzina.


W okolicach domu trochę znęcałem się na d zachodem słońca...


... znęcałem się...


... i znęcałem się ale jakiegoś oszałamiającego efektu nie udało mi się osiągnąć. Może przy współpracy chmurek byłoby ciekawiej.


Podsumowanie dnia wygląda tak wg Garmina.


Kategoria Inne, Serwis

DPS

Czwartek, 13 sierpnia 2015 | dodano: 13.08.2015

+21. Dla odmiany trochę wiaterku. Warunki bardzo przyjemne do jazdy. Jednak jak to na "13" przystało dziś start był mocno pod górkę, a i sama jazda też niezbyt. Startuje z obsuwą o 6:20. Po jakichś 2km zaczyna się znajome stukanie. Dociągnąłem z nim do Łagiszy i w końcu stanąłem, pomimo opóźnienia, by kapnąć trochę smaru. Za rondem na Zielonej znów zjeżdżam na chodnik i poprawiam smarem tym razem podlewając suport. Dalej stuka :-/ Na przejeździe przy "dworcu" tym razem szlaban opuszczony dla jednego z Pendolino. Na szczęście już przejeżdża i wystarczyło zwolnić by dotoczyć się na otwierany szlaban. Hotel optycznie nie zmienił się od wczoraj więc nie zatrzymuję się na foto. I tak jestem już mocno po czasie. Reszta drogi bez przestojów. Nadrobić się nie udaje i na miejscu 7 min. po czasie :-/

Po pracy ruszam w stronę centrum Zagórza. Przed rondem kotwiczę na moment by zalać jeszcze nieco smarem miejsce, które jest jednym z podejrzanych o wydzielania wnerwiającego hałasu. W międzyczasie dzwoni Prezes i zaraz potem nadjeżdża. Chwilę oglądamy mapę z planowanego na przyszły tydzień wyjazdu. Potem kawałek razem kręcimy w stronę Dąbrowy Górniczej i chwilę jeszcze rozmawiamy. W końcu Marcin odbija do siebie a ja dalej przy akompaniamencie kręcę do centrum Dąbrowy. Tam załatwiam jeden drobiazg i przez Mydlice i Warpie kręcę do serwisu. Poddaję się. Nie mam nerwów do tego stukania. Poza tym podejrzewam, że jednak jest to coś poważniejszego niż tylko wysuszone łożyska. Myślę, że mógł jednak suport się rozlecieć. Jutro mam odebrać o 15:00 to się dowiem co faktycznie było. Powrót z serwisu zbiorkomem.


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 39.00km
  • Czas 01:41
  • VAVG 23.17km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 sierpnia 2015 | dodano: 12.08.2015

+20. Słoneczko niczym nieprzesłonięte od razu zaczyna grzać choć mam wrażenie, że dziś rano jakoś bardziej rześko niż wczoraj. Ruszam dość późno - 6:19. W związku z tym początek kręcenia raczej intensywny. Na Zielonej jestem 6:37 czyli już w późnej normie. "Dworzec" udaje się przejechać bez stania. Potem foto hotelu. Nieco spowalniają mnie jeszcze światła na Mortimerze. Dalej już płynnie. Na miejscu z zapasem 3 min. i niezłym czasem przelotu. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Po drodze całkiem sporo rowerzystów.

Po pracy wracam przez rondo w centrum Zagórza by zorientować się jak zrobili przejazdy dla rowerów. Jeśli już skończyli, to spaprali. Choć wydaje mi się, że jeszcze coś będą grzebać i jest nadzieja, że wyjdzie tak, że ostatecznie obleci. Potem przez Mortimer i Reden kręcę pod molo na Pogorii 3 i bieżnią do dzikiego przejścia przez tory na Pogorię 4. Stamtąd do Preczowa i przez Sarnów do domu. Przyjemnie się bardzo jechało pomimo tego, że spadły około 14:00 deszcz niemal natychmiast wrócił do atmosfery. Przy prędkości pod 30km/h nawet bardzo to nie przeszkadzało. Jedynie irytowało mnie trochę to, że w tak gęstym powietrzu wisiało sporo niefajnych zapaszków. Wystarczyło, że ktoś zapalił fajkę i smrodek dymu wisiał w miejscu. Jakoś to jednak przeżyłem i dotarłem do domu. Tu wstawiam Rzeźnika do garażu i wyciągam Błękitnego by zrobić zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem szybki zjazd do domu i koniec kręcenia na dziś.
Tak po drodze zastanawiałem się jak na urlop się wybrać. Na początku chodził mi po głowie Rzeźnik ale chyba jednak pojadę Błękitnym. Większa przestrzeń ładunkowa powinna ułatwić nieco mini wyprawę. Poza tym Merida niedawno miała nowy napęd wstawiony i była na przeglądzie. Scott ma już ładny dystans nakręcony i niedługo by go wypadało dać na serwis do przeglądu tak, by zdążyć z kolei przed tym, co Paweł wrzucił na tapetę :-)


Kategoria Praca

DPDSD

  • DST 54.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 21.32km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 sierpnia 2015 | dodano: 11.08.2015

+20. Na starcie słońce na pełnej mocy rażenia. Przyjemne warunki do jazdy. Start 6:18. Kręcę tak średnio intensywnie ale i tak odcinkami prędkość jest rewelacyjna. Na "dworcu" w D. G. jestem już po pociągach. Po IC ani śladu a KŚ właśnie zaparkował. Po drodze foto hotelu. Na rondzie w Zagórzu już prawie wszystko gotowe. Jest malowanie i oznakowanie. Chyba będzie się tam dobrze jeździć. Strzelam foto ku pamięci. Jeszcze ekipy kręcą się po okolicy ale wygląda to na porządkowanie ostatnich elementów. Do pracy docieram równo o czasie. Przejazd spokojny i bardzo przyjemny.







Po pracy tradycyjne już, przyjemne ciepełko. Dziś bardzo żwawo wracam do domu najkrótszą drogą przez Mec, Środulę i Stary Będzin. Chwilę po wbiciu na ścieżkę w stronę Będzina z przeciwka nadjeżdża Robredo. Hample, nawrotka, witamy się i chwilka dłuższa schodzi na pogaduchach. Przedstawiam mu pomysł Pawła, który dziś mi zarzucił i spotykam się z pełnym entuzjazmem. Wymieniwszy jeszcze kilka nowinek żegnam się szybko z Robertem bo dziś mam plan trochę od czasu uzależniony. Przez Zamkowe, Grodziec i Wojkowice cisnę do domu. Tu parkuję Rzeźnika i przerzucam się na zbiorkom, którym docieram do serwisu w Będzinie. Odbieram Srebrną Strzałę po przeszczepie wolnobiegu i łańcucha. Niestety manetek do mojego, nieco już wiekowego, rowerka nie mieli pod ręką i mają przyjechać dopiero w przyszłym tygodniu więc dalej męczę się ze starymi gripami. Od razu oczywiście test nowego napędu. Na początek kręcę na 12% na Syberkę. Nim tam jednak docieram GPS zalicza faila. Potem jeszcze jednego na Syberce. Zdejmuję go z kierownicy i zawieszam na pasku plecaka. Tam ma trochę amortyzacji od wstrząsów i okazuje się, że tyle wystarcza by się już do końca jazdy nie wyłączył. Z Syberki transportuję się kładką pod M1 w Czeladzi, objeżdżam je kierując się równoległą do "94" ulicą w stronę Czeladzi. Stamtąd do Wojkowic. Drugi raz dziś już przebijam się przez pobojowisko przy Orlenie w Wojkowicach ale tym razem nie wbijam w teren tylko podjeżdżam pod kościół i skręcam do Strzyżowic. Zrobiwszy kilka podjazdów docieram w końcu do domu. Tu jeszcze smarowanie amorów i na koniec serwis własnej, pochlastanej łapy. Zmiana opatrunku pozwoliła ocenić jak to wygląda po kilku dniach. No cóż, oderwanie gazy otworzyło ranę ale już jucha nie bucha jak z gejzera. Jeszcze kilka dni i będę mógł chyba zdjąć bandaż na dobre. Ale blizna będzie konkretna. Kolejna do kompletu :-p Kilometry z dziś idą na konto Rzeźnika.


Kategoria Praca, GPS-, Łańcuch, Serwis, Wolnobieg

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 20.39km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | dodano: 10.08.2015

+19. Słoneczko już na pełnej mocy rażenia ale jeszcze przejazd w warunkach bardzo przyjemnych. Start 6:16 więc trzeba było mi trochę uczucia włożyć w kręcenie. Na moście nad Czarną Przemszą przed Zieloną dostrzegam króliczka. Szybko go doganiam i okazuje się, że jedzie sporo wolniej więc nie będzie podciągania wzajemnego. Na "dworcu" stoi już IC a jak zbliżam się do szlabanów, to zamykają mi najpierw ten dla KŚ a potem i ten dla IC. Tak więc przymusowy postój. Reszta drogi już potem bez przerywników przymusowych. Przystaję jedynie na chwilę na wylocie wyjazdu spod Nemo na Aleję Róż by cyknąć foto opadłych liści a potem foto hotelu. W pracy z zapasem 3 min. Przyjemny i spokojny przejazd do pracy.


Normalnie jesień w natarciu.


Po pracy niespiesznie kręcę przez Mec, Środulę i Stary Będzin na ścieżkę w stronę nerki. Po drodze wpadam na Mario. Trochę nam na gadce schodzi nim ruszamy każdy w swoją stronę. Powiem tak, od spotkania dziś Mariusza reszta drogi obfitowała w dziwne znaki ;-p


To na Zamkowym.


To przy lasku grodzieckim. Wyjechałem centralnie na to dziewczę z kosą. Niby zdjęcia robią ale cholera ją tam wie. Jakby tak okres miała... Wolałem nie ryzykować i foto zrobiłem z baaaaardzo daleka.


A w Gródkowie pod podstawówką takie cuś. Tak zgaduję, że to dzieło palących gumy.

Bardzo przyjemnie się powrót kręciło dzisiaj. Bez pośpiechu, bokami, w przyjemnym ciepełku. Pochlastana łapka w ogóle nie przeszkadzała w jeździe. I dobrze bo jak nic się nie zmieni to w przyszłym tygodniu z Prezesem robimy objazd województwa na odznakę.


Kategoria Praca

DPSD

Piątek, 7 sierpnia 2015 | dodano: 07.08.2015

+19. Przyjemne warunki do jazdy. Start lekko obsunięty - 6:17. Kręci mi się dobrze jakieś pierwsze 2 km. Potem pojawia się głośne stukanie i od tego czasu całą drogę próbuję zidentyfikować źródło tego hałasu. Stawiam na lewy pedał bo się nie obraca swobodnie. Jest też opcja bardziej pesymistyczna: suport. Szkoda, że się nie rozsypało raz a dobrze bo bym od razu wiedział co. Ale może nim dotrę do serwisu, to się rozleci :-) Kręcę standardem przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dziś jestem na tyle późno, że na "dworcu" pusto i szlabany podniesione. Postój na foto hotelu i przez resztę świateł przelatuję bez zatrzymania. Na miejscu z poślizgiem 2 min.

Po pracy, przy akompaniamencie wkurzających stuków, kręcę do Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu. Z zapasem waluty przez Mydlice i Koszelew kręcę do serwisu. Wciąż przy odgłosach stukania. Działa mi to mocno na nerwy. Na miejscu wyjaśniam co i jak. Dostaję serię pytań dodatkowych. Potem chwila macania rowerka i jest diagnoza. Kapnąć Burnoxem, tu, tu i tu. Pokręcić trochę. Przejdzie. To od ciepła. Powysychało smarowanie. Ucieszyło mnie, że tak prosto da się to załatwić choć do końca nie byłem przekonany, że to aż tak banalne jest. Jednak zabrałem się z pojazdem do cienia i nakapałem gdzie pokazali. Kilka kółek ale odgłosy nie cichną. Nakapałem jeszcze trochę i dalej stuka. Zrezygnowany ruszam w stronę Łagiszy i gdzieś po drodze... nagle... ekstaza. Cisza jak makiem zasiał. Stukanie się straciło. Tylko delikatny szum opon i cichy chrzęst pracującego łańcucha. Bajka! Czyli jednak ani nie pedał, który dalej nie chce się luźno kręcić, ani nie suport. I dobrze, bo bez kosztów a poza tym, wg zapisków z BS wynikało, że to jeszcze nie czas na upadek tych części. Mają dopiero niecały 1 tys. km pracy. Dużo za mało na rozsypkę. Spokojnie, bez napinek kręcę przez Łagiszę i Sarnów do domu. Jeszcze tylko do wymiany klocki na przodzie bo słabo hamulec już trzyma. Obejrzałem w domu co i jak i widać, że jeden zdarty do blachy. Drugiego, o dziwo, jeszcze sporo zostało. Ale jak jest faktycznie to będę wiedział dopiero jak koło zdejmę i zdemontuję zużyte elementy.

Wyjęcie koła dało lepszy wgląd w stan hamulca. Klocki, o dziwo, niezbyt zdarte ale jakieś takie wyślizgane. Potarłem je trochę na betonie żeby je wyrównać i zrobić szorstkimi i włożyłem na powrót. Dalej nie ma hamowania. Na klockach widać, że tarcza nie styka się z nimi całą powierzchnią tylko tworzy po dwa wąskie łuki. Czyli nie tylko klocki ale i sama tarcza do wymiany. Tarczy nie miałem ale klocki tak więc je założyłem. Jest trochę lepiej z hamowaniem przodem ale nie tak jak powinno. Jak będę odbierał Srebrną Strzałę to sobie jeszcze kupię tarczę i powinno być ok. Tarcza na przodzie oryginalna więc chyba już miała pełne prawo być zdarta. Optycznie nie widać ale już w dotyku czuć drobne różnice w grubości. Najwyraźniej tyle wystarczy by nie pracowała jak należy.


Kategoria Praca, KlockiT, Serwis