Maj, 2015
Dystans całkowity: | 1380.00 km (w terenie 205.00 km; 14.86%) |
Czas w ruchu: | 68:38 |
Średnia prędkość: | 20.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.70 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 51.11 km i 2h 32m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12. Mglisto. Jezdnie mokre. Nawet przyjemne warunki do jazdy. Start o 6:11 i kręcenie bez ciśnienia. Przelot spokojny ze standardowym przystankiem na foto hotelu. Dopiero zaskoczenie w centrum Zagórza. Tradycyjnie chciałem sobie chodnikami objechać budowę a tu niespodzianka. Barierka i rozkopane. Chodnik w budowie. Przeskakując wykopy przedostaję się gdzie chcę i resztę drogi już przebywam bez przeszkód. Na miejscu z zapasem minutek.
W ciągu dnia trochę popadało ale na wylocie było już całkiem przyjemnie. Ponieważ rowerek był już nieco uflogany porannym dojazdem po mokrych jezdniach bez większych oporów decyduję się na powrót z dużym udziałem terenu. Na początek z fabryki przez lasek zagórski do Dąbrowy Górniczej. Asfaltowo pod molo na Pogorii 3 i tam przez park Zielona na drugą stronę Czarnej Przemszy na czarny szlak rowerowy do Łagiszy. Nasypali tam trochę tłucznia. Na razie jedzie się po tym kiepsko bo jeszcze nie osiadł dobrze i nie został ubity. Przeskakuję asfalt i dalej ciągnę wzdłuż torów na drugą stronę "86". Tam przeskok na drugą stronę toru i dalej terenem w stronę Psar i ul. Łącznej. Klinkierkiem pod remizę strażacką w Psarach i potem już finisz asfaltem do domu. Rowerek na mecie uflogany o wiele bardziej. Zresztą na nogi zebrałem też i ja trochę błota. Robię mycie i smarowanie Rzeźnika. Pod koniec tej czynności zaczyna się deszcz.
GPS zaliczył -1 :-(
Kategoria Praca, GPS-
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:41
-
VAVG
20.79km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12 na starcie uskutecznionym o 6:10. W związku z tym bez ciśnienia. Bez ciśnienia też z powodu tego, że dziś jakoś bardziej dały się we znaki stłuczenia niedzielnej gleby. Kręciło się bardzo przyjemnie. Przejazd spokojny. Po drodze foto hotelu. Na miejscu z zapasem minutek.
Po pracy całkiem przyjemny dzionek. Co prawda przedarły się do mnie mroczne wieści o nadciągających ulewach z gradem i burzach ale za oknem na to nie wyglądało. Powrót jednak bez gięcia standardem przez Mec i Środulę do Będzina. Wdeptuję na chwilę do serwisu po szprychy. Zamówienie jeszcze nie dojechało więc zapasu nie nabędę ale dostaję na otarcie łez jedną wymontowaną z kółka, które już posłużyło za dawcę do poprzedniej naprawy. Przy okazji nasuwa mi się myśl żeby sobie na tył zafundować gęściej plecione i na mocniejszej obręczy kółeczko. I chyba na tym się skończy niedługo. Ze zdobyczą przez Zamkowe, Grodziec i Gródków wracam do domu kręcąc delikatnie. W Gródkowie dopada mnie kilka kropel deszczu. Niegroźnych.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:11
-
VAVG
16.49km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
O 4:30 +2 na zewnątrz. Na starcie słoneczko już chwilę operowało ale temperatura podskoczyła tylko do +4. W związku z powyższym niemal zimowy komplet. I przydał się bo na miejsce dojechałem wcale nie jakoś zgrzany. Inna sprawa, że kręcenie dojazdowe było raczej emeryckie po wczorajszej wyrypie. Nogi podawały nędznie. Start o 6:10. Na miejscu z 5 min. poślizgu. Po drodze spokojnie. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z obowiązującymi od dziś przepisami o zabieraniu "prawka" i wyższymi cenami za pouczenia o dozwolonych prędkościach ;-p U mnie na wiosce wszystko jechało jakby byli na spacerze :-] Trochę się obawiałem, że wczorajsza gleba da dziś bolesne efekty ale ku przyjemnemu zaskoczeniu odezwał się, i to nieznacznie, tylko kawałek potłuczonej du...y. GPS zaliczył dziś łącznie 3 fail-e. Na początku zwisł przy uruchamianiu. Potem po drodze 2x się wyłączył :-(
Po pracy powrót spacerowym tempem i gdzie się dało to chodnikami. Kolejno przez centrum Zagórza (gdzie mnie wydzwania Prezes), Mortimer, Reden, pod molo na Pogorii 3. Tu z kolei ja wydzwaniam Prezesa i chwilę potem wyłania się z rozwianą kamizelką od strony Zielonej. Trochę opowiastek o kilometrach przejechanych i wydarzeniach planowanych zabiera nam kilkanaście minut. Potem razem kręcimy na Zieloną, gdzie jeszcze kilka słów wymieniamy przed rozjazdem. Prezes ciśnie w stronę centrum Dąbrowy Górniczej a ja na mostek na Czarnej Przemszy i dalej do Preczowa, Sarnowa i do domu. Wszystko to dalej w tempie spacerowym gdzie wymagany był większy wysiłek. Jedynie na zjazdach pozwalałem sobie pomajtać nogami nieco dynamiczniej. W domu czyszczenie Rzeźnika po wczorajszej wyrypie i smarowanie amorów u Rzeźnika i Błękitnego.
Kategoria GPS-, Praca
Wyrypa prima sort
-
DST
200.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
10:59
-
VAVG
18.21km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Było epicko. Opis w poniedziałek.
Na początek mapka:
Potem link do pełnej galerii.
A teraz detale.
Jakoś tak w czwartek zacząłem dzwonić po sprawdzonych wyrypowiczach czy by byli chętni na jednodniową szarżę w stronę Beskidu Małego. Wstępnie grono zapowiadało się liczne ale na starcie, pewnie przez pogodę, stawiliśmy się we trzech: Robredo, Mariotruck i ja. Nim jednak dotarłem na spotkanie przy kościele na Niwce zaliczyłem pierwszego technicznego fail-a. Gdzieś tak trochę za izbą wytrzeźwień, na zupełnie płaskim i równym odcinku jezdni usłyszałem trzaśnięcie. Rozejrzałem się wokół ale nic nie zauważyłem i pojechałem dalej. Po jakimś czasie usłyszałem znajome brzęczenie wskazujące na: a) poluzowany odblask na kole, b) pękniętą szprychę. Zjeżdżam na przystanek i odkrywam, że jest to opcja b) :-/ Dłuższą chwilę szarpię się z urwaną szprychą. Na Niwkę przybywam obsunięty około 10 min. Powitanie, chwila gadki w oczekiwaniu na ewentualnych pozostałych uczestników. W końcu ruszamy. W tamtą stronę, czyli w Beskid Mały, droga bez fantazji czyli Mysłowice, Imielin, Chełm Śląski, Oświęcim. Droga pusta bo pora jeszcze wczesna. Od Oświęcimia kręcimy na Kozy. Pogoda taka sobie. Pochmurno. W Zasolu rozpoczyna się deszczyk a chłopaki wdziewają ekstra warstwy. Ja mam już na sobie wszystko co mam więc tylko focę przebieranki. W Kozach jest już po deszczu i tam dopiero zaczynają się objawiać górki skryte za mgłą. Przed wjazdem robimy mały popas pojeniowo-karmieniowy i wbijamy na żółty szlak. Jedzie się fajnie. Po drodze pojedynczy turyści. Dojeżdżamy w końcu do czerwonego szlaku i robimy wypych do krzyża na Chrobaczej Łące. Tu chwila na wciągnięcie bananków i kilka foto a potem czerwonym jedziemy w stronę Przegibka. Nim tam docieramy zaczyna się dziać. Zamiast szlakiem niebieskim robimy zjazd zielonym o co nam w ogóle nie chodziło. Mario poleciał jak burza w efekcie zaliczając kapcia gdzieś po drodze. Za nim pojechał Robredo, który zaczął mieć problemy z tylnym hamulcem. Ja na samym końcu. Gdzieś po drodze zaliczam glebę. Wpadłem przednim kołem w dziurę i nim się zorientowałem, że jest źle rozpoczął się lot, w trakcie którego miałem jeszcze nanosekundę na zastanowienie czy walczyć z sytuacją czy po prostu poddać się wydarzeniom i liczyć na fartowne lądowanie. Z dotychczasowych doświadczeń w temacie gleb to zwykle walka kończyła się źle. Więc nim lot osiągnął apogeum zdecydowałem, że zobaczymy jak się potoczy i rymsnąłem o glebę. Coś chrupnęło. Leżę sobie, i tak się zastanawiam czy już wstać, czy jeszcze sobie poleżeć. W międzyczasie nawiązuję łączność z poszczególnymi częściami ciała z wołaniem o info jaki jest stan podzespołów. Wszystko gada, nic nie boli jakoś szczególnie. Wstaję. Łokieć trochę pobolewa ale sprawny czyli nie jest źle. Rower wygląda też jakby nie ucierpiał. Zjeżdżam dalej choć już teraz dużo ostrożniej. Po kilkuset metrach jednak coś mi nie pasuje. Mieliśmy na Przegibku wylądować a tymczasem jestem już dużo poniżej przełęczy. Staję. Telefonicznie ustalam z Robredo, że spotykamy się na Przegibku i zaczynam powrót zielonym po drodze porzucając go dla jakiejś nieoznaczonej leśnej przecinki, którą ostatecznie wybywam kilkaset metrów poniżej Przegibka. Wdrapuję się na górę i tam uważniej oglądam siebie i rower. Rower ok. U mnie podrapane okolice łokcia i opuchlizna + dziura w rękawie i ogólny uflej. Nie jest źle. Czekam aż chłopaki dojadą. Robi się pieruńsko zimno, tak zimno, że aż para idzie z ust. A tu ciuchy mokre. Oj! Wymarzłem nim chłopaki się zjawili. Siadamy przy "Gawrze" na małe conieco. Dychnąwszy wjeżdżamy "autostradą" na Magurkę i dalej grzbietem jedziemy na Czupel czasem robiąc szybkie postoje na foto. Po drodze sporo turystów pieszych i trochę rowerowych. Za Czuplem zjeżdżamy (o ile można to tak nazwać) niebieskim szlakiem do Czernichowa. Właściwie większość zjechał tylko Mario. My z Robredem spory kawałek sprowadzaliśmy. Ja niby na full-u ale to sprawy nie ułatwia jeśli nie ma się umiejętności na takie podłoże, a tych mi zdecydowanie brak. Ale i tak jazda Rzeźnikiem była łatwiejsza i przyjemniejsza niż Błękitnym. Trochę się jednak też hamowałem bo cały czas w głowie mi siedziało to, że na zadku mam wybitą jedną szprychę i trudno powiedzieć ile koło wytrzyma. Jakimś cudem wytrzymało. W Czernichowie jesteśmy już po 14:00. Plan wstępny był taki, że jedziemy na żółty szlak by wspiąć się nim do szlaku niebieskiego i w stronę przełęczy kocierskiej a stamtąd zielonym do targanickiej i zjechać do Andrychowa. Reszta powrotu miała być przez Zator, Chrzanów i Jaworzno. Jednak odpuszczamy. Może gdyby to była sobota, czyli w perspektywie następny dzień wolny, to byśmy się szarpnęli. Delikatnie, bez ciśnienia kręcimy więc drogę powrotną. Do tej roboty został zaprzęgnięty Garmin i wybrał nawet całkiem fajne, boczne drogi (nawet cmentarz!) i do Oświęcimia udaje się dojechać całkiem spokojnie. W Oświęcimiu po porannym spokoju i bezruchu ani śladu. Normalnie kociokwik. Uciekamy na boczne drogi jak tylko szybko się da ale i tak już ruch większy i szarżujących też sporo. W jednym momencie na Robreda o mało co nie wpada zarośnięty jak zwierzę rowerzysta, któremu fantazja kazała ściąć zakręt i jechać praktycznie pod prąd. Kręcimy wg gps-a na Gorzów a potem już dalej na czuja w stronę Jelenia i Jaworzna. Od Jaworzna prowadzi Mario i bezbłędnie lądujemy przy TTC i na Niwce. Tu decydujemy z Robredem, że odprowadzimy Mariusza do domu w usiłowaniu dobicia do 200km. Na Stawikach żegnamy się z Mariuszem i we dwóch jedziemy czerwonym szlakiem pod halę sportową na Milowicach i dalej do Czeladzi. Przed światłami na "94" żegnamy się. Robredo uderza na Dąbrowę Górniczą a ja przez Czeladź do Wojkowic. Tak sobie liczę, czy da radę bez większego naginania wyrobić 200km i ostatecznie odkładam decyzję aż nie dojadę pod Orlen w Wojkowicach. Tam budzik pokazuje 193km i jakieś grosze. Chyba się uda. Funduję sobie więc jeszcze kilka pagórków w Wojkowicach i Strzyżowicach zjeżdżając pod dom z wynikiem nieco ponad 200km. Zmordowany jak koń po westernie, sponiewierany, upodlony koncertowo. Chyba trzeba mi było takiej jazdy i dzięki chłopakom udało się ją uskutecznić.
Jeszcze dobrze nie wystartowaliśmy a u mnie już problemy.
W okolicach Zasola chłopaki dokładają coś na deszcz.
Powoli ujawniają się góry.
Żółtym do góry ;-p
Wypych na Chrobaczą.
Krzyż się cały nie zmieścił w kadrze.
Przed pomyłkowym zjazdem zielonym szlakiem.
Na Przegibku oceniam dokładniej straty po glebie.
"Autostradą" na Magurkę.
Zrobił się całkiem pogodny dzień. Widoczki miodzio. Szkoda trochę, że nie ma czasu żeby sobie usiąść i popodziwiać tak z godzinkę, dwie albo i do nocy.
Czasem wsadzałem gębę do kadru żeby było widać, że też tam byłem ;-p
Przymiar. Mieściliśmy się więc wagi zrzucać nie trzeba.
Sprowadzanie niebieskim. Na foto nie widać ale jest tam stromo a kamienie są luźnie. Dla mnie nie do zjechania. Mario nie miał z tym problemów.
Takie widoczki uwielbiam.
Czernichów.
Rzeźbimy w stronę Gorzowa.
Rynek w Oświęcimiu.
W domu ląduję z wynikiem jak wyżej. Pierwsza "200" w tym roku. Może nie ostatnia.
Kategoria Jednodniowe, Szprycha
Objazdem do wsiowego Lewiatana
-
DST
15.00km
-
Czas
00:39
-
VAVG
23.08km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pętelka przez Dąbie, Chrobakowe i Malinowice. Byle tylko najkrótszą drogą nie jechać. Trasa do iutrzejszego wyścigu kolarzy amatorów już oznaczona. Ludzi na rowerach też jakby dziś więcej w okolicy.
Kategoria Inne
DPOD
-
DST
71.00km
-
Teren
31.00km
-
Czas
03:28
-
VAVG
20.48km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6. Wysokie chmury. Ładny wschód słońca. Chyba nie wiało. Dziś na łapki pełne rękawiczki a na czerep czapka. Jedynie nogi eksperymentalnie w krótkich spodenkach. Na finiszu okazało się, że nieco kolana zamarzły ale podawanie generalnie nie było najgorsze. Start 6:15 więc okno przelotowe tak na styk. Przejazd spokojny. Na Zielonej dmuchanie dla kierowców. Standardowo foto hotelu i potem objazd chodnikami robót przy rondzie w centrum Zagórza. Przez osiedle dobijam do ul. Szymanowskiego i spokojnie dokręcam do celu. Na miejscu z zapasem 3 min. Poszło nieźle. Mam tylko nadzieję, że po południu będzie dużo cieplej.
Na powrocie całkiem ładne słoneczko i to mnie zmyliło. Wystartowałem "na krótko" ale po kilkuset metrach zjazdu zatrzymałem się i wdziałem jednak kurtkę. Było mi po prostu zimno :-( Reszta trasy już termicznie lepiej choć i na nogi by się momentami przydało coś dłuższego. Ruszam od razu terenem do Dąbrowy Górniczej i dalej wzdłuż Pogorii 3 od strony Łęknic na Piekło gdzie wbijam na teren wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. Tam trochę eksploracji leśnych ścieżek, ekstra kółeczko i ruszam w Wojkowicach w stronę Ujejsca. Tam z kolei kręcę się mniej więcej w okolicach Bukowej Góry by wybyć ostatecznie na asfalt w Chruszczobrodzie. Zaraz jednak znów porzucam teren i polami, skrótem pokazanym przez Domina, ciągnę do Trzebiesławic. Tu zaskakuje mnie zadziwiający ruch na drodze do Siewierza. Osobówek nieprzerwany sznur i niektórzy nieźle szarżują. Kiedy dociągnąłem na wzniesienie za wiatrakiem okazało się czemu. Obydwa pasy "E75" w stronę Częstochowy toczą się w spacerowym tempie przy czym chyba większość stanowią TIR-y. Zjeżdżam terenem do świateł w Podwarpiu i tam to samo. Czyżby wypadek? Mnie na szczęście to w niczym nie przeszkadza bo jadę dokładnie w poprzek tego bałaganu na Hektary i dalej do Przeczyc. Terenem wzdłuż tamy zjeżdżam na mostek nad Czarną Przemszą. Trochę się deski sypią. Przydałaby mu się jakaś solidniejsza konstrukcja bo uczęszczany. Przy głównej drodze przetrzebili krzaki i zrobili tam coś na kształt parku. Chyba jeszcze nie skończone ale już kilka ławek stoi i alejki wytyczone. Robię zakupy w pobliskim sklepie i przysiadam poszamać. W stronę Warężyna nie ma co jechać bo robią asfalt a do Boguchwałowic droga mnie nie interesuje więc pozostaje tylko kierunek na Mierzęcice i Sadowie. Przebiwszy się nad "S1" skręcam w lewo w teren i kieruję się do Toporowic fundując sobie bajerancki (choć niestety krótki) zjazd, na którym zgona zalicza GPS :-/ Potem wyłączył się jeszcze raz co skłoniło mnie jednak do wymienienia mu baterii. Na resztę drogi pomogło. W Toporowicach wspinam się pod cmentarz i jadę jeszcze kawałek prosto aż do zjazdu w teren przed tablicą miejscowości "Goląsza Górna". Tu znów bajeranckie zjazdy i podjazdy aż wybywam w Brzękowicach na Wale. Stąd asfaltem do Góry Siewierskiej i zjazd prosto do domu. Bardzo fajnie się dziś powrót kręciło choć temperatura niezbyt pomagała i w sumie po nogach czułem zimno.
Tak to wyglądało z górki niedaleko wiatraka na Gliniankach.
A tak przy światłach na Podwarpiu.
Na światłach w Podwarpiu w stronę Siewierza.
Również na Podwarpiu przy światłach ale z drugiej strony jezdni (od strony Hektarów i Marcinkowa czyli zachodniej). Na zdjęciach tego nie widać, ale pojazdy kierujące się do Siewierza toczyły się bardzo powoli. Jakbym był wredny to bym wzdłuż nich pojechał do Siewierza a potem stanął tam na światłach i machał na powitanie ;-p
I utarg za dzień. Dziś jakoś bardziej zajmowało mnie kręcenie jak focenie.
Doczytałem się. Na stronie GDDKiA jest info, że na odcinku od Podwarpia do Siewierza remonty nawierzchni a w samym Siewierzu remont skrzyżowania. Ma tak być do jutra wg planu.
Kategoria Praca, GPS-
DPD
-
DST
39.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:04
-
VAVG
18.87km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+8 i trochę chmurek na starcie. Ruszam w krótkich rękawiczkach ale po kilkuset metrach zakładam jednak pełne. W ogóle odczuwalnie raczej chłodno. Start 6:15 czyli tak trochę na krawędzi jednak nie cisnę bo nogi nie chcą podawać zbytnio. Przejazd spokojny. Standardowo foto hotelu. Potem przystaję jeszcze zrobić foto robót na Zagórzu. Same roboty objeżdżam bokiem chodnikami. Na mecie nieco obsunięty w czasie. Jednak te kilka stopni mniej robi ogromną różnicę w czasie przejazdu.
W ciągu dnia padał drobny deszczyk i to dość długo. Około 14:00 zaczęło się uspokajać i na powrocie właściwie drogi były tylko lekko mokre. Temperatura od rana jakoś zauważalnie nie podskoczyła więc wdzianko powrotne identyczne jak startowe. Kręcę bez ciśnienia, spacerowo i głównie chodnikami i bokami gdzie się tylko da. Na początek do centrum Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu i do ProLine odebrać zamówienie. Potem przez Mydlice do Będzina. Przed światłami na Koszelewie zjeżdżam na Ksawerę skąd asfaltem przebijam się w stronę mniej więcej targu i dalej przez domki jednorodzinne do Grodźca. W Grodźcu funduję sobie zjazd do Biedronki ale ze względu na podmuchy wiatru wypadł prędkościowo słabo. Przerzucam się na ścieżkę rowerową i ciągnę nią aż do Wojkowic. Tu zaczynają się schody dla samochodów - zwężki, zdarty asfalt, światła wahadłowe. Objeżdżam to wszystko bokiem po chodniku i skręcam za wiaduktem w prawo na teren do domu. Po kilometrze wertepków jeszcze tylko 2km prostej po asfalcie i jestem na mecie. Trochę na starcie i trochę na finiszu pokropił deszczyk ale zupełnie niegroźny. Generalnie jechało się nieźle choć warunki nie zachęcają dziś do większych objazdów. Słabo termicznie.
Kategoria Praca
DPD - koło na "Kingsajz"-a
-
DST
36.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:27
-
VAVG
24.83km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12. Wysokie chmury. Trochę delikatnego wiaterku. Warunki lepsze niż wczoraj i nogi też to poczuły bo podawanie dziś bardzo dobre. Do Zielonej dojeżdżam w 17:00 min. czyli w całkiem niezłym czasie. Inna sprawa, że dziś Rzeźnikiem więc i kręcenie młynków łatwiejsze. Przejazd spokojny i dość płynny. Standardowo foto hotelu. W centrum Zagórza mykam przy Biedronce na chodnik i bokiem objeżdżam cały rozpirz budowy ronda. Przez osiedle kręcę na Szymanowskiego o mało nie zaliczając gleby jak mi przednie kółeczko na sypkim szutrze gdzieś uciekło. Na szczęście jakimś fartem udało się wybronić i nawet nie stracić za bardzo prędkości. Finisz z zapasem czasu 8 min.
Po pracy słoneczko obiecywało ładną temperaturę ale wiatr wszystko zepsuł. Nie było źle ale do upałów daleko. Powrót bez gięcia do Będzina przez standardowe punkty (Mec, Środula, Stary Będzin). Zajeżdżam do serwisu bo mi ciągle coś nie pasowało na tyle. Przy zablokowanych amorach czułem bicie tylnego koła. Obakali i wniosek był taki, że trzeba koło na "Kingsajz"-a potraktować. Nie zwróciłem na to uwagi a tu się okazało, że opona się nierówno ułożyła i podobno tak często bywa choć do tej pory nie miałem takich problemów (pewnie dlatego, że kupowałem taniochę a nie wypaśne takie jak mam na full-u). Receptą jest upuścić trochę powietrza. Posmarować krawędź obręczy i przylegającą gumę płynnym mydłem. Trochę pomiąchać i napompować. Nieco sceptycznie do receptury podszedłem ale pokręciłem do domu z zamiarem spróbowania mimo wszystko. Żeby owo bicie mnie nie wq@#$Q!%-o to wybrałem wariant dojazdowy z wertepami czyli przez lasek grodziecki i gródkowski. Na mecie zabrałem się za test procedury. Trochę było szarpaniny ale faktycznie opona w końcu się ułożyła. Test na równym asfalcie z zablokowanymi amorami wypadł zadowalająco.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
42.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:22
-
VAVG
17.75km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6 na starcie. W słoneczku było jeszcze jako tako ale w cieniu całkiem zimno. Pojechałem w spodenkach i nogi nie były z tego zadowolone dając to do zrozumienia słabym podawaniem. Pełne rękawiczki i czapka wcale nie były dziś przesadą. Ale za to na powrocie ICM wieszczy lato. Start 6:15. Na miejscu 4 minuty po czasie. Przejazd spokojny. Na budowie ronda w centrum Zagórza znów nowe wykopy i inaczej poustawiane słupki. Ja objeżdżam chodnikiem, na którym też napotykam niespodzianki.
Po pracy bardzo przyjemna temperatura. Słoneczko. Trochę wiatru. Robię powrót niestandardowy. Na początek do Będzina przez Mec, Środulę i Stary Będzin. W Będzinie uderzam na 12% na Syberkę i potem kładką w stronę M1 w Czeladzi. Objeżdżam je kierując się w stronę bazy GLS-u a tam widzę, że po drugiej stronie ciężki sprzęt przygotowuje teren pod jakąś inwestycję. Koparki, spychacz, ciężarówki. Praca wre. Zawijając uliczkami Czeladzi wybywam przy Urzędzie Miasta i skręcam na światła. Za PoloMarketem skręcam w lewo i kawałek dalej wbijam w teren. Trochę jazda na pałę i okazuje się, że w efekcie finisz po bezdrożu. Czerwonym szlakiem przekraczam granicę i obok kościoła na Przełajce ponownie wbijam w teren. Tu mi wychodzi terenowe, czterokilometrowe ucho, po którym ląduję przy moście na Brynicy na wylocie z Przełajki do Wojkowic. Jadę pod stację benzynową Orlenu i tu chwilę czekam na włączenie się do ruchu. Zwężka, światła, zerwany asfalt. Sprawnie wbijam się w kolumnę samochodów by zaraz ją opuścić wbijając ponownie w teren za wiaduktem kolejowym. Nimże dociągam do asfaltu i 2km dalej do domu. Tempo niezbyt intensywne, wręcz spacerowe ale miałem ochotę spokojnie potoczyć się przed siebie a nie podnosić sobie ciśnienie. Poza tym na hardtailu wertepki to nie to i przemierzałem je ze stateczną prędkością w porywach do 17km/h.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:47
-
VAVG
19.63km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+9. Pochmurno. Trochę wiatru. Generalnie warunki do jazdy takie sobie. Start 6:13. Jakieś 400m od domu przyuważam z drogi sarenkę robię stopa i kilka foto nim się ulotniła. Droga dziś spokojna. Kręcenie też. Na przejściu przez tory przy "dworcu kolejowym" uprzejmy dróżnik/dróżniczka powstrzymuje się na moment przed opuszczeniem szlabanów bym mógł przejechać. Fajnie bo oszczędza mi to kilku minut stania. Potem standardowe foto hotelu. Przy budowie ronda w centrum Zagórza znów jakieś zmiany. Nawet nie sprawdzam jakie tylko zjeżdżam wcześniej w lewo na chodnik i objeżdżam budowę bokiem. Potem przez osiedle przebijam się na Szymanowskiego i już prosto do pracy. Generalnie nieźle się jechało ale szkoda, że nie było cieplej. Nogi nieco odczuły temperaturę.
Po pracy ładne słoneczko ale bez upałów i trochę niezbyt ciepłego wiaterku. Bez ciśnienia, wręcz spacerowym tempem zmierzam przez Mec i Środulę do Będzina. Dalej w stronę Łagiszy, Sarnowa i do domu. Powoli ale przyjemnie się kręciło. Po drodze przystanąłem zrobić foto dworca kolejowego na Starym Będzinie. Wisi na nim banner "Do sprzedania" a dach zaczynają porastać drzewka więc podejrzewam, że jeszcze trochę i się albo rozsypie, albo go wyburzą bo jakoś nie wierzę, że ktoś to kupi i wdroży do użytku. Tym bardziej, że pewnie lada moment konserwator zabytków będzie miał w tej budowli więcej do gadania niż ewentualny właściciel. Z uprzejmości to na skrzyżowaniu przy światłach na Środuli przepuścił mnie kierowca mający pierwszeństwo. On jechał od "Żylety" i skręcał przed światłami na Środulę. Ja jechałem prosto Zuzanny i na tym skrzyżowaniu nie mam pierwszeństwa. Sympatyczny gest.
Kategoria Praca