Grudzień, 2015
Dystans całkowity: | 678.00 km (w terenie 8.00 km; 1.18%) |
Czas w ruchu: | 34:04 |
Średnia prędkość: | 19.90 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 39.88 km i 2h 00m |
Więcej statystyk |
DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
01:49
-
VAVG
22.02km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Można by powiedzieć, że wręcz ciepło było rano. W powietrzu widać nieco wilgoci. Bez wiatru. Ruszam 6:08. Jedzie się bardzo dobrze. Punkty kontrolne pozaliczane przed czasem. Na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej trafiam na opuszczone szlabany przed pociągiem do Gliwic. Potem postój na foto hotelu ale podejrzewam, że teraz mi te zdjęcia nieostre wyjdą bo robione w ciemnościach, pod ostre światło latarni. Światła stane. Gdzieś w Dąbrowie Górniczej zaczęła się szczątkowa mżawka, która do finiszu odrobinę się rozpędziła ale generalnie była niegroźna. Jedynie przeszkadzała w widoczności osiadając na okularach. Na mecie jestem z zapasem 5 min. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Po pracy jakby chłodniej. Daje się też odczuć wiatr choć, na szczęście, nie jest uciążliwy zbytnio. Powrót lekko zaginam by sobie nieco drogę urozmaicić. Na początek, jak wczoraj, jadę przez park na Środuli i Plejadę ale potem skręcam w stronę centrum i na Pogoń przy torach tramwajowych. Za kościołem wbijam na ścieżkę do Będzina i toczę się nią aż do końca. Przejazdami podziemnymi przebijam się wokół nerki na kierunek do Łagiszy. Przez Sarnów dociągam do domu z lekkim krążeniem by dobić do równego rachunku. Pomimo tego, że odczuwalnie chłodniej i lekko "dmuchato" to powrót był całkiem przyjemny.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
21.82km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
ICM twierdził, że jest około +6 stopni. Odczuwalnie było jednak mniej przez obecną w powietrzu wilgoć. Mokre były też jezdnie. Wiatr raczej znikomy. Widoczność nieco ograniczona ale bez mlecznobiałych mgieł. Przynajmniej na mojej trasie. Ruszam 6:08 czyli na tyle późno by wybrać wariant krótki. Pomiar czasu na Zielonej wykazuje, że są rezerwy. "Dworzec" przejeżdżam bez stania. Potem foto hotelu i stane światła na Alei Róż i na Mortimerze. Reszta drogi spokojna i niespieszna. Na mecie z zapasem 2 min. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy ruszam do domu. Plan mam taki, żeby pojechać drogą, na której nie nadzieję się na Mariusza i nie zużyję znowu czasu na klachanie ;-p Plan się powiódł. Przez park na Środuli i Plejadę jadę na Chemiczną i stamtąd w stronę Czeladzi. Kręci się bardzo przyjemnie. Warunki są całkiem niezłe. Sprawnie przemycam się przez Czeladź do Wojkowic i stamtąd asfaltami jadę pod Skrzynówek i zjeżdżam w stronę cmentarza w Psarach i prosto do domu. Powrót równie spokojny i przyjemny jak dojazd do pracy. Chyba odrobinę cieplej albo jazda była bardziej dynamiczna bo na finiszu jestem lekko przegrzany.
Kategoria Praca
DPONDZ
-
DST
43.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
19.11km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jest stosunkowo ciepło. Wieje lekki wiatr. Sucho. Na starcie bezchmurnie. Widać Księżyc i Wenus. Ruszam 6:13. Trochę się łudziłem, że dam radę dociągnąć na czas ale jednak wiatr nieco mnie spowolnił. Do Zielonej jeszcze jako tako o czasie ale potem już się posypało. Na skrzyżowaniu Robotniczej i Limanowskiego dzwon. Jadąc od ronda na Robotniczej w stronę "dworca kolejowego" skręcający w lewo ma pierwszeństwo. Ten z prawej tym razem chyba o tym zapomniał albo myślał, że zdąży. Nie zdążył. Dostał centralnie w lewe przednie drzwi. Przez "dworzec" przejeżdżam już po pociągach. Foto hotelu, stanie na dwóch światłach i w efekcie już wiem, że będę po czasie. Pytanie jeszcze tylko: ile? Na finiszu wiem już, że 5 min. Generalnie przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy termicznie całkiem nieźle. Wiaterek nieznaczny. Niebo pochmurne. Ruszam na początek przez Mortimer pod ścianę płaczu. Potem molo na Pogorii 3. Bieżnią jadę w stronę Świątyni Grillowania i po drodze zjeżdżamy się z Mariuszem. Ze 20 minut przegadaliśmy. Zrobiło się w międzyczasie po zachodzie słońca ale warunki na gorsze się nie zmieniły. Po pożegnaniu jedziemy każdy w swoją stronę. Ja dalej na piekło i potem asfaltem wzdłuż Pogorii 4 do zjazdu na Preczów. Stamtąd przez Sarnów do domu. Zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Tamże zostaję na wyjściu rozpoznany. Ja nie rozpoznaję. Okazuje się, że spotykam człowieka, z którym ponad 2 lata temu robiliśmy razem sztafetę ArcelorMittal ze Zdzieszowic do Krakowa. Niestety moje kojarzenie twarzy rozpoczyna się dopiero jak z kimś zrobię kilka wypadów więc przyznaję się bez bicia, że nie kojarzę. Teraz mieszkamy na tej samej ulicy tylko po przeciwnych krańcach. Może w związku z tym będzie kiedyś okazja razem pokręcić po okolicach. Zobaczymy. Z balastem staczam się już prosto do domu. Miałem wrażenie, że na tym ostatnim dziś kilometrze, coś jakby mżyło lekko. W sumie niezłe, jak na grudzień, warunki do jeżdżenia. Niestety zapowiedzi ICM-u są takie, że niedługo popada.
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
56.00km
-
Czas
02:50
-
VAVG
19.76km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przymroziło. Trawy oszronione. Poza tym nawet niezłe warunki. Bez zauważalnego wiatru. Szczątkowe chmury. Dużo wcześniej robi się jasno. Dziś znów kręcę dojazd przez Sarnów i Preczów. W okolicach Preczowa sporo gęstych mgieł. Miejscami jedyne co pozwala mi się orientować w tym mleku to krawędź jezdni. Trochę mnie to spowalnia ale i tak punkt kontrolny na Zielonej zaliczam wcześniej niż wczoraj. Na "dworcu" jestem pomiędzy pociągami więc przejazd bez stania. Zatrzymuję się dopiero na foto hotelu. Światła udaje się przejechać płynnie. Reszta drogi też spokojna i bez sensacji. Na miejscu jestem z zapasem 4 min. tylko z lekko wychłodzonymi stopami. Testowane dziś wczorajsze zakupy spisały się znakomicie.
W ciągu dnia ładnie świeciło słoneczko i na wylocie z pracy jeszcze były jego szczątki. Warunki są niezłe, choć trochę wzmógł się wiatr, więc postanawiam nieco wygiąć powrót. Na początek standardem przez Mortimer i Reden w stronę Pogorii 3. Objeżdżam ją do Piekła od strony Łęknic. Potem wzdłuż Pogorii 4 kręcę w stronę Marianek. Do tamy pod wiatr na młynkach. Od tamy z podmuchem w plecy dosłownie frunę do Wojkowic Kościelnych. Potem zakosami do Podwarpia i na światłach na "86" przeskakuję na "moją" stronę trasy. Kręcę przez Hektary do Przeczyc i potem dalej do Toporowic i Dąbia. Od Podwarpia praktycznie cały czas pod wiatr. Czasem tylko chwilę słabnął jak zwalczałem jakiś podjazd. Z Dąbia prostą drogą kręcę do Strzyżowic i jeszcze lekko zaginając o piekarnię wracam do domu. Przyjemnie, pomimo wiatru, kręciło się do domu. Bez opadów, jezdnie suche. Umiarkowanie ciepło jak na tą porę roku.
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
43.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
17.79km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na starcie jest w miarę ciepło i bezwietrznie. Niestety startuje drobny deszczyk, który towarzyszy mi większość drogi. Nie jest specjalnie groźny ale nieco wychładza nogi, co przekłada się na gorsze podawanie. Poza tym odbiera trochę przyjemności z kręcenia. Ruszam o 6:04. Dziś znów kręcę dojazd przez Sarnów i Preczów. Droga jest nieco spokojniejsza. Tak do świateł na Alei Róż jadę w bezpiecznych ramach czasowych. Potem gdzieś mi się nagle minutki zaczynają gwałtownie gubić i na miejscu ląduję ostatecznie ze stratą minuty. Dojazd spokojny i umiarkowanie przyjemny. Jak na grudzień to warunki całkiem niezłe.
Z pracy zwijam się dziś szybko żeby zdążyć przed zamknięciem centrum ubezpieczeniowego w Będzinie. W związku z tym bez gięcia najkrótszą drogą przez Mec, Środulę i Stary Będzin. Przedłużam "bezpiecznego rowerzystę" na następny rok. Teraz mogę przemieszczać się już bez pośpiechu. W planie mam jeszcze wizytę w sosnowieckim Decathlonie co też uskuteczniam. Z plecakiem napakowanym ciuchami pod rower (kurtka, rękawiczki, bluzy, spodenki), w ciemnościach jadę na początek na światła na Środuli i powtarzam zjazd w stronę izby wytrzeźwień i dalej aż do centrum ubezpieczeń ścieżką. Reszta powrotu to też już standardowa trasa przez Zamkowe, Grodziec i Gródków. Tempo raczej niezbyt spieszne choć warunki są całkiem dobre. Większość drogi sucha, wieje szczątkowo, jest dosyć ciepło. Trochę korciło mnie wygiąć powrót ale śmietnik nie pozostawił złudzeń. Powiedział, że bez wkładu nie ma szlajania się po nocy.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.57km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Temperatura chyba wg wskazań ICM-u czyli tak około +3. Wiatr słaby. Na starcie o 6:10 lekki opad mżawkowy, który towarzyszył mi przez jakieś 4-5km. Potem jeszcze na wjeździe do Sosnowca, przelotny deszczyk raczył był mnie dotknąć. Dziś zrobiłem sobie zmianę w trasie dojazdu i pokręciłem przez Sarnów, Preczów i Zieloną do centrum Dąbrowy Górniczej. Do ronda w centrum spokojna jazda. Na "dworcu" już po pociągach więc bez stania. Za to na rondzie jakiś jełop wymusił mi pierwszeństwo. Wyczułem go i bacznie obserwowałem. I się nie pomyliłem. Nawet się nie zatrzymał wjeżdżając na rondo. Miałem nawet wrażenie, że przyspieszył próbując zdążyć przede mną. Gdyby nie to, że lekko przyhamowałem, to by mnie centralnie walnął. Nie wiem czy metr przed moim przednim kołem był jak mi przeleciał. Zjeżdżając z ronda zresztą też nie sygnalizował. Życzę mu by go sraczka, z czkawką i zgagą męczyły do końca tygodnia. Lekko rozdygotany wjeżdżam do parku Hallera i tu udaje mi się nieco nerwy uspokoić. Potem robię postój na foto. Stane światła na Alei Róż i przejechane na Mortimerze. Reszta drogi spokojna. Na miejscu z zapasem 1 min. Gdyby nie akcja na rondzie to byłyby spokojny i przyjemny dojazd do pracy a tak to jest tylko przyjemny.
Na wyjściu z pracy dość gęsty, drobny deszczyk. Bardzo szybko kurtka i reszta ciuchów nasiąka obniżając mocno przyjemność z jazdy. Co chwilę muszę też przecierać okulary żeby cokolwiek widzieć. Takie warunki towarzyszą mi przez Mec i Środulę. Dopiero na ścieżce chyba trochę to zelżało. Jadę nią do nerki i przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Widoczność pada na pysk. Z Grodźca zjazd do Gródkowa. Za przejazdem kolejowym porzucam "913", na której trwa ruch szczytu popołudniowego, i klinkierówką jadę pod remizę strażacką. Stąd już spokojna droga do domu. Miałem wrażenie, że zlało mnie konkretnie ale jak już się rozbroiłem z ciuchów rowerowych, to okazało się, że wcale nie jest tak źle. Nawet w butach stosunkowo sucho. Ale dobrze, że nie musiałem nigdzie dalej jechać bo warunki mało zachęcające do objazdów.
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
42.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
20.16km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie wiem ile dziś było na termometrze ale wszystko wskazywało na to, że prognoza pogody z ICM-u trafiła w dziesiątkę. Na starcie o 6:09 było całkiem przyjemnie ciepło jak na tą porę roku. Bez opadów ale za to wiał bardzo silny wiatr. Sprawił on, że czas przelotu wyszedł niemal taki jak w warunkach letnich. Dosłownie "się leciało". Punkty kontrolne pozaliczane dobrze przed czasem. Na prostej od szkoły w Gródkowie do świateł na "86" kilka razy nieźle mną miotnęły zawirowania powietrza. Potem lekko niewyraźnie zrobiło mi się w Dąbrowie Górniczej. Dojeżdżając do ronda w centrum wyjechałem zza wysokiego bloku. Zmieniałem właśnie pas na lewy kiedy zaczęło mnie po prostu pchać z powrotem na prawy. A za mną samochody. Drastyczne zmniejszenie prędkości i jakoś udało się sytuację opanować ale przez moment duszę miałem na ramieniu. Z postojów dziś to szlaban przed pociągiem KŚ do Gliwic, foto hotelu i światła na Mortimerze. Poza tym bardzo przyjemna jazda. Nawet pomimo tego, że jakieś 4 ostatnie km w lekkim deszczu. Na miejscu jestem z zapasem 6 min. W butach sucho więc jest ok. Nie kojarzę bym natknął się po drodze na jakiegoś rowerzystę. Mam nadzieję, że prognoza dalej będzie się sprawdzać i po południu wiatr osłabnie. W przeciwnym razie będzie niezła siłownia na powrocie.
Wychodząc z pracy stwierdzam następujące zmiany: jest zimniej, wieje słabiej, jezdnie w większości suche, pochmurno. W związku z nienajgorszymi warunkami decyduję się ociupinę wygiąć powrót. Przez park na Środuli i obok Plejady jadę w stronę kościoła na Pogoni. Tam wbijam na ścieżkę i toczę się nią aż do nerki w Będzinie. Dalej przez Zamkowe do Grodźca i zjazd na ścieżkę w stronę Wojkowic. Gdzieś po drodze robi się ciemno. Za kościołem (tym od strony Grodźca) skręcam do Strzyżowic i serią pagórków dotaczam się aż do miejsca, gdzie już nie pozostaje mi nic innego jak tylko skręt w moją ulicę i szybki zjazd do domu. Przyjemnie się jechało powrót mimo tego, że w miejscach frontalnego ataku na wiatr przyszło mi się nieco namęczyć. Były też jednak fajne odcinki gdzie z wiatrem w plecy jechało się bardzo lekko. W sumie to już wolę ten wiatr jak tą poranną wodę.
Kategoria Praca