Bydlin-Morsko i do domu
-
DST
96.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
08:00
-
VAVG
12.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start dziś nieco wcześniej ale wiele to nie daje, jeśli chodzi o tempo. Warunki terminczne jak dnia poprzedniego a do tego niektórym doskwierają jeszcze wydarzenia integracyjne ostatniej nocy. Szybko też zostaje namierzony otwarty sklep spożywczy gdzie następuję intensywne uzupełnianie cieczy wszelakich. Nim jednak do tego doszło zdążyliśmy podjechać pod ruiny zamku w Bydlinie.
Wracamy w granice naszego województwa i wspinamy się na zamek w Smoleniu, a właściwie do jego ruin.
Szlakami i asfaltami kierujemy się w następnej kolejności do zamku w Pilicy. Prace stoją, wszystko się sypie a gdzieś tam po sądach przewalają się papierami czyje to właściwie jest. Może uda im się to ustalić nim budowla rozsypie się do imentu.
Potem następuje intensywny kawałek asfaltowy do Podzamcza :-) Co niektórzy cisną ile wlezie. Czekamy z Pawłem na resztę ładnych kilka minut. Pod zamkiem uruchomione zostaje dłuższe byczenie w cieniu. Niektórzy decydują się też na obiadek w Karczmie Jurajskiej. Domino, Pan_P i ja twardo chowamy się w cieniu zamku co jakiś czas przenosząc się wyżej w miarę ruchu słońca. Jedyne co nas irytuje, to głos spikera który prowadził festyn na temat bezpieczeństwa w górach. Strasznie dużo i głośno gadał. Irytujące.
Upał przejść nie chce więc ruszamy. I zaczynają się schody. A właściwe żywy piasek szlaku czerwonego konnego. Sporo trzeba deptać z buta bo koła zapadają się po szprychy.
Dobijamy w końcu (częściowo wertepami, częściowo asfaltami) do zamku w Morsku.
Do tego miejsca zdążyły nas już opuścić 4 osoby. Jeszcze w Bydlinie 3 naszych towarzyszy ruszyło prosto do domu.
Potem Marek odbił do Zawiercia. Ocenił, że jego zapas sił jest zbyt skromny by jeszcze walczyć dalej. Trochę szkoda ale szacunek, że potrafił się przyznać, że nie daje rady i prawidłowo oszacować siły. Niektórzy zaciskają zęby i gną aż przegną. Umieć się wycofać przed momentem przeforsowania też trzeba umieć. Inna sprawa, że pogoda stawiała wysoko poprzeczkę.
W Morsku zasiadamy znów do uzupełniania cieczy czekając aż zrobi się 17:00 i upał nieco zelżeje. Tutaj też opuszcza nas kolejna trójka. W 6 jedziemy dalej. Rezygnujemy ze szlaku Orlich Gniazd i decydujemy się wracać do domu. Na początek kierujemy się na Myszków i potem dalej do Siewierza. W każdym z tych miast dłuższe postoje głównie pojeniowe. W Siewierzu to jakbyśmy byli już u siebie. Standardową drogą czyli szuterkiem jedziemy na Pogorię 4 i asfalcikiem do najbliższej knajpy wlać jeszcze nieco płynów. Z Domino decydujemy się dodatkowo na zapiekanki. Zaczyna się inwazja komarów i dojadamy wykonując dzikie tańce w próbie ubicia atakujących nas gadzin.
Jedziemy dalej. Obok RZGW żegnam się z chłopakami (Filip pożegnał się już wcześniej bo jeszcze miał kawał do Katowic) i solo jadę przez Preczów i Sarnów do domu. W Sarnowie światła nieczynne. Pewnie coś od gorąca padło.
W sumie wyszedł fajny weekend rowerowy. Co prawda celu nie udało się zrealizować (nie przejechaliśmy całego szlaku) ale biorąc pod uwagę intensywność integracji i dzienne temperatury to i tak uważam, że udało się przejechać niemało :-)
Dzięki wszystkim, którzy wzięli udział w tym rajdzie. Myślę, że podejmiemy kolejną próbę przejechania tego szlaku jeszcze raz w nieco bardziej łaskawych warunkach i Was tam nie zabraknie :-)
Link do pełnej galerii
Pełny skład przed pożegnaniami.
Pod ruinami w Bydlinie już tylko grupa, która dotarła w pobliże Morska.
Potem już tylko zaczynają się objazdy.
Wracamy na teren województwa śląskiego.
I wdrapujemy się na zamek w Smoleniu. Gdyby ta warownia została odrestaurowana to by robiła imponujące wrażenie. Czasem aż szkoda, że zostawia się te budowle w stadium ruin. Wielka szkoda.
Mogiła pomordowanych w czasie II Wojny Światowej Romów.
Pilica.
Tradycyjne miejsce oddechu w Podzamczu. Gdyby tylko ten spiker tak nie nadawał...
Potem trochę "z buta" konnym.
I 6 wspaniałych rusza do domu.
Niedziela zakończona z wynikiem takim sobie ale 3 dni kręcenia w upale zniechęciło mnie do dokrętek.
Kategoria Kilkudniowe
komentarze
A co do postoju pod ruinami zamku w Ogrodzieńcu.... nie byłoby tej irytacji i narzekania na zbyt dużo decybeli gdybyście zjechali z nami na dół na BARDZO DOBRE I POŻYWNE żeberka na kapuście z kartofelkami w Karczmie ;P