Październik, 2013
Dystans całkowity: | 1489.00 km (w terenie 250.00 km; 16.79%) |
Czas w ruchu: | 81:28 |
Średnia prędkość: | 18.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.70 km/h |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 53.18 km i 2h 54m |
Więcej statystyk |
Nieważne czy czarny, czy czerwony każdy zapiaszczony :-)
-
DST
69.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
05:23
-
VAVG
12.82km/h
-
VMAX
45.30km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pasterz nasz, Ola, wodziła dziś swe stado w teorii czarnym szlakiem rowerowym.
W praktyce znów wyszła rzeźnia plegająca na oraniu hektarów piasku, brodzeniu, harpagańskich zjazdach i wyrypiastych wjazdach. Wszystko to przy super pogodzie.
Były gleby, była jazda obowiązkowa na czuja, było poszukiwanie zaginionych szlaków, wypychy, jazda na czołówkach czyli pełny zakres rażenia.
Odgłosy, jakie wydaje mój rowerek przyprawiałyby moje serce o ból, gdybym je miał. Oznaczają pewnie też to, że wkrótce czeka go wizyta w serwisie. Ze 2x musiałem dokręcać dziś korbę :-/
A tak w ogóle to zabawa jest przednia. Jazda, na przemian z nałogowym żarciem przy mnóstwie ciętego humoru. Loża Szyderców w osobie Domina pracuje pełną parą. Niesforne stadko baranów i owieczek nieustannie usiłuje się wyrwać spod tyrańskich rządów naszego pasterza. Wracamy codziennie ciemną nocą, zmachani jak konie po westernie i nieustannie wołamy o więcej. Zupełnie jak na ustawce. Tylko trwającej tydzień :-)
Link do pełnej galerii
Zaczyna się super.
Potem jak zwykle: oranie piachu.
Aże z Domina para poszła i musiał się człowiek odstresować ;-)
Do zjazdu!
Szczebrzeszyn jeszcze raz.
Radecznica.
Kopiec Zaburski.
Standardowo doczekaliśmy nocy i wypychu po piachu (3w1).
Tak bede siedzieć! Nie wstane!
Przygotowania do nocnego finiszu asfaltami.
Rowerowo dzień zakończony z takim wynikiem.
Odprawiliśmy jeszcze rytuał palenia kiełbasy ;-)
Kategoria Kilkudniowe
Tytuł zastępczy
-
DST
96.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:41
-
VAVG
16.89km/h
-
VMAX
39.80km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zastępczy by nie popełnić za dużo byków ;-) Dlatemu, że dziś na początek start do Szczebrzeszyna. Nim jednak do tego doszło Domino robi serwis hamulca tylnego u Edyty.
Potem jazda na czuja i sesja foto z owadem. Pogoda się poprawia, znikają mgły i słoneczko zaczyna ładnie przygrzewać.
Wbijamy na szlaki: zielony i czerwony - oba piesze. Zaczyna się oranie piachów na przemian ze śmiganiem między błotkami.
Spotykamy po drodze dwoch bikerów, którzy szukają tego samego zielonego szlaku co my. Kawałek jedziemy razem aż wykorzystując czuja trafiamy wreszcie zaginiony w akcji szlak zielony. Nasi tymczasowi towarzysze odbijają nim w swoją stronę a my dalej z czujem za przewodnika jedziemy w stronę Zamościa.
Wszyscy sumiennie pracują nad jakością dzisiejszego jeżdżenia czyli: Ola artystycznie popełnia glebę, Domino z entuzjazmem wypełnia obowiązki członka Loży Szyderców szydząc z "upadłej" a Edyta i ja wszystko to uwieczniamy.
Cel osiągamy zahaczając po drodze o Mokre (kurchany, rezerwat), około 15:00. Na rynku obiadek i powrót.
Większość asfaltami ale było też oranie piachu w drodze nad Zalew Nielisz. Stamtąd na czołówkach, przez Szczebrzeszyn i Turzyniec wracamy na kwaterę, gdzie czeka Jagaryba.
Była cicha nadzieja, że popełni karną ucztę powitalną ale skończyło się na zupie.
Link do pełnej galerii
Dzień zaczyna się nieco ponuro.
W Szczebrzeszynie jednak zaczyna się już przejaśniać.
A potem już standardzik.
Szyderca przy pracy ;-)
Chwila na wybyczenie na łączce u gryzoni.
Kiedy inni wypoczywają robię sesję foto "kuniowi"...
... i "zięciołowi".
A potem jest już Zamość. Smaczny obiadek. I końcówka dnia.
Ruszamy jak na westernie, ku zachodzącemu.
I kończymy w ciemnościach z takim wynikiem.
Kategoria Kilkudniowe
Robaczki wy moje jedźcie już bo mi przeszkadzacie
-
DST
88.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:14
-
VAVG
14.12km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start dziś prawie planowy. Pogoda marzenie. Słoneczko, niemal bezwietrznie, kilkanaście stopni na plusie. Kurtki nawet nie zabieram ze sobą, a czapka i rękawiczki szybko wędruja do plecaka po pierwszym podjeździe.
Do południa męczył mnie baniak. Potwornie. Zarzekałem się większość dnia, że dziś nie popełnię błędów dnia poprzedniego ale wieczorem zdecydowałem się jednak sprawdzić czy poszło o ilość, czy o markę.
Zaś rowerowo dzień bardzo udany. Przez większość dnia oraliśmy piachy po parkach krajobrazowych i narodowych wzdłuż szlaków niebieskich, czarnych, zielonych i czerwonych. Wjazdy, zjazdy. Bajkowe widoki kolorowego, jesiennego lasu. W Józefowie regeneracyjna pizza i wizyta w kamieniołomie, gdzie też wspinamy się na wieżę widokową.
Na koniec powtórka z wczorajszego nocnego powrotu czyli jakieś 15 km na czołówce.
Zaś wszystko to pod światłym przewodnictwem Oli, której wodzenie na manowce wychodzi wręcz mistrzowsko. "Jej robaczki" podążają za Nią wiernie i wytrwale świadome tego, że opór jest bezcelowy :-)
Link do pełnej galerii
Ruszamy...
... i bardzo szybko kończy się to prowadzeniem.
Na całe szczęście pojeździć jednak się udaje.
Kolorki bajeczne. W naturze wyglądają o niebo lepiej.
Pasterz nasz knuje a owieczkom się wydaje, że mają coś do gadania ;-)
To jest to, czego chcą zakazać. Roślinka ładna. Za to produkt końcowy paskudny.
Goła baba zawsze się sprzeda ;-) Tu, co prawda, z kamienia ale za to lokalnie wydobywanego...
... w okolicach Józefowa.
Wieża widokowa nad kamieniołomem.
Nocne łażenie po Czartowym Polu.
Kościółek na wodzie w Zwierzyńcu.
Wynik za dzień.
Kategoria Kilkudniowe
Samiec Alfa ;-)
-
DST
61.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:56
-
VAVG
15.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na początek dojazd do Edyty na zbiórkę ekipy wyjazdowej na Roztocze.
Potem kilka godzin w samochodzie i lądujemy w Zwierzyńcu. Na miejscu kwaterowanie i jedziemy szukać paszy. Znajdujemy całkiem fajne miejsce gdzie wciągamy przyzwoity obiadek. A potem Ola zaczyna nas wodzić na manowce szlakiem czerwonym. Po drodze różne atrakcje typu piaski, bagienka, lasy, kładki, budowle. Pogoda jak zamówiona. Szybko zmuszeni zostajemy do ograniczenia wdzianka i tak praktycznie do samego końca jazdy pozostaje, nawet po zachodzie Słońca.
Dzień może dystansowo mało obfity ale czasu z dnia zostało niewiele po przyjeździe. Jutro ma być ambitniej.
Co do "alfy" to o detale u Domina ;-)
Link do pełnej galerii
Rowerki spakowane. Za chwilę ruszamy.
Przygotowania do wykorzystania reszty dnia.
Idziemy jeść :-)
A potem przedsmak tego, co nas czeka przez resztę tygodnia.
Robimy sobie zdjęcie z "kunioma".
Wypychamy po piasku.
Gnamy przez pola.
Mkniemy po drogach.
Przebywamy rzeki.
Testujemy lokum zastępcze.
Nawet prawie udało nam się wejść w szkodę.
A wracamy już prawie nocą.
Kończymy dzień z takim oto wynikiem.
Wydzielając sobie nagrodę za wysiłek :-)
Kategoria Kilkudniowe
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:41
-
VAVG
20.20km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rześkość zbliża się do ekstremum. -2 na starcie. Na szczęście nie padało, drogi suche więc ryzyko szklanki niewielkie.
Dziś wyjazd sporo wcześniej. Planowałem o 5:30 ale standardowo poranne wygrzebywanie się do drogi poszło opornie i ruszyłem 5:38. Wcześniejszy wyjazd ze względu na spotkanie z Tomkiem, z którym umówiłem się na odbiór klocków do tarczówek. Oddawał za te, co mu pożyczyłem w poprzedni weekend do jego full-a. Z tego też powodu na początek do Sarnowa i dalej przez Preczów, Zieloną i "dworzec kolejowy" w Dąbrowie Górniczej pod "Dżimmiego". Chwilę po mnie zjawia się Tomek. Na "ostrzaku". Moment rozmowy ale jako, że u niego okno startowe bardziej wyśrubowane ruszamy w drogę. Za rondem się rozjeżdżamy. Powolutku bokami rzeźbię sobie na Zagórze. W pracy dziś ponad 20 min. wcześniej.
Dziś zadziwiająco dużo ludzi na rowerach po drodze widziałem. Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie wybrali rowerka zamiast skrobania szyb... ;-)
Powrót z pracy prawie standardową drogą do pracy czyli przez Środulę, Będzin, Łagiszę i Gródków. Jechało się całkiem dobrze. Dziś cieplej po południu niż wczoraj. Bardzo szybko musiałem zamienić rękawiczki i czapkę na lżejsze wersje. Po drodze 2 króliczki ale tylko ich dojechało bo potem skręcali nie w moją stronę.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
20.39km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na termometrze zero. Chyba nieco ze wschodu zawiewało. Ogólnie wrażenia termiczne nieciekawe. Mimo tego jechało się całkiem dobrze. Ruch umiarkowany. Chyba dziś przemknąłem się pod czujnym wzrokiem noibasty niezauważony :-)
Po pracy bez gięcia taką samą trasą jak wczoraj czyli Expo, Urząd, Zielona, Preczów, Sarnów. Z wjazdem do wsiowego Lewiatana. Jechało się przyjemnie ale upałów nie ma. Wdzianko identyczne jak rano i wcale nie zauważyłem by było jakoś cieplej.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś cieplej: +4. Jedzie się przyjemniej pomimo tego, że generalnie wiatr nie do końca sprzyjający. Po drodze mijam startującego już noibastę. Wzajemne machnięcie końcówkami górnymi w przelocie :-) Poza tym do zarzygania nudny dojazd do pracy.
Pod koniec pracy udaje mi się znaleźć chwilę luźniejszą i założyć nowy hak, przerzutkę i pancerz. Na powrocie testy i jest super. Poprzednia przerzutka 2x pogięta działała już z opóźnieniem. Czasem musiałem zrobić nawet kilka obrotów korbą żeby łańcuch przeskoczył. W okolicach 1-3 z tyłu i 8 z tyłu też nie wchodziło za dobrze. Teraz jest miodzio.
Nóweczka przerzutka po pierwszych kilku kilometrach.
Powrót obok Expo Silesia, Urzędu Miasta D. G., Zieloną, Preczów i Sarnów. Chłodno. Wiatr miał być sprzyjający ale jakoś tego nie odczułem za bardzo.
Kategoria Praca, Serwis, PrzerzutkaT
DPSD
-
DST
38.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
19.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rześki poranek czyli +1 na starcie. Miejscami musiało jednak zejść poniżej zera bo na trawach i podkładach kolejowych widziałem szron. Wyjechałem w dotychczasowym oknie startowym i ledwo, ledwo udało się dociągnąć na miejsce tak, by mieć spóźnienie w granicach przyzwoitości. Wniosek z tego taki, że czas przesunąć okno startowe o 10 min. bliżej środka nocy. Poza tym całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy byłem już totalnie wypruty ale potrzeba zmusiła mnie do drobnych objazdów. Na początek po gotowiznę do Dąbrowy Górniczej. Potem przez Mydlice i Warpie do serwisu w Będzinie, gdzie nabywam nowiutką przerzutkę i hak. Stamtąd przez Łagiszę i Sarnów do domu. Po drodze wjazd jeszcze do wsiowego Lewiatana.
Oj! Dały mi popalić te podjazdy w ostatni weekend. I jeszcze krótki sen do kompletu sprawiły, że dopadło mnie zmęczenie. Dziś dzień futrowania i odsypiania. I może uda mi się przełożyć przerzutkę. Ale najpierw micha.
Wyjazd na Roztocze krystalizuje się :-)
Kategoria Praca, Serwis