limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:1489.00 km (w terenie 250.00 km; 16.79%)
Czas w ruchu:81:28
Średnia prędkość:18.28 km/h
Maksymalna prędkość:59.70 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:53.18 km i 2h 54m
Więcej statystyk

DPOD

  • DST 46.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 19.44km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 października 2013 | dodano: 21.10.2013

+10 na starcie czyli ciepło. Wyjeżdżam minutę po 6:00 więc spory zapas czasu do dyspozycji i dlatego też tempo niewyśrubowane. Robię upgrade śniadania w Będzinie. Rezerwa czasowa wciąż spora więc decyduję się na rondzie Unii Europejskiej odbić na lewo i pojechać przez Dąbrowę Górniczą. Kolejno górka na Koszelewie, podjazd pod szpital na Mydlicach i dalej pod Makro. Stamtąd prosto na Zagórze i do pracy.
Całkiem sympatycznie się jechało pomimo podłego samopoczucia i ciemności. Może jeszcze coś z tego dnia będzie. Po pracy szybki powrót do domu i kurs z Błękitnym Rumakiem do serwisu.

Jednak Rumak dziś do serwisu nie pojechał. Jakieś takie zmęczenie mnie dopadło. Potem jeszcze z Marcinem się umówiłem na rozliczenie kasy za kamizelki klubowe i wyszło na to, że na początek pojechałem pod Bike Atelier w Sosnowcu. Po drodze pogrzebałem przy tylnym hamulcu Strzały tracą prawie całkowicie hamowanie na tylnym kole i skończyło się na zakupie nowych klocków i natychmiastowym montażu. Za to przy nowych klockach hamowanie brzytwa :-) Potem z Marcinem jedziemy w stronę Milowic ale zaraz za autostradą skręcamy w prawo i jedziemy równolegle do niej aż prawie pod rozgałęzienie. Po drodze na garażach focę Szedzkiego.
W Czeladzi trochę wertepkami przebijamy się za M1 i tu się żegnamy. Marcin do siebie a ja przez Czeladź i Wojkowice do siebie. W sumie jutro też jest dzień i równie dobrze mogę odstawić Rumaka do przeglądu we wtorek.


Sfocony Szwedzki.


Kategoria Praca

Zakończenie w Chudowie i powrót na pół-ostrym

  • DST 88.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 22.09km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 października 2013 | dodano: 20.10.2013
Uczestnicy

Dziś klubowy wyjazd do Chudowa na zakończenie sezonu rowerowego (przyznajmy uczciwie, każda okazja do spędu fanatyków rowerowania jest dobra) PTTK.
Ponieważ piątek był nierowerowy a wynikiem tego również sobota na dziś rano pozostało mi nieco poczyścić i posmarować rowerek. Z tego też powodu na miejsce zbiórki pod fontanną wpadam na 1 minutę przed końcem kwadransa akademickiego. Ekipa już ustawiona do foto. Dostawiam swój aparat na nowym statywiku i chwilę potem ruszamy.
Droga już znana. Na początek na Muchowiec gdzie zgarniamy Ryśka i potem na Panewniki, gdzie pod Bazyliką dołącza do nas Teresa. Teraz już w pełnym składzie jedziemy dalej. Po drodze trochę terenu, trochę asfaltu. Pogoda dopisuje. Po drodze wyprzedzamy się nawzajem z grupą z Katowic, którą spotykamy potem na miejscu.
W Chudowie jesteśmy dość wcześnie ale już nie jako pierwsi. A kolejnych rowerzystów przybywa. Potem są konkursy różnorakie, palenie kiełbasy, okolicznościowy tort, dużo gadania o sprawach głównie rowerowych. Serwisy i inne takie.
Około 14:00 rozpoczynamy odwrót. Jedziemy przez Zabrze, Świętochłowice, Rudę Śląską. Tutaj rozlatuje mi się przerzutka. Nie udaje się ściągnąć wsparcia w postaci transportu i ekipa namawia mnie na zrobienie singla. Pozostaje to, albo kombinowanie z dojazdem. Robię singla i ustawiam przełożenie 3/6. Trochę nie na pagórki po drodze ale ciężko było wymierzyć ogniwa by pasowały lepiej na inny. Ruszamy. Myślałem, że będę się w ogonie wlókł a tu niespodzianka. Ruszanie oporne ale jak już się rozbujałem to nawet pod górki nieźle się dało cisnąć.
Tyle, że suport jęczał jak potępiony. To samo było na Roztoczu jak pocisnąłem mocniej na podjazdach i po piasku czyli zdechł. Kaseta już też na ostatkach więc powoli godzę się z myślą o wizycie w serwisie i wymianie tych elementów plus reklamacja rozsypanej przerzutki. Tak na oko to nawet 1k km nie zrobiła. Musiała mieć jakiś "wrodzony" feler.
W Świętochłowicach żegnam się z ekipą, która dalej uderza na Chorzów a ja na Bytom i dalej przez Piekary Śląskie i Wojkowice do domu. Myślałem, że będę musiał robić wypych w kilku miejscach ale udało się jednak wjechać nie zrywając łańcucha (choć miejscami na stojąco i przy niemożebnym jazgocie suportu).
Nawet udało mi się podbić nieco średnią (o 1 km/h).
W sumie bardzo udany rowerowo dzień pomimo awarii. Nim musiałem robić przerzutkę były jeszcze 2 kapcie i gleba w ekipie. Potem jak już rozmawiałem z domu z Marcinem, to mi powiedział, że jeszcze jeden kapeć się trafił i kolejna gleba. Tak więc wycieczka w pełni udana :-)

Link do pełnej galerii


Tradycyjne Body Count.


Jedziemy na Muchowiec.


Jedziemy na Panewniki.


"Ostrzaki" dwa dzielnie przebijają się przez błota :-)


Pierwsza pana.


Jedziemy dalej.


Rzut beretem od Chudowa.


Prezesowi też uszedł luft.


Rychu w konkursie.


Teresa w konkursie.


My w Chudowie.


Na tym obrazku jest coś nie tak.


Ekipa w swoją stronę a ja na Bytom.


Wynik za dzień.


Kategoria Jednodniowe

DPOD

  • DST 52.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 19.14km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 października 2013 | dodano: 17.10.2013
Uczestnicy

+8 na starcie. Wciąż ciemno. Nie pada a drogi miejscami suche. Dziś udaje mi się wyjechać stosunkowo wcześnie więc tempo niezbyt spieszne. Zresztą wilgoć w powietrzu i nie za wysoka temperatura sprawiają, że nogom nie chce się podawać.
Na światłach w Łagiszy koncertowy pokaz buractwa w wykonaniu pojazdu srebrne Audi A2 na numerach (o ile dobrze zapamiętałem) SBE 22581. Czerwone światło. 2 samochody już czekają. Ja powoli dojeżdżam już nie kręcąc bo i tak będę stał więc równie dobrze mogę się dotoczyć. Z prawej mam linię ciągłą. I tu mi się ryje z prawej strony tym złomem. Miejsce niby jeszcze miał ale samochodem wyprzedzanie z prawej strony jest raczej niedozwolone o ile wyprzedzany pojazd nie sygnalizuje skrętu w lewo. Chyba, że coś się ostatnio zmieniło w przepisach.
Poza tym przejazd spokojny i bezproblemowy.

W trakcie pracy tel. do Marcina żeby zapytać o sprawy klubowe. Mówi, że ma wolne i na objazdówkę by się jakąś wybrał. Spotykamy się na Zagórzu i razem jedziemy obok Makro do Będzina i przez Syberkę pod M1 w Czeladzi. Ja wdeptuję do MediaMarkt by zakupić statywik do aparatu a Marcin idzie sprawdzić promocje na ciuchy rowerowe.
Potem bokami jedziemy do Czeladzi i dalej w stronę Grodźca. Odbijamy na teren i tak się bujamy aż do cmentarza. Tam czerwonym szlakiem przez Brynicę w stronę Michałkowic gdzie skręcamy na asfalt do Wojkowic. Przy Netto skręcamy na klinkierek i jedziemy do Rogoźnika i dalej do Strzyżowic. Tu jeszcze krótki kawałek terenowy i potem już prosto do Psar. Zawijamy pod mojego wsiowego Lewiatana. Marcin wrzuca ekstra kalorie na dalszą drogę (ma jeszcze do domu min 14km a mówi coś o objazdach Pogorii 3) a ja robię uzupełnienie do lodówki. Chwilę jeszcze gadamy ale raz, że robi się zimno, dwa, że ciemno a trzy jestem głodny więc szybko kończymy. Właśnie mija 18:00. Marcin uderza w stronę Sarnowa a ja do siebie delikatnie kręcę ostatni kilometr.
W sumie nie planowałem objazdu na powrocie ale jakoś tak samo wyszło. Pogoda sprzyjała. Było z kim pogadać po drodze. W sumie dobrze.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 17.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 października 2013 | dodano: 16.10.2013
Uczestnicy

+9. Mokro ale nie pada. Może tylko jakieś takie pojedyncze, niegroźne kropelki. Za to zdecydowanie bardzo ciemno. Dziś trasa niestandardowa. Wczoraj umówiłem się z Tomkiem, że podam mu pod "Dżimmim" pendrive-a ze zdjęciami od Oli dla Moniki. Jadę więc przez Sarnów, Preczów, Zieloną, gdzie chyba wyminąłem się z Mario ale głowy za to nie dam bo raz, że jestem mocno ślepawy nocą, dwa: po świecącej w oczy lampce trudno poznać, trzy: mignął mi tylko kątem oka więc pewności nie mam ale kierunek i pora - kilka minut po 6:00 - mogłyby być godziną jego dojazdu. Zobaczymy czy przeczyta i potwierdzi.
W centrum D. G. trochę mi schodzi na oczekiwaniu Tomka. Wpada z grubą obsuwą w czasie. Szybko załatwiamy przekazanie i razem jedziemy kawałek w stronę Mydlic. Na światłach przy zjeździe do Nemo żegnamy się, Tomek odbija na Mydlice a ja dalej prosto na Zagórze i z małym zjazdem do spożywczego po upgrade śniadania, jadę do pracy.

Jednak pogoda zdecydowała się wykrzaczyć po całości. Przez cały dzień padało mocniej lub słabiej. Wychodzę ciut później przeczekując chwilowy intensywniejszy opad. Powrót robię bez kombinowania trasą prawie identyczną jak standardowa do pracy. Trzymam się, gdzie to tylko jest możliwe, chodników. Na jezdniach koleiny pełne wody. Chodniki przeważnie tylko mokre a kałuże zwykle udaje się przejechać bokiem. Deszczyk pokapuje całą drogę. Do tego wieje zauważalnie. Wszystko to zniechęca do objazdów. Do domu docieram nieco mokry ale w butach sucho więc nie było tak tragicznie. Tyle, że mało przyjemnie.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 48.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 21.49km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 października 2013 | dodano: 15.10.2013

+8 na starcie. Mgły ale na szczęście nie jakieś super mleczne. Widoczność jednak gorsza. Dlatego też do sakwy przypinam znalezioną gdzieś na szlaku na Mazurach lampkę. Na świeżo naładowanych akumulatorach dość dobrze ją widać.
Po drodze do Będzina i w samym mieście spotykam w sumie 4 kontrole policyjne. Na jednej nawet mnie kazali dmuchać :-p Czyżby rasa nauczycieli była aż tak rozrywkowa? Za to w Sosnowcu nic.
W sumie jechało się całkiem nieźle choć ze względu na ciemności i mgłę nieco wolniej.

Po pracy ładna słoneczna pogoda. Lekki wiaterek. Może nie Kalifornia czy Hiszpania ale jak na nasze warunki to całkiem nieźle.
Dziś objazdowo. Na początek na Kazimierz Górniczy odebrać od Oli drugą rundę foto z wypadu na Roztocze. Tym razem reszta zdjęć autorstwa Edyty. Musiałem na 2x brać bo na wyjazd wziąłem za małego pendrive'a :-p Chwilę rozmawiamy nim Ola w swoją stronę a ja w swoją. Przez Staszica jadę pod Urząd Miasta na Granicznej i dalej w stronę Pogorii 3. Objeżdżam od strony Łęknic na Piekło i asfaltem wokół Pogorii 4 do zjazdu na Kuźnicę Piaskową. Od RZGW wiszę na kole "króliczkowi". Wyprzedził mnie jak sobie spokojne 23-25 jechałem i myślał, że pokaże. Tak do 32-33 dociskał ale jechał bardzo siłowo aż widać było, że mu kolana na boki chodzą z wysiłku. Tymczasem u mnie jeszcze były dwa kółka w zapasie na tyle. No ale jak na starszego ode mnie to i tak nieźle ciągnął. Jednak nie po drodze nam było. Dalej przez Dąbie, Dolne Brzękowice i Goląszę do Strzyżowic i do domu.
Coraz bardziej widać jak dzień się skraca. Powroty mam jak na westernach: w stronę zachodzącego słońca :-/


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 21.65km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 października 2013 | dodano: 14.10.2013

I powrót do rutyny. +6 na starcie. Wiaterek jeśli był, to zdecydowanie śladowy bo go nie zauważyłem. Wyjechałem mocno poza oknem startowym ale rezygnacja z upgrade-u śniadania pozwoliła spóźnić się w granicach przyzwoitości. Do Będzina jeszcze na czołówce. Po pustych drogach Roztocza mam wrażenie, że tutaj jakiś nadzwyczajnych ruch. Pewnie będzie mi trzeba ze 2-3 dni pojeździć żeby się znów przyzwyczaić.

Po pracy na początek do Oli podać płytki ze zdjęciami do rozdania pomiędzy ekipę z roztoczańskiej wyrypy. Potem przez Będzin, Łagiszę i Sarnów do wsiowego Lewiatana żeby jakoś uciszyć świeżym wsadem echo w lodówce. I na tym koniec jeżdżenia.
We wdzianku zmiana tylko dwóch elementów: zamiast czapki bandaka i rękawiczki krótsze. Niby o 10 stopni cieplej ale jakoś tak bardzo tego nie daje się już odczuć. Pozytyw taki, że sucho i słonecznie. I oby tak jak najdłużej.
I jeszcze do kompletu kolejny tysiączek ukręcony czyli jak na razie 12k km. Przekroczę 15k? Czasu jest jeszcze sporo do końca roku i szanse na to całkiem spore.


Kategoria Praca

Dojazd po powrocie z Roztocza

Niedziela, 13 października 2013 | dodano: 13.10.2013
Uczestnicy

Rowerki wczoraj po, oczywiście nocnym, powrocie od razu trafiły do samochodu Edyty.
Dziś rano tylko pakowanie i jeszcze przed wschodem słońca ruszamy w drogę powrotną. Ze względu na fakt, że było dość wcześnie, drogi dość puste i udało się w nasze strony zawitać przed 11:00. Jedziemy na początek przed kwaterę główną Domina gdzie tenże ewakuuje się. Ja również żegnam się z ekipą i już na własnych kołach, obładowany sakwami wracam przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu.
Piękny, słoneczny dzień. Bardzo zdatny do jeżdżenia jednak nie mam już dziś sił na większe kręcenie. Czas rozminować sakwy i nieco dychnąć przed jutrzejszym standardzikiem do pracy.
Bardzo fajnie spędzony tydzień. Wyjeżdżona ekipa o dowcipie ostrym niczym promień lasera, śmigająca gdzie tylko koła wjadą albo da się je wepchnąć, to najlepsza możliwa kompania do takiego wypadu. Do tego pogoda jak zamówiona, teren przestronny i rozmaity. Oj! Będzie co wspominać. Warto się na Roztocze wybrać. Jest co zobaczyć i jest gdzie pojeździć. A już w takim składzie, to wręcz grzech nie pojechać :-) Mam nadzieję, że jeszcze będzie niejedna okazja podobną imprezę razem popełnić :-]


Kategoria Kilkudniowe

Statywika nie znalazłem :-(

  • DST 91.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 17.67km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 października 2013 | dodano: 12.10.2013
Uczestnicy

Wstawanie i starty z dnia na dzień coraz oporniejsze. Zmęczenie materiału daje o sobie znać. Czemu tu się jednak dziwić skoro pasterz nasz gna swoje stadko jakby to było stado chartów a nie zwykłe owieczki i barany ;-)
Zaczynamy od razu oraniem piachów jadąc zobaczyć cerkiew w Radrużu. Na miejscu chwilkę nam schodzi na zwiedzaniu.
Potem kawałek asfaltem pod wiatr i jeszcze jedna cerkiew, tym razem w Prusiu. Potem piachy i Monastyr, bunkry, piaski i w końcu docieramy do Bełżca. Tutaj odwiedzamy miejsce upamiętniające obóz zagłady. Bardzo przygnębiające.
W Bełżcu zjadamy też późny obiad i zaczynamy powrót do kwatery. Z małym falstartem ze względu na przedniego kapcia u Edyty. Sprawny serwis i równym tempem kręcimy do Narolu i dalej przez Hutę-Złomy i Nowe Brusno znajomą drogą na kwaterę. W Hucie sprawdzam czy nie znajdę przypadkiem zaginionego statywu do aparatu. Niestety musiałem go posiać gdzieś indziej.
Dziś pogoda mało słoneczna a wręcz bardziej pochmurna i zdecydowanie wietrzna. Na szczęście dość ciepło.


Link do pełnej galerii


Na dzień dobry zaczynamy od orania piachów.


Zwiedzamy cerkiew w Radrużu.


Tę oto.


Potem trochę jeździmy.


By zobaczyć kolejną cerkiew.


Potem jeszcze koncek piachu.


Budda Jedzący.


Kolejne miejsce pochówku.


Ruiny pustelni.


Tu chłopaki dyskutowali jak blisko bunkra musiał być przeciwnik by uznać, że bunkier to już historia.


Domino twierdził, że w Górach Izerskich Ola pokazała im wszystkie rodzaje deszczu. Wg niego Roztocze miało pokazać nam wszystkie rodzaje piasku.


W drodze do Bełżca. Nowe zastosowanie bunkra.


Zabawy liścioma :-)


Bełżec - miejsce hitlerowskiego obozu zagłady.


Nocny serwis rowerowy.


Nocne śmiganie.


Nocne zwiedzanie.


Podsumowanie dnia.


Kategoria Kilkudniowe

Jeździć mi tu! Ale już!

  • DST 101.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 17.41km/h
  • VMAX 59.70km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 października 2013 | dodano: 11.10.2013
Uczestnicy

Start dziś raczej oporny. Reszta ekipy będzie obstawała przy opinii, że to przeze mnie. Może odrobinę na początku, bo grzebałem krzynkę przy tylnym hamulcu. Potem jednak zamulanie uskuteczniała cała reszta bawiąc się w zakupy. Tak na dobre ruszyliśmy kilka minut po 10:00 i od razu z kopyta.
Tego dnia było sporo asfaltu sprzyjającego rozwijaniu niezłych prędkości. Choć i w terenie było kilka miejsc, gdzie można było rozpuścić rumaki. Nie obyło się bez orania piachów, przebijania się przez błotka (choć tych raczej tak śladowo dzisiaj), wypychów i innych atrakcji terenowych. Poza atrakcjami z kategorii Natura, były też elementy z kategorii Historia i Budowle. Historia w postaci miejsc upamiętniających okres II Wojny Światowej: cmentarze wojskowe, mogiły AK i inne. Pod kategorię Historia i Budowle podpadały bunkry Linii Mołotowa.
Punkt kulminacyjny dnia nastąpił w okolicy Rezerwatu Szumy. Stamtąd nastąpił powrót przerwany tylko smacznym obiadkiem w Suścu. Potem było śmiganie na czołówkach do kwatery.
Pogoda dopisuje w 100%. W ciągu dnia słoneczko i cieplutko. Po zachodzie chłodniej ale nie na tyle by potrzebne były ekstra warstwy ocieplające.
Czas płynie bardzo szybko i niemal byłbym gotów się założyć, że dziś dopiero czwartek. Tymczasem jutro ostatni pełny dzień śmigania po Roztoczu. W niedzielę koniec dobrego :-(


Link do pełnej galerii


Jak co dzień: wyruszamy.


Ruiny cerkwi. Dobrze, że mi je palcem pokazali bo bym między drzewami przeoczył ;-)


Cmentarz w środku lasu.


Bunkier w środku pola.


Cerkiew we wsi.


Kolejny cmentarz.


Trochę jeżdżenia.


Kolejny cmentarz...


I cerkiew.


Ponownie "Szumy".


Wypych. Obowiązkowo.


Cmentarz AK niedaleko Czartowego Pola.


Cienie się wydłużają.


Te "babi"...


Tyleśmy dziś pojeździli.


Kategoria Kilkudniowe

GastroCzwartek na obczyźnie i Relokacja

  • DST 38.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 16.76km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 października 2013 | dodano: 11.10.2013
Uczestnicy

Dziś start dość późny i jeżdżenie mocno leniwe. Nim jednak doszło do startu wywalam pogięte ogniwo z łańcucha. Potem w drodze jeszcze 2x dokręcam korbę. Serwis chyba nieunikniony.
Na początek jeżdżenia nasz Pasterz wybiera stawy. Tam kotwiczymy na dłuższą chwilę przy okazji rozprawiając się z zapasami na dalszą drogę.
Potem kolejna przerwa przy wieży widokowej, gdzie rytuał marudzenia jest kontynuowany.
Nieco konkretniejsza jazda przebiega wzdłuż żółtego szlaku rowerowego biegnącego przez Roztoczańskk Park Narodowy. Po drodze sporo postojów fotograficznych na zdjęcia wygłupowe. Zabawa na całego.
Chwilę kotwiczymy w karczmie "Nad Szumami". Stamtąd wracamy raczej żwawo do Zwierzyńca, gdzie w "Młynie" popełniamy GastroCzwartek na obczyźnie. Troszkę nam schodzi więc bez marudzenia wracamy na kwaterę. Tam pakowanie i ruszamy samochodami do Horyńca-Zdroju.
I tu następuje chodzenie. Nie wiem ile tego jest ale zdecydowanie za dużo jak na rowerową wyrypę. Oficjlnie zgłaszam niezadowolenie zupełnie zresztą zignorowane :-P
Chyba mam podejrzenia o co chodzi z rozkręcającą się korbą. Jutro rano sprawdzę teorię.


Link do pełnej galerii


Zaczynamy spacerowym kręceniem po stawach.


Potem leniwe opierdzielanie się na punkcie widokowym.


Równie leniwe opierdzielanie się na wieży widokowej.


Potem trochę śmigania żółtym szlakiem.


Bardzo fajnie się tym szlakiem śmigało.


Dziewczyny mierzyły "kapelusze". Jagaryba koniecznie chciała ten wyżej sprawdzić ;-)


"Qniom" też nie można było przepuścić.


Robimy sobie "portret rodzinny". Sami paranienormalni ;-)


"Nad Szumami" znów robi się leniwie choć miało być też i gastronomicznie ale nie wyszło.


Wracamy do Zwierzyńca.


I w sprawdzonej mecie celebrujemy GastroCzwartek.


Rowerowanie kończymy jeszcze, o dziwo, za jasności z takim, raczej skromnym, wynikiem.


Następnie odbywa się relokacja zgrupowania do Horyńca-Zdroju, gdzie podstępem zostaję wmanewrowany w chodzenie.


Kategoria Kilkudniowe