Zakończenie w Chudowie i powrót na pół-ostrym
-
DST
88.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:59
-
VAVG
22.09km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś klubowy wyjazd do Chudowa na zakończenie sezonu rowerowego (przyznajmy uczciwie, każda okazja do spędu fanatyków rowerowania jest dobra) PTTK.
Ponieważ piątek był nierowerowy a wynikiem tego również sobota na dziś rano pozostało mi nieco poczyścić i posmarować rowerek. Z tego też powodu na miejsce zbiórki pod fontanną wpadam na 1 minutę przed końcem kwadransa akademickiego. Ekipa już ustawiona do foto. Dostawiam swój aparat na nowym statywiku i chwilę potem ruszamy.
Droga już znana. Na początek na Muchowiec gdzie zgarniamy Ryśka i potem na Panewniki, gdzie pod Bazyliką dołącza do nas Teresa. Teraz już w pełnym składzie jedziemy dalej. Po drodze trochę terenu, trochę asfaltu. Pogoda dopisuje. Po drodze wyprzedzamy się nawzajem z grupą z Katowic, którą spotykamy potem na miejscu.
W Chudowie jesteśmy dość wcześnie ale już nie jako pierwsi. A kolejnych rowerzystów przybywa. Potem są konkursy różnorakie, palenie kiełbasy, okolicznościowy tort, dużo gadania o sprawach głównie rowerowych. Serwisy i inne takie.
Około 14:00 rozpoczynamy odwrót. Jedziemy przez Zabrze, Świętochłowice, Rudę Śląską. Tutaj rozlatuje mi się przerzutka. Nie udaje się ściągnąć wsparcia w postaci transportu i ekipa namawia mnie na zrobienie singla. Pozostaje to, albo kombinowanie z dojazdem. Robię singla i ustawiam przełożenie 3/6. Trochę nie na pagórki po drodze ale ciężko było wymierzyć ogniwa by pasowały lepiej na inny. Ruszamy. Myślałem, że będę się w ogonie wlókł a tu niespodzianka. Ruszanie oporne ale jak już się rozbujałem to nawet pod górki nieźle się dało cisnąć.
Tyle, że suport jęczał jak potępiony. To samo było na Roztoczu jak pocisnąłem mocniej na podjazdach i po piasku czyli zdechł. Kaseta już też na ostatkach więc powoli godzę się z myślą o wizycie w serwisie i wymianie tych elementów plus reklamacja rozsypanej przerzutki. Tak na oko to nawet 1k km nie zrobiła. Musiała mieć jakiś "wrodzony" feler.
W Świętochłowicach żegnam się z ekipą, która dalej uderza na Chorzów a ja na Bytom i dalej przez Piekary Śląskie i Wojkowice do domu. Myślałem, że będę musiał robić wypych w kilku miejscach ale udało się jednak wjechać nie zrywając łańcucha (choć miejscami na stojąco i przy niemożebnym jazgocie suportu).
Nawet udało mi się podbić nieco średnią (o 1 km/h).
W sumie bardzo udany rowerowo dzień pomimo awarii. Nim musiałem robić przerzutkę były jeszcze 2 kapcie i gleba w ekipie. Potem jak już rozmawiałem z domu z Marcinem, to mi powiedział, że jeszcze jeden kapeć się trafił i kolejna gleba. Tak więc wycieczka w pełni udana :-)
Link do pełnej galerii
Tradycyjne Body Count.
Jedziemy na Muchowiec.
Jedziemy na Panewniki.
"Ostrzaki" dwa dzielnie przebijają się przez błota :-)
Pierwsza pana.
Jedziemy dalej.
Rzut beretem od Chudowa.
Prezesowi też uszedł luft.
Rychu w konkursie.
Teresa w konkursie.
My w Chudowie.
Na tym obrazku jest coś nie tak.
Ekipa w swoją stronę a ja na Bytom.
Wynik za dzień.
Kategoria Jednodniowe
komentarze