limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1783.00 km (w terenie 203.00 km; 11.39%)
Czas w ruchu:93:15
Średnia prędkość:19.12 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:68.58 km i 3h 35m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 18.50km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 października 2011 | dodano: 18.10.2011

O 6:00 rano -2 stopnie ale bez wiatru. Po pracy bez porównania cieplej. Powrót trochę inną trasą w spacerowym tempie. Przez centrum Dąbrowy Górniczej, na Zieloną, potem do Łagiszy, z Łagiszy polami do Gródkowa i potem dalej bocznymi i polnymi drogami do Psar.
Po weekendzie jakiś zdechły jestem. Dodatkowo siły zabierają poranne chłody. Chwilowo brak chęci na dalsze objazdy.
I jeszcze rowerek coś niedomaga. Albo rama już tak wyrąbana na wertepach albo znowu pękła oś z tyłu bo jak lekko nawet przydepnę to opona trze z lewej strony :-/
Jutro się muszę temu przyglądnąć.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 21.47km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 października 2011 | dodano: 17.10.2011

O 6:00 rano -3 ale prawie bez wiatru więc jechało się nienajgorzej. Std. "szesnastka" do pracy. Muszę się jednak rozejrzeć za czymś do ochrony stóp przed zimnem bo im najbardziej się taka pogoda daje we znaki. Może takie neoprenki jak miał jeden z masowiczów w Zabrzu?
Po południu szybki kontakt z Marcinem. Mieliśmy porozmawiać odnośnie sobotniego zamknięcia sezonu turystycznego PTTK. Podjechał do mnie do pracy i razem pojechaliśmy na Zieloną. W Dąbrowie trochę korków. Na Zielonej Marcin opowiedział mi jak ma wyglądać trasa dla wariantu z Milowic do Środuli. Ponieważ znam tylko jej część więc wstępnie umówiliśmy się, że razem ją przejedziemy w czwartek lub piątek - zależy jak pogoda pzwoli. Skoro mam ten wariant obstawiać jako fotograf :-p to muszę mieć jakieś rozeznanie gdzie można przyzwoite foto cyknąć.
Pożegnaliśmy się po 16:00 i ruszyliśmy w swoje strony. Ja do Preczowa najkrótszą drogą przez mostek na Czarnej Przemszy, potem do Sarnowa i do Psar.
Rano trochę przydeptywałem, żeby się rozgrzać ale powrót zrobiłem raczej w spacerowym rytmie. Po południu, w słoneczku nawet przyjemnie ale jakoś już nie mam ochoty na tempo charta.
Najlepiej to by mi pasowało teraz zapaść w sen zimowy i obudzić się na nowy sezon rowerowy :-)


Kategoria Praca

Pyrzowice z Marcinem i Jego Tatą

  • DST 67.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 19.90km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 października 2011 | dodano: 16.10.2011

Miało być spokojne 30-40km. Jak to u rowerowo opętanych (używając poetyckiego określenia patentu Jacka), plany planami a wykonanie sobie.
Marcin zaspał na wyjazd, o którym mi wczoraj mówił i w związku z tym pozostału mu zapalnować coś innego. Puścił mi esa czy by nie skoczyć razem na Pyrzowice. Szybki tel i wyjazd uzgodniony.
Spotkaliśmy sie w Będzinie na parkingu za wiaduktem kolejowym nad drogą biegnącą do Grodźca trochę przed 15:00. Powitanie i ruszamy. Najpierw Grodziec, bocznymi drogami do Strzyżowic, potem Rogoźnik (przez tamę), do Sączowa (przez budowę wiaduktu - chyba w końcu tam otworzą przejazd bo pod asfalt przygotowują podłoże), potem z Sączowa do Ożarowic. Mała odchyłka pod terminal lotniska i potem objazd pasa startowego od zachodu (lądąwały w międzyczasie 2 samoloty ale od wschodu więc widać było niewiele). Dalej Zendek (mały postój na szamanie), Zadzień, Mierzęcice, Boguchwałowice, Przeczyce, Wojkowice Kościelne, Pogoria IV. Tam, na Mariankach, rozstajemy się. Wracam przez Preczów i Sarnów do siebie.
Pogoda ogólnie całkiem niezła ale nie za ciepło pomimo słoneczka. W ruchu jego ciepła nie było czuć. Na Pogorię docieramy po zachodzie. Ludzi prawie wcale.
Tempo nie za szybkie ale przy tej temperaturze mięśnie nie chcą pracować. Zimno w palce. Poza tym po wczorajszej wyprawie z Jackiem nie miałem za bardzo ochoty na gonitwę. Dobrze mi się jechało z Marcinem i Jego Tatą. Mam nadzieję, że jeszcze bedzie okazja razem gdzieś pojechać.


W drodze do Sączowa.


Pyrzowice.


MiG w kamuflarzu Dzieci-Kwiatów :-p


Przeczyce. W stronę zachodzącego Słońca albo w stronę Tarnowskich Gór. Zależy, czy ktoś woli technicznie czy "romantycznie" ;-)


Na Pogorii IV pustki choć to jeszcze nie noc...

Link do pełnej galerii


Kategoria Jednodniowe

Co Wy wiecie o off-road... Rybnik z Jackiem.

  • DST 170.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 09:03
  • VAVG 18.78km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 października 2011 | dodano: 15.10.2011

Zaspałem, potem nie mogłem się wygrzebać i w efekcie wyjechałem 20 min. spóźniony o czym uprzedziłem Jacka, żeby niepotrzebnie nie czekał i nie marzł. Jednak na miejsce, czyli Plac Papieski, dotarłem tylko 5 min. spóźniony niemal w tym samym momencie co Jacek. Skróciłem sobie drogę o jakieś 3km czyli te 10 min. co bym się spóźnił dodatkowo.
Ponieważ na forum nikt nie pisał, że się też z nami wybiera i nikogo nie było na miejscu to od razu ruszyliśmy w drogę. Prowadził Jacek i jego navi.
Szczegóły trasy w linku do śladu z GPS-a.
A co na trasie? Ha. Kto się łamał i w końcu nie pojechał, niech żałuje. Praktycznie ominęliśmy większość głównych dróg. Były długie, fajne odcinki lasami w różnorodnym terenie ale wszystko spokojnie do przejechania. Trochę podjazdów i zjazdów zarówno w terenie jak i na asfalcie. Dla mnie trasa rewelacyjna.
Pogoda była w czasie zmienna. Za bardzo nas nie rozpieszczała choć zaczęło się bardzo ciekawie. Dość szybko wyszło słońce i przez jakiś czas nieco przygrzewało.
W lasach wiatru się niemal nie odczuwało. Na asfaltach i otwartych przestrzeniach jednak już tak. Dłuższe postoje ograniczyliśmy do maksimum a krótkie były tak krótkie, jak tylko było trzeba. Każdy postój niemal kończył się wychłodzeniem i potem trzeba było się nieźle sprężać, żeby na nowo się rozgrzać.
W drodze powrotnej słońca już wiele nie uświadczyliśmy. Przez kilka minut nawet nękał nas drobny, mżawkowy deszczyk.
Po drodze różne atrakcje: rozkopane drogi, mnie się udało rzućić rowerem jak się nie wyrobiłem ze skrętem bo ruszałem z za wysokiego biegu, po drodze nam się ścieżka urwała i trzeba było drzeć "na krechę" przez jeżyny, pokrzywy i inne leśne elementy, omal 2x gleby na gałęziach nie zaliczyłem. W ogóle działo się. Trasa nie pozwalała się nudzić.
Trochę tej "różnorodności" chyba wynikło z tego, że "zażyczyłem" sobie aby wracać nieco inną trasą. No i wracaliśmy :-)
Plan czasowy wstępny był taki, że do 16:00 uda się wrócić. Jednak w terenie nie dało się utrzymać tempa powyżej 20km/h a na asfaltach nie dało się tego za bardzo nadrobić. Tradycyjnie na podjazdach robiłem za kotwicę. Jackowi wspinanie się szło całkiem dobrze. Ja startowałem ostro za nim ale potem z reguły zrzucałem trochę biegów i wjeżdżałem wolniej. Zwłaszcza w drodze powrotnej.
W Sosnowcu byliśmy już po zachodzie słońca. Jacek odprowadził mnie pod Plac Papieski. Tam się pożegnaliśmy. Wracałem do Będzina tą samą trasą co rano ale potem zamiast przez Gródków pojechałem przez Łagiszę i Sarnów (trochę spokojniejsza droga choć nieco pagórków na niej jest). W domu kilka minut po 20:00.
Po drodze miałem jeszcze telefon od Marcina. Pytał, czy bym się jutro na trasę za jakieś 100km nie wybrał. Chęci to ja mam ale mimo wszystko zrezygnowałem. Jak słusznie w trakcie podróży zauwazył Jacek, czasem trzeba dać nogom odpocząć. Jutro jakaś krótka przejażdżka za 30-40km max po okolicznych lasach.


Prawie jak "Trzy Kopce".


Na molo w Rybniku.


Kominy chłodnicze elektrowni w Rybniku.


Rybnik.


Mikołów.


Off-road wygląda tak. Na zdjęciu nic wielkiego. Ale w terenie jest wesoło.

Link do pełnej galerii.



Masa Krytyczna w Zabrzu

  • DST 97.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 18.90km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 października 2011 | dodano: 14.10.2011

Standardowa "szesnastka" do pracy. Potem Tomek na "bikeu" zadaje mi pytanie, czy jadę na Masę do Zabrza. Po prawdzie to sam nie wiedziałem czy się wybieram, czy nie ale jak padło takie pytanie, to jak tu powiedzieć "nie"? Ale jeszcze trochę pościemniałem, że o 14:00 będzie wiadomo jak z pogodą itp. O 14:00 umówiliśmy się w Katowicach na Rynku. Dotarłem tam gdzieś około 16:20. Tomek już czekał. Właściwie nie było rozmowy czy jedziemy tylko którędy i kto prowadzi. Wbiłem do GPS-a trasę a potem i tak pojechaliśmy nam już znaną trasą przez Chorzów.
Po drodze ze 4x udało nam się prawie usiąść na kole wypasionej szosie (co prawda tylko na światłach, ale zawsze :-D ). Tomek napisze pewnie o kogo chodziło :-)
Masa ruszyła o 18:00. Tym razem albo trasa była krótsza, albo tempo żwawsze bo poszło dość szybko i przed 19:00 byliśmy już po objeździe. Czas było wracać. Tym razem znów wypadło Garminowi wytyczyć nam trasę. No i się postarał. Na początku, kulturalnie drogami. A potem jakiś tajny zjazd i nagle pakujemy się pod zakaz wjazdu, za nim rampa do ważenia ciężarówek a potem płyty i błoto. Lekko zwątpiłem. Ale droga odchodziła nieco w bok i była całkiem do jazdy. Tu też zrobiliśmy krótki popas: wymiana baterii, pojenie itp. Ruszamy dalej. Droga ładnie widoczna tyle, że patrzę na GPS-a a ten twierdzi żeśmy wjechali nie tam gdzie trzeba. No to wracamy i szukamy "właściej" drogi. I okazuje się, że jest takowa. Wyjeżdżone koleiny w trawie. Ciągną się wzdłuż torów. Ruszamy i GPS stwierdza, że teraz grzecznie trzymamy się szlaku. Spokojny kawałek w ciemnościach: trochę błota, trochę kamieni, odrobina piachu, znienacka wyłaniający się piesi. Poza tym idylla. Przekraczamy tory. Droga skręca w prawo. Tunel. Wygląda to ciekawie więc go przejeżdżamy. Ale Garmin mówi, że nie tędy droga więc wracamy. Droga oczywiście dalej ciągnie się wzdłuż torów. Gdyby nie nawigacja to w ciemnościach byśmy jej w ogóle nie zauważyli. Wkrótce docieramy do cywilizacji. Potem już bez większych problemów dojeżdżamy do Bytomia. Po drodze robimy w kilku miejscach zdjęcia (głównie kościołom i głównie księżycowi w chmurach). Od Bytomia prowadzenie przejmuje Tomek. I narzuca niezłe tempo. Drogę do Czeladzi przebywamy w ekspresowym czasie. Oj, rozgrzałem się, rozgrzałem :-) W Czeladzi jeszcze tradycyjnie kilka chwil pogaduch o tematach okołorowerowych i w końcu pożegnanie. Tomek rusza do Sosnowca, ja do Psar.
Po drodze jeszcze pstrykam kilka fotek to tu, to tam, głównie podświetlonym kościołom (w Czeladzi, Grodźcu) i kilka innych. W domu około 22:00
Dzięki, Tomek, za motywację i wspólną jazdę :-) Sam na pewno bym nie pojechał.


W Zabrzu przed startem Masy.


Rowerek cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Wielu było chętnych by przejechać na nim choć kilka metrów. I nie dziwię się temu ani trochę.


Masa minęła zadziwiająco szybko.


Potem był powrót. Tu wypadł dłuższy postój.


Ony tunel co to śmy go przejechali w te i nazad zupełnie niepotrzebnie.


Jeden z kilku kościołów sfotografowanych po drodze.


Droga z Czeladzi do Grodźca (i nieustannie fascynujący mnie klinkierek - jego trwałość i wygoda użytkowania).


Gródków. Droga do Psar.

Link do pełnej galerii (Masa Krytyczna w Zabrzu i "nocne" zdjęcia).


Kategoria Praca

DPD (rozciągnięte)

  • DST 38.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 22.35km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 października 2011 | dodano: 13.10.2011

Rano std. "szesnastka". Powrót nieco pokręconą trasą (przez Mydlice, Warpie, obok Kauflanda, do Łagiszy, Sarnowa i do domu) żeby dziebko pojeździć. Niestety nie za długo bo na 18:00 musiałem być u dentysty. Pogoda nawet nienajgorsza do jazdy ale już nie za ciepło. Czapka i rękawiczki nie były wcale przesadą.


Kategoria Praca

Wietrzna piędziestka

  • DST 52.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 21.67km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 października 2011 | dodano: 11.10.2011

Rano do pracy nie pojechałem na rowerku bo u mnie trochę kapało a potem cały dzień tego żałowałem bo ciuchy by wyschły a powrót miałbym w fajnych warunkach.
Ale dzień był jeszcze do uratowania bo w domu byłem przed 16:30. Szybka zmiana wdzianka i ruszyłem w drogę. W planie miałem tak 30 max. 40 km. Wyszło ile wyszło.
Trasa: Psary, Strzyżowice, Rogoźnik, Dobieszowice, Wymysłów, Niezdara, Ożarowice, Zendek, Zadzień, Targoszyce, Toporowice, Dąbie, Chrobakowe, Malinowcie, Psary.
Połowa drogi właściwie po ciemku. Chwilę zatrzymałem się przy lotnisku w Pyrzowicach i usiłowałem cyknąć fotkę lądującego samolotu ale niewiele z tego wyszło bo lądował pod wiatr czyli od wschodniego krańca pasa. Ja byłem na zachodnim. Jedynie na max zbliżeniu optycznym i cyfrowym widać było, że to samolot LOT-u. Tu też kapnąłem smaru na łańcuch bo zaczynał rzęzić. Drugą sesję foto zrobiłem kościołowi w Targoszycach.
Jechało się całkiem dobrze pomimo wiatru. Czasem przeszkadzał, czasem pomagał czyli w sumie wyszło na zero. Zauważalnie cieplej w stosunku do dnia wczorajszego. Niestety jutro znowu ma się ochłodzić choć z kolei ma nie padać.


Ony samolot co to lądował był w Pyrzowicach.


"Impresja" :-p


Targoszyce. Kościół.


Targoszyce. Kościół. Zbliżenie.

I jeszcze takie w sumie miłe zdarzenie. W Malinowicach jest taki kawałek krętej drogi. Jadąc tamtędy usłyszałem, że coś dużego do mnie się zbliża. Że miałem kawałek wolnego pobocza i jechałem sobie nie za szybko to zjechałem na bok. A niech ma i jedzie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy kierowca uatobusu, który mnie wyprzedził mrugnął migaczem w podziękowaniu. Niby nic ale zrobiło sympatyczne wrażenie. Pozdrowienia dla prowadzącego autobus. Niestety nie zwróciłem uwagi na numer linii.


Kategoria Inne

DP(bonus)D

  • DST 50.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 20.98km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 października 2011 | dodano: 10.10.2011

Do pracy standardowa "szesnastka". Poszło łatwo bo wiatr w plecy.
Powrót przez Dąbrowę Górniczą, Pogorię III i IV, Wojkowice Kościelne, Toporowice, Dąbie, Goląszę Dolną. Wiało z zachodu. Pół drogi to walka z wiatrem ale w sumie jechało się nawet całkiem dobrze. Gdyby wiatru nie było to pogoda do jazdy byłaby rewelacyjna. Na Pogoriach ludzi śladowe ilości: ze 3-4 rowerzystów, dwóch rolkowców, ze dwóch narciarzy bez desek, 1 od windsurfingu i 4 od kitesurfingu.
Poza tym cała ścieżka moja.


Kategoria Praca

Niedziela wyborcza

  • DST 145.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:52
  • VAVG 21.12km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 października 2011 | dodano: 09.10.2011

Start kilka minut przed siódmą. Podjechałem do lokalu wyborczego a tu zonk. 7:05 i jeszcze zamknięte. Ale ktoś mnie musiał przy drzwiach przyuważyć i otworzyli. Potem std. procedura głosowania.
Zanim ruszyłem dalej jeszcze wymiana baterii w GPS-ie. Upomniał się zaraz po starcie choć wczoraj dostał niedawno ładowane. Dziwne.
Potem standardowa trasa na Mec i dalej na Plac Papieski w Sosnowcu. Tam już czekali Andrzej i Damian (mam nadzieję, że nie przekręciłem imienia ale mam słabą głowę do zapamiętywania imion zwłaszcza jeśli kogoś pierwszy raz widzę).
Zjawiłem się jednocześnie z Jackiem. Chwilę potem dojechał Tomek. W pięciu ruszamy na Sosinę gdzie miał do nas dołączyć jeszcze Krzysiek (Kysu). Z powodu studenckiego kwadransa zamarzamy w porannej mgle. W końcu zjawia się Krzysiek i ruszamy. Ciągle jeszcze mgła ale słoneczko obiecująco wyglądało zza chmurek.
Tradycyjnie, kiedy ktoś prowadzi to nie bardzo przejmuję się gdzie jadę ale trasa w przybliżeniu wyglądała tak: z Sosnowca na Bukowno, dalej na Żuradę, Płoki, Lgotę, Miękinię, Krzeszowice, Tenczynek, Nieporaz, Młoszowa, Trzebinia, Luszowice, Jaworzno, Sosnowiec.
Po drodze różne przygody. Andrzej miał problemy z kapciem i to 2 razy. Na początku dopompowywał ale potem zdecydował się jednak na wymianę dętki. Drugi raz musiał użerać się z kołem w Lgocie. Problemy tej samej natury dotknęły Damiana. Też początkowo dopompowywał ale powietrze schodziło często i też w końcu zdecydował się na wymianę. Zawitaliśmy obok kopuł, które wczoraj z Krzyśkiem i Marcinem mijaliśmy i tym razem również nie obeszło się bez mini sesji foto. Tym razem strażnik nie zdążył się zirytować i nas pogonić (może bał się 6 "przeciwników" :-] ).
Ja robiłem za spowalniacza w terenie. Niestety na moim "sztywniaku" nie byłem w stanie tak szybko pokonywać kamienistych zjazdów jak ekipa na rowerkach z "amorami". Też je zjeżdżałem (choć ze 2x musiałem w ostatniej chwili ratować się gwałtownym hamowaniem) ale dużo wolniej. Dodatkowo chyba trochę dawał mi się we znaki dzień wczorajszy. Szybko objawił się mój deficyt energetyczny i po drodze dosłownie opadłem na jakiś czas z sił. Doturlałem się do ekipy jak Andrzej właśnie dopomopwywał powietrze.
Na asfalcie Damian przyznawał się bez bicia, że nie wyrabia tempa, które na sporych odcinkach wisiało w okolicach 30km/h a czasem nawet ciut więcej. Mnie na asfalcie szło nienajgorzej choć do Andrzeja to nawet nie mam się co porównywać. Zresztą nie tylko do niego. Tomek i Krzysiek też na początku rwali nieźle w przodzie. Dopiero później nieco nas oszczędzali i spuścili z tempa (dzięki chłopaki za litość :-D ).
Pogoda była mieszana choć mam wrażenie, że lepsza niż wczoraj. Było trochę słońca i trochę deszczu. Nie za ciepło ale do jazdy pogoda zdatna.
Za Trzebinią dopadł nas trochę mocniejszy deszczyk ale krótki więc nie bardzo nas zmoczył. Mnie potem jeszcze trochę poprawiło w Przeczycach.
Za Trzebinią też doszło do rozbicia na 2 grupy. Ja z Jackiem i Andrzejem pojechaliśmy do Jaworzna a Tomek z Krzyśkiem i Damianem pojechali na Sosinę. "Rozłam" był efektem tego, że chłopaki jeszcze chyba nie mieli okazji jeździć z navi Jacka, która miała w sobie takie ścieżki, których na żadnej mapie nie było.
Chcieli jechać od razu na Sosinę. Nam "wyszło" do Jaworzna.
Spotkaliśmy się ponownie na "Balatonie" ale już bez Krzyśka, który od Sosiny pojechał do Siebie.
W piątkę pojechaliśmy najpierw na Klimontów (pod komendę), gdzie rozstaliśmy się z Jackiem. Potem odprowadziliśmy Andrzeja. We trzech pojechaliśmy na Mec gdzie zostawił nas Tomek. Damian i ja ruszyliśmy w stronę centrum Zagórza. Tam chwilę pogadaliśmy, ja wszamałem odrobinę kalorii bo już czułem jak zapadam się w siebie i w końcu się pożegnaliśmy. Dalej sam wracałem przez Dąbrowę Górniczą, Zieloną, Preczów i Sarnów do siebie.
Wg mnie wypad bardzo udany. Ciekawy teren (choć miejscami dla mnie mocno wymagający). Fajna grupa. Dzięki, chłopaki za wspólną jazdę. Mam nadzieję, że w takim lub podobnym składzie będzie jeszcze okazja pojechać gdzieś.


Pierwsze konsultacje z mapą.


Przymusowa wymiana dętki w wykonaniu Andrzeja.


I powtórka w Lgocie.


Potem podobna historia u Damiana.


Zdjęcie przy "kasku".


Chłopaki "wynaleźli" na mapie jakiś pałac. Jakoś nie zostało mi w pamięci jaka to miejscowość. Na pewno będzie w ich relacja info na ten temat :-)


I już Klimontów na kilka chwil, przed pierwszymi pożegnaniami.

Dostaliście obiady, chłopaki? :-D

Link do pełnej galerii


Kategoria Jednodniowe

Kraków z Krzyśkiem i Marcinem

  • DST 138.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:24
  • VAVG 18.65km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 października 2011 | dodano: 08.10.2011

Zaparłem się jechać w tą sobotę do Krakowa i już. Wyjazd z domu zgodnie z planem czyli o 7:00. Coś mi trochę przerzutka w jednej pozycji dzwoniła i trochę ją próbowałem ustawić. Skończyło się na tym, że dzwoniła dalej ale mniej i ciszej :-)
Dojechałem na spotkanie na Mecu około 7:45. Chwilę później zjawił się Krzysiek.
Przyszło nam trochę ostygnąć w oczekiwaniu na Marcina. Potem jazda ruszyła na całego. Szczegóły trasy we wpisie Krzyśka. Dla mnie tereny, po których jechaliśmy, w większości były obce. Nie roztrząsałem dokładnie niuansów trasy tylko cieszyłem się jazdą zdając się całkowicie na przewodnictwo Krzyśka. Marcin też znał te tereny i czasem się konsultowali.
Było trochę po piasku, trochę po kamieniach, trochę po trawie, trochę po asfalcie. Były podjazdy i zjazdy. Było różnorodnie czyli ciekawie. Pogoda też dodała swoje 3 grosze. Kilka razy dopadły nas drobne przelotne opady ale nie zatrzymywaliśmy się tylko jechaliśmy dalej. Czasem trochę wiało. Aura wymagająca ale do jazdy nie była znowu taka tragiczna.
Według mnie bardzo udany wypad. Niezły dystans jak na te warunki.
Marcin, Krzysiek, dzięki za Wasze towarzystwo. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja razem gdzieś pojechać.


Asfalt po odcinku leśnym.


Konsultacje :-)


Lewitujący liść :-)


Przy "kopułach".


Hełm strażnika. Potem był strażnik z tego hełmu wyszedł i powiedział żebyśmy sobie pojechali. Nie wiem czy tymi słowami dokładnie bo stałe w oddaleniu ale w takim sensie.


Foto przy ruinach. Tradycyjnie Krzysiek nas pozaginał czyli wjechał prawie na sam szczyt. Gdyby nie liście i rozmoczona ścieżka to by tego "prawie" nie było.


Dolina Mnikowska.


Pogoda wyglądała tak.


Po pitstopie (czyszczeniu i smarowaniu).


Pod Wawelem.


Na rynku.


Rowerki w pociągu.


Molo na Pogorii III. Po pożegnaniu Krzyśka, z Marcinem pojechaliśmy na Pogorię III. Tam fotki i potem skok na Zieloną. Tam się pożegnaliśmy. Marcin ruszył do siebie. Ja również. Wracałem przez Łagiszę i Sarnów. W domu po 20:00.

Link do pełnej galerii.


I link do trasy. Przez chwilę myślałem, że go nie będzie bo się okazało, że nie ma pliku na karcie pamięci. Ale na szczęście dało się ściągnąć ślad z pamięci GPS-a i zapisać do pliku. Ostatnio go przez przypadek zresetowałem i nie była wbita opcja zapisu na karcie śladów. Jak to na wszystko trzeba uważać :-/


Kategoria Jednodniowe